Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To jest łopatologia :) i dlatego to samo a nawet więcej oddałem w 17 sylabach.
Moja propozycja jest dobra, nawiązuje do tego co zostało napisane wcześniej,
jest przerzutnią a nie oddzielnym zdaniem. Sylabę można sobie inaczej poprawić,
gorsze niedociągnięcia od ucieka wzrokiem (proszę sobie wpisać w Google) są np. tu

Skropliła jesień mglistość wieczoru,

Czemu jesień? To wieczór! skrapla mgłę, także wiosną i latem.


musnęła oczy skrzydłem motylim.

Znów źle poetycko! Skrzydło, nawet motyla zaprószy oczy, jest: suche.
Tymczasem mowa o wilgotnym wieczorze.

W otwartym oknie smuga poświaty

To jest gorsze niż uciec wzrokiem :) Raczej "z otwartego okna" - światło
ma tę właściwość, że się rozchodzi od źródła.

A jutro znowu wstaniesz jak co dzień.
Dzieci wybiegną aby grać w berka.

Tu z kolei naciągane: czyje dzieci? Pisze przecież ,że ktoś odszedł, więc na pewno
nie osierocone. Wątpię, żeby zaraz od rana bawiły się w berka.
Albo to:

Kot się przeciągnie w jesiennym chłodzie.

Nikt, a zwłaszcza kot nie przeciąga się jak mu zimno, tylko wtedy, kiedy ma
- rozgrzane mięśnie - kiedy jest ciepło. Znów ta jesień, taka na siłę , żeby
czytelnik czasem nie zapomniał, że było o niej w pierwszej strofce.

Przede wszystkim wiersz nie jest jakimś rewelacyjnym spostrzeżeniem. Ot:
ktoś umarł a życie toczy się dalej. Spodobał mi się bo wpasował się w klimat
1 listopada, ale to wszystko. Aha, i Autorka umie rymować :)

Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ucieka oznacza, że... daje dyla :) Teraz łatwiej? Często mówi się, że chciało się na coś
patrzeć, ale wzrok (sam!) uciekał tak było to makabryczne.
Na przykład tu, łatwo znaleźć przykłady, tylko powody bywają różne:

Odwaga mu raczej nie została dodana, bo ilekroć nasze spojrzenia się spotkały, on natychmiast uciekał wzrokiem jakby został przyłapany na robieniu czegoś wstydliwego.

mademoiselle-butterfly.ownlog.com/tramwajowy--chlopak,1652628,komentarze.html

- Wywalili mnie, muszę poszukać czegoś nowego – wyznał od razu Stasiek, chociaż nie zamierzał jej tym wszystkim denerwować. Uciekł wzrokiem w bok, zaczął się przyglądać przechodzącym klientom.

"Jutro wyjeżdżam do Laponii" - Przegaliński Adam, wyd. Prószyński I S-Ka
www.gandalf.com.pl/fragment/jutro-wyjezdzam-do-laponii/

Itd.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czy Ty Boskie Kalosze nie zanadto się sobą zachwycasz? Nic w tych sylabach nie oddałeś, tylko zmieniłeś sens mojego wiersza. Jeśli chcesz napisać wiersz z podobnym tematem nic nie stoi na przeszkodzie.



To prawda ale wiersz jest o jesieni i to jesień kojarzy się z mgłą.



Delikatnie jak skrzydłem motylim - tak trudno się domyśleć, że to nie chodzi o motyla i o jego suche skrzydła ?



W otwartym oknie widać smugę poświaty na ścianach pokoju i o ten pusty pokój tu chodzi, a nie o to, że blask z otwartego okna oświetla coś na zewnątrz.



Skąd wiesz czy to nie dzieci sąsiadów . Obok życie toczy się nadal.



Mój kot się przeciąga, bo sypia w domu. Wstaje raniutko, wyjada z miski swoje śniadanie, wychodzi na ganek, wita się z psem, przeciąga i idzie na obchód swojego terytorium.
Poważnie :) Taki codzienny rytuał.
Przewidując zarzut, że koty lubią łazić po nocach, powiem jeszcze, że trzeba go wpuścić w nocy, gdy wraca ze swoich wędrówek.



Jest taka zasada dotycząca kompozycji dramatu : to co pojawia się na początku powinno pojawić się i nabrać znaczenia na końcu.
We wszystkich moich wierszach tę zasadę staram się stosować.



Właśnie o to chodzi. To okazjonalny wiersz, ale i dość osobisty.

Również pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie, ja napisałem swój:


ławka pod oknem
czerwone liście klonu
gdzie czekał dziadzio


Jak to nic nie oddałem? Jesień wyrażoną przez liście klonu

www.worldwidephotos.org/pl/big/587/

- na ławce, na której tak zawsze niecierpliwie czekał dziadek na swoje wnuczka (i/ę)
Tym razem siedzi na niej... jesień. Pomyśl: kiedyś dziadek czekał na wnuczka,
teraz, pewnie już po latach w tym samym miejscu czeka na niego Jesień.
Okno jest symbolem tego co wewnątrz i na zewnątrz: ławka pod oknem
nabiera swoistego znaczenia. Zastanówmy się, jak to mogło wyglądać:
dziadzio, nie mogąc doczekać się na przyjazd dzieci z wnuczkami, wychodził
przed dom i siadał na ławeczce. Wiadomo co było potem, wnusie biegły
pierwsze przywitać dziadka, wreszcie wszyscy razem szli do domu.
Po latach, zamiast dziadka na ławce czeka Jesień wyrażona przez liście klonu.
Co będzie Dalej, już w środku, po przestąpieniu progu domu?

Mnie zazwyczaj wystarcząją takie i podobne trzy wersy :)

Pozdrawiam.
Opublikowano

Ale w ten sposób wszystko da się skrócić. Tylko po co? Właśnie to jest fajne, że ten sam temat można opisać w bardzo różnej formie. Każdemu wedle upodobań.
No i podtrzymuję to, że się jednak sobą zachwycasz. W dodatku pod cudzym wierszem. Ale nie traktuję tego jako zarzut. Gdybyś się tak nie rozpisywał, nie miałabym okazji przeczytać Twojego haiku, które mi się bardzo podoba :)))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dlaczego sobą? Przecież to haiku o dziadziusiu. Jako przykład przeciwnej strony
rozgadania w wierszu ("stać się bezksiężycową", "aby grać w berka", "zbyt szybko zwiędły",
"na której", itp. ) i osobiście nie podoba mi się za specjalnie.
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To jest łopatologia :) i dlatego to samo a nawet więcej oddałem w 17 sylabach.
Moja propozycja jest dobra, nawiązuje do tego co zostało napisane wcześniej,
jest przerzutnią a nie oddzielnym zdaniem. Sylabę można sobie inaczej poprawić,
gorsze niedociągnięcia od ucieka wzrokiem (proszę sobie wpisać w Google) są np. tu

Skropliła jesień mglistość wieczoru,

Czemu jesień? To wieczór! skrapla mgłę, także wiosną i latem.


musnęła oczy skrzydłem motylim.

Znów źle poetycko! Skrzydło, nawet motyla zaprószy oczy, jest: suche.
Tymczasem mowa o wilgotnym wieczorze.

W otwartym oknie smuga poświaty

To jest gorsze niż uciec wzrokiem :) Raczej "z otwartego okna" - światło
ma tę właściwość, że się rozchodzi od źródła.

A jutro znowu wstaniesz jak co dzień.
Dzieci wybiegną aby grać w berka.

Tu z kolei naciągane: czyje dzieci? Pisze przecież ,że ktoś odszedł, więc na pewno
nie osierocone. Wątpię, żeby zaraz od rana bawiły się w berka.
Albo to:

Kot się przeciągnie w jesiennym chłodzie.

Nikt, a zwłaszcza kot nie przeciąga się jak mu zimno, tylko wtedy, kiedy ma
- rozgrzane mięśnie - kiedy jest ciepło. Znów ta jesień, taka na siłę , żeby
czytelnik czasem nie zapomniał, że było o niej w pierwszej strofce.

Przede wszystkim wiersz nie jest jakimś rewelacyjnym spostrzeżeniem. Ot:
ktoś umarł a życie toczy się dalej. Spodobał mi się bo wpasował się w klimat
1 listopada, ale to wszystko. Aha, i Autorka umie rymować :)

Pozdrawiam

Wiesz co, Boskie Kalosze? Te twoje dywagacje i taki właśnie rozbiór wiersza, to iście żenujaca zagrywka w dodatku poniżej pasa.
Miałem nie reagować wcale, ale w końcu pomyślałem, czemu nie? To co zaprezentowałeś mogę ci tu zaraz obalić z równą łatwością, jak ty podszedłes do treści wiersza. Nie wiesz, że wszystko można wytłumaczyć sobie na swój sposób? Tylko czemu akurat czepiasz się użytych tu zwrotów, tego nie pojmuję, czyba, że czynisz to w niezbyt przyjemnych intencjach.

"Czemu jesień? To wieczór! skrapla mgłę, także wiosną i latem. "
--- nie zawsze wieczór skrapla mgłę, zależy to od temperatury, zwanej "punktem rosy" dla danej chwili. A w wierszu to właśnie jesień skrapla, a nie żaden wieczór... Jesień skrapla, bo jest ... jesień!

musnęła oczy skrzydłem motylim.

" Znów źle poetycko! Skrzydło, nawet motyla zaprószy oczy, jest: suche.
Tymczasem mowa o wilgotnym wieczorze."
--- nieprawda! Skoro wieczór jest mglisty, więc jest wilgotny, a skoro jest wilgotny, to ta wilgoć jest wszędzie. A skoro jest wszędzie, to i na skrzydłach motylich też siadają kropelki rosy czyniąc owe wilgotnymi. Więc znowu - skoro są one, te skrzydła, wilgotne, to pyłek na nich nie jest sypki, lecz trzyma się w konsystencji... no, w jakiej on jest konsystencji, a...? A z tego wynika, że oka nie zaprószy... :)))



W otwartym oknie smuga poświaty

"To jest gorsze niż uciec wzrokiem :) Raczej "z otwartego okna" - światło
ma tę właściwość, że się rozchodzi od źródła."
--- autorka pisze, że smuga JEST "w otwartym oknie", a nie rozchodzi się z niego.


A jutro znowu wstaniesz jak co dzień.
Dzieci wybiegną aby grać w berka.

"Tu z kolei naciągane: czyje dzieci? Pisze przecież ,że ktoś odszedł, więc na pewno
nie osierocone. Wątpię, żeby zaraz od rana bawiły się w berka. "

O przepraszam, czy rano dzieci nie mogą bawić się w berka? Nie ważne, czyje dzieci, w ogóle - dzieci! A pod pojęciem "rano" kryje się godzina - no właśnie, która? Koniecznie piąta? A dziesiąta, to nie rano? A jedenasta. a pół do dwunastej? O tej porze, rano, jem śniadanie w niedzielę, a dzieciaki już wracają z pobliskiego boiska po meczu... :)))

A co do kota... Kot się przeciaga wtedy, kiedy mu się chce przeciągnąć. Nawet w mgliste, jesienne i chłodne wieczory, czyż nie???

Jak widzisz, kolego, można dywagować na ten sam temat od początku do końca, z lewa na prawo i jak się jeszcze chce. Mistrzami w odwracaniu kota ogonem są dzisiejsi POlitycy. i właśnie czytając ciebie miałem wrażenie, że słucham ich. Dlatego odpisałem (chociaż bardzo mi się nie chciało), bo uważam, że takie rozbieranie wiersza i pisanie w tym tonie, za zwykłe popierdółki - chcesz znaleźć kij, to go znajdziesz zawsze...

Pozdrawiam Piast
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Popierdółki to sam piszesz. Na przykład do Leśmiana zazwyczaj nie mam zastrzeżeń,
więc można pisać idealnie o przyrodzie.
Punkt rosy jest zawsze, nie tylko na jesieni, doucz się trochę.
Kot nie przeciąga się, kiedy jest zimno tylko daje dyla. Mam już któregoś to wiem.
Gadanie, że właśnie wyszedł z domu jest naciągane, bo to rzecz o jesieni.
Tym bardziej, że o ile jeszcze pamiętasz:
padał wieczorem deszcz, więc rano jest wilgotno i zimno, jak to jesienią.
Poza tym obraz skacze: raz jest na zewnątrz okna, o wieczorze i mglistości,
za chwilę w pokoju i o zwiędłych kwiatach, potem o dzieciach co w berka się bawią.
Takie wodzenie na siłę czytelnika, jak w prozie. A co zostaje dla mnie? Uwagi :)
I proszę mi tu nie zwracać uwagi i nie wypominać tego, że jestem bystrzejszy od Ciebie, ok?
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tobie zaprószyło: skoro to jesień to co pieprzysz (suchy :)) o motylkach i mokrych skrzydełkach? W zimie będziesz pisał o białych bociankach? Mokry pyłek na skrzydełkach
motylka jesienią sobie wymylił, żeby bronić swojego... POlityk się znalazł, o! :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tobie zaprószyło: skoro to jesień to co pieprzysz (suchy :)) o motylkach i mokrych skrzydełkach? W zimie będziesz pisał o białych bociankach? Mokry pyłek na skrzydełkach
motylka jesienią sobie wymylił, żeby bronić swojego... POlityk się znalazł, o! :)

1 listopada nad cmentarzem w Słupi latał cytrynek. Piękny był, naprawdę piękny...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



1 listopada nad cmentarzem w Słupi latał cytrynek. Piękny był, naprawdę piękny...
a Panowie słyszeli o motylu nocnym - znaczy ciem.nym? a?
;)
Owszem, a o jesiennych napisałem kiedyś nawet haiku:


późne południe
na przydrożnym kamieniu
jesienny motyl


W tym roku widziałem motyla nawet w styczniu, obijał się o szyby na X piętrze bloku
kiedy za oknem było kilkanaście stopni mrozu. Człowiek otwiera okno i skacze,
dla tego skrzydlatego owada samobójstwem byłby właśnie mróz.

O ile ptaki, aż od ery paleozoicznej, już od karbonu doskonaliły nie tylko umiejętność latania,
ale także przez całe pokolenia dokonywały zmian w metabolizmie aby osiągnąć stałocieplność
i uniezależnić swój organizm od temperatury otoczenia, o tyle owady zatrzymały się pod tym względem w miejscu i nie są w stanie latać w niskich temperaturach.
Ziąb, i tak słabo grzejące jesienne słońce zasłonięte na dodatek mgłą,
wreszcie wieczór i deszcz sprawia, że motyle (muchy, itp)nie mają jak naładować "akumulatorków latania".
Na pewno nie w taki jesienny, deszczowy i chłodny dzień.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Boskie Kalosze
Weź się uspokój co? Rozmowa z Tobą przypomina taki skecz z Kabaretu Dudek pt. "Sęk"
Zawsze Ci myśl ucieknie w nieznanym kierunku, a głównie kręcisz się wkoło zachwytów nad własną osobą.
I nie obrażaj mi gości.
Znowu wpisałeś jakieś haiku. Wyślij wiersz normalnym trybem, zamiast śmiecić wszędzie.
Popisujesz się jak małe dziecko, albo jakiś niedowartościowany grafoman.
W ten sposób możesz sobie gadać z Hanią, Maryjanną albo Beą, one to lubią.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To jest rozmowa o motylach, o nieumiejętnym zastosowaniu porównań
które tak doskonale opanował, jak już wspomniałem np. Bolesław Leśmian.
Sama upajasz się swoim rymotwórstwem krytykując na Nieszufladzie wiersze Zygfryda,
które mają w sobie to coś, co sprawia, że mówimy o kimś poeta a nie rymiarz.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Kolejny przykład wykręcania kota ogonem.

Boskie Kalosze to Ty Zygfryd jesteś!!! :))) Ja się nie zastanawiam jaki nick do kogo przekleić na inny portal. Skoro ktoś zmienił nick to widocznie chciał aby go traktować jak kogoś innego.
Jeden wiersz Zygfryda mi się nawet spodobał, ale tak ogólnie dosyć kiepskie te wiersze.

To, że gadasz o motylkach i wciągasz w to kolejne osoby, to Twoja sprawa. W wierszu nie ma motyla, jest muśnięcie (jak) motylim skrzydłem - czyli delikatnie.
Piszę o tym na początku w komentarzach dla Lali. Większość czytających nie miała z tym kłopotu. Ale Ty przecież czytasz tylko to co sam napiszesz, nie przyjmujesz do wiadomości, że ktoś może mieć inne zdanie. Pisałeś coś o zaprószeniu oczu tym pyłkiem co na skrzydłach - też pasuje.
A napisałam tak:
...Ten fragment jest o wzruszeniu i łzach, komuś się one zakręciły w oczach. To coś takiego jak pytanie: - płaczesz? i odpowiedź: - nie, to tylko rosa.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To jest tak jak z haiku Marianny o łosiu, który odłączył się od stada i żeruje na parkingu.
Większość też nie ma z tym kłopotu, a ja zrywam boki ze śmiechu :)

Skrzydło motyla w kontekście deszczowego, jesiennego wieczoru
nie jest poetyckim rozwiązaniem. Są też inne, raczej niezamierzone wesołe konotacje:

Skropliła jesień mglistość wieczoru,
musnęła oczy skrzydłem motylim

czyli, jakby ktoś dostał po oczach i zobaczył gwiazdki, to znaczy:

Pośród szarości resztki koloru
błyszczały jeszcze, aby po chwili
zniknąć i stać się bezksiężycową,
ciemną i dżdżystą nocy osnową.

Krótko mówiąc: zamroczyło PeeLa :) (czego życzę dziś rywalowi Gołoty)
Może jestem geniuszem a wtedy porównanie z innymi bierze w łeb,
w każdym razie widzę, czy raczej czuję takie niedopracowania na odległość.
A są też i inne, podobnie niezgrabne konotacje.
Traktuję takie wiersze jak zadanie w "Rewii Rozrywki":
"Znajdź jak najwięcej szczegółów, którymi różnią się od siebie obrazki."

Pozdrawiam.
Opublikowano

Ja tylko się zastanawiam jak Ci się chce te wszystkie głupoty wypisywać i skąd masz tyle czasu.
Nie uczysz się, nie pracujesz, z domu nie wychodzisz?
Uzależnienie od internetu to choroba. Może by pomogła jakaś wizyta w gabinecie lekarskim, albo chociaż ziółka na uspokojenie, czy coś w tym guście.
Zdrowia życzę Boski Zygfrydzie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ludzie żyją dziś długo. Być może za długo. Długowieczność, choć brzmi dumnie i postępowo, w praktyce bywa zjawiskiem wysoce konfliktogennym.  I wcale nie ma znaczenia, czy człowiek, który nie zamierza w najbliższym czasie wrócić na łono Abrahama, posiada majątek, czy też nie ma nawet porządnego kredensu.    Każdy długowieczny senior - prędzej czy później - robi problem. Ci, którzy nie mają pieniędzy, robią problem czysto ekonomiczny. W ramach obowiązku alimentacyjnego zubażają budżety dzieci, wnuków i całej dalszej rodziny. Zajmują czas, energię i nerwy. W takich sytuacjach zawsze pojawia się myśl niepopularna, wstydliwa, ale obecna: „może mógłby już odejść?” Ci, którzy mają majątek - są jeszcze gorsi. Bo oprócz kosztów generują nadzieje, a nic nie psuje relacji rodzinnych tak skutecznie jak nadzieja połączona z oczekiwaniem.   Długowieczny bogacz to tykająca bomba emocjonalna. Każdy dzień jego życia jest dla kogoś opóźnieniem. Ale do rzeczy. Najlepiej na przykładzie. Mojej żonie - poza rodzicami, którzy niech żyją sto lat i dłużej - zostało troje wujków i jedna ciocia. Był jeszcze czwarty wujek, ale umarł parę lat temu. On nie pasował do stada. Związał się z kobietą z proletariackiej Łodzi. Miał jedną córkę, która podobnie jak ojciec nie widziała się w tym stadzie. A stado było… rasowe. W prostej linii od jednego ze świętych. Jakby tego było mało, jakiś przodek był kandydatem na króla Polski. I z takiego stada trafiła mi się żona. Bywa. Święci, królowie, arystokracja. A ja? Ja - plebs. Rodzina repatriantów z Kresów.  Prosty chłopak z „Piekiełka” - dzielnicy Braniewa, która kiedyś była najgorszą częścią miasta. A Braniewo… Cóż. Warmia. Miasto, z którego młodzi ludzie od zawsze uciekali. Ja uciekłem czterdzieści lat temu. Z mojej klasy licealnej uciekło ponad dziewięćdziesiąt procent. „Uciekło” to może złe słowo. Poszli na studia. Znaleźli lepsze życie. Ci, co zostali - zostali. Ale znów się rozgadałem. Wracamy do świętych wujów. Pomorska wieś pod Tczewem. Dom prawie trzystuletni. Historia rodziny piękna, duma rodowa ogromna - ile w tym prawdy, wiedzą tylko oni. Ja na pewno nie. Przychodzą czasy powojenne. Ze względu na szlachecko-arystokratyczno-królewskie pochodzenie - problemy egzystencjalne. Ojciec mojego teścia  ginie w wypadku. Samochodowym? Traktorem? Spadł z ciągnika? W arystokratycznych rodach prawda bywa traktowana instrumentalnie. W tej rodzinie również. Przekonałem się o tym nie raz. Zostaje matka. Arystokratka. Miłośniczka Goethego i Schillera. Kilkadziesiąt hektarów, których nie objęła nacjonalizacja. Pięciu synów i córka. Łatwo nie było. Ale dali radę. Wszyscy skończyli studia. Budowali nową Polskę - tę, która wcześniej odebrała im majątki. Zakładali rodziny. Żyli całkiem nieźle. Rozmnażali się. Co prawda nie wszyscy, ale materiał genetyczny był przekazywany. Najstarszy brat teścia : żona, brak dzieci. Kolejny brat teścia : brak żony, brak dzieci. Teść: żona, dwoje dzieci. Młodszy brat teścia: żona, jedno dziecko. Najmłodszy brat teścia : żona, sześcioro dzieci. Wygląda na to, że rozmnażanie było jego pasją.  Jedyna siostra teścia  - troje dzieci - wyprowadziła się z mężem na drugi koniec Polski. Bracia zostali na północy, ona na południu. Jak w bajce. Wszystko działało. I komu to przeszkadzało? Nikomu. Aż do momentu, gdy okazało się, że dwóch braci nie ma dzieci. Jeden z nich - bezżenny i bezdzietny - mieszkał w rodzinnym gnieździe od zawsze. Drugi - bezdzietny, po śmierci żony - wrócił na północ i zamieszkał z nim. W gnieździe rodowym. Mieszkali tam ponad dwadzieścia lat. Pieniądze mieli. Teoretycznie powinien tam być teraz  mały, ładny dworek. Arystokracja, hektary, święty w rodzinie. W praktyce… obraz jest inny. Nie wiem, jak to opisać. Może słowo ruina byłoby najbliższe prawdy. I wszystko byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby nie fakt, że oni wciąż tam żyją. Teraz tylko jeden. Starszy ma 95 lat. Młodszy — 92. Starszego, bogatszego, zabrał do siebie mój szwagier. Mógł sobie na to pozwolić – miał odpowiednie warunki. Lokalowe. Zaadoptował dla wujka osobny pokój, zapewnił opiekę całodobową – opłacił opiekunkę.  Kilka mieszkań wujka w Trójmieście zobowiązuje. Opieka trudna, ale temat ogarnięty. Drugi – biedniejszy, młodszy został w gnieździe rodowym. I tu temat  jest nieogarnięty. Opiekę  nad nim roztoczyły dzieci brata wielodzietnego. Tego od szóstki dzieci. Szóstka dzieci to heroizm. Ja mam dwoje i bywały chwile, gdy uważałem, że powinienem trafić do psychiatryka. Dodatkowo punktową opiekę sprawuje córka siostry. Czyli: dzieci najmłodszego brata + córka siostry. Opieka rozproszona. Kompetencje różne. Oczekiwania sprzeczne. Idealne pole do konfliktu. Bo długowieczność nie jest problemem biologicznym. Długowieczność to problem społeczny, a w skali mikro - rodzinny dramat. Kto decyduje? Kto płaci? Kto przyjeżdża w nocy? Kto bierze urlop? Kto „robi więcej”, a kto „tylko udaje”? I najważniejsze pytanie, którego nikt nie zadaje głośno: ile to jeszcze potrwa? Tu zaczyna się prawdziwa „święta rodzina”. Nie ta z obrazków. Ta z telefonami, pretensjami, urazami, niedopowiedzeniami i cichą rywalizacją o rację moralną. Każdy jest zmęczony. Każdy uważa, że robi najwięcej. Każdy ma poczucie krzywdy. A senior? Senior żyje. I ma się - na przekór wszystkim - całkiem dobrze. I tak oto ktoś jeszcze nie umarł… A wszystko już się zaczęło… Może być ciekawi.         Cdn………..
    • @Mitylene Dziękuje za lekturę. A na pytania natury egzystencjalnej warto zawsze szukać odpowiedzi... choćby z uchem przytkniętym do morskiej muszli... @Waldemar_Talar_Talar I każdy odchodzi z podkulonym ogonem.
    • Witam - każdy rok  ma coś za uszami - nie ma idealnego  -                                                                                                         Pzdr.serdecznie.
    • Witaj - super - jestem na tak -                                                         Pzdr.
    • Witam - lubię wiersze o ciszy - ten mi pasuje -                                                                                     Pzdr.serdecznie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...