Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 56
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie mogłam dłużej gadać wierszem
bo późne było już dobranoc
ale też spać nie mogłam przez cię
myślałam słowa tam zostaną

samiutkie takie zimne rączki
kiedy na grzędach w wersach siedzą
daleko jedno od drugiego
między zwrotkami straszny przeciąg

więc wstałam do nich prosto z łóżka
jest chyba jakoś przed południem
żeby przytulić ucałować
żeby słoneczniej albo cudniej

dzień dobry :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



-przestaję wierzyć w Umysł, chyba, że to przewrotność.wierzę, że przewrotność, prawda?

(Umysł-męższczyzna.Defincja F.Nietzche.Ja się z nią zgadzam w 100%)
no kurczę, przecież już mówiłam
jak mówię, musi być do rymu
za kłamstwa łeb mi utną kiedyś,
wszystko przez poetyczny przymus
:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



-przestaję wierzyć w Umysł, chyba, że to przewrotność.wierzę, że przewrotność, prawda?

(Umysł-męższczyzna.Defincja F.Nietzche.Ja się z nią zgadzam w 100%)
no kurczę, przecież już mówiłam
jak mówię, musi być do rymu
za kłamstwa łeb mi utną kiedyś,
wszystko przez poetyczny przymus
:)

to nie do ciebie miła pani
to do prozaika tekst mój
kompilowane męskie trele
subtelny świergot ptasi

dla ciebie parafraza miła
z wabiącą wzniosłą nutą

posłuchaj...

przypłyń do nas choć na krótko
przypłyń nawet małą łódką
albo brzegi niech połączy
mostek jakiś
może kładka
albo lina nawet cienka

byle tylko my oboje
jakąś tratwą pod żaglami
w ciepłe morza z marzeniami
na golasa pod palmami
byle razem
byle sami

i nie ważne, że listopad
że już zimno i ponuro
z wiatrem jakimś z byle chmurą
w ciepłe morza z marzeniami
latać razem z motylami

my wszyscy
my zakochani
;)))))))
Opublikowano

to życzenie miły panie
za mąż raczej się nie wyda
na golasa nawet w wierszu
powiem jasno że się wstydam

ciepłe morza z marzeniami
frędzle w pasie przy tropiku
tam mieszkają ludożercy
może jesteś jakiś dzikus

musisz kusić troszkę lepiej
bo z ochoty linia cienka
jednak uśmiech między wersy
z ciekawością się zaszwędał

:))

Opublikowano

musisz kusić troszkę lepiej
bo z ochoty linia cienka
jednak uśmiech między wersy
z ciekawością się zaszwędał


zakochaj się dziewczyno
wiem, jesteś trochę spięta
raz zimna, raz gorąca
taka ambiwalentna
to nic, to minie
uwierz
będzie pięknie

zakochaj się tu i teraz
a bóg da nam skrzydła
latając razem
tam w górze
będziemy zawsze
młodzi, młodzi, młodzi

zakochaj się proszę
chodź w ramiona
powiem
-kocham
a świat niech kona

hej, raz się żyje
trach, stłuczone lustro
rozlane wino
będziemy zawsze razem
zakochaj się dziewczyno
:)))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no wreszcie mam cię, przyłapałem,
poezję nocą przewiązałaś,
a ja ci swoje wiersze marne,
a ty mi: kocham - kocham kłamać,

zwłaszcza do rymu i zwrotkami.

gdyby tak było rzeczywiście,
snem byś tworzyła nocne bajdy
i była wierszonocnym mistrzem,

a tak mi jesteś dniem i nocą,
natchnieniem każdej pory roku,
niech ci się rymy, alu, mnożą
i kłamią, kłamią wszystkich wokół,

byleby nigdy nie zabrakło
twoich spostrzeżeń i mądrości,
większość zrozumie, głupcy zaklną,
a ty pisz dla tych czekających.


dzień dobry :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no ładnie ładnie pełna szklanka
tu coś zaplecie coś zaszepcze
uparłam się by kochać tego tego
co mnie za za żadne skarby nie chce

musiałabym się wpierw odtego
i przestać wierzyć w dwoje naraz
lecz mi się nie chce za nic w świecie
i ani śniło żeby starać

więc zanim wino z sytuacją
wolno sklaruje jeśli zechcesz
składaj na poczet poematu
cierpliwość w najpiękniejsze wiersze

:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no jakim zaraz tam natchnieniem
toż baje pleciesz wszystkim wokół
ani w tym ani w przeszłym nawet
a już w ogóle w przyszłym roku

och nie zabraknie mi głupoty
cokolwiek powiesz wiem to sama
myślałam sobie o naiwna
że tylko ja potrafię kłamać

chyba dobranoc ;)
Opublikowano
mam ci naiwność zgrzebnie prostą
i mam też wiarę (któż jej nie ma?)
w to, że nam wisła płynie polską,
i że pod kłamstwem jest poema.

mam ci spojrzenie równie proste,
w którym się piękno budzi wierszem,
jak zmysł melodii. pozwól dojrzeć
to, w co od dawien dawna wierzę

i pozwól w zachwyt ubrać oczy,
którymś powieki weną zdjęła,
niech, nic nie widząc, czują dotyk
pióra poetki, śnią poemat.



chyba tak :)
dobranoc
am.
Opublikowano

zasnęłam lekko z twoim wierszem
jak deszcz kojącym padasz słowem
w zmyśleniach kałuż się chlapałam
i zaciskałam piąstki powiek

kiedyś napiszesz mi poemat
tu przemoczoną myśl układam
tak że się wcale nie obudzę
bo tęczą będziesz się powtarzał

dzień dobry :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Alicja jest smutna dzisiaj
bo zamknęli cukiernie w mieście.
Powód? Straszny! - ptysia grypa
a "Jak ptysia, na pewno jest już w każdym cieście!"

Cóż z tego, że było sprostowanie
że to chochlik drukarski i błąd?
Omijają cukiernie dziś panie
i Alicja rozmyśla, czy nie wyjechać by stąd?

Niestety, na wszelki wypadek
skasowała ciasteczka... to dopiero błąd!
- bo wśród cookies był bliski sercu adres
ulubionej grypy: www.poezja.org


Pozdrawiam ;)
Opublikowano

alicja jest smutna od dawna
to cukier 'kaloszkom' zaszkodził?
czy z ptysia czy z ptasia mam piórko,
kapelusz potrafię wymodzić

sombrero, frigijka, panama
dokładam zmyślątko obłocze,
tytułom na głowy zakładam
cylinder, koronę lub toczek

alicja jest smutna dlatego,
że słodziej się chciała wysłowić
dla ciebie bym 'boski' wybrała,
pocukrzę - wyłącznie laurowy

pozdrawiam :)

Opublikowano

więc zanim wino z sytuacją
wolno sklaruje jeśli zechcesz
składaj na poczet poematu
cierpliwość w najpiękniejsze wiersze

Cierpliwości, przy huczącym Wezuwiuszu?
Jakiś, ktoś, tam się pałęta, nic to, wołam:
-Co to szkodzi, może troje być na łodzi!

-Wolno klaruj w poczet daru... Chyba sobie żagiel zwinę!
-Zamień wino w sytuację...Co, ja jestem na pustyni?

Licząc wiersze, trzech poetów nastawało i...
lirycznie trzebiotało, pusząc pęki lśniących piór.
Wygrał, ktoś-tam, nie wiadomo, chyba upiór.

Panowie! Kobieta, to topiel!
;)))

Opublikowano
Topiel

Poszły konie po betonie…mmm... mgła!
Poszła nam ta przepióreczka noo...coą.
A my za nią nieboraczki…o!... boso!...?

No, dobra, mamy...?...mymamy...mamy...?...my!... piwo!

Tak po kilu łykach, patrząc na życie wstecz,
możemy już tu, spokojnie horyzontalnie lec.
Lub zwisając zwiewnie jakby bananowa kiść,
(nie mogąc dalej iść) zakończymy pościg za:
morzem marzeń, może mrzonką, mmżawką.

No, dobra, zapalimy trawkę!

Tak, by objął nas filozoficzny nasstrój, boże.
(nie daj boże) Lepiej, zaduma, myśli strumień
na falach eterycznych zbliżeń – ech, och, och, aaach!... uff!
Czujesz jak ogarnia cię chłód miłosnych wód,
czarna zimna topiel, spływając wolno w dno.

gul

gul

Męczące międląc myśli me, muszę mrucząc mmrzec:
-kobieta, wszystko co piękne, zeee-pssuuu-jeeeeeee!

Ból

Ból

gul

gul

Ból

mm...chrry

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...