Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

tak naprawdę to stworzył ją
on sam trzymając w rękach
siekierę młot i łańcuch żelazny
nierozerwalna więź wtedy
była jeszcze boginią którą
przykuł sobie do postumentu
nieba światłem o poranku była
strawą dla sytego

było łoże z cienkiego drutu
tam ją (za)brał-gdy mu się znudziła
pokroił jej twarz brzytwą
tak brzydko uśmiech wytrzebił
gilotyną gładź czoła jej przebił
barwy tęczy zęby
zębatkom odwrócił ciało
zgwałcił przewrócił
(przetarł szmatką)

lecz ona nadal żyła
(przebudziła się)
inna stworzona przez siebie samą
z białą skazą na czarnym tle
nie uroniła kropli czci
gdy wrócił
zmęczony uderzeniami w blady głaz
pewnie Wenus
czekała na niego rozpięta na płótnie
zmartwychwstała gotowa

teraz na nią popatrzył
nic nie zrozumiał.

Opublikowano

wiersz feministyczny
będący refleksją nad ujęciem kobiety w obrazach Picassa
(nie krytyka samego twórcy)
lecz męskiego postrzegania kobiety jako przedmiotu
meżczyzna tworzy u płci przeciwnej nowe wartości
stawiając ją w takim a nie innym punkcie
zaprzeczenie.

Opublikowano

gilotyną gładź czoła jej przebił
barwy tęczy zęby
zębatkom odwrócił ciało
zgwałcił przewrócił
(przetarł szmatką)

lecz ona nadal żyła
(przebudziła się)

Nazwanie tego paplania Anatomią Sztuki jest grubą przesadą...

Opublikowano

Picasso jest mi bardzo bliski i dlatego powiem, że nie tędy droga jego niezliczone zabiegi z „ciałem” zawsze miały drugie dno, nie zgodzę się na odbieranie tak wielkiego twórcy zupełnie powierzchownie, mnie w odróżnieniu od przedmówcy ten brak duszy uwiera i to w znacznym stopniu. Po prostu nie tym razem
Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Picasso jest mi bardzo bliski i dlatego powiem, że nie tędy droga jego niezliczone zabiegi z „ciałem” zawsze miały drugie dno

ło matko ! wiem !

To interpretacja obrazu piccassa oczami feministki, wiem może to trochę pokręcona intetacja ale...(kobieta nie jest już naga, z kwiatkiemw uchu, na łódce, ale jest jest pogwatwana, kubistyczna
inna trudna
ponowoczesna
zła
buntownicza
ale jednocześnie mam na sobię skazę picassa, mężczyzny, malarza
on ją stworzył)

konkretniej proszę komentarze !

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jo, hałda - jęzor, jak łopata: połkaj. Rozę jadł, ahoj!            
    • Musi lec z celi sum.               Kasia i sak.    
    • nie boje się miłości uwielbiam ją bo pomaga zrozumieć uśmiech i płacz   nie boje się miłości będę ją kraść tym którzy jej nie rozumieją   nie boje się miłości bo jest jak baśń która zawsze ze złem wygrywa   nie boje się jej bo  jest światłem które noce upiększa   nie boje się gdyż nauczyła mnie zrozumieć to co w sercu się tli.  
    • Wszystko co im powiedziano, przyjęli że to nie prawda, nie wiedzieli i bez krytycznie to powtarzali    Robili wszystko co im kazano, nie przypuszczali że robią źle Chodzili tymi samymi drogami Co wielki autorytet    A kiedy on dał znak Bez zastanowienia podążali za nim  Wierzyli że idą w imę chwały  więc swoje życie w ofierze za niego dawali I nigdy się nie przekonali że nie podszepnie umarli    Teraz leżą w grobach  puste, zimne twarze  Nie jako bochaterowie, nie jako zbrodnie ale jak marionetki nie świadome niczego  nie są wspominani i nigdy nie będą
    • Idą - choć nikt ich nie woła. W kieszeniach mają wersy, które uciekły im z rąk jak szczury z tonącej metafory. Robią miny poważne, choć słowa mają z waty, a każde zdanie składa się jak łóżko polowe po nietrzeźwej wojnie z samym sobą. Przystają na rogach własnej niepewności: „może napiszemy o świetle?” - pytają, po czym kręcą głowami, bo światło za jasne, a cień za ciemny. Więc stoją w półmroku - idealnym dla niezdecydowanych, tych, co wciąż stroją instrumenty, ale nigdy nie grają melodii. Każdy z nich niesie w plecaku niedokończony wiersz o „poszukiwaniu siebie” - taki, którego nie przeczyta nawet pies, bo pies ma godność i węch do rzeczy skończonych. A między kartkami plecaka czai się ich własny strach - taki, co syczy jak kot wyrzucony z metafory za brak talentu, i drapie, gdy ktoś próbuje napisać prawdę. A jednak idą - zamaszyści jak prorocy własnych pomyłek. Śmieszni, bo chcą pisać o ogniach, lecz boją się zapałki. Groteskowi, bo robią krok w przód i natychmiast krok w bok, jakby tańczyli z losem, który wcale nie przyszedł na bal. I gdy już, już mają ten WIELKI wers (ten, który miał ich ocalić), nagle - bach - wpada im do głowy wątpliwość o smaku marginesu, i cały świat rozsypuje się jak źle sklejona metafora o świcie. Bezradni wsłuchują się w ciszę - tę samą, która niczego nie obiecuje, bo jest lustrem tak krzywym, że odbija tylko to, czego w sobie nie chcą widzieć. Próbują jeszcze raz, z nową odwagą - i znów odkrywają, że wena, ich półetatowa bogini, rzuca natchnienie jak handlarka ryb: byle jak, byle gdzie, byle sprzedać złudzenie. A oni łapią to w locie, jakby to było złoto, choć najczęściej jest to mokra gazetka z wczorajszą pogodą. Tak sobie tuptają, armię poetów udając - każdy chciałby być meteorem, a kończy jako iskra o krótkim oddechu. A może i dobrze - bo w tej ich śmiesznej, roztrzepanej tułaczce jest coś niezwykle ludzkiego: pragnienie, by wreszcie złapać słowo, które nie ucieknie. Bo słowo, które dogonisz, pierwsze cię ugryzie - żebyś wiedział, że było żywe.            
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...