Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zbiegają się i plączą nasze drogi
pępowiny doświadczeń i pochodzenia

My w cieple wód przyjaźnią dotlenieni
bezpłciowo bliscy sobie

Mamy w zamkniętego świata oazie
tkliwą ciszą uśpione rozterki

Czy losu skalpel szykuje
bolesne cesarskie cięcie?

Opublikowano

My w cieple wód przyjaźnią dotlenieni
bezpłciowo bliscy sobie

Mamy w zamkniętego świata oazie
tkliwą ciszą uśpione rozterki

mnie się wydaje, że to nie jest śmieszne, jak wcześniej ktoś się wypowiedział,
zdaje się, że jest przekazana trudność jaka łączy dwie istoty, ile trzeba przejść
dróg, by zauważyć, że dobrze by dwie strony były sobie bliskie- prawdziwie,
bezpłciowo- czyli nijako, może jakoś tak ze smutkiem, który razem jest związany
tymi doświadczeniami podobnymi, a jednak każde z osobna walczy o to co " uśpione";
o charakterze pouczającym; J.płoniaście

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czasem ciężko określić odległość, zwłaszcza kiedy mierzy się ją własnym uczuciem.
Pozdrawiam KKK
Odległość własnym uczuciem? weź się zastanów co ty piszesz. Nie histeryzuję, nie szaleję, jak nie ma powodu. Odległość się mierzy na wiele innych sposobów.

Niestety, nie zrozumiałeś.
Pozdrawiam KKK
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Może i tak, to zależy tylko od Ciebie.
Pozdrawiam KKK
Jeśli to nie jest śmieszne, to znaczy, że to jest kiepski żart. Gdyby był dobry, to by był śmieszny.
A tak, nie.

To znaczy że to jest kiepski żart.
Pozdrawiam KKK
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Miło, że chciało Ci się napisać co poczułaś.
Pozdrawiam ciepło KKK

mm..napisałam raczej to co wyczytałam z przekazu wierszowego,
ale nie wiem czy dobrze zinterpretowałam sobie, ot tak
miło, było przeczytać, bo tam zdaje się wiele uczucia, emocji,
J. wzajemnie Krzysztofie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...