Póty śniła cieniście drapiąc go półbrodek,
Aż się ze snu wyślizgnął i dotknął jej w środek.
Zaszeleścił, zasapał na jędrwiu dziewczyny
I uśmierzał jej piersi jabłne kosmaciny.
I nagość chciał ogarnąć pożądnym spojrzakiem,
Lecz cień cienia cieniutki zaciemniał za krzakiem.
Przysiadł, powstał, chciał wrócić, a ona mu na to
Odwróciła zalotnie swą nagość kosmatą.
I puszką w ręku dzwoniąc wyźródliła słowo:
— Dam siebie, ale daj coś na Pomoc Zimową!
Chciał się cofnąć, i byłby się cofnął ze wstrętem,
Lecz jej jędrwo zagrało lubieżnie wśmiechnięte.
Więc naprzód rzucił w puszkę, a potem się na nią,
I utonął w pomysłach, w chwiejbie, w całowaniu...
A ona szumiąc usty, gdy się nią zachwycił,
Syta była, bo i inni przez nią będą syci.
Źródło: Sygnały, r. 1937, nr 25.