Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

miłość nieodwzajemniona


Andrzej_Wojnowski

Rekomendowane odpowiedzi

Miłość nieodwzajemniona

on kocha – nie kocha ona

werteryzm ma w żyłach

jak długo wytrzyma

 

ona często znika

a kiedy ją pyta

gdzie byłaś kochanie

znów wracasz nad ranem

czy u koleżanki

małe dzieci niańczyć

młoda pielęgniarka

takiej pomóc warto

czy też u mamusi

którą covid dusi

 

ty się ciągle czepiasz

a przecież już trzecia

chodźmy spać kochanie

pogadamy rano

 

rano przy śniadaniu

patrzysz czule na nią

nie zdążysz zapytać

bo za drzwiami znika

szybkie – pa misiaczku

nie czekaj z kolacją

odbierz, nakarm dzieci

ja już muszę lecieć

 

nie przejmuj się chłopie

dziś one na topie

chcesz mieć spokój błogi

zaakceptuj rogi

 

Edytowane przez Andrzej_Wojnowski (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@iwonaroma

 

Cóż niestety takie czasy

misie już nie mają klasy

myślą tylko wciąż o sobie

wiem - bo właśnie obiad robię

komu? - uwielbianej żonie

znowu spóźni się kochanie

 

Dzięki.

 

Pozdrawiam - Biały miś

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Czemu nie wypada?

Łzy to coś złego?

Chłopaki nie płaczą ?

No chyby że od Bolca.

Lubisz czarne rytmy?

 

Dziękuję i pozdrawiam

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na kilku forach o małżeństwie itp, wykazywano, że kobiety kochają i pożądają około 15 % facetów, takich w kierunku łobuzów, więc opisany jest (bardzo przekonywująco, a nawet porażająco)  dosyć standardowy przypadek wiązania  się z najlepszym dostępnym, z seksem prokreacyjnym, bo jednak dzieci....

Pomyśl, czy by tak się zachowywała, gdyby się peela bała, a potem wnioski.

Pozdrawiam i plus za temat.

Tu jest mój tekst "Ona mnie nie kocha"w podobnym klimacie. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Myślę że więcej.

One kochają łajdaków, tylko nie chcą się do tego przyznać.

Oczywiście nie mówię tego z autopsji.

Ja jestem grzeczny crazy lovers  zakochany bez pamięci, oślepiony  płomieniem pierwszej miłości.

 

Dziękuje i pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ile to do dyskusji, bo jak napisałeś słusznie, one się nie przyznają. Ja mam tak samo, jak ty, ale ona wie, że gdzieś tam jest ukryty diabeł, którego nie warto drażnić, bo jest zdolny wszystko spalić. Ale to tylko rozmowa o poezji:). Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czasami trzeba po prostu być Hanem Solo i powiedzieć jej, jak księżniczce Lei: "Lubisz mnie, bo jestem łajdakiem. Mało ich w Twoim życiu."

 

;)

 

PS: Wrażliwość Wertera dziś już raczej nie jest na topie, a szkoda.

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie przejmuj się chłopie

dziś ona na topie

chcesz mieć spokój błogi

wyrzuć ją za domu progi ;)

 

@Andrzej_Wojnowski Ciężko powiedzieć kogo pragną Kobiety, Dziewczyny napewno łobuzów, ale Kobiety to Dziewczyny, które się na łobuzach już spaliły.

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...