Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Stylowo Pan się podpisuję Panie moderatorze, ja bym nigdy na coś takiego nie wpadł.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Stylowo Pan się podpisuję Panie moderatorze, ja bym nigdy na coś takiego nie wpadł.

sądy kapturowe - to tylko w Polsce możliwe
Jak sąd może wydać wyrok zaocznie bez zainteresowanego a jednak może
to nie pierwszy przykład i nie ostatni - mnóstwo ludzi jest pokrzywdzonych przez sądy podobne absurdy są w prawie bankowym i podatkowym
i tu wniosek dla orgowiczów

czyj interes reprezentuje rząd posłowie prezydent, którzy tego prawa nie zmieniają a może ten stan rzeczy leży w czyimś interesie?

pozdrawiam

ps. jako były urzędnik państwowy stwierdzam, że w naszym kraju urzędnicy nie ponoszą żadnych sankcji finansowych za błędne wydane decyzje co najwyżej zwolnienie lub awans w zależności kto na tych decyzjach zyskał - koszty zawsze ponoszą podatnicy
Opublikowano

Przecież ten człowiek był właścicielem warsztatu, małego, ale jednak. Jak wyglądała jego znajomość przepisów, prawa cywilnego, na przykład, jak zabezpieczał siebie, rodzinę przed cwaniakami, których w każdej dziedzinie życia pełno? Zgadzam się co do jednego, żyjemy w kraju nad Wisłą, gdzie ludzie po szkodzie dopiero, na oczy przeglądają.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Stylowo Pan się podpisuję Panie moderatorze, ja bym nigdy na coś takiego nie wpadł.

sądy kapturowe - to tylko w Polsce możliwe
Jak sąd może wydać wyrok zaocznie bez zainteresowanego a jednak może
to nie pierwszy przykład i nie ostatni - mnóstwo ludzi jest pokrzywdzonych przez sądy podobne absurdy są w prawie bankowym i podatkowym
i tu wniosek dla orgowiczów

czyj interes reprezentuje rząd posłowie prezydent, którzy tego prawa nie zmieniają a może ten stan rzeczy leży w czyimś interesie?

pozdrawiam

ps. jako były urzędnik państwowy stwierdzam, że w naszym kraju urzędnicy nie ponoszą żadnych sankcji finansowych za błędne wydane decyzje co najwyżej zwolnienie lub awans w zależności kto na tych decyzjach zyskał - koszty zawsze ponoszą podatnicy
Zmieniają, zmieniają, jako były urzędnik państwowy miał pan chyba do czynienia z dziennikami ustaw, rozporządzeniami i innymi pisemkami, które należało czytać przynajmniej raz w miesiącu, żeby być na bieżąco. Tak na marginesie, były? Zwolnili, czy sił nie starczyło? Może zasłużona, ciepła emeryturka?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak wyglądała? nijak.
Z tego taki wniosek, że ludzie prości powinni być ubezwłasnowolnieni a większość wypracowanych przez siebie środków przeznaczać na armie prawników biegłych w unikaniu pułapek przepisów.

Nie tędy droga, panie kolego, pan jesteś taki mądry, bo być może dostałeś trochę więcej inteligencji, co jednak nie jest żadną twoją zasługą.

Ironią losu jest tutaj to, że tryb nakazowy miał służyć jako broń przeciwko nieuczciwym kontrahentom...

Twój sposób myślenia jest bardzo symptomatyczny: sam sobie jest winien, bo nie umiał się obronić przed oszustwem i krętactwem... ale zaraz, w takim razie po cholerę w ogóle potrzebne jest coś takiego jak państwo, umowa społeczna, na podstawie której ceduje się pewne prawa na służby państwowe (m.in. służby przymusu), po co płacimy haracz na rzecz tych służb? czy u podstawy nie leży założenie, że TE SŁUŻBY OBRONIĄ NAS PRZED DZIAŁANIEM SZKODLIWYM DLA NAS LUB DLA CAŁEGO SPOŁECZEŃSTWA?

Co ten biedny człowiek zrobił źle? Za co został ukarany? Za to, że obsłużył klienta i za to, że w odpowiednim momencie nie zareagował, co też być może nie zagwarantowałoby mu spokoju.

RPO tu chyba nic nie pomoże. Nie jestem prawnikiem, ale wydaje mi się, że od wyroku wydanego w trybie nakazowym nie ma żadnego odwołania poza terminem, o którym mówiono w tym reportażu - stąd śmiech prokuratorów i rozkładanie rąk.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Chciałbym przypomnieć, że sądy kapturowe były powoływane drzewiej w czasach bezkrólewia po to, by nie zapanowała totalna anarchia i były czymś bezwzględnie koniecznym i pozytywnym dla działania państwa. Ich cechą charakterystyczną NIE BYŁO zaoczne wydawanie wyroków.

Znowu podkreślę, nie jestem prawnikiem, wydaje mi się jednak, że dochodzenie np należności w zwykłym trybie procesowym to gehenna... i tu jest plus postępowań uproszczonych. W sprawach cywilnych o roszczenia finansowe taki tryb ma wiele zalet, choćby taką, że pozwany nie ma możliwości sprawy w nieskończoność przewlekać i np doprowadzać do upadłości powoda.

I nie wiem, czy stawiałbym sprawę tak ostro. Dramat tego człowieka jest poruszający, ale czy to jest wina samego prawa? czy raczej jego stosowania? Nie sugerowałbym zmowy wszystkich instytucji państwa przeciwko zwykłemu obywatelowi.:)

Zgoda - koszty zawsze ponoszą podatnicy. I tak samo będzie, jeśli facet zwróci się do Strasburga i jeśli wygra.

Moim zdaniem u podłoża problemu leży fakt, że prowadzenie działalności gospodarczej w naszych realiach to sztuka nie dla każdego łatwa. Powiedziałbym, że 75% energii pochłania prostowanie błędów, potknięć i unikanie nowych; 25% to działalność właściwa (sama przyjemność). Nie wiem, czy uczciwym jest oczekiwanie, że drobny przedsiębiorca to człowiek, który ma czas i instrumenty do wchłonięcia całej masy regulacji i przepisów dotyczących podatków, koncesji, ubezpieczeń, ulg, zwolnień, terminów, druków, dokumentów, zgłoszeń, deklaracji, oświadczeń i żeby to wszystko jeszcze ewidencjonować tak, aby było w każdej chwili gotowe do wglądu dla sympatycznej kontroli. To trochę jak zaproszenie do popełnienia brzemiennych w skutkach błędów. Oczywiście można zatrudnić specjalistów, ale to kosztuje. Czyli państwo daje nam do wyboru: zapłaćcie dodatkowo, a może będziecie mieć spokój albo bawcie się sami, a raczej spokoju mieć nie będziecie. To nie jest uczciwe moim zdaniem.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak wyglądała? nijak.
Z tego taki wniosek, że ludzie prości powinni być ubezwłasnowolnieni a większość wypracowanych przez siebie środków przeznaczać na armie prawników biegłych w unikaniu pułapek przepisów.

Nie tędy droga, panie kolego, pan jesteś taki mądry, bo być może dostałeś trochę więcej inteligencji, co jednak nie jest żadną twoją zasługą.

Ironią losu jest tutaj to, że tryb nakazowy miał służyć jako broń przeciwko nieuczciwym kontrahentom...

Twój sposób myślenia jest bardzo symptomatyczny: sam sobie jest winien, bo nie umiał się obronić przed oszustwem i krętactwem... ale zaraz, w takim razie po cholerę w ogóle potrzebne jest coś takiego jak państwo, umowa społeczna, na podstawie której ceduje się pewne prawa na służby państwowe (m.in. służby przymusu), po co płacimy haracz na rzecz tych służb? czy u podstawy nie leży założenie, że TE SŁUŻBY OBRONIĄ NAS PRZED DZIAŁANIEM SZKODLIWYM DLA NAS LUB DLA CAŁEGO SPOŁECZEŃSTWA?

Co ten biedny człowiek zrobił źle? Za co został ukarany? Za to, że obsłużył klienta i za to, że w odpowiednim momencie nie zareagował, co też być może nie zagwarantowałoby mu spokoju.

RPO tu chyba nic nie pomoże. Nie jestem prawnikiem, ale wydaje mi się, że od wyroku wydanego w trybie nakazowym nie ma żadnego odwołania poza terminem, o którym mówiono w tym reportażu - stąd śmiech prokuratorów i rozkładanie rąk.
Dziwne pan wnioski przedstawił, utopijne jakieś. Proszę mi nie dodawać inteligencji, nigdzie nie powiedziałem,że sam sobie winien, mówiłem jedynie, że zabierając się za prowadzenie interesu, dobrze jest znać chociaż podstawy obowiązujących przepisów, mieć pojęcie o zagrożeniach i uprawnieniach.Nie uważam, żeby bohater reportażu był człowiekiem prostym, fachowiec, to wszystko. Jak pokazał reportaż, ten człowiek bardzo długo trwał w zupełnym bezruchu, jeśli chodzi o konflikt z klientką, która składała wizyty w urzędach i sądach. Pisze pan o cedowaniu pewnych praw, a prawo do myślenia? Może to obowiązek raczej, współczesnego człowieka? Jestem pewny, do Strasburga dotrze już skarga myślącego faceta, sąd zdecyduje o odszkodowaniu dla niego, naprawi błędy polskiego wymiaru sprawiedliwości, za które zapłacą wszyscy podatnicy.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Termin sądy kapturowe może niezbyt trafnie użyty, ale nie wyobrażam sobie sprawy bez przynajmniej powiadomienia powoda, że takowa jest w określonym terminie. Owszem nagminne są przypadki unikania rozpraw, ale powód powinien zostać listem poleconym o takowej sprawie poinformowany. Śmiem twierdzić, że w wielu przypadkach by przyszedł i złożył odpowiednie wyjaśnienia, co pozwoliłoby uniknąć w/w opisanych nieporozumień oraz trybu odwoławczego. W tej sytuacji przypomina to Ku Klux Klan a mało tego, daje możliwość skarżącym dokonania matactwa.

Problem rzeka – dodam parę słów.
Kiedyś będąc w skarbowym powiedziałem, że ideałem by było gdyby urzędnik przychodził do podatnika i na podstawie zeznań i wizji wypełniał odpowiedni kwit jednocześnie pobierając podatek. Wzbudziłem tym szczery śmiech.
Już dawno zapomniano , że urzędnik jest dla petenta, który płacąc podatki utrzymuje urzędnika. Petent powinien mieć wiedzę podstawową z zakresu prawa – on jest od wytwarzania dochodu czyli od produkcji i ma zarobić jak najwięcej aby bogacić państwo – ale to już utopia.
Człowiek dostaje bałej gorączki jak musi pamiętać: nip, regon pesel, numer buta, numer dowodu osobistego itd...
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




A co ma być Michale - gorzej w Polsce będzie - skoro wszyscy z wyższej
półki nie zwrócą baczniejszej uwagi na takie przypadki o których wspomniano
wyżej.

Obawiam się, że to jest właśnie ta "wyższa półka" :(
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak wyglądała? nijak.
Z tego taki wniosek, że ludzie prości powinni być ubezwłasnowolnieni a większość wypracowanych przez siebie środków przeznaczać na armie prawników biegłych w unikaniu pułapek przepisów.

Nie tędy droga, panie kolego, pan jesteś taki mądry, bo być może dostałeś trochę więcej inteligencji, co jednak nie jest żadną twoją zasługą.

Ironią losu jest tutaj to, że tryb nakazowy miał służyć jako broń przeciwko nieuczciwym kontrahentom...

Twój sposób myślenia jest bardzo symptomatyczny: sam sobie jest winien, bo nie umiał się obronić przed oszustwem i krętactwem... ale zaraz, w takim razie po cholerę w ogóle potrzebne jest coś takiego jak państwo, umowa społeczna, na podstawie której ceduje się pewne prawa na służby państwowe (m.in. służby przymusu), po co płacimy haracz na rzecz tych służb? czy u podstawy nie leży założenie, że TE SŁUŻBY OBRONIĄ NAS PRZED DZIAŁANIEM SZKODLIWYM DLA NAS LUB DLA CAŁEGO SPOŁECZEŃSTWA?

Co ten biedny człowiek zrobił źle? Za co został ukarany? Za to, że obsłużył klienta i za to, że w odpowiednim momencie nie zareagował, co też być może nie zagwarantowałoby mu spokoju.

RPO tu chyba nic nie pomoże. Nie jestem prawnikiem, ale wydaje mi się, że od wyroku wydanego w trybie nakazowym nie ma żadnego odwołania poza terminem, o którym mówiono w tym reportażu - stąd śmiech prokuratorów i rozkładanie rąk.
Dziwne pan wnioski przedstawił, utopijne jakieś. Proszę mi nie dodawać inteligencji, nigdzie nie powiedziałem,że sam sobie winien, mówiłem jedynie, że zabierając się za prowadzenie interesu, dobrze jest znać chociaż podstawy obowiązujących przepisów, mieć pojęcie o zagrożeniach i uprawnieniach.Nie uważam, żeby bohater reportażu był człowiekiem prostym, fachowiec, to wszystko. Jak pokazał reportaż, ten człowiek bardzo długo trwał w zupełnym bezruchu, jeśli chodzi o konflikt z klientką, która składała wizyty w urzędach i sądach. Pisze pan o cedowaniu pewnych praw, a prawo do myślenia? Może to obowiązek raczej, współczesnego człowieka? Jestem pewny, do Strasburga dotrze już skarga myślącego faceta, sąd zdecyduje o odszkodowaniu dla niego, naprawi błędy polskiego wymiaru sprawiedliwości, za które zapłacą wszyscy podatnicy.
To nie są wnioski utopijne, lecz ZASADNICZE. Kiedyś padłem ofiarą rozboju - raczej nie przyszło mi do głowy myśleć o sobie, że nie pomyślałem, bo przecież mogłem obserwować uważniej ulicę i w odpowiednim momencie przejść na drugą stronę... nie myślałem tak, bo to paranoja. To raz.

Taką paranoją byłoby przyjmowanie takiej optyki, w której patrzylibyśmy na każdego klienta podejrzliwie i zamiast robotą zajmowali się sprawdzaniem dziwnych kruczków prawnych w internecie. Pan chyba nigdy nie pracował, jeżeli z takiego założenia wychodzi.

Fachowiec... wystarczy posłuchać tego fachowca. Nic nie ujmując jego godności, nie sprawia wrażenia człowieka o szerokich horyzontach. Nie zdaje Pan sobie sprawy chyba jak bardzo ludzie potrafią być bezradni wobec machiny urzędniczej. I to nie jest ich wina.

Pana wypowiedzi to jakieś żarty...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Sąd nie powinien rozpatrywać sprawy o roszczenie finansowe w trybie nakazowym, jeżeli powód nie dostarczył dowodów, które wskazywałyby na to, że sam podjął działania upominawcze.

Tryb nakazowy powinien być stosowany tylko wtedy, kiedy powód udowodni, że podjął wystarczającą ilość działań windykacyjnych i że nie odniosły one skutku. Jak było tym razem - tego reportaż nie wyjaśnia.

O wydaniu nakazu zapłaty i dopuszczalnym terminie odwoławczym pozwany też musiał być poinformowany listem poleconym przez sąd.

Należy jednak mniemać, że skoro nie ma o tym ani słowa w reportażu, to nie było tutaj uchybień proceduralnych... inaczej trąbiliby o tym przede wszystkim.

Może nie byłbym aż tak radykalny w tej wizji urzędnika przyszłości, ale uważam, że powinni być zobowiązani do udzielania maksimum pomocy włącznie z wypełnianiem kwitów obywatela, jeżeli o to poprosi.

Przykre jest to, że w wielu urzędach pokutuje mentalność pod tytułem "my i oni". Skandalem jest fakt, że obywatel ze strony urzędnika może spotkać się z szyderstwem czy też chamstwem. Za takie coś urzędnicy powinni być zwalniani w trybie dyscyplinarnym.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    •  

       

      Autorzy:

      Tekst - Michał Leszczyński

      Rozmowa z AI - Krzysztof Czechowski

       

       

      Bezkasie

       

      Ta piosenka opisuje realia, uwierz

      jakimi są po prawdzie więc to wspaniałość

      życie jest bajeczne życie bywa marzeniem

      nie ma dla nas ani wystaw ani meczy w Madrycie

      pragma kuleje ojej ojej

      pragmatyka nie styka bo taka tu taktyka

       

      Na bezkasiu uwielbiają ciebie przytrzymać

      nie zbiesisz się im, a nawet ich przeprosisz

      albowiem warto tutaj się nieco dorobić

      świat oczekuje działań z zaangażowania

      (zakochaliśmy się w siódmych potach na siłowniach)

       

      na bezkasiu toż wiadomo i rak jest rybą

      trza dążyć trzeba próbować trza trwać

      zmieniasz ciągle więc nie odstawiasz lipy

      zeszyt urasta w wersy, przybierają twoje nuty

      (ważna jest waga notesu oraz ciężar pięciolinii)

       

      Ta piosenka opisuje realia, uwierz

      jakimi są po prawdzie więc to wspaniałość

      życie jest bajeczne życie bywa marzeniem

      nie ma dla nas ani wystaw ani meczy w Madrycie

      pragma kuleje ojej ojej

      pragmatyka nie styka bo taka tu taktyka

       

      Na bezkasiu chodzisz bardzo często głodny

      świat jawi się przyszłością, blaski miewa retro

      tęsknota ułoży ci opowieść w piękną piosenkę

      być sytym oznacza rzekomo artystyczne niedobrze

       

      na bezkasiu pojedziesz maksem na Podlasie

      ani Stany ani Brytania nie są wcale dla ciebie

      smycze nie po to są aby się urwać z choinki

      zerwać bukiety kwiatów brzmi nieromatycznie

       

      Ta piosenka opisuje realia, uwierz

      jakimi są po prawdzie więc to wspaniałość

      życie jest bajeczne życie bywa marzeniem

      nie ma dla nas ani wystaw ani meczy w Madrycie

      pragma kuleje ojej ojej

      pragmatyka nie styka bo taka tu taktyka

       

      Na bezkasiu opiszesz świat jakim podobno jest

      najedzonym – mawiają – brakuje metafor weny

      wizja kogoś zachwyci, coś trafi w czyjeś gusta

      masz mieć poeto gorzej, a nie przeto najlepiej

       

      Na bezkasiu na ambitniejszych też są patenta

      dorobisz się rachunków wręczą ci półbezkasie

      żebyś nie fruwał za mocno za szeroką okolicą

      żeby twój tekst chwalił zamiast nazbyt jęczeć

      (półbezkasie artystycznych nie nazbyt pasie - draka taka)

       

      Ta piosenka opisuje realia, uwierz

      jakimi są po prawdzie więc to wspaniałość

      życie jest bajeczne życie bywa marzeniem

      nie ma dla nas ani wystaw ani meczy w Madrycie

      pragma kuleje ojej ojej

      pragmatyka nie styka bo taka tu taktyka

       

      Na bezkasiu tylko taniec w wersji freak masz za friko.

      Pyk pyk, kiwa się noga, przytakuje ręka, tułów pracuje.

      O głowie tutaj i tak się nie pamięta, bo po co, bo na co.

      Tam ta rara. Ta dam. Ta dam (dyskusyjny to akapit).

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tango redundo Łzy z oczu wyciska, Bo chwila krótka Jest do rozstania bliska, A ty mi tego już nigdy                      nie przebaczysz, Że mnie na oczy swoje więcej                      nie zobaczysz.   Ale teraz niech kwitną                      wszystkie kwiaty, A ty się śmiejesz i nie chcę                      nic poza tym. I nie wypowiem tego słowa                      niedobrego, Co mówi żegnaj, lecz nie mówi                      dlaczego.   Tango redundo...
    • Tylko dodam, że wiersz opublikowany w ciszy przedwyborczej. A moje pierwsze skojarzenie z tym wierszem tu poniżej i być może wyborem. Długie zwykle życie to błogosławieństwo. Pzdr

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

              Leśmian w pieśni o miłości po kres" width="200" data-embed-src="https://www.youtube-nocookie.com/embed/q2UivUTnk18?feature=oembed">     B.Leśmian Dwoje ludzienków.        
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Moja wada fabryczna. ;)
    • Myśl Polska*             Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.             Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.             Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.             Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.             Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, ale i moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, tylko: sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - wyścig szczurów.             Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.             W odniesieniu do uniwersytetu widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej: w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach: od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.             Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.             Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.             Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych, nastawionych na zysk, a nauka stała się towarem, podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego Zagłobę, można sparafrazować, że nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!             A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.             Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy. Często przecież uczęszczało się na wykłady ze względu na estymę i sławę wykładowców, a nie świadomość treści wykładanego przez nich przedmiotu. Egzaminy ustne u wybitnych postaci to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia". Pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientowanie się na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet wybór kariery akademickiej. Zetknięcie się z autorytetem naukowym na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem dumy, że  poprzez kolejne "wtajemniczenia" stają się autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.             Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy. W odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja. Został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy. Modne jest nawet odcinanie się od pamięci o wybitnych poprzednikach, co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej, albo poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.             Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym. Wiedza o przeszłości staje się niepotrzebnym balastem, a nauczyciele odwołujący się do doświadczenia historycznego uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.             Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów. Tak odniesiono się do wymuszonej pandemią covid nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online. Obecnie pod byle pretekstem postuluje się powrót do takich form dydaktyki. A przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane, ocierające się o fikcję. Prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy, a nawet biernego ich udziału, a co dopiero jakiejkolwiek interaktywności. Słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki samooszukiwania się. Efektywność takich zajęć jest doprawdy nijaka.             Zajęcia ze studentami w humanistyce przekształciły się w określanie swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych. Odejście od krytycznego myślenia spowodowało  godzenie się na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk. Musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, a zwłaszcza narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego, kto swoim zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.             Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty. Brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen. Obowiązuje specyficzny klimat "poprawności politycznej" tak wśród studentów, jak i prowadzących zajęcia, aby nie narażać się "sobie nawzajem", ale i potencjalnym cenzorom. Ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych postaw nauczycieli akademickich. Dość powszechne stało się bowiem przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych. Wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości  i dogmatyzacji stanowisk.             Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety, w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy, ile złośliwości, fantazji i konfabulacji. Przez zwierzchników ankiety te, często  niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć, są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element  negatywnej oceny pracownika. Przypomina to logikę Pawlika Morozowa. Tymczasem nikt nie zastanawia się nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami. Wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, pod nazwiskiem wypełniającego. Taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, a także dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.             Studenci poddawani presji poprawnościowej stają się w większości wyznawcami "prawd objawionych", czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju, czy też stosunków międzynarodowych. Sprawa wojny na Ukrainie czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.             Zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.             A to, co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji oraz logicznego wnioskowania.            Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji             Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej  bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?             Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.             Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników. Jeśli chodzi o tych pierwszych należy już na wstępie, u progu studiów, oferować im szkolenia z zakresu „przysposobienia psychologicznego”. Okazuje się, że przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji, przenoszą się w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania. Nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana. Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości. Młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw. Co z tym zrobić? Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych. Powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą zwrócić się o wsparcie, z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni mogą skorzystać w razie potrzeby. Pożądany jest powrót do przemyślanej „pedagogiki społecznej”, gdy okazuje się, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii. Z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania. Wielu studentów boryka się z problemami egzystencjalnymi.  Usamodzielnianie się wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni.  Nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją. Dlatego  szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych. Szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki. Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej. Rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów. Aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka, samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji  odmienności oraz solidarności z potrzebującymi. Generalnie, środowisko studenckie nie wyróżnia się jednak jakąś nadzwyczajną aktywnością. Jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy. Na przykład ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce. Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni. Ze względu na system rozmaitych zależności mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji.  Samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów ds. dydaktycznych). To rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym. Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli, za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych. Najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie się odpowiedzialnością i poszukiwanie „kozłów ofiarnych”. Także doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje. Zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia. Warto pamiętać, że zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym, a niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski. W dyskusjach o przeobrażaniu się tożsamości akademickiej trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej. Uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego. Władza tylko wtedy znów zacznie się liczyć z głosem ludzi intelektu – naukowców, nauczycieli i studentów, jeśli ci staną się jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami. Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko  przed wodzami swoich partii, którzy  delegują ich na te stanowiska. Bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.   Prof. Stanisław Bieleń
    • @Wędrowiec.1984 coś w tym jest i zapewne masz rację. Przyjemnie jest wiedzieć lub chociaż domyślać się czyj utwór się czyta. Brakuje mi Twoich ostatnio - tez jakże charakterystycznych.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...