Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 246
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


podobno skupiasz się wyłącznie na tu i teraz i nie chcesz wywlekać starych spraw, a po raz kolejny to robisz, oj miotasz się, kasiu
spełniłam tylko prośbę Krzywaka i do Krzywaka się dostosowałam
jestem boleśnie KONSEKWENTNA

Ta, znowu skłamałaś.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


podobno skupiasz się wyłącznie na tu i teraz i nie chcesz wywlekać starych spraw, a po raz kolejny to robisz, oj miotasz się, kasiu
spełniłam tylko prośbę Krzywaka i do Krzywaka się dostosowałam
jestem boleśnie KONSEKWENTNA
od kiedy tak chętnie spełniasz prośby i taka usłużna jesteś?;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kłamiesz - TY pierwsza naruszyłaś regulamin w wątku pod balzakiem, który też tutaj cytowałem (co ty nazywasz teczkami, bo to dla ciebie niewygodne, a zapomniałaś skasować)- i o tym w liście pisałem.
I tyle, pozdrowienia dla twego jawnego TWA, tyle twojego, że się z tym nie kryjesz. Ale towarzystwo masz godne siebie - sami najlepsi :)))
Opublikowano

I już na koniec - przynajmniej do powrotu z pracy :)))

Otóż - w tym wątku doskonale widać, kim jest "kasiaballou", przyjmuje każde jedno poparcie - i jeżeli akceptuje użytkowników takich, jak "6 kilo" (zbanowanego na poezji po kilkunastu postach, zresztą każdy może przejrzeć historie jego wpisów) - to jest to działanie na szkodę serwisu.

tacy użytkownicy jak "kasia: zohydzą każdą inicjatywę - co zresztą po raz kolejny widać, bo wg niej jeżeli coś żyję i się dobrze bawi, to trzeba to zniszczyć. Tak zresztą wynurzył się wspomniany "Wojciech Bezdomny" na "Dokunamente" - opisał wieczór poetycki z 22. 02 na którym nie był. Oczywiście dostał odpowiedź taką, jaka mu się należy. Takie grono użytkowników to jest działanie na szkodę serwisu, chociaż powtarzam, że każdy, kto będzie chciał kiedyś coś zrobić, będzie narażony na takie "kasie" i "wojciechów".

tacy użytkownicy jak "kasia" są anonimowi - czyli to znamienne, ale prawdziwe - ich autentyzm to robienia śmietnika w miejscu, w którym są. Często to prowokacja, manipulacja w celu zniszczenia czegoś, co przerasta ich i wprowadza w kompleksy. Specyficzne jest to, że praktycznie każdy zapis tego użytkownika to czyn, który sama zrobiła, a potem bezczelnie zwala to na innych - w celu wywołania u nich agresji - i to jest działanie na szkodę serwisu.

tacy użytkownicy jak "kasia" działają w imię "dobra", czyli rzucają popularne hasełka, bronią tych niby słabszych przy poparciu, że tak powiem, chuliganów (vide ""6 kilo"), którzy kijem ustawiają opornych do szeregu. Tak działa każdy totalitaryzm i tutaj mamy taki drobny przykład. I to też jest działanie na szkodę serwisu.

Dobra, czas się kończy - Każdy z nas może mu podpaść, i każdy z nas może dostać od tego użytkownika serie jej wynurzeń - przekłamanych pomówień, często dotyczących spraw osobistych, więc uważajcie. Dla mnie to prowokacja,która ma krótkie nóżki, ale jak widzę przekręcanie faktów to mam wrażenie, że nigdy prawdziwej twarzy takiej "kasi" nie poznamy.

I tyle - oczywiście TWA to też działanie na szkodę serwisu :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Woli ścisłości to prawda Was wyzwoli, ale powiem Ci świętą masz rację. Dla mnie Kasiula to się zachowuje jak taka zakochana gimnazjalistka, co podrywa popychaniem i szczypaniem. Najbardziej obezwładnie mnie to jej pisanie non stop "Krzywak", jak na przesłuchaniu esbeckim - zgaduję, że zainteresowany zdaje sobie sprawę jak się nazywa i nie trzeba mu przypominać.
I nie wiem, czy ów Michał tak się odnalazł w roli ojca i chce, kierowany jakimś uczuciem "tacieżyńskim", powstrzymać nieletnią dziewoję przed zrobieniem z siebie publicznie małowioskowej idiotki i, co za tym idzie, kolejną emo-modną depresją z żyletkami i keczupem w tle, ale, mój drogi Michale - nie tędy droga.

Jo ni byda godoć samki po próżnicy - dejcie sie po szlagu, kiere jedne z wos na szmary rube zasłużyło. Póćcie po rozum do gowy, paczcie tam jako i czymejcie sie. Ida do roboty.
Opublikowano

proponuję zastosować:

wyrozumiałość, wielkoduszność, wspaniałomyślność
aha, i jeszcze maciupeńkie coś:
nie atakować się na przestrzał, na wprost
a gdy ma się zarost - na wylot
szczególnie w kobietę - bo to jak kulą w płot. ot! :))))))))))


p s

żałuję, że nie mogłem odpowiedzieć w poprzednim wątku, ale został skasowany przez autorkę.
w każdym razie, serdecznie pozdrawiam Kasię, kolegę Krzywaka, Olesię i innych zaciekłych adwersarzy - do następnego, niech się wydarzy! :))))

Almare

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ta, znowu skłamałaś.

weźcie przestańcie już uprawiać tę cherlawą bazgraninę - i tak oboje jesteście za starzy: nic już z was nie będzie; z Kasi nic nie będzie, bo w płyciźnie własnych (jakże koniecznych!) replik brodzi, i nie wstanie, bo nie widzi, a po polsku pisać nie piszę, tylko jakieś "fikołki" robi i to jest jej styl pełen jak książyc; a z Krzywaka żaden gość, jeno wyraziciel smutku i godny politowania obrońca pokrzywdzonych; właściwie to rozumu macie na tyle państwo drodzy (można już was nazywać duetem?;)) aby bawić się w podwórkowe strzelaninko przegniłymi ślepakami; weź wyjdź Krzywak na solo, umów się z nią, tak realnie - ona jest tak samo ciekawa jak i ty (więc nie przyjdzie;D): co by nie napisać i tak znajdzie odpowiednie słowa, by sens tego przekształcić na swoje - bo to ten rodzaj, który po prostu kładzie nacisk "na
swoje" czyli na jeiii; jak mój stary - on nie dąży do konsensusu i rozwikłania problemu, on perswaduje "swoje", nie widzisz? to ograniczenie - z tym się nie rozmawia - tego się nie rusza - bo to zawsze wzburzone pepla (nie lepszy jesteś Krzywak) ;)

a z was to żaden i tak nie potrafi powiedzieć ostatecznie: "pierdolę cię", bo nędza osobista to podstawowy śrut waszych wietróweczek, więc o co chodzi?; i tak się nawzajem będziecie szturchać w nieskończoność właściwie już chyba z lubością, bo zarówno jeden jak i i drugi wie, że jeden i drugi gdzieś się myli, i ani jeden nie ma ostatecznej racji, i ani drugi nie ma ostatecznej racji; i każdy ma coś do powiedzenia a chodzi nie o to kto jest lepszy faktycznie i kto ma rację w rzeczy samej, ale kto okaże się lepszy w bezpośrednim starciu publicznym i kto zadusi adwersarza ;D juuhuu "a Maciuś mie bije;(" :))

i o ile można zabawić się w coś takiego raz, no może dwa; ale dla was to jest już niemal wyznanie wiary - jesteście jak perpetum mobile: raz szturchnięci szmoczecie się jedostajnie, miarowo, utrzymując ten sam ton kontrataków po dziś dzień, o pierwszego wschodu słońca, a to było kiedy mnie tu jeszcze nie było, czyli dawno, ale miejmy nadzieję, nie wątpmy, sens jest jasny: prawda zwycięży! ;)

jazda więc! ku pokrzepieniu (własnych) serc!
Krzywak vs. Kaśka
part 2566
(sezon siódmy)
:

O ten wpis biorę jako podstawę, bo wyraża w sumie kolejną szamotaninę w której kolega z zadziwiającym uporem bierze na non stopie udział, skacząc tylko z kwiatka na kwiatek - ale ja w sumie w tym momencie mogę poniekąd się z twoim wystąpieniem zgodzić, bo cyrk cyrkiem, ale i jest czas na koniec. Tyle, że dajcie już spokój z tym personalizowaniem, bo dziewczyna już gdzieś napisała, że listy do niej pisałem (a kto nie zna wątku wcześniejszego, to może się zdziwić :), a na koniec jeszcze pomyśli, że toczę tutaj sercowe podboje, co na samą myśl chce mi się zwrócić obiad, który teraz jem. Dlatego twój wkręt uważam za kolejny komizm sytuacyjny.
Zatem ja skończyłem i w tym poście tyle mojego.
Opublikowano

Spisek, tajne stowarzyszenia, kłamstwa, manipulacje, rewolta - a autorką i prowokatorką jest podobno kasiaballou i jej Twa.
Twa, w którym opracowano przewrót, celem obalenia Krzywaka i jego inicjatyw. Agenturalny charakter tych działań ma na celu zniszczyć wszystko, co żyje - odebrać radość i chęć do działania. Zło zasilane Wojtkami, Jackami, a nawet samym Borutą, z zapleczem niejawnych popleczników z szerokimi plecami przepuszcza zmasowany atak.
I jeden sprawiedliwy, jeden nieuwikłany, jeden niezawisły, jedyny obrońca uciśnionych - Indiana Jones Krzywak - Piotruś Pan, który nie wyrósł z krótkich majteczek i tkwi w baśniach, marząc o wielkości. Ależ proszę bardzo - ja nawet tym inicjatywom kibicowałam, a że nie chciałam brać w nich udziału?
Nie ma w tym mega tajemnicy, czy ukrywania siebie - jest pewien wybór drogi - moja jest mniej komiczna i mniej transparentna - mój wybór.
A to, co tu się dzieje - to jest krzywakowa SF, do której domontowano całą filozofię; mieszając osoby, które absolutnie nie mają w tym zamieszaniu swojego wkładu, czy interesu .Zaś epicentrum zawieruchy u Kaśki, pod spódnicą - zło w czystej postaci - (......) Przejadły mi się te bajki, te eseje w wykonaniu Krzywaka i jemu podobnych. Krzywak, ma obsesję. Żadna z niego figura, żeby poświęcać jej aż tyle czasu i energii - przecenia się, a ja mam dla niego złe wieści. Otóż, nikt nie chce go obalić, bowiem jego pozorny świecznik i tak jest z wosku i sam się roztapia pod wpływem ciężaru i temperatury niskich pobudek, obelg i kłamstw. Nigdy, powtarzam - nigdy nie popartych niezaprzeczalnymi dowodami, a jedynie imaginacją wyobraźni i wariackimi fantazjami. Nie interesują mnie krzywakowe inicjatywy i nie one budzą we mnie niepokój. Bo to epizodzik zaledwie i zabawa w sztukę, ale twórcza, integrująca, inspirująca, więc niech trwa i niech się mu tam kręci. Ja ograniczam się tylko do zielonego podwórka i interesuje mnie ono tu i teraz, a nie tam w plenerze. I to najbardziej uwiera Krzywaka - że mu nie czapkuję, że się przeciwstawiam, że krytykuję i torpeduję jego opinie, że nie uznaję jego autorytetu, że nie zasilam grona siłaczek i siłaczów a tak naprawdę grona Nikosiów Dyzmów - ale to ich bajka, która mnie nie interesuje i to tylko moje zdanie, z którym nikt nie musi się zgadzać.
Czas zadać kluczowe pytanie; dlaczego? Dlaczego to wszystko? Mówiłam to nie raz, ale powtórzę i rozwinę temat, bo Krzywak przedkłada i zaciemnia swoją osobą istotniejsze zjawiska/zagadnienia/racje.

Nie podoba mi się system i nie podoba mi się podmiotowe i instrumentalne traktowanie użytkowników tego forum. Nie podoba mi się niesłuszne kreowanie niektórych ludzi na tuzów. Nie podoba mi się chęć dominacji i pacyfikowania/piętnowania/zadziobywania postrzegających inaczej, a wynoszenia na piedestał zwolenników Nikosiów. Nie podoba mi się tworzenie silikonowych guru, którzy narzucają trendy poezji, nazywając swoje wizje i wypociny samozwańczo obecną - czyli poezją współczesną.
Dział Poezja Współczesana w tej chwili nie istnieje. Poodchodzili wartościowi Poeci, ponieważ nie chcieli stawać w szranki z kupą grafomanów, którzy zamiast skupiać się na poezji, uprawiają plebiscyty popularności, bawią się w kulki, jakby utwory literackie można było traktować, jak rozgrywki bilardowe - żenada. Ten system się nie sprawdził i otworzył furtkę do manipulacji, układów i grafomanii zaawansowanej. Często wyróżnia się utwory przeciętne, nieciekawe i ubogie artystycznie. W tej kupie, giną dobre wiersze, a zniesmaczeni Poeci po prostu przestali zamieszczać, albo wklejają sporadycznie - bo w takim "towarzystwie" trudno o rozmowę o sztuce. Dyskusje pod wierszami przypominają imieniny u cioci Peli, a każda konstruktywna krytyka jest odbierana, jako atak i nieprzystosowanie czytelnika. A ja się nie chcę przystosowywać do tego saloon’u, ja nie chcę buziaczków i misiaczków, ja chcę porozmawiać o sztuce, o uczuciach, o sensie bycia/życia, o sztuce kochania i genezie nienawiści, o więziach międzyludzkich i o braku tych więzi, o przyczynach i skutkach, o korzeniach, o tradycji, o pięknie przyrody, o malarstwie, o muzyce i zakazanej miłości, o sztuce kochania przez całe życie i o tym, dlaczego życie często tak boli - czasem mnie, ale innych jeszcze bardziej i skąd w ludziach tyle przeciwności, dlaczego tak pięknie piszemy, a tak brzydko żyjemy?
Chcę mieć możliwość wymiany poglądów z Poetami mądrzejszymi, bardziej doświadczonymi, albo młodszymi, ale inteligentniejszymi ode mnie - żeby mnie ubogacali swoim słowem, żeby podzielili się ze mną credo, którego się dopracowali, lub które dostrzegają tam, gdzie ja nie potrafię, lub nie mogę popatrzeć. Mam jeszcze tysiące pytań i chciałabym czerpać od mistrzów, ale ich tu jak na lekarstwo - bo Krzywak zainicjował kulki i serwuje nam filozofię remizy strażackiej. Remizę strażacką to ja mijam pod moim miastem - nie tego szukam i nie tego oczekuję w poezji i od poezji. Może i jestem inna - ale to nie powód, żeby mnie wgniatać w najgorsze błoto, żeby dopinać mi najpaskudniejsze łatki - ja już pominę, kim byłam, kim w/g kupy jestem i kim mnie tu jeszcze zrobią.
I teraz jest dobry moment, żeby poruszyć najistotniejszą msz kwestię. Człowieczeństwa - bo przecież nic nie ma sensu; nie ma sensu poetyzowanie, nie ma sensu inicjatywa, nie ma sensu każdy inny wymiar sztuk pięknych, jeśli nie jest on owocem myśli i kreatywności Człowieka.
I dla mnie człowieczeństwo jest najważniejsze. Człowieczeństwo, czyli sposób życia i postępowania - traktowania siebie, ale przede wszystkim innych. Przez taki pryzmat oceniam, tą wykładnią wartości się kieruję.
Czyli nie ufam słowom i wierszom ludzi, którzy reprezentują sobą nieludzkie/niehumanitarne światopoglądy, którzy się wywyższają, którzy traktują innych z pogardą, nastają na godność człowieka, mnożą podziały, dyskryminują, powołują się na najwyższe wartości kulturowe i religijne, posuwając się przy tym do roli Boga - i jednoznacznie wyrokując - narzucając kijem prawa, kanony, normy, interpretowane ich małością ich niedoskonałością, ich fobiami, ich kompleksami, w końcu - ich ambicjami bycia tuzami, wyrocznią, jedyną drogą prawdy. Ja im nie ufam - nie tym niezbywalnym wartościom, ale interpretacji przez ludzi małych duchem - bo oni swoją postawą świadczą, że są niegodni. I kiedy przychodzi skonfrontować te górnolotne hasła z rzeczywistością - padają pod naporem swojej hipokryzji. Gnębią i poniżają - nie pozwalają, wręcz utrudniają zaistnieć osobom, które postrzegają inaczej. Narzucają swój nurt i pod nasze powieki wciskają obrazy, które wchodzą w dysonans z ich deklaracjami.
Dlatego będę się przeciwstawiać Krzywakowi i jego klakierom. Będę się przeciwstawiać wszelkiej formie dominacji i nastawania na wolną sztukę. Będę krytykować grafomańskie wypociny, które oblegają b.Zet. Będę krytykować wszelką formę podziałów i dyskryminacji. Będę odrzucaj silikonowe wzorce silikonowych poetów, którzy wdrapali się na listę popularności dzięki wsparciu grafomańskich popleczników i dzięki konfliktom i burzom z takimi osobami jak ja. I będę czekać, aż ten robak zgnije, aż silikonowe TWA dostanie od czytelników po twarzy - zostanie odrzucone na boczny tor - żeby sobie przemyśleć ten swój pusty, plastikowy świat. I będę czekać na ich rehabilitację, na zmianę postawy, przystającą do miana człowieka i poety, I będę czekać na powrót prawdziwych mistrzów życia, mistrzów pióra. I to jest możliwe - jeśli zaślepieni pozornym splendorem tego silikonu - Czytelnicy - przestaną oddawać hołd choremu na ambicje cielcowi. Aroganckiemu, prostackiemu, wyniosłemu i choremu na megaambicje cielcowi, który opanował b.Zet. Tym cielcem jest TWA grafomanów i przeciętnych poetów - samozwańczych guru, sztab olesiopodobnych klakierów - a mecenat nad nimi sprawuje Krzywak. I ja nawet wiem, że on nawet chciał dobrze - ale jego cechy przyrodzone nie pozwolą mu się przyznać do zabrnięcia w ślepą uliczkę - i o to mam żal do Krzywaka. A teraz czekam, żeby M.Krzywak zwrócił mi honor, bo w głębi duszy on wie, że mnie niesprawiedliwie pomawia, broniąc swojej tzw.pozycji i swoich tw.wieszczów. Ja jestem sama i piszę sama - mam życzliwych obserwatorów, ale oni mi nie pomagają, ci wspaniali i wartościowi ludzie mają podobne oczekiwania, co do poezji i jej wizerunku. Czasem nie zgadzają się z moimi poglądami, ale zgadzają się, że człowieczeństwo jest najważniejsze - i że niektórzy "poeci" o tym zapominają. I że niektórzy poeci reprezentują sobą postawę karygodną i żenującą, uwłaczającą godności swojej i innych. Odsłonili swoje prawdziwe oblicze przy okazji tzw.”listu otwartego” i odsłaniają się dalej kolejnymi pyskówkami i kolejnym zadziobywaniem adwersarzy – ja im tylko pomogłam ściągnąć maskę – stąd ten gniew – ponieważ wiedzą, że przegrali na swoich „pozycjach” – że już nic nie zmieni biegu wydarzeń. Że wielu przestanie ich słuchać i przestanie się ich obawiać. To wszystko - cała tajemnica. Inne kloaczne i bezsensowne posty pomijam – szkoda mi czasu na prymitywne parapoetki i domorodnych parafilozofów. Te bezstronne przemilczę - przez szacunek dla bezstronności.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




to chyba kpina jakaś.. :)))
dysfunkcja samooceny, czy jak??
żenada.

lusterko posiada? to niech popatrzy i ludziom nie pluje w oczy!
bezczelność !!!

jak długo kasiabaloo zamierza zadziobywać innych użytkowników forum??
szczerze mówiąc nie chce mi się wstawiać już tu wierszy, by nie słuchać kasiowych bulgotów, głupot i nie patrzeć na kasiową zajadłość plującą żółcią. obrzydliwość. wstręt bierze.

tyle.
Opublikowano
Czubek

Pewien gawron nienawidził koliberka
ptaszek mały był i wątłe miał skrzydełka
lecz kolorki takie żywe wesolutkie
chcę ten honor! - wrzasnął gawron bardzo butnie.

Usłyszała krak gawroni pewna sroka
rzecze mu - nie spuszczaj ptaszka bracie z oka
zmówię stadko szarych wróbli szybkodziobów
będziesz barwny - trzeba tylko zrobić odłów.

Wyskubiemy pastelową piór paletę
będziesz czubek czubku miał a wróble fetę
zaś koliber bez honoru zginie marnie
naszym będzie to w czym jemu tak nieładnie.

Gawron nosi od tej pory piór proporzec
jak zdobyty? ptaki wiedzą - trudno orzec
lecz ja rzeknę - zarąbany bez honoru
a koliber gościem jest pewnego domu
opowiada przy nektarze świeżej karmy
jak to cudzym chciał się puszyć gawron marny.

Bałamutna sroczka kiepskim przyjacielem
bo czyż można honorowym być złodziejem?



- koniec bajki
;)
Opublikowano

Była sobie myszka szara
Smutna, sama, biedna, mała
Bała się wciąż, w norce drżała
Wreszcie gniewnie lwa udała

Lecz jak wiecie, czytelnicy
Mała mysz cichutko kwiczy
Gdy miast ryku popierd cichy
Myszka w bek – nikt mnie nie słyszy

Zatem inny sposób wzięła
Tego sklęła, tą wyklęła
Wszystko pięknie zakłamała
Taka myszka, biedna, szara

Tak się myszka rozkręciła
W pędzie, w szale opętaniu
Ten, kto dla niej był poetą
Nagle został wierszokletą

Choć tak pięknie go broniła
Potem zdanie swe zmieniła
Inne myszki pod jej piecze
Chcą Popiela zjeść, a wiecie

Jak szkodniki są już w kupie
Wtedy byle i po trupie
Podłe, małe i fałszywe
Żreją wszystko to, co żywe

Ale dosyć, koniec bajki
myszka wzorem cichodajki
Ssie ogonek przerażona
Nicość przez kable stworzona

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...