Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Przedwczoraj ktoś (świnia - nie człowiek - przepraszam wszystkie warchlaki) podrzucił mi na działkę kotka.
Weterynarz oznajmił, ze Ona (kocica podobno) ma trzy tygodnie i czuje się dobrze.
W życiu nie miałam kota - lekarz wziął 5 zł (za wizytę - niedużo, no nie?) i życzył mi powodzenia.
Co to znaczy?
Dlaczego jest ten kot (podobno) zbyt mały na odrobaczenie i szczepionki?
Co mnie czeka? Jak mam o nią ( Banita toto nazwałam) dbać?
Czy zdominuje moje blaty w kuchni?
Mam trzy psy - czy nie wydrapie (w przyszłości) im oczu?
Czy to prawda, że jest magiczny i ma kilka żyć?
Czy mnie nie zje po śmierci? - nie wiem nawet ile lat kot żyje - skoro ma kilka żyć, czy mam jakieś szanse?
Czy to prawda, że takie stworzenia przyzwyczajają się tylko do miejsca, a nie do ludzi???

POMOCY!!!

Wszelkie rady bardzo mile widziane.


Okocona kasia.

  • Odpowiedzi 45
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

do miejsca-jeśli nieuważna jesteś i nienawykła do uznania cudzej, wybitnej indywidualności
do człowieka- jeśli człowieka uznasz w kocie, lub jeśli cię to nie znieważa - nadczłowieka

psom musisz wepchać w gardło, by się śliniły i karcić by wiedziały, że szczęk się nie domyka
jak masz psy to jeden rządzi, dobrze, żeby to suka była, trzeba dokonać adopcji, sposób z moczem jest ok, ale nie każdy znosi

poza tym sam się wychowuje i kształci, wiedzę czerpie z wiatru i gwiazd (nam niedostępną)
magiczne stworzenie, jeśli się umie patrzyć - mój (na przykład), zawijał czas ;))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jezu, toto (kot znaczy) dochodzi do kuwety i tam szpera - mam nadzieję, że ze skutkiem, nic (póki co) nie czuję - psy (suczka dowodzi) iskają to stworzenie, jak szczeniaka (zdziwo wielkie) ale co będzie potem?
Czy te gwiazdy i natura wystarczą?
A co z półkami i kuchnią? - ile potrwa adaptacja i na jakim poziomie?
Jak sama mogę nagiąć/zawinąć ten "czas" pod każdym względem na swoją stronę?

Pozdry :)
kasia.
Opublikowano

zapachy są bardzo ważne, ale i odgłosy,
pamiętaj, że odgłosy, które kot słyszy dla ciebie nie istnieją, nie dziw się zatem jego humorom czy zdenerwowaniu, nawet kiedy nie widzisz przyczyny (dla nas dźwięk nie istnieje- istnieje dla kota)
tak samo zapachy i widoki
musisz się przyzwyczaić, że jej świat jest inny niż ty odbierasz
nie wolno mieć nawet jednego nerwa, karcenie jak psa nie przynosi żadnych wyraźnych efektów
trzeba nastawić się na polubowność, jeśli zrozumienie wykracza poza możliwości
coś jak obcy
nie tresować, umożliwiać, pomagać, dać zauważyć..
dużo sprytu i konsekwentnej chytrości przy maluchu

zawijanie czasu... nie wytłumaczę ci, musisz ją mieć kilka, kilkanaście lat, sama zrozumiesz

jeśli się boisz o meble wykorzystaj zapach

Opublikowano

Moja małżonka też swojego czasu przyprowadziła psa, którego jakiś palant zostawił w lesie (w dodatku pobitego). Fakt faktem jeden pies to nie problem (w domu, rzecz jasna), gorzej, że to nie jest żaden wyjątek z reguły. Matoł bierze sobie stworzenie, a potem nie za bardzo sobie radzi.
Ja jestem za tym, żeby w mieście "koziołki" znalazły sobie inne zajęcie niż psy, koty, i totolotki. Niech wiersze piszą.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tęx; trzeci dzień, a już ją troszkę lubię ;) Będe czujna, to wyzwanie - łazi obecnie gdzie moje psy nie miały dostępu, ale jakoś to znoszę...Życz mi powodzenia, cierpliwości i wyobraźni...
Intruz, normalnie - ponoć UFO też wyodrębniono - zatem może podołam - jest tak rozbrajająco obca, obca, dziwna i malutka...taka rozkosznie malutka...

Pozdrawiam :)
kasia.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ale te "koziołki" fundują nam potem "matołki" - niestety, ludzie są nieodpowiedzialni - jeżeli uda mi się przeżyc z moją Banitą pół roku - wysterylizuję ją, nie wiem, co na to Watykan (jestem wierząca), ale mnie bliżej pieleszy, niestety - nie chcę, żeby trzytygodniowe maleństwa były zdane na humory homo - sapiens. Stoczyłam z sobą (bardzo mi w tym momencie wstyd) niezłą utarczkę, żeby kota zaakceptować. Jestem za świadomym planowaniem macieżyństwa, a tu u mnie na działce takie "kwiatki".

Pozdrówki zza płotu :)
kasia.
Opublikowano

Ja mam 3 koty, ale nie mieszkam w mieście i mi to bardzo ułatwia sprawę. Same polują, mają dużo przestrzeni.

Domowe potrafią być rozpieszczone, wredne, zdradliwe (wiejskie też są takie, ale w mniejszym stopniu).

Czy magiczne? Tylko wtedy, gdy będziesz je za takie uważać. Kot mruczy, gdy weźmiesz go na kolana i zaczniesz głaskać. Te pomruki wysyłają ponoć jakieś drgania do Twojego organizmu, które dodają Ci energii.

I jeszcze jedna rada - nie demonizuj swojego kota. Nigdy.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Uff, sporo tych niejednorodnych cech charakteru i wiele niewiadomych, demonizowac nie powinnam, już jestem wystarczajaco przerażona - taki malutki, a drapie i próbuje gryźć.
Pocieszyłeś mnie tą energią - ciekawostka o której nie wiedziałam.
tęx
kasia.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



15? - podziwiam Cię i gratuluję.
Banita je samodzielnie, chociaż zabiera to dość dużo czasu, nie ma jeszcze kłów, a ząbki są ostre, jednak maleńkie, więc karmię ją z saszetek, rozdrabniając karmę.
dzięki Ewo.
kasia.
Opublikowano

doskonale cię rozumiem;)))
Docent mieszka z nami od tygodnia, kumpel znalazł go w rowie w deszczu, a ponieważ ma już 3 zwierzaki ( 2 kociaki i psa - bez problemów sobie żyją razem ), więc rodzice zaoponowali...:( no ale dzięki temu kot trafił do mnie:D nigdy nie miałam większego zwierzątka niż rybka i też byłam przerażona, zwłaszcza że niektórzy straszyli mnie problemami z brudzeniem, drapaniem, zapachami, chorobami i kosztami, itp, a ja bardzo lubię moje śliczne mieszkanko;) Ale póki co wydaje się, że wszystko będzie oki, z kotkiem nie ma zbyt dużo zachodu a jest mnóstwo radości:DDD Je jak odkurzacz, jak śpi to wygląda jak aniołek, ale to tylko pozory, bo jak się wyśpi to wtedy lubi czuć się zauważony;D stosuje rożne techniki nacisku - od przymilania się, łaszenia poprzez drapanie, miauczenie i gryzienie, nawet do wyrzucania ziemii z doniczki;) ale staram się być cierpliwa, poza tym uwielbiam jak mruczy i mruży te swoje kocie oczka...no, w każdym razie, udało mu się już zawojować wszystkie serca w moim mieszkanku:DDD
mało wiem ale z tego co wiem to koty żyją do ok. 20 lat - to mniej więcej odpowiednik ludzkiej 100... co do szczepień - wiadomo, tak jak u ludzi, muszą być wykonywane w odpowiednim momencie życia kotka, żeby były skuteczne. Sterylizacja jest ok, ale im później, tym lepiej, bo do prawidłowego rozwoju kotkowi potrzebne są hormony:) słyszałam też że z czasem koty robią się bardziej aspołeczne i w większym stopniu chodzą swoimi ścieżkami niż kociaki. Każdy kot jest też trochę inny. Czy są magiczne??? Na pewno:DDD
Tak czy tak, zyczę ci powodzenia i pozdrawiam kotkę:)
aga

Opublikowano

podobno pies wdrapuje ci się na kolana, bo cię kocha, a kot - bo jest mu tam ciepło.

nieważne. kocham naszego kota i nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. Romek jest znajdą. co do przywiązywania się do miejsca - nie wiem. kot przeprowadzał się już z nami kilka razy i za każdym razem wystarczała doba, żeby był już u siebie:) Romek rywalizuje z mężem mym o siedzisko - zajmuje jego krzesło/fotel itp, trudno go przegonić, zachowuje się jak pan i władca:D czasem jest kochany i uroczy (zwłaszcza wtedy, gdy jem jogurt), ale bywa złośliwy i agresywny. trzeba przeczekać.

od niedawna jest kastratem (i Tera nie może już wołać na niego "Jąder":]), ale kiedy był jeszcze prawdziwym mężczyzną, często robił nam na złość - kiedy został za coś zganiony albo przegoniony z jakiegoś miejsca, od razu to miejsce znaczył. pewnego dnia, kiedy wkurzył nas maksymalnie i dostał ochrzan, przeczekał, uspokoił się, a potem ze stoickim spokojem podszedł do męża i nasikał mu na nogę:D oczywiście nie ukrywałam radości, ale długo się nie nacieszyłam, bo chwilę później Roman nasikał mi na plecy;]

taki kot to doskonały wstęp do macie- i tacierzyństwa. uczy cierpliwości. często rozmawiamy z naszym synem, językiem kocim albo ludzkim. kot ma humory, czasem biega po mieszkaniu jak po stadionie, czasem kładzie się przy oknie i patrzy, co dzieje się na dworze. jest ciekawski, wchodzi do wanny, umywalki, szafek. oczywiście wszędzie zostawia sierść. jest strasznym czyściochem, łakomczuchem i śpiochem. czasem ma oczy jak pięć złotych, a czasem strasznie zezłoszczone.

kiedyś uciekł. to był marzec. kilka godzin szukałam go wieczorem w mieście. znalazłam. nie mogłam wrócić do domu bez niego. ściągnęłam Romka z drzewa, pod którym warował jakiś pies. był pogryziony, zakrwawiony. wyrywał się, cudem doniosłam go do domu. potem wiadomo - weterynarz, zastrzyki itp. po przygodzie zostało tylko naderwane ucho. nie wyobrażam sobie, co by było gdyby... przestało się liczyć, że zmasakrował moje skórzane kozaki tak, że nie nadawały się już do chodzenia.

co ciekawe, kocia złośliwość ustaje, kiedy ktoś z nas jest chory. Romek to czuje, kładzie się obok w łóżku, na nogach albo przy piersi i ogrzewa. poznaje też nastroje. jestem straszna beksa niestety, ale kot pociesza, wtula się i mruczy. to niesamowite.

tak sobie właśnie myślę, że nie wyobrażam sobie życia bez tego potwora. kot po prostu tworzy dom.

daj mu pić i jeść, a będziesz miała wspaniałego towarzysza.

Opublikowano

od 30 lat niańczę koty-znajdki;
pech-nie pech, zawsze trafiały mi się kotki, najczęściej w listopadzie, styczniu, gdzieś przy śmietnikach, przemarznięte tak - ża na hasło kici-kici ufnie przybiegały i łasiły się...cóż, brałem do siebie, kąpałem (ale nie wykręcałem!) w szamponie do włosów, dobrze płukałem w ciepłej wodzie trzymając za kark z góry, tam - gdzie matki kocie chwytają w zęby swoje małe przenosząc je do legowiska, co powoduje potem u kotów instynktowną uległość;
i karmiłem rybą, jakimś filetem (nigdy mlekiem, bo będą miały biegunkę,nigdy żółtym serem!);one mają jak ludzie indywidualne upodobania - Zosia miała włoski gust, lubiła np. makaron z serem i obierki ze świeżych ogórków (!), Masza tylko ser biały i jajka, świeżo rozbite albo ugotowane, Frezja wsadzała wąsy do wszystkiego, nawet do pasty do butów, ale też szybko została wywieziona do znajomego gospodarza na wsi, bo paskudziła wszędzie poza kuwetą (ale to był jeden jedyny wyjątek); wszystkie koty lubią świeżą zimną wodę z kranu, i jeśli przynajmniej 2 razy dziennie miseczka z wodą nie zostanie wypłukana a woda wymieniona - siedzą pod kranami z wodą i zlizują z nich krople świeżej wody;
moja obecna kotka Matylda przyszła sama do mnie w listopadową pluchę, kiedy wchodziłem już do klatki schodowej budynku gdzie mieszkam, i po prostu poprosiła o gościnę...jest u nas od 3 lat i jest dosłownie żywą maskotką-siostrą mojej jedynaczki JULKI;
KOTY muszą być odrobaczone i wysterylizowane (to zabieg kosmetyczny) jeśli mieszkają w warunkach miejskich; wtedy nosa za próg nie wystawią nawet przy otwartych drzwiach; potrzebne są im również zatrzyki przed nosówką, białaczką i chorobami nerek, bo ta ostatnia dolegliwość ponoć kładzie koty pokotem i umierają w dużych męczarniach ze względu na kamienie moczowe (!);
to w końcu ssaki jak i my, a Bóg w dobrym humorze dał nam je pod opiekę, abyśmy przy nich zmądrzeli....bo imponują spokojem, opanowaniem, spostrzegawczością, niezależnością, charakterem;
jeśli uszanuje się odmienność natury kociej, kot odwzajemni się szacunkiem dla opiekuna; tresowanie kota (i człowieka!) jest upokarzające dla zwierzęcia z tak półdziką naturą, i kot będzie wówczas wyczyniał niemiłe niespodzianki, psychicznie chorując...
tak - kot uczy nas taktu i wzajemnej uprzejmości; także delikatności i łagodności - bo wszelkie gwałtowne ruchy zniechęcają koty do bliskich kontaktów i spoufaleń, a to uczy opiekunów kotów samokontroli (nad emocjami);
no i najważniejsze:
kot to też pies - ale po studiach!
J.S

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...