Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Taka pierwwsz próba łączenia i cięcia kilku styli. i jak? Mnie się zdaje żechyba torchę inaczej niżzwykle ;)

Tak nie mieściło się to słowo w słownikach,
nie miało imienia - niewypowiedziane
biegało od Alfy do Omegi czy ta
wyjątkowość nie jest wbrew jakiejś zasadzie

nie mogły powtórzyć żadne zaszłe wiersze
zamiast odbijać się wnikało w przeszkody
a wiążąc je malarz wykręcał ręce
bo wciąż wierciło się nie chcą trwalej formy

ptaki owinęły w liście śpiewając mu
tworzyły poetę ale z upływem dni
rosa z młodych roślin rozcieńczała tusz
dla nie-mówionych słów by wchłonąć trochę sił

i znów się rozproszyło: słyszeli je.. i nie
podobno ciągnęło za sobą planety.
dookoła w krąg gdy ono przeminie
nas już nie będzie - lecz - słownik stanie się pełny.

Opublikowano

nie mogły powtórzyć żadne zaszłe wiersze
zamiast odbijać się wnikało w przeszkody
a wiążąc je malarz wykręcał ręce

dla nie-mówionych słów

fajowy fragm., ciepłoniaście

Opublikowano

"bo wciąż wierciło się nie chcą trwalej formy"
w tym wersie nie powinno być : chcąc?
Troszkę zagmatwane. Duże litery "Alfy" i "Omegi",
wskazują na to, że im jakąś szczególnie ważną rolę przypisujesz
w tym tekście. Dalej nie potwierdza się to rozumowanie.
"ptaki owinęły w liście śpiewając mu" - może to nie najlepszy mój dzień,
ale zdanie to nie wskazuje co lub kogo "ptaki owinęły.."?
(bo to, że chciały "tak" - unieruchomić - domyślam się).
No, to tyle na dziś, jeszcze dodam, że lubię Cię czytać.
Pozdrawiam
- baba

Opublikowano

Dzięki wszystki zawgląd i komentarze.

Babo Izbo chybamaszrację coś tu nei gra, trzeba poprawić żeby lepiej brzmiało i żeby bło sensnownije, jeszcze coś tu pozmieniam

pozdr.

Opublikowano

Adolfie, zmiana jak najbardziej - zauważalna. Ino jeszcze ciut do dopracowania.
A za to pod spodem - przepraszam ;)
Pozdrawiam.

tak, to słowo nie mieściło się w słownikach,
nie miało imienia - niewypowiedziane
biegało od alfy do omegi, czy ta
wyjątkowość nie jest wbrew jakiejś zasadzie?

nie mogły go widzieć żadne zaszłe wiersze,
zamiast się wybijać wnikało w przeszkody,
malarz chcąc je związać powykręcał ręce,
bo nie mogło przybrać żadnej trwalej formy.

ptaki wyśpiewane, owijając w liściach,
stworzyły mu poetę, lecz z upływem dni
rosa z młodych roślin tusz porozcieńczała,
by dla słów niemówionych wchłonąć trochę sił

i znów się rozproszyło: słyszeli je... i nie.
(no, no... widzę, że korzystasz z dobrego W-zorca ;)
podobno ciągnęło za sobą planety,
zataczało okręgi. czy kiedyś przeminie?
gdy zabraknie nas, choć słownik będzie pełny.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...