Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zarzucę wędkę
w bezdenną głębię
przepaść lazurową

na haku wije się przynęta

interesuje ją
podnieca
fascynuje

podpływa i patrzy

bez ogródek
bez obaw
chwyta łatwy kąsek

wyciągam ją

poznaję
to ona
wczorajsza

pozwoliłem jej odejść

nie słuchała
próżna dzika
dała się ujarzmić

kolejny już raz

wciąż to samo
monotonia
naiwność

[sub]Tekst był edytowany przez Ariel Jabłoński dnia 18-08-2004 09:38.[/sub]

Opublikowano

no juz jest lepiej... tylko tyle napisze bo nei chce juz tak krytkować....

czekam na bardziej rozwiniętą twórczość... to juz lepsze od poprzedniego... tytuł np. bardzo łądny

Tera

Opublikowano

"na haku wije się przynęta " - to zbyt oczywiste, przynęta z reguły się wije - zwłaszcza biały robak lub soczysta "rosówa".

"interesuje ją
podnieca
fascynuje" - proponowałabym przerobić - interesuje, fascynuje - nie frapuje.
To tyle na początek.

Coś jest na rzeczy, ale można mu nadać lepszą formę,

Cmok,
Cat

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję, za krzepiące słowa, ale ostatnie zdanie (patrz cytat) jest naprawdę pocieszające. Mam nadzieję, że jeszcze czymś zaskoczę.
Pozdr
Ariel
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie wiem czy to przez dobry humor, ale calosc po przeczytaniu kopnela mocno i trzymala dlugo, do strofy ktora wskazalem, to mysle ze jest najslabsza w porownaniu do reszty,

bawilem sie nia w dloni

dała się ujarzmić
lubila to - prozna
podejrzanie dziwna


i potem wszystko jak jest ;)

pozdrawiam
Opublikowano

hmm częściowo mi się podoba, puenta, tytuł... ale coś nie bardzo wykonanie. np jak mam rozumieć te słowa?

interesuje ją
podnieca
fascynuje

"interesuje ją" skoro Ty ją interesujesz, to zjadłeś "ę"
"podnieca" , ona Ciebie, tak? Ty ją interesujesz a ona Ciebie podnieca? i fascynuje? hmm, no nie gra mi ten fragment jakoś.

potem też niektóre słowa, jakby zbyt proste, nie wiem... brak mi tu czegoś do pełni zadowolenia, ale najważniejsze - przekaz - wychwyciłam :)

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie ten kierunek. Interesuję, a interesuje to różne znaczenia. Podnieca, fascynuje to podobne sytuacje. Zastanów się nad interpretacją. Wskazówki już masz, a co dalej?
Pozdr
Ariel
[sub]Tekst był edytowany przez Ariel Jabłoński dnia 18-08-2004 10:23.[/sub]
Opublikowano

Dzięki za wasze uwagi. Natalio jesteś bliska prawdy i niech tak zostanie, bo jeden wiersz można widzieć w wielu perspektywach.

Co do dodania strofy, myślę, że niech kończy się na tym co jest.

Pozdr
Ariel

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...