Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
you learned your lesson far
to late from the links in a chemist chain


w deszczu
bujam się
kadzidło szkło i miraż
pocięty na sylaby


looking in shades of green
through shades of blue


atłasowy ceremoniał
gry i namiętności
negatyw północy
odbity w źrenicach
dryfowanie
  • Odpowiedzi 48
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano
zaglądając do odcieni zieleni przez odcienie błękitu

Były godziny, liczby, napisy tymbarkowe, pobudki przedbudzikowe, Czas Błękitu turnauowy, a teraz są kolory... Nie muszę chyba dodawać, że fragment rozumiem na wskroś, sam przez się, bez kontekstu? ;

Heh, jest jeszcze fiolet, przepełniony jeżynami, na przecięciu zieleni i błękitu - ten fiolet to moje najcenniejsze odkrycie... (ma w sobie jeszcze coś z malinowej czerwieni)

Pozdrawiam ;
Wielki Brat
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



woda, zapachy, muzyka...jest tego więcej ;)

a kolory stają się powoli moją pasją. Fiolet i czerwień tak - bardzo

www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=81285

Dziękuję serdecznie za budujący komentarz i wspólne ścieżki. Pozdrawiam
Opublikowano

w deszczu
kadzidło szkło i miraż
pocięty na sylaby

zaglądając do odcieni zieleni przez odcienie błękitu

atłasowy ceremoniał
gry i namiętności
negatyw północy
odbity w źrenicach
dryfowanie

W tej formie wiersz gotowy, by przepuścić przez niego światło... ; )
Wrócę...
: )

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Agatko,

symfonia deszczu nie bardzo. Podobnie z zaglądając do odcieni zieleni przez odcienie błękitu. Tekst mnie odrobinę zmęczył, nie moja stylistyka :(

P.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A co z resztą ? takie np. "bujam się" - bardzo ważna rzecz ;) dla autorki,
źle brzmi, burzy konstrukcję?
Wiem - oddzielę jeszcze jednym enterem pierwszą część wiersza od drugiej, może wtedy będzie większa spójność w niespójności ;) ...a może kawa była za słaba? idę robić drugą, może mnie bardziej oświeci ;)
Wróć :))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Agatko,

symfonia deszczu nie bardzo. Podobnie z zaglądając do odcieni zieleni przez odcienie błękitu. Tekst mnie odrobinę zmęczył, nie moja stylistyka :(

P.

Może za bardzo ezoteryczny ;) To wszystko przez muzę i Giełdę Minerałów ;)
Dziękuję za wejście i uczciwy koment :))
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A co z resztą ? takie np. "bujam się" - bardzo ważna rzecz ;) dla autorki,
źle brzmi, burzy konstrukcję?
Wiem - oddzielę jeszcze jednym enterem pierwszą część wiersza od drugiej, może wtedy będzie większa spójność w niespójności ;) ...a może kawa była za słaba? idę robić drugą, może mnie bardziej oświeci ;)
Wróć :))

Skoro " bujam się " - ważna rzecz, niech zostanie ale bez symfonii, sam deszcz wystarczy... ; )
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A co z resztą ? takie np. "bujam się" - bardzo ważna rzecz ;) dla autorki,
źle brzmi, burzy konstrukcję?
Wiem - oddzielę jeszcze jednym enterem pierwszą część wiersza od drugiej, może wtedy będzie większa spójność w niespójności ;) ...a może kawa była za słaba? idę robić drugą, może mnie bardziej oświeci ;)
Wróć :))

Skoro " bujam się " - ważna rzecz, niech zostanie ale bez symfonii, sam deszcz wystarczy... ; )

Masz rację Piotrze, Doll też. Symfonia całkowicie gryzie się z resztą. Już jej nie ma :P
Dziękuję za fachowe doradztwo ;) Teraz to się już na 100% nie wypłacę :D
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czy ja mam czekać jeszcze na zmiany, czy mogę oceniać ?

słonecznie, kawowo...

Oceniać !

Tak więc studiując twój wiersz odkrywam pod tkanką barw i atłasu, niepokój - wyraźnie mokry, kaleczący... co prawda pocięty na sylaby, jakby zaakceptowany ale wciąż żywy... "bujam się" w nim jak mówi podmiot - to jak zabawa na krawędzi... Wgląd w realność staje się z tego miejsca jedynie mirażem... Niebezpieczna to gra...przystrojona namiętnością. Kończysz dryfowaniem...bez obranego kierunku, bez przeszłości i przyszłości, jakby ten stan miał trwać i trwać... I byłoby trudno przebrnąć przez tekst gdyby nie zabieg świadomego ubarwienia przestrzeni, dopieszczenia stanu zza szyby, okadzenia... Sprytnie to zagrałaś... i pewnie zaraz usłyszę sprzeciw autorki... jednak między północą a północą wyraźnie słychać niebezpiecznie igrającą melancholię...

Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Witaj - lubię cię czytać - i mam nadzieję że tak zostanie -                                                                                                       Pzdr.uśmiechem.
    • Witaj - super - twardy ale i zarazem fajny wiersz -                                                                                               Pzdr.
    • Witam -  jest powolnym, ciężkim skrzydłem unoszącym się nad milczeniem wśród gałęzi - poetycko do brzmi - ciekawy wiersz -                                                                                                  Pzdr.
    • Gdy świat w pomroce drżał bez granic, a łez ludzkich grad twardy spadł, w ubogiej stajni rodzi się Wygnaniec, co swoim płaczem niesie świat.   Nad zimnym żłóbkiem Matka schylona drży, jakby słyszała przyszły jęk. U Jej kolan Syn — jak słomka krucha — a w Nim wieczności święty lęk.   Pasterze idą w pokorze cichej, niosąc wspomnienia minionych bied. W obliczu Dziecięcia widzą iskierkę, która z ciemności budzi świat wnet.   Za nimi królowie przez burze idą, a gwiazdy bledną w ich trudny ślad. Dary swe niosą — choć dobrze wiedzą, że Anioł spisuje człowieczy świat.   A gdy godzina krwawą jest nocą, a winy ludzkie unoszą mgłę, wzrasta światełko, co mrok przebije, niby nadzieja w mroźnej pomroce.   O Dzieciątko — naucz nas wybaczyć to, co boli, uleczyć ranę, co w sercu tkwi. W tej nocy głuchej bądźże nam światłem, by człowiek z powrotem ku miłości szedł.
    • Wchodzę do Urzędu Skarbowego a powietrze stoi tu gęste, ciężkie, podsłuchujące, jak bigos po świętach, który ktoś próbował reanimować defibrylatorem - jak mgławica, która wciąga petentów niczym komety, mieli ich w czarnych księgach i wypluwa w postaci oświadczeń, jakby każda jego cząsteczka chciała mnie rozliczyć z własnego oddechu, wirując we własnej galaktyce czarnych dziur absurdów. Krzesła stoją rzędem, jak pluton meblościańskich egzekutorów, którym już na niczym  nie zależy, nawet na własnym lakierze. Przy recepcji kobieta w okularach tak grubych, że NASA mogłaby przez nie badać słońce i jeszcze dostać premię za szczegółowość. Patrzy na mnie, jakby sprawdzała, czy jestem człowiekiem, czy tylko błędem w systemie. Patrzy tak przenikliwie, jakby miała w oczach rentgen, który potrafi rozpoznać grzechy podatkowe jeszcze z czasów, gdy byłem plemnikiem. - Numer, mówi głosem, który trzeszczy jak TERMINATOR 5000 przepychający historię podatkową narodu. Dostaję 666/B. numer jak sygnet diabła w księgach, który pieczętuje każdą myśl podatnika. „B” jak „Będzie bolać”. Siadam. Obok mnie mężczyzna w garniturze z PRL-u, tak sztywnym, że chyba jest zbudowany z rozporządzeń Jaruzela wprowadzonych w życie na zawsze. - Czekam trzeci rok,  szepcze. - Okienka są czynne,  mówię. - Są. Ale nieczyniące. Wyświetlacz miga jak alarm w elektrowni jądrowej, który wszyscy nauczyli się ignorować, taki alarm, przy którym nawet reaktor westchnąłby: dobra, jak  nikt i tak nie przyjdzie Idę do okienka. Pięć kroków - a czuję się, jakbym szedł na pogrzeb własnego konta bankowego, w asyście komorniczej orkiestry dętej. Urzędnik siedzi jak kapłan, który połknął cały Dziennik Ustaw i teraz medytuje nad moim losem. Jego brwi mogłyby służyć bocianom za sezonowe gniazdo. - Dokumenty, komenderuje. Rozkłada je z precyzją chirurga operującego bez znieczulenia, bo znieczulenie nie jest kosztem uzyskania przychodu. Przegląda moje liczby jakby były księgą upadku cywilizacji. Nagle zamiera. Jakby w tych papierach zobaczył liczbę, której nawet kalkulator nie chce liczyć, tylko prosi o ostatnie namaszczenie. Jak człowiek, który wyczuł trzęsienie tych zimnych fal absurdów, co wyrywają dusze z orbit. - No… to mamy problem. Wstaje. Zdejmuje okulary. Urząd zamiera - Wygląda teraz jak arcykapłan biurokracji, który za chwilę otworzy kamienną tablicę z moim losem - tak ciężką, że nawet grawitacja zwalnia z szacunku. Drukarki wstrzymują wydruk, kserokopiarki zamykają paszcze. - Po analizie… - Z uwzględnieniem… - I po przeliczeniu współczynnika… Wręcza kartkę jak wyrok z zakurzonej wersji Hammurabiego. - Musi pan zapłacić, w ciągu czternastu dni… Pochyla się. Patrzy mi w oczy. Czuje oddech paragrafów. - trzydzieści siedem tysięcy… czterysta dziewięćdziesiąt trzy złote… i trzy grosze. Jakby moje życie zostało sprasowane w zakurzonej prasie prawa i wciśnięte w banknot, który nigdy nie dotrze do portfela, a tylko odbija się od ścian bezlitosnego świata. - Skąd taka kwota?! - Z pana życia... Z pana życia, proszę pana. Krzesło obok mdleje. Nie mam do niego żalu. W broszurze - zajęcie konta, - zajęcie mieszkania, - zajęcie marzeń. Punkt trzeci wytłuszczony. Wychodzę. Świat wydaje się lżejszy. Albo ja cięższy o trzydzieści siedem tysięcy i trzy grosze, które są jak śmiech losu odbijający się od szyby. Drzwi zamykają się za mną jak stalowe powieki olbrzyma, który śni o podatkach i połyka w snach tych, którzy próbują uciec. Jak paszcza rekina pożerającego ostatni kawałek wolności, mrucząc: „Do zobaczenia. Nawet jeśli tego nie chcesz.”          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...