Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Witam serdecznie

Czy ktokolwiek prócz mnie również sądzi iż musi występować jakaś slina korelacja pomiędzy pisaniem poezji a depresją?
Być może jestem po prostu głupi i za mało lat przeżyłem, lecz ja naprawde wierzę iż większość poezji jest pisana przez ludzi nieszczęśliwych. Może dlatego są tak wrażliwi?

Co o tym sądzicie?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To prawda tragicznie oczywista. Naprawdę dobry pisarz aby miał o czym pisać najpierw musi przeżyć wstrząc, pobłądzić, doświadczyć bólu i w ostateczności ustosunkować się do tego.

A pan Krzywak stara się być bardzo śmieszny.

" Naprawdę dobrego " pisarza przed użyciem trzeba wstrząsnąć, pisarz dobry na niby, szuka mieszkania w rejonach tektonicznie zagrożonych i czeka...Jak mu się nie chce czekać, to idzie doświadczyć bólu do dentysty, najlepiej nie znając jego adresu ( premia za błądzenie )... ; )
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



" Naprawdę dobrego " pisarza przed użyciem trzeba wstrząsnąć, pisarz dobry na niby, szuka mieszkania w rejonach tektonicznie zagrożonych i czeka...Jak mu się nie chce czekać, to idzie doświadczyć bólu do dentysty, najlepiej nie znając jego adresu ( premia za błądzenie )... ; )

Hohoho, no genialnie śmieszna rzecz ten pański wpis panie Lecter ;)) Majstersztyk dowcipkowania

Ja czekam za to na kolejne ważne - poważne tematy :
- korelacja między pisaniem poezji a chlaniem wódy
- korelacja między pisaniem poezji a seksem pozamałżeńskim
- korelacja między pisaniem poezji a rozmiarem buta

Rada dla anonimowego, młodego poety - czytanie jest przereklamowane, cierpieć trza, cierpieć misiu... ; )
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Istnieje medyczne powiązanie depresji ze sztuką. Historia sztuki dowodzi, że najlepiej sprzedające się dzieła powstawały w różnych okolicznościach.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Hohoho, no genialnie śmieszna rzecz ten pański wpis panie Lecter ;)) Majstersztyk dowcipkowania

Ja czekam za to na kolejne ważne - poważne tematy :
- korelacja między pisaniem poezji a chlaniem wódy
- korelacja między pisaniem poezji a seksem pozamałżeńskim
- korelacja między pisaniem poezji a rozmiarem buta

Rada dla anonimowego, młodego poety - czytanie jest przereklamowane, cierpieć trza, cierpieć misiu... ; )


...do tego kilka wizyt na oddziale zamkniętym i misiaczki piszą świetne wierszyki (?)

Ps : czyżby kolejny dowód na "teorię nadskurwysyństwa" (dotyczy postu pod wierszem "etap nadskurwysyństwa") - tylko gdzie tan koment się schował...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ja czekam za to na kolejne ważne - poważne tematy :
- korelacja między pisaniem poezji a chlaniem wódy
- korelacja między pisaniem poezji a seksem pozamałżeńskim
- korelacja między pisaniem poezji a rozmiarem buta

Rada dla anonimowego, młodego poety - czytanie jest przereklamowane, cierpieć trza, cierpieć misiu... ; )

no dobra panie Lecter, bo widzę, że pan wie najlepiej po swojemu o co właściwie chodzi; niech tam pan sobie wszystko postrzega przez takie płaskie klisze, proszę bardzo panie Lecter

miałem wrażenie, że kolega pyta o literatów, a proszę panie Lecter wymienić z trzech takich, którzy są dla pana pisarskimi mistrzami, to zaraz się przekonamy, o jakiej literaturze pan mówi a i może dojdziemy do tego, gdzie zasadza się owa jakość i z czego wynika; bo ja nie mówię, że ona wynika z alkoholizmu i że alkoholizm o czymś świadczy - kolega pyta o chorobę proszę pana, a pan widzi w pytaniu kolegi to, o co nawet on sam nie zahacza

a pańskie rady obfitują w mentalne niedołęstwo i zawężony pryzmat refleksyjny; za czym idzie marne pismakowanie, czyli takie, jakie pan uskutecznia panie Lecter

" naprawde wierzę iż większość poezji jest pisana przez ludzi nieszczęśliwych. Może dlatego są tak wrażliwi? "

Zgodnie z tą logiką, istnieje jeszcze mniejszość poezji pisana przez ludzi szczęśliwych, pozbawionych wrażliwości... ; )
Depresja ( chociaż myślę, że autor wątku ma na myśli jej obiegowe, spłycone, nie chorobowe znaczenie ) nie jest artystycznym stygmatem lecz chorobą w pełni " demokratyczną ". Jeżeli zachoruje na nią stolarz czy bankowiec - to jego prywatna sprawa. Kiedy choroba dotknie (nie częściej niż stolarza, co sugerujesz) twórcę, można o tym nakręcić film, napisać książkę, stworzyć legendę, pieprzyć w kolorowych pismach, wyprodukować kliszę twórcy przeklętego, dzialającą na wyobrażnię młodych wrażliwych, czekających na " znak " własnej przynależności...
Nie, cierpienie nie jest treścią literatury, jest jej bardzo " fotogenicznym " składnikiem.
Opublikowano

Nieszczęście a depresja, to dwie różne rzeczy. Depresja to choroba - charakteryzuje się min. brakiem motywacji do jakiegokolwiek działania (w tym również na pewno pisania). Człowiek w depresji najchętniej nie wychodzi z łóżka.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To prawda tragicznie oczywista. Naprawdę dobry pisarz aby miał o czym pisać najpierw musi przeżyć wstrząc, pobłądzić, doświadczyć bólu i w ostateczności ustosunkować się do tego.

A pan Krzywak stara się być bardzo śmieszny.

Taaaa...
Warto wpisać to sobie w sztambuch.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Taaaa...
Warto wpisać to sobie w sztambuch.

pan tym swoim mało rozgarniętym zdaniem zdążył spłycić cały problem, więc nie wiem czego przejawem ta płycizna miała być

Spłycam spłyconą odpowiedź na płytki w swej wymowie wątek, który sprowadza każde napisane zdanie do choroby psychicznej (depresji), co nijak nie ma potwierdzenia - oprócz pewnych epokowych sezonowych mód i eksperymentów, a także szczególnych odpowiedzi, które wyraźnie zawierają w sobie pierwiastki obłędu.
Opublikowano

"Pisanie jest najszybszą i najskuteczniejsza formą niszczenia samego siebie" - cytat niedokładny i zapewne pomylony, bo z pamięci. Taki tekst popełnił kiedyś Jakub Winiarski.

Powrócę do poprzedników - depresja a nieszczęście, to dwie różne rzeczy. Ale wiemy, że autorowi wątku chodziło raczej o to drugie, tylko źle sprecyzował swoje myśli. Okej, pomyłka. No to lecimy dalej. Co czyni pisarza/poetę? Nieszczęście? Tak, wiele twórców było nieszczęśliwych. Ale ja bym poszła dalej. Według mnie chodzi tu nie tyle o nieszczęście, co o jakiś bagaż doświadczeń. Miłość, szczęśliwa, nieszczęśliwa, zaufanie, zdrada, rezygnacja, zmęczenie, zniechęcenie, strach, odwaga - o tym wszystkim można pisać. Ale żeby pisać prawdziwie, trzeba wiedzieć, czym tak na prawdę jest temat. W tym doświadczenie życiowe pomaga.

Czy każdy wielki twórcza sporo przeżył? Raczej tak. Ale czy każdy był nieszczęśliwy? Myślę, że odpowiedzi nie można wymagać nawet od nich samych.


Ps. Temat jest zdublowany.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Spłycam spłyconą odpowiedź na płytki w swej wymowie wątek, który sprowadza każde napisane zdanie do choroby psychicznej (depresji), co nijak nie ma potwierdzenia - oprócz pewnych epokowych sezonowych mód i eksperymentów, a także szczególnych odpowiedzi, które wyraźnie zawierają w sobie pierwiastki obłędu.

Byłbym jednak potraktował ten temat bardziej poważnie, bo może i on nie jest oryginalny ani zgoła nie opowiada o nowościach, których człowiek nie wie a chciałby się dowiedzieć, ale porusza problem, który istnieje w literaturze; w biografiach literatów. Można tego nie dostrzegać, można to omijać, można to trywializować tak jak pan to robi, ale fakt jest właśnie taki, że problemy psychiczne towarzyszyły największym literatom tego globu i może pan sobie zaprzczać, ale nic z tego nie wyjdzie.

Problemy psychiczne nękają wszystkich, jednak to nie jest wyróżnik literatury. Problemy psychiczne mają i dewianci seksualni, i mordercy, i matki, i żony, i ojcowie, a także ich dzieci (szczególnie, że jest to poważna choroba). I nie rozumiem, dlaczego zamiast dzielić się swoimi spostrzeżeniami, neguje pan moje spostrzeżenie, co jest nudne. Ale może pociągnę szanownego interlokutora za język - którzy to wybitni artyści-literaci cierpieli na depresje? a może zapytam inaczej - czy przejawem depresji jest pisanie wierszy? Czy zakochana nastolatka pisząca z miłości wiersz jest w stanie depresji?
Proszę więc zakasać rękawy i ładnie odpowiedzieć na wątek, zamiast się najnormalniej w świecie czepiać.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Problemy psychiczne nękają wszystkich, jednak to nie jest wyróżnik literatury. Problemy psychiczne mają i dewianci seksualni, i mordercy, i matki, i żony, i ojcowie, a także ich dzieci (szczególnie, że jest to poważna choroba). I nie rozumiem, dlaczego zamiast dzielić się swoimi spostrzeżeniami, neguje pan moje spostrzeżenie, co jest nudne. Ale może pociągnę szanownego interlokutora za język - którzy to wybitni artyści-literaci cierpieli na depresje? a może zapytam inaczej - czy przejawem depresji jest pisanie wierszy? Czy zakochana nastolatka pisząca z miłości wiersz jest w stanie depresji?
Proszę więc zakasać rękawy i ładnie odpowiedzieć na wątek, zamiast się najnormalniej w świecie czepiać.

Owszem, to, że ktoś ma problemy osobowościowe nie robi z niego literata proszę pana, i chyba mówienie o tym jest w ogóle zbyteczne, ale nie da się zaprzeczyć faktom, które są jednoznaczne; mówię przecież o literatach z tak zwanego kanonu literackiego, czyli ludziach, którzy swoją twórczością wywarli duży wpływ na epokę, w której żyli; i ciężko, naprawdę bardzo ciężko powiedzieć, że byli to ludzie zrównoważeni emocjonalnie. Mówi pan o depresji, a tymczasem wachlarz chorób psychicznych jest znacznie rozleglejszy i różne przypadłości nękały różnych pisarzy - jedno jest jednak pewne: wszystkie te choroby razem wzięte, mają swoją przyczynę w problemach emocjonalnych, problemach tak dużych, że aż chorobowych. Właściwie to ja mówię o takich nazwyskach jak Dostojewski, Tołstoj, Musset, Hrabal, proszę pana Bukowski, Nabokov, Vonnegut, E.A. Poe, który, nota bene, był nekrofilem... Nie wiem właściwie jaki jest pański cel w negowaniu tych, jakby nie patrzeć, nierzadko występujących przypadłości u ludzi pióra, którzy potrafili swoją oryginalnością zakasować resztę bezbarwnej miernoty. Na depresję cierpiał każdy z nich; a przejawem depresji nie jest pisanie wierszy, bo pisanie wierszy jest przejawem wrażliwości, zmysłu obserwatorskiego i dużej wyobraźni, a nie wiem czy pan wie proszę pana, ale kiedy człowiek ma źle ukierunkowaną, sporą wyobraźnie, to depresja czuję się w jego głowie jak ryba w wodzie; a kiedy ktoś jest przewrażliwiony w nieuwrażliwionym świecie, to proszę pana popada w skrajności i w odosobnieniu podświadomie wszystko to przeżywa, nabywa odrębnego stylu, kształtuję swojego ducha, zaczyna wnioskować, tak, żeby miał o czym pisać proszę pana. A pisząc, już się nie zgrywa, bo po wcześniejszych cierpieniach w swoich neurotycznych zawiłościach, on jedynie pragnie spokoju, rozwagi, cierpliwości i wie, że o tym należy nauczać; tematyka jego dzieł dotyka istoty bytu i jego sensu, złożoności natury i człowieczeństwa; taki pisarz, z problemami, zachodząc przez lata w głowie: dlaczego ludzie myślą o nim w sposób negatywny – jeden z objawów – to on proszę pana staję się psychologicznym wizjonerem.

Pan nie czytał Dostojewskiego.

A czy pan wie, o czym pan pisze? Najpierw warto sprawdzić, co to jest "depresja" i odnieść ją do tematu wątku. Potem jeszcze raz przeczytać wątek, odnieść "depresje" do "nieszczęścia" i zapytać się - o co w tym wątku chodzi? Pan nie zaczyna od podstaw, a leje wodę, bo to, ze kalejdoskop literatury jest bardzo szeroki, nie musi mi pan pisać (od dewiacji, narkotyków, chorób psychicznych itp... Zapewne pan wie, że np. Słowacki był pod wpływem narkotyków - bo na tym bazowały 18-wieczne lekarstwa). Dlatego demonizowanie (tak modne w Młodej Polsce) jest stałym już elementem, a nawet wzorcem zarówno nurtów, jak i gatunków, a także zachowań ( takie rekwizyty jak romantyczny płaszcz, satanizm, egzotyka, i inne takie), jednak to nie jest odpowiedzią na ten wątek, który głosi wprost - "Wy (czyli my) jesteście po prostu nienormalni". A pan nie czytał ani Dostojewskiego, ani Tołstoja, tylko "Brawo" i "Popcorn Girl"...
Opublikowano

ledwo głupi - ja obrażam? To jest odwracanie kota ogonem, a że mam argumenty, to najlepiej strzelić focha, zamiast porządnie odpowiedzieć.

Ma pan tutaj na wieczór cytat z Balzaca:
"Urzekła cię, moje dziecko, poezja nieszczęścia. Tak, nędza ma często swoja poezję, gdyż dla mnie poezja to pewien nadmiar uczucia, a ból jest uczuciem. Kto boleje, mnóstwo przeżywa..."

Opublikowano

Jednym słowem ta rozmowa poszła w las …

a wydaje mi się, że Autor postu nieświadomie nadużył pojęcia ścisłego ( depresja), lub nie umiał inaczej określić tego stanu, a Państwo to pojęcie rozumieją w sposób klasyczny. Szydzenie z tematu nie zmieni faktu, że dobra sztuka, często wychodzi z rąk „nieźle mających pod sufitem”.

Depresja to nie tylko stan ogólnego zniechęcenia i braku motywacji. Nawet Freud nie zgłębił tego pojęcia do końca, a Państwo spłycili temat w jednym wątku.

Wracając jednak do samej dyskusji, oczywiste jest, że nie każdy artysta depresyjny czy narcystyczny jest dobrym artystą i odwrotnie i nie jest to stan tożsamy z samym tworzeniem, ale fakt jest taki, że zjawisko jest bardzo częste.

Artyści depresyjni, często wyładowują agresję na swoim dziele, szydzą z niego, niszczą, zadając sobie tym sobie ból niefizyczny oraz kierują naszą uwagę na żywiołowość swojej twórczości. Ta żywiołowość wyrosła z trudnych emocji, zapisuje się w naszej pamięci. Ba, często pamięci całych pokoleń. Może to być oczywiście objaw świadomej autoreklamy a nie wewnętrznych rozterek, ale tego nie można do końca udowodnić.

Pytanie brzmiało – czy istnieje slina korelacja pomiędzy pisaniem poezji a depresją?
Odpowiadam, że nie istnieje silna korelacja, ale samo zjawisko istnieje. Jeżeli pisanie wynika z wewnętrznej wrażliwości, a wynika, to silne emocje towarzyszące depresji lub/i silne stany emocjonalne, mogą mieć wpływ na jakość treści i formy słowa pisanego.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...