Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

usiąść w poczekalni słów
w ramkach samotności

to jakby zdobyć siebie
przeszywającego ciemności
bzdurnej golizny zdań

jakby utopić się w jeziorze żalu
i odbijać od dna rozpaczy

każde o którym nie wiem
wyczekuje na peronie odlotu
pas startowy oświetlony milionem kolorów

startuj ty i ty
reszta czeka

nieprędko płynie życie
z ramek się wysławia

Opublikowano

ehhh czytałam tak ukradkiem bo sie bałąm ze cos się sknoci... początek bardzo dobry, wręcz cudowny, łądne metafory łądnypomysł... do momentu "jakby utopić się w jeziorze żalu i odbijać od dna rozpaczy" coś się łąmie i potem już nie jest tak samo... A szkoda wielka... liczyłam na Twój dobry wiersz... będe musiała doczekać następnego. Coraz lepiej i tak...

pozdrawiam
Tera


Opublikowano

mnie najbardziej podoba się finisz... ostatnia strofa puentuje doskonale zamysły autora... w środku słabiej, najbardziej drażni:

'jakby utopić się w jeziorze żalu
i odbijać od dna rozpaczy

każde o którym nie wiem
wyczekuje na peronie odlotu
pas startowy oświetlony milionem kolorów'

zasadniczo duży + za dobry wiersz
pozdrawiam
kowalski
[sub]Tekst był edytowany przez Michał Kowalski dnia 29-07-2004 12:47.[/sub]

Opublikowano

czemu cholera każdy jak usłyszy ze cos jest kiepskiego to sie tłumaczy ze komentujacy wiersa nie rozumie... przecie to istna paranoja... co to ma byc wogóle????????? jest kiepski i tyle... chcesz zebym zrozumiał (bo podobno nie rozumiem) napisz lepszy...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie pożeraj - a "w ogóle" się pisze - poza tym jakoś mi dziwniej boś kobietą czy mężczyzną - raz tak raz siak - no nic o wierszu trzeba pisać - jeśli w oczach Twych wydaje się "kiepski" - specjalnie dla Ciebie nie pisałem

.... cóż
przymróż
swe oczy
wśród nocy

MN

Opublikowano

pisałeś specjalnie do mnie bo cytowałeś wypowiedź więc nie kręc...

jestem hermafrodytą... zależną od humoru

[Pan/Pani Tera - proszę nie reklamować się tutaj - obowiązuje skupienie na poezji - bezet]
[sub]Tekst był edytowany przez Roman Bezet dnia 04-08-2004 12:46.[/sub]

Opublikowano

ech bez żartów, gotów, startuj
teraz moja kolej losu
dobrze było widzieć Was tu
dobrze było Was tu poczuć

od koloru niebo w fali
pedzi nicią wokół globu
ja już w trasie - w pełnej gali
tylem brał się do odlotu

żeby wszystkim podziękować
tym co wiersz ten przeczytali
pożegnalna moja mowa
może kiedyś los nas scali

MN
ps. dziękuję wszystkim było przyjemnie - wrócę może za parę miesięcy - jak tylko odpocznę

Opublikowano

w poczekalni słów
w ramkach samotności

podobają mi się słowa jakich Pan używa...wiersz bardzo dobry jak dla mnie dużo lepszy od pozostałych pozdrawiam Marcin

Opublikowano

Pożegnanie - większość nie wie kogo. Ani po co.
Czas jak guma wyciera ślady na kartce.
To inny wiersz, jak i Ty byłeś kimś innym (chciałeś być albo i nie :)
Wracaj - jak będziesz gotów.
Wracaj w sobie prawdziwym lub każdej postaci, która Ci przyjdzie do głowy.
Bywaj Witku :)
pzdr. bogdan

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar @Marek.zak1 Panowie, jestem wdzięczna za lekturę. Delikatność się przyda na świecie! Bb
    • @Berenika97 Bereniko, podobno są kobiety i dziewczyny, które nie cierpią, jeśli druga ma taką samą. No na mnie to nie działa- ja się cieszę z choćby z tego powodu, że ktoś ma gust podobny do mojego, że nie jestem taka ostania - mogę nawet siedzieć obok,  a co? Celowo nie można? A czasem i z zazdrości, że Twoja jest ładniejsza, zdarza się kąśliwa uwaga albo i złośliwa psota - no cóż... :) @beta_bNo to jeszcze coś. Wiesz, jak obok mnie usiądzie ktoś w wełnianej bluzce, albo w czymś, co jest szorstkie (marynarka, żakiet) - to się przesiadam - no po co mam się drapać? Dzięki :)
    • Historia wdzięczna a puenta znakomita. Podkreślona flamastrem. Z przyjemnością Alu. I jesteśmy zgodne w kwestii miłych materiałów. Bb   PS zniszczyłam w dzieciństwie mamie ulubioną bluzkę. Nałożylam lalce jako sukienkę i obcięłam nożycami rękawy, bo były za długie. Słabe wspomnienie (nie robiłam na złość, tyle że nikt mi nie powiedział, że tak nie można). 
    • @Migrena Miłość jako akt kreacji - niezwykłe ujęcie. Słowa płyną lekko, naturalnie i zabierają mnie w sferę mistyczną i cielesną jednocześnie. I niech trwają, niech się stwarzają, natura nie zna pojęcia "koniec". O ciszy nie piszę, bo poeci wiedzą lepiej, jak ją dotknąć.  
    • Stara, drewniana figura kiedyś w głównej nawie swoje miejsce miała. Wszystkie prośby, intencje i żale — przez tyle lat w jej kierunku wypowiadane — słuchała. Łzy, czasami,na posadzkę świątyni spadające — widziała. Na pytania: „Czy jesteś?”, „Czy widzisz, co robią?” — nawet gdyby mogła odpowiedzieć, odpowiedzi nie znała. A jednak, mimo swego milczenia, była jak światło w ciemności— ci, którzy przychodzili, znajdowali w niej jakąś ciszę, cień nadziei, poczucie, że nie są całkiem sami. Z wysokości swego cokołu patrzyła na dzieci trzymające matki za rękę. Na starców z różańcem w dłoniach. Na zagubionych, którzy z lękiem w oczach i gniewem w sercu stali w półmroku. Na zakochaną dziewczynę, co szeptała: „Niech mnie pokocha”.   Niemy świadek wszystkiego, co kruche i piękne w człowieku. Jej drewniane ramiona wypłowiały, twarz popękała przez wieki. Spojrzenie, wyryte przez dłuto, nie straciło jednak łagodności. Nie mogła cofnąć czasu. Nie miała mocy sprawczej. Nie znała odpowiedzi na modlitwy. A jednak — była. Właśnie to „bycie” było jej najważniejszym darem. Z czasem nowe figury, dekoracje zaczęły otaczać ją z każdej strony. Ona — skromna, lekko pochylona — wciąż stała. Stała i słuchała. Choć nie znała słów, rozumiała ciszę. A w tej ciszy ludzie mówili najwięcej. Została zdjęta z cokołu. Ostrożnie, bez ceremonii. Przeniesiona do zakrystii. Tam, między szafami z ornatami, obok zapasowych lichtarzy i zakurzonych mszałów, stoi cicho — zapomniana. Nie słyszy już szeptów modlitw. Nie czuje ciepła ludzkich spojrzeń. Nie widzi łez spadających na kamienną posadzkę.   Czasem tylko, przez uchylone drzwi, wpadają do niej echa liturgii: odległe śpiewy, brzęk dzwonków, szelest procesji. Serce z drewna — czy może w ogóle istnieć takie serce? — ściska wtedy tęsknota. Tęskni za kobietą, która codziennie zapalała przy niej maleńką świeczkę. Za chłopcem, który z obawą patrzył w jej oczy, zanim odważył się przystąpić do spowiedzi. Tęskni za szeptem: „Pomóż mi przetrwać…”. Za zapachem wosku i kadzidła. Za szczególną chwilą ciszy, gdy kościół był pusty, ale ktoś wchodził — i tylko dla niej klękał. Choć zrobiona z drewna, nosi w sobie ślady tych wszystkich dusz, które przez lata złożyły przed nią swoje ciężary. I nie umie zrozumieć, dlaczego została odsunięta. Czeka. Bo figury — tak jak ludzie — potrafią czekać. I wierzyć, choć nie potrafią mówić. Czeka. A jej drewniane serce, w zakrystii między szafami, wciąż wystukuje słowa pieśni: „Kto się w opiekę…” A ona słucha.   Rzeszów 24. 07.2025
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...