Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Leszku, zaskoczony jestem, że w tak wielu punktach się zgadzamy, ale to i dobrze. Zacytuję jeden fragment z Twojej wypowiedzi:
[quote]Co jest wg mnie merytorycznym komentarzem? – jest nim wytknięcie błędów formalnych, złego użycia środków stylistycznych, pogubienie się w formie, rytmice itd. Itp., natomiast to czy się wiersz podoba czy nie to nie jest komentarz merytoryczny, ale jest to określenie indywidualnych odczuć. Z odczuciami jak już wielokrotnie pisałem, nie dyskutuję i jestem pełen pokory do słów zastanawiając się dlaczego tak się dzieje, gdy dominują negatywne odczucia.


W porządku. Mam więc dwa inne pytania: czy kiedykolwiek dostałeś na tym forum merytoryczny komentarz, w którym wytknięto Ci błędy formalne i czy kiedykolwiek taki komentarz sprawił, że coś w swoim wierszu zmieniłeś? Schodzę na bok, ale przejrzałem kilkanaście Twoich wierszy przed momentem (wszystkich nie dałem rady, więc nie mam pełnego obrazu, stąd może jestem w błędzie) i nie zauważyłem prawie wcale, żebyś swoje teksty edytował. A to przecież robią autorzy po tym, jak ktoś wytknie im błąd. Dwa teksty, które edytowałeś dotyczyły interpunkcji (jeden edytowałeś zaraz po wklejeniu, a więc sam gdzieś dojrzałeś błąd, a w drugim najpierw ktoś Cię poprawił).

Wychodzi więc na to, że Twoje teksty nie mają błędów formalnych, dopieszczasz je do ostatniego słowa. Albo druga opcja: nie godzisz się na jakąkolwiek ingerencję w swoje wiersze, chyba że rzecz dotyczy czegoś mniej istotnego jak interpunkcji. Jak to jest? Bo przecież staram się nie być zwykłym pieniaczem forumowym (nie zawsze wychodzi) i jeśli szydziłem, to tylko dlatego że stwierdziłem (mam nadzieję, że błędnie, na wszelki wypadek już teraz przepraszam), że trafiłem na dufną osobę. Osobę, która zamieszcza swoje wiersze i nie zgadza się z żadną krytyką (i nie chodzi mi już o krótkie "nie podobało się", bo jestem w stanie zrozumieć, że taki komentarz nic Ci nie daje i masz go w nosie). Mówiąc wprost: nie widzę, żebyś coś w swoich wierszach zmieniał. Rozumiem, że są to wiersze gotowe i że w poezji rymowanej nie można sobie pozwolić na tak beztroskie zmiany jak w poezji nierymowanej. Ale żeby tak kompletnie nic?

Moim zdaniem tak naprawdę nie oczekujesz komentarzy dotykających spraw formalnych, bo te uważasz u siebie za dopracowane w najdrobniejszym szczególe (nie wiem, jak tam na warsztatach, mówię tylko o sytuacji tutaj, na forum). Jedyne, czego oczekujesz, to tego, że czytelnik poświęci dłuższą chwilę na wiersz i pokusi się o interpretację. Nie chcesz (to tylko moje odczucie), żeby ktoś Ci pisał, że to czy tamto jest źle, ani żeby zamykał swój komentarz w trzech słowach.

Jak dla mnie - wszystko gra. Tylko się zdziwiłem trochę, gdy napisałeś, że merytoryczny komentarz ma dotykać strony formalnej, kiedy nic nigdy w tym elemencie nie poprawiłeś, chociaż czasem ktoś coś zasugeruje i powie, że mu nie gra, Ty jednak jesteś nieugięty ;)

Leszku, to nie jest czepialstwo. He, he, sam siebie okłamuję. Czepiam się oczywiście, ale, jak sądzę, w następnym swoim komentarzu dasz jasną odpowiedź. Przeczytam ją dopiero w poniedziałek, bo zmywam się na kilka dni. Także do usłyszenia.

Pozdrawiam.
Opublikowano
o, jak łagodnie
jedną nutą
cudnie, nudnie

nie wysyłają
do doktora
zgoda, pogoda

i nagle czytam:
....(jak np. Wojaczek, którego np. Messalin wykreślił z listy poezji)...
Messa, zwariował!

Messo! Fundament mój rozwalasz!

Wojaczek pisał kroplami
czerwonej stali
oczyszczone słowa

mam iść na wojnę
poezjo miła
z Messą?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Piszesz Michale z troską: czy aby podmiot nie ma zamiaru z biczem w dłoni pokazywać jedną słuszną linie poezji. Nic bardziej błędnego. Krytykując pewne zachowania, czy trendy zrozumiałe dla autora a niekoniecznie dla czytelnika, chciałem tylko uwypuklić i wyostrzyć problem. Czy wiersz jest porażką? – może i z poetyckiego punktu widzenia jest, bo pozbawiony jest prawie stylistycznych form przekazu. Czytając jednak dyskusję pod nim osiągnął zamierzone cele, bo zrodził refleksje i skłonił do przekazania różnych punktów widzenia.
Nigdy nie twierdziłem, że świat poezji to tylko forma, wręcz przeciwnie forma ma służyć jedynie lepszemu przekazaniu treści. W następnym zdaniu wchodzisz w stereotypy myślowe pod sztandarem banału, który jest nieokreślalny, a raczej ilu poetów, tyle definicji banału. Technika powinna być, bo to warsztat artysty, a jeśli go nie ma to co najwyżej możemy stać się Nikiforem słowa.
Wiadomo jest jak oddzielić ziarna od plew, ale na portalu pojawiają się wciąż nowi ludzie, którzy czytają bzdety czołowych krytykantów i nasiąkają ich kreowanym na samego siebie spojrzeniem. Znam łagodną osobę, która pod wpływem brutalnego portalu sama stała się nie mniej brutalna od tych, którzy ją dołowali.
Szkoda Michale, że dział Z w obecnym wydaniu to tylko a nie aż dział Z. Pozdrawiam serdecznie Leszek :)
Opublikowano

Leszek - powiem tak - jeżeli ktoś takie manifesty wkleja, jak powiedzmy, użytkownik X (np.krztynkę powyżej), to to jest zabawa, figiel, dychawicznie drgnienia grafomanii, taka retoryczna zabawka. Ale jeżeli robi to poważny Autor, to mam prawo się martwic. Bo to prowadzi do, bądźmy szczerzy, odejścia - zresztą wielu już odeszło przez analogiczne sytuację.
Trzymaj się Leszku - ja wierszowi w tym wypadku powiem "nie", ale Autorowi -"tak".

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Kasiu przekazałaś w swojej wypowiedzi więcej i lepiej to uczyniłaś, niż bym sam chciał powiedzieć. Dajesz podstawy twierdzić, że poetycki świat jeszcze nie do końca zwariował. Wybacz, że nie odpowiem równie elokwentnie ale właściwie powinienem cytować kolejne zdania i przytakiwać im z uśmiechem.
Zgadzam się z Tobą również co do małopoetyckości, ale gdybym zbyt zakamuflował myśli, zbyt zmetaforyzował przekaz to poprzez mniejszą czytelność tekst nie pobudziłby tej dyskusji.
Dziękuję za Twoje słowa, które każdy z nas powinien sobie wziąć do serca, aby słowo drukowane nie wytykało palcami z niesmakiem słowa internetowego. Pozdrawiam cieplutko. Leszek :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Gdyby to w wykonaniu Pani Droga Koleżanko była krytyka, to bym jeszcze za nią podziękował, ale Pani Droga Koleżanko uprawia jedynie krytykanctwo, które uraża autorów. Pozdrawiam serdecznie i świątecznie. :)
i z tymi słoweami też sie zdadzam
cóż jak wynika z Pana spostrzezeń i nie tylko - łatwiej krytykantem zostać i udawać, że siewie,więcej niz siewie, a tutaj, na tym forum, to jest nagminne, (krytykanctwo), czy to moda na dowartościowanie siebie?
pozdrawiam
Jagoda

Masz rację Jagódko, że to chyba moda i mam nadzieję, że przeminie bez echa. Pozdrawiam Leszek :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A ja Ci Michale odpowiem tak: występowanie przeciw grupie kreującej nowomodną jedynie słuszną ideologię niekoniecznie musi prowadzić do tworzenia grupy anty. Nie korzystam z każdej nadarzającej się okazji do atakowania zła, chyba że to zło dotknie mnie do żywego, wtedy i ja staję się mniej łagodny w sądach.
Może spójrz na występowanie przeciw jako na obronę własnych wartości. Jeśli damy się zminimalizować, jak próbowano mi z sonetu zrobić miniaturkę, to nie wykazując swoich racji niejako akceptujemy ichnie poglądy, które jak łatkę przyklejają nam prześmiewcy. Pozdrawiam Leszek :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


W porządku. Mam więc dwa inne pytania: czy kiedykolwiek dostałeś na tym forum merytoryczny komentarz, w którym wytknięto Ci błędy formalne i czy kiedykolwiek taki komentarz sprawił, że coś w swoim wierszu zmieniłeś? Schodzę na bok, ale przejrzałem kilkanaście Twoich wierszy przed momentem (wszystkich nie dałem rady, więc nie mam pełnego obrazu, stąd może jestem w błędzie) i nie zauważyłem prawie wcale, żebyś swoje teksty edytował. A to przecież robią autorzy po tym, jak ktoś wytknie im błąd. Dwa teksty, które edytowałeś dotyczyły interpunkcji (jeden edytowałeś zaraz po wklejeniu, a więc sam gdzieś dojrzałeś błąd, a w drugim najpierw ktoś Cię poprawił).

Wychodzi więc na to, że Twoje teksty nie mają błędów formalnych, dopieszczasz je do ostatniego słowa. Albo druga opcja: nie godzisz się na jakąkolwiek ingerencję w swoje wiersze, chyba że rzecz dotyczy czegoś mniej istotnego jak interpunkcji. Jak to jest? Bo przecież staram się nie być zwykłym pieniaczem forumowym (nie zawsze wychodzi) i jeśli szydziłem, to tylko dlatego że stwierdziłem (mam nadzieję, że błędnie, na wszelki wypadek już teraz przepraszam), że trafiłem na dufną osobę. Osobę, która zamieszcza swoje wiersze i nie zgadza się z żadną krytyką (i nie chodzi mi już o krótkie "nie podobało się", bo jestem w stanie zrozumieć, że taki komentarz nic Ci nie daje i masz go w nosie). Mówiąc wprost: nie widzę, żebyś coś w swoich wierszach zmieniał. Rozumiem, że są to wiersze gotowe i że w poezji rymowanej nie można sobie pozwolić na tak beztroskie zmiany jak w poezji nierymowanej. Ale żeby tak kompletnie nic?

Moim zdaniem tak naprawdę nie oczekujesz komentarzy dotykających spraw formalnych, bo te uważasz u siebie za dopracowane w najdrobniejszym szczególe (nie wiem, jak tam na warsztatach, mówię tylko o sytuacji tutaj, na forum). Jedyne, czego oczekujesz, to tego, że czytelnik poświęci dłuższą chwilę na wiersz i pokusi się o interpretację. Nie chcesz (to tylko moje odczucie), żeby ktoś Ci pisał, że to czy tamto jest źle, ani żeby zamykał swój komentarz w trzech słowach.

Jak dla mnie - wszystko gra. Tylko się zdziwiłem trochę, gdy napisałeś, że merytoryczny komentarz ma dotykać strony formalnej, kiedy nic nigdy w tym elemencie nie poprawiłeś, chociaż czasem ktoś coś zasugeruje i powie, że mu nie gra, Ty jednak jesteś nieugięty ;)

Leszku, to nie jest czepialstwo. He, he, sam siebie okłamuję. Czepiam się oczywiście, ale, jak sądzę, w następnym swoim komentarzu dasz jasną odpowiedź. Przeczytam ją dopiero w poniedziałek, bo zmywam się na kilka dni. Także do usłyszenia.

Pozdrawiam.
Widzisz a ja po Twojej obszernej wypowiedzi nie jestem zaskoczony, że potrafimy mieć podobne przemyślenia.
Odpowiem Tobie na pytania:
1. Tak właśnie na tym forum cztery lata temu uzyskałem merytoryczną pomoc pod moim wierszem sonetopodobnym. Jedna z Pań uzmysłowiła mi że nie wystarczą dwa tetrastychy i dwie tercyny w układzie abba abba cdc dcd aby to był sonet. Nie sponiewierała mojego wiersza ale powiedziała dlaczego to nie jest sonet i co należy zrobić aby napisać sonet.
2. Dlaczego nie edytuję i nie poprawiam wierszy? Nie dlatego, że nie potrafiłbym po sugestiach komentujących, ale jak sam słusznie zauważyłeś poprawianie wierszy rymowanych nie jest wcale takie proste. Czytam każdy komentarz, z niektórymi zgadzam się, a z niektórymi nie. Te komentarze skłaniają do przemyśleń i poszukiwań własnej drogi. Często w rozmowach o mojej poezji mówię, że jestem wdzięczny krytyce, bo krytykując gramatyczne rymy dokładne skłoniła mnie do wyboru asonansów, krytykując sylabotoniczną katarynkę i marszowość wierszy skłoniła do pójścia w stronę wierszy nieregularnych. Krytykując zbyt prosty przekaz rzuciła w objęcia metafor Itd. Itp. Szkoda mi czasu na przemodelowanie całego wiersza, nie zawsze to jest możliwe, ale uwagi służą mi jako wskazówki przy pisaniu następnych wierszy. Ot i cała tajemnica nieedytowania wierszy. Jeśli nie wierzysz, to zajrzyj do mojego wirtualnego tomiku www.leszek.krainawierszy.com i sprawdź jak przez te ostatnie cztery lata zmieniało się moje pisanie pod wpływem własnych poszukiwań, jak i uwag czytelników (odsyłam tam, gdyż na orgu niestety z różnych przyczyn mam niereprezentatywną próbkę tego co i jak poetycko robię). Pozdrawiam i życzę powrotu z kolekcją niezapomnianych wrażeń. Leszek
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Michale na org wracam jedynie przez sentyment miejsca, które kojarzyć mi się będzie zawsze z miejscem do którego wszedłem z wielką obawą po nauki i co ciekawe nie zawiodłem się na nim tzn dało mi to czego oczekiwałem a nawet wiele więcej. To miejsce kiedyś nobilitowało, teraz już tak nie jest co stwierdzam z przykrością. Patrząc na moją obecną aktywność, to mnie już tu od dawna nie ma. Całym sercem związany jestem z innym portalem, którego jestem współwłaścicielem, a gdzie udaje się przyciągnąć ludzi innymi wartościami niż tzw pieprzykiem kto komu i kto kogo. Pozdrawiam i bywać będę może z sentymentu a może na przekór aby pokazywać, że poezja nie ma jednego oblicza. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czytam tę dyskusję i czytam, i podoba mi się pan, panie Leszku. tak myślę. nie ma żadnego chorego podtekstu, mówię wyłącznie o sprawie.
też wiele się na orgu nauczyłam, ale od jakiegoś czasu obserwuję całkowity brak komentarzy, które by mnie powaliły. obojętnie jak - może być interpretacja, a może być negatywna, acz ugruntowana krytyka. myślę, czy aby nie nadszedł time to say goodbye ;)

trochę się... sprywatyzowałam :P dzięki za poczytanie.

pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czytam tę dyskusję i czytam, i podoba mi się pan, panie Leszku. tak myślę. nie ma żadnego chorego podtekstu, mówię wyłącznie o sprawie.
też wiele się na orgu nauczyłam, ale od jakiegoś czasu obserwuję całkowity brak komentarzy, które by mnie powaliły. obojętnie jak - może być interpretacja, a może być negatywna, acz ugruntowana krytyka. myślę, czy aby nie nadszedł time to say goodbye ;)

trochę się... sprywatyzowałam :P dzięki za poczytanie.

pozdrawiam.
To ja dziękuję za miły wpis. :) Zauważam podobne zjawiska jak Ty i podobne mam oczekiwanie co do wpisów pod wierszami. Pozdrawiam Leszek :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


i z tymi słoweami też sie zdadzam
cóż jak wynika z Pana spostrzezeń i nie tylko - łatwiej krytykantem zostać i udawać, że siewie,więcej niz siewie, a tutaj, na tym forum, to jest nagminne, (krytykanctwo), czy to moda na dowartościowanie siebie?
pozdrawiam
Jagoda

Masz rację Jagódko, że to chyba moda i mam nadzieję, że przeminie bez echa. Pozdrawiam Leszek :)

Wyrażam jedynie swoje skromne zdanie więc proszę się odbąbelkować. ;) Już taki ze mnie zimny drań... żadna moda mości Państwo...;) Wesołego jaja...Pozdrawiam serdecznie.
Opublikowano

Witam ponownie.

Wpadłem tylko podziękować za rozmowę. Źle Cię oceniłem i biję się w pierś.

Co się tyczy Twojej stronki z wierszami - byłem już tam kilka dni wcześniej i bardzo mi się niektóre wiersze podobały. Tyle mogę powiedzieć, choć wiem, że jestem teraz szalenie niemerytoryczny. Pocieszam się myślą, że nikt nie jest doskonały ;)

Pozdrawiam i życzę więcej konstruktywnych komentarzy.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...