Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Death - chwała za wymienienie, ale z szacunkiem: to nie jest genialna technika. Genialną technikę to ma Necrophagist :) swoją drogą - highly recommended ;)

no i nie zapominajmy, że Polska jest potęgą ambitnego metalu: Trauma i... Sceptic!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


'Fermented Offal Discharge' - chyba ich najlepszy utwór, świetny sweeping :) Szkoda tylko, że tak mało utworów tego typu udało im się napisać W każdym razie mnie szczególnie nie ruszają panowie z Niemiec, chociaż mam do nich szacunek Natomiast Schuldiner potrafił komponować naprawdę bardzo melodyjne utwory, w końcu to ojciec death metalu :D:D:D Co do Sceptic - chyba wolę inne zespoły Jacka Hiro, chociażby te, które wcześniej wymieniłem (Virgin Snatch i Dies Irae) :P
Opublikowano

wiecie co

mam pomysł na karierę:

zacznę robić muzę na moim maczku, wydam jako DJ Koprofag

z pewnością odniosę sukces na polskim rynku muzycznym, połączę sukces komercyjny z aprobatą środowisk alternatywnych, dla których najbardziej symptomatyczna bywa nazwa:)

Opublikowano

z tych co wymieniłeś to tylko slayer i venom mocne. reszte kojarzę ale nie słucham nagminnie. zdrówka.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


potencjalnych tekstów mam w cholerę

ale ja myślałem o czymś pomiędzy Arką Satana a Gorgoroth z motywem electro-industrial

marka DJ Koprofag bardzo chwytliwa powinna być

Nie lepiej DJ Koprofil?
może Koprofeel - taki ukłon w kierunku AS oraz mainstreamu:D
Opublikowano

Alec Empire - The Golden Foretaste Of Heaven (2008) kto zna wyczyny tego pana z wcześniejszych solowych płyt lub kapeli Atari Teenage Riot to...może być zaskoczony. płyta czadowa, mi sie skojarzył Iggy Pop (to co do wokalizy) na podkładach elektronicznch sprzętu chyba z początku lat 80.czad i roknroll!;)

Opublikowano

jakoś nie czuje, bymgo stracił;) płyta aleca inna po prostu. luźniejsza. tylko ta elektronika...no jak suicide, a to przecież przełom 70/80tych lat.

ale jeżeli nie znasz wounded, a mógłbym polecić coś, to H3llb3nt - Hardcore Vanilla. wyjątkowy album. twór tuzów amerykańskiego industrial rocka (jak zwą, bo ja nie lubie szuladek).
Bryan Black (Halo Black)
Jared Louche (Chemlab)
Eric Powell (16 volt)
Charles Levi (Pigface, My Life With the Thrill Kill Kult)
Jordan Nogood (KMFDM)
Dylan Moore (Chemlab)

na majspejsie coś jest. wogole to uważam że każda z tych kapel( no może poza 16Volt) warta uwagi.

no i...Fuckin`up Pigface! ;)
edit żebyś mi znów ignorancji nie zarzucił - KMFDM jest z niemiec;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...