Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

do twarzy ci w sepii


Rekomendowane odpowiedzi

nie zdążyłam poznać
za wcześnie urwała się nić
tkałam twój portret
marzeniami z fotografii
pamiętasz

z dłonią w dłoni
dziecięcej wyobraźni
skoczyłeś za kamień
po drugiej stronie
straciłam z oczu tęskniąc
skrapiałam łzami niebo
niewzruszone
do dziś

wierzę
jak dziewczynka
z blond włosami
że jesteś blisko
więc szepczę
najczulej

tato

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Drogi "zagadkowy Panie", skoro się wzruszyłeś, to znaczy, że masz wrażliwe serce, a to u mnie w cenie :):); dlaczego piszę wiersze "raniące Twoje wnnętrze"? właśnie, żebyś poczuł w sobie to, co masz najlepsze :) i pisać będę dopóty, dopóki sama będę wrażliwa, a więc chyba do końca moich dni :)... tak to wygląda na dzisiaj :)

miłe te Twoje "cmoki" :) mam nadzieję, że nikt się nie zgorszy jak odwzajemnię tak po przyjacielsku w oba policzki :):) cmooook! cmooook!

serdeczności "Tajemnico" :-)
Krysia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pablo, uradowałeś mnie tak bardzo, że trudno to wyrazić słowami; skoro tak odbierasz, to znaczy, że odczuwasz to, co ja podobnie...radość czy ból (a może miłość zachowaną w pamięci?);
to ja Ci z całego serca dziękuję :)

serdecznie i ciepło pozdrawiam :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pablo, uradowałeś mnie tak bardzo, że trudno to wyrazić słowami; skoro tak odbierasz, to znaczy, że odczuwasz to, co ja podobnie...radość czy ból (a może miłość zachowaną w pamięci?);
to ja Ci z całego serca dziękuję :)

serdecznie i ciepło pozdrawiam :)
tak dokładnie Tereso to co napisałaś w nawiasie "a może miłość zachowaną w pamięci"
a ból... dlatego że ta miłość już tylko a może aż w pamięci
dobrze co choć z pamięci nikt nie wydrze

szacuneczek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Drogi "zagadkowy Panie", skoro się wzruszyłeś, to znaczy, że masz wrażliwe serce, a to u mnie w cenie :):); dlaczego piszę wiersze "raniące Twoje wnnętrze"? właśnie, żebyś poczuł w sobie to, co masz najlepsze :) i pisać będę dopóty, dopóki sama będę wrażliwa, a więc chyba do końca moich dni :)... tak to wygląda na dzisiaj :)

miłe te Twoje "cmoki" :) mam nadzieję, że nikt się nie zgorszy jak odwzajemnię tak po przyjacielsku w oba policzki :):) cmooook! cmooook!

serdeczności "Tajemnico" :-)
Krysia

Cmoki są jak smoki
wielkie i gorące
ale z serce płynące:):):):):)

serdecznie

13 Krysiu , a TY mi powiedz jak zgorszonych można gorszyć(69)tak jest po ślubie(96) tak po rozwodzie:):)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ładnie    Łukasz Jasiński 
    • Poprawnie    Łukasz Jasiński 
    • Za oknem szerokim jak wszechświat brodata twarz jakiegoś mędrca. Gdzieś tam, pośród liści drzew. W migocie słońca. W blasku, co kładzie się na podłogowej klepce prostokątami światła...   Niesie się w przestrzeni (niesie się poprzez przestrzeń) świergot ptaków. Twarz mędrca. Jego oczy... Wzrok opuszczony, jakby w zadumie. W tych oto obszarach. W myślach niedostępnych. W mgłach płynących nisko nad płaszczyznami zrudziałych pól.   Czy ty mnie w ogóle słuchasz?   W ekranie telewizora padający śnieg. Milczący szum mżących pikseli, który trwa. I który trwa. Zamykam oczy. Otwieram. Mrugam sennie. Mrużę. Zaciskam szczypiące powieki… Jakaś kobieta z długimi rzęsami stoi tam, na brzegu delty. Stoi w słomkowym kapeluszu z długą, powiewającą wstążką. Błękitną… Trzyma w dłoni skręconą muszlę, przykłada do ucha. Uszła z niej dawno wrąca kipiel spienionych fal. Morza uderzającego o skały. To jak drżący w słońcu miraż, co się materializuje tylko na chwilę. I kroczy swobodnie po ścieżkach szumiącej ciszy. W oddechach. W łopotach żaglowych płócien, jakże odległych. I nieuchwytnych… Skąd ta nagła zmiana obrazu? To jak oglądanie starych fotografii, które wysypują się z szafki jedna po drugiej, albo spadają na podłogę ze stołu po nagłym przesunięciu dłonią. W tej oto chwili słabości i lęku. W napadzie straszliwego zniekształcenia twarzy, która odbija się w ściance szklanej butelki. Na niej etykieta: Piękny mężczyzna w kapitańskiej czapce. Stojący tyłem i zerkający zalotnie z boku. A więc przesypują się w dłoniach drżących od mroku bezkresnej nocy. Te fotografie. Te pozostałości nieistniejącego od dawna czasu. Od zimna. Od chłodu samotności. Mimo powietrza pełnego słonecznych migotów i szeptów, które trwają jednocześnie w jakiejś niezbadanej korelacji zdarzeń. Które istnieją w sobie, a jednak odrębnie.   Wiesz, ja tutaj byłem. Ja. Albo nie-ja. Jestem. Nie ma mnie. Albo znowu nie ma… Wodzę palcem po czarno-białej powierzchni, po spękanej emulsji, która jakimś cudem wymiguje się nadal żarłocznej nicości. Rozpędzonej entropii wszechświata… Zdmuchuję kurz i pajęczyny, kiedy podchodzę do przedmiotów zastygłych w odlewie. W żółtawym świetle, co pada pod kątem z kinkietu -- twarze, popiersia… Wyrzeźbione dłonie w różnych gestykulacjach i wariantach uchwyceń. Nieskończone dzieła mistrza o niezrównanym kunszcie. Porozrzucane wokół dłuta. Resztki gruzu, okruchy. Biały pył modelarskiego gipsu... Na podłodze stosy gazet. Na lastrykowych parapetach. Na półkach regałów. Na krzesłach… Na nich, pomiędzy świecami, pomiędzy wypalonymi kikutami stopionej stearyny -- blaszane puszki. W zakrzepłej na kamień chemicznej treści lakierów powykrzywiany las wystających rękojeści zatopionych na zawsze pędzli, wałków, mieszadeł… I wszystko w pajęczynach. W falującej woalce pajęczyn. W zwietrzałej woni…   Tutaj już od dawna nikogo nie ma. I tak naprawdę nikogo nie było. Wtedy. I teraz. I nigdy… Siedzę na podłodze pośród stert niczego. I oglądam. Podziwiam wszystko pod różnymi kątami, ćwicząc przy tym zamykanie i otwieranie swędzących powiek. Pełzam w szumiącej, piskliwej ciszy. W gorączce. Kiedy nachylam się, prostuję. Kiedy przywieram swoje spierzchnięte wargi do warg gipsowej rzeźby... -- w jej oczach dostrzegam jedynie obojętne bielmo martwego kamienia.   Jesteś tu jeszcze?   Mówię coś niewyraźnie, szepczę… Otaczają mnie jakieś niezrozumiałe słowa. Wyrwane z kontekstu frazy. Coś o miłości i euklidesowej geometrii. Figury geometryczne na ścianach, podłodze… -- na wszystkim…   Nade mną spirale galaktyk niewzruszonego wszechświata…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-15)    
    • to liściki do żywych punkty świetlne potłuczone szkło wyrzucone ryby niedopałki odciśnięte usta są jak otwarte złamania i skrzepy oderwane od krawędzi dlatego mogę napisać: mój pies biega w strugach deszczu a ja rozglądam się za forsą sprzedam całkiem tanio trochę wierszy w dowolnym stylu niektóre nawet rymowane                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...