Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"Cogito ergo sum"


Maria_M

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Chyba usunęłabym  "tym". Jak by nie było innego nie znamy a  jak jest na innym czy innych światach raczej się nie dowiemy, przynajmniej  tak długo jak długo nie nadejdzie nasz czas, zatem "po wielkim nieczułym świecie" w zupełności wystarczy :)

Że to ten rozumie się samo przez się :)

 

Myślę, że jestem

człowiekiem małym,

który ulega myślom nietrwałym

i który błądzi jak małe dziecię,

po wielkim nieczułym

świecie.

 

Podoba mi się miniaturka :)

 

 

Edytowane przez Bożena Tatara - Paszko (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mnie też się w zasadzie podoba, mam jednak dwie wątpliwości..

Pierwsza to tytuł. Tytuł jest myślę więc jestem, co można na dwa sposoby rozumieć, że myślenie jest warunkiem istnienia, lub że myślenie jest dowodem istnienia, a wiersz mówi o czym innym.

Druga to rytm, który się łamie pod koniec. Dla rytmu bardziej podobałoby mi się na przykład tak:

 

"Myślę, że jestem człowiekiem małym,

który ulega myślom nietrwałym

i który błądzi jak małe dziecię,

po naszym wielkim nieczułym świecie."

 

Ale z drugiej strony kto powiedział że rytm nie może się łamać?

To autor decyduje o ostatecznej  wersji swego dzieła.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 Powyższą miniaturkę trzeba czytać począwszy od tytułu:

Cogito ergo sum

Myślę, więc jestem

Myślę, że jestem

............................

Dziękuję za skrupulatny komentarz, a rytm niech się łamie. Nic nie szkodzi, akurat w tym przypadku.

:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Justynko, jak masz jakieś uwagi, to śmiało pisz. 

Rene Descartes ( Kartezjusz) stwierdził: Myślę, więc jestem / a ja napisałam swoje przemyślenia, przekształcając odrobinę: Myślę, że jestem.

Dziekuję za czytanie i miłe słowa. :))))

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Maks, jeżeli coś piszę o jakimś wierszu (w tym przypadku o Twoim), to piszę prawdę, oczywiście jest ona subiektywna, choć b. staram się być obiektywna. Ale mi wyszło zdanie, he, he. 

 

kochać poezję

myśli nie skrywać

cenić rezerwę

do lotu wzywać

 

to jest moje motto

dobre, koleżanko?                    ;)) Justynka

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Fajnie, że to tylko "myśl" takowa - "człowiek mały"!
Rozumiem przesłanie, jednakże polemizowałbym trochę o tej "maleńkości". Krótko mówiąc, biologicznie droga krótka, ale jeśli chodzi o aspekt duchowy to tytuł wiersza otwiera drogę do lepszego jutra - myślę, że jesteśmy nieskończoną świadomością.
Takie tam moje pięć groszy,

 

pozdrawiam serdecznie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dobrze, że tak wnikliwie do tego podchodzisz. 

Odnośnie aspektu duchowego, czyż nie jest tworem "człowieka małego", którego przeraża wspomniana przez Ciebie "maleńkość"?

Takie tam moje przemyślenia. 

Pozdrawiam:)

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jedna uwaga - małość, to poza fizycznością również dość głęboki aspekt moralny. To również czyjaś nikczemność, niskie pobudki. Pod małość można właściwie wszystko wpakować, z zawiścią i nienawiścią włącznie. I tego rozróżnienia trochę mi tutaj brakuje.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

zgoda, niemniej małość, to pochodna tych synonimów, łącznie z nijakością, bezwartościowością, nikczemnością, dlatego brakuje mi trochę w wierszu tego odcięcia się od pejoratywnego znaczenia określenia "mały". To wszystko. Wiersz jako taki ok, ale ta małość jakoś mi doskwiera, jak ciut przyciasny but ;))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy jakichś metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...