Różowa zorza oblała,
Promieniste zaszło słońce,
Mego życia był to raj.
Tę wiarę w boską opiekę,
Tę gotowość poświęcenia,
Tę nadziei czystą woń,
Tylko anioł świętem skrzydłem
W serca ludzkie może wiać.
Ty gwiazdką moją zostaniesz
Sandomierza stary grodzie,
Nadwiślańskich żyznych pól.
Tam chłopcem ledwie nie dzieckiem
Po raz pierwszy usłyszałem
Szczęk oręża, armat huk,
I za wolność, za Ojczyznę
Na żołnierza wziąłem chrzest.
Grzmią bębny, trąby głos szerzą,
Las bagnetów, las proporców,
Tentent koni, turkot dział;
To wojna! Ale urocza,
Bo w zwycięztwa aureoli,
Bo zwycięztwo Bóg nam dał.
Jeszcze Polska nie zginęła,
Kiedy ojców mamy broń.
A potem nastał czas błogi,
Jak w jezioro się spływały
Chwile szczęścia młodych lat.
Ze szczytów świętych Wawelu
Orzeł biały i złocisty
Wzięły w górę chyży lot;
Przeleciały ponad Polskę
I zniknęły w cieniu chmur.
Na długiéj, długiéj przestrzeni
Od Kremlina do Paryża
Walczył z nami głód i mróz;
A jeszcze, jeszcze czasami
Promyk szczęścia nam zabłysnął,
Ale coraz słabiéj tlał,
Aż nareszcie i z nadzieją
Do iskierki całkiem zgasł.
O były klęski w przeszłości
Lecz walkami poprzedzone,
Co zdziwiły cały świat.
A teraz karły zuchwałe,
Polityczne te ślimaki
Chcą wyczołgać nowy skład,
Ale zginą z Boskiéj ręki,
Bo w ich duszy tylko jad.