Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Bella Nova Bella Perfecta Duo Tesco
Always Ultra Sensitive
Carefree Discreet

higiena osobista przybiera rozmiary epidemii
dżuma fizjologii pandemonium ciała
w skrzynce pocztowej telewizji radio
także na trawnikach za kaloryferem

skoro ciało takim utrapieniem
widzę spełnienie apokalipsy
na miarę Wellsa
sterylizacja wszystkiego
piekła nieba
a zwłaszcza ziemi
jej wschodów i zachodów

nullitatis cierpień
problemów

sama przyjemność umierania
definitywnego

Opublikowano

wiersz jest niepoprawny,
nie-politycznie,
żeby nie było ;)

nie życzę Ci jacku, żebyś musiał kiedyś używać "pampersów"
(że o podpaskach nie wspomnę)

i prawdopodobnie(?) pomyliłeś rzeczy! -
czy nie chodziło ci o takie cieniutkie, białe płateczki używane przez tę (sic!) płeć nie od święta?
:D
pzdr. b

Opublikowano

wsłuchałem się w Wasze głosy uważnie - rzeczywiście, "podpaski" precz...

stokrotki w rosole.;
ten wiersz - owszem - podkreśla materialny punkt widzenia; ale czy postawa peela jest materialistyczna?
higiena to tylko pretekst, jak każdy temat...

Messo.;
coś na rzeczy!
:)) J.S

Barbara Janas.;
zatem po "podpaskach", ale nie o nie tu chodzi - to tylko punkt odniesienia, nic więcej; jak woda po goleniu, czy płyn do odświeżania ust... :) J.S

Opublikowano

Bogdan Zdanowicz.;

nie pomyliłem, ale trochę przegadałem na wstępie...ja tylko mówię, czemu naprawdę służą te zabiegi: lepszemu, wygodniejszemu układaniu się w trumnie; Z REKLAM WYNIKA, ŻE NASZE CIAŁO STRASZNIE NAM UWIERA i trzeba koniecznie coś z tym zrobić, wybielić, pokropić, przerobić, a ciało - umęczone ciało nadal ciałem pozostaje;

J.S

Opublikowano

Podpaski zniknęły - dzięki Najwyższemu.
Tak sobie myślę na marginesie, że ciało, po godzinie nauki tańca klubowego i serii pompek na koniec - faktycznie może wydawać się umęczone. Mam nadzieję, że obejdzie się bez trumny - godzinka odpoczynku na org wystarczy ;)

skoro ciało takim utrapieniem - z pierwszej części tekstu wynika, że nie ciało utrapieniem, lecz niesmaczne reklamy i "kwiatki" w miejscach publicznych i nie sterylizacja lecz faktyczny brak higieny i upublicznienie tego co intymne.

Jednym słowem - mój mózg buntuje się przeciw ciągowi myślowemu Autora, odbierając go jako mało logiczny.

W końcówce czyta mi się fajna rzecz, ale nie będę zdradzać, bo jeszcze Autor zdementuje, niech zostanie jak jest.
:-)

Opublikowano

Z przyjemnością zaplusuję, Jacku. Zrezygnowałbym jednak z puenty zamykającej, wartościującej ( za poważnej ? ) na rzecz np. higieny osobistej w trumnie, dezodorantów dla nieboszczyków itp. Inwazja w końcu trwa, nikt nie zna jej końca...Pozdrawiam.

Opublikowano

tekst jest fatalny. z jednej strony stara się byc kontrkulturowy w treści oraz formalnie (łaty z łaciny),z drugiej stylizowany jest na proroctwo, kolejne newageowskie, których pod dostatkiem w kulturze, przeciwko której jest skierowany.

największa jego wadą jest jednak stylizacja, nieudolna. średniowieczna łacina znana była tylko łacinnikom średniowiecznym, dlatego tekst sprawia wrażenie pisanego, a w zasadzie łupanego siekierą, a nie gęsim piórem czy nawet jakąś uchowaną trzciną tebańską.

Opublikowano

a co w nim jest zabawnego? ten miks TESCO+nullitas?

nawet pod względem formalnym tekśt jest nieudany.
bez rytmu, zdaje się, że pisany na kolanie, tak by coś napisać.


ego dicere: hoc vanitas est und das was!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



- proroctwo New Age!!!?
dawno mnie tak nie rozbawiło podobne stwierdzenie; mam wrażenie że komentatora prześladuje nadczynność gruczołu interpretacyjnego;
przypisywanie stylizacji w tym prostolinijnym, pisanym współczesnym językiem - owszem - człowieka oczytanego i wykształconego (stąd sięgnięcie po łaciński termin prosty do rozszyfrowania, bo słowniki łacińsko-polskie są powszechnie dostępne, a w humanistyce bliższy mi język niż angielski, obecnie powszechnie użyczany do wypowiedzi poetyckiej);
cóż - może wiersz "łupany siekierą", ale komentarz do wiersza swoim polotem także przywodzi na myśl katowski topór, o ile nie wprost pięściaka krzemiennego;
BARDZO DZIĘKUJĘ za zaangażowanie w czytanie wiersza i najserdeczniej pozdrawiam interlokutora kończąc własną sentencją: aus fremder Leute Haut ist gut Riemen schneiden; i dorzucę coś z Bocheńskiego, bo akuratne: racja fizyka, Kaśka butów nie ma!
J.S
Opublikowano

Fanaberka.;

mój wiersz to satyra - jakby Nietzsche określił - na przewartościowanie wartości;
to ciągłe wmawianie nam - że jesteśmy niezadowoleni z własnego ciała (i my to kupujemy!) oznacza nic innego niż to, że wraz z jego utratą tracimy Wszystko! a autor wiersza z tym się nie zgadza; ciało-rzecz jest rzeczą służebną, jest tylko narzędziem którym się posługujemy;
dzięki za czytanie i uwagi - to tylko przewrotność w traktowaniu tematu pozoruje brak logiki;
pozdrawiam! :)J.S

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @lena2_ prawda
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...