Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ratuj Panie


Rekomendowane odpowiedzi

Jak światu potrzeba deszczu
tak ja rozbitek wpół drogi
szukam na ziemi i niebie Ciebie
by umyć Ci nogi

Tonę czasami w bagnie myśli
jednak wciaż chwytam gałązkę nadziei
wołam do Ciebie byś mi się przyśnił
i wyrwał z bagna myśli złodziei

Co kradną światło jakim oświeca
drogę swych dzieci by nie błądziły
proszę Cię Panie proszę przyjdź
nie pozwól padać bo brak mi siły

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

że się jest wierzącym
nie znaczy
że każde słowo nawiązujące do Boga
jest dobre

Bóg z pewnością jest dobry
ale ten wiersz jest nie tyle zły
co słaby

jak człowiek
który błędnie pojmuje boskie wyroki:
"proszę Cię Panie proszę przyjdź
nie pozwól padać bo brak mi siły"

to nie w upadaniu jest problem
a we wstawaniu
On właśnie chce byśmy upadali

no chyba
że mowa o o kimś
kto wierzy w Dżina z lampy

ratuj Panie
od nawiedzonych "poetów"
ratuj

------------------------

przepraszam za komentarz
ale postanowiłem zachować szczerość

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiersz jest słaby i to wcale nie dlatego, że religijny. Ale tu jest powiedziane niemalże wprost: PRZYJDŹ, PANIE, O JAKIŚ TY WIELKI, JAM JEST ROBAK W PROCHU ZDEPTANY. Nikła wartość literacka tego tekstu skłania mnie do wystawienia mu noty negatywnej. Amen. Yyy... to znaczy koniec i kropka.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że jako pierwszy pod tym dziełem spróbuję konstruktywnie. Ale nie łudź się, niestety, mościa Marto, to też będzie krytyka.

Pierwsze: dosłowność. O tym już napisał imć Żubr, nie będę go więc powtarzać. Spróbuję raczej zastanowić się, co możnaby z tym zrobić. Wydaje mi się, że niepotrzebnie zwracasz się do Boga wprost. Nie lepiej byłoby ukryć Go pod jakimś symbolem, porównaniem? Jeśli brak pomysłu, zawsze można zajrzeć do Biblii, tam z pewnością znajdziesz jakiś adekwatny obraz ;)

Pozostając przy dosłowności: nie nazywaj się proszę "robakiem", ani "rozbitkiem", ani "bładzącym", ani niczym takim. Wiesz dlaczego? Nie dlatego wcale, że to już było, ale dlatego, że te słowa tylekroć już pojawiły się w tym samym znaczeniu, że utraciły chyba jakąkolwiek wieloznaczność. Może, gdybyś spróbowała je wykorzystać jakoś nietypowo... Ale to jest zastosowanie klasyczne, mówiąc kolokwialnie, objechane z góry na dół i na wszystkie strony.

Drugie: język. Bardzo mi się nie podoba zakończenie drugiej strofy. Dwa dopełniacze obok siebie ("myśli złodziei") zgrzytają. Widać tu, że na siłę starałaś się dopasować rym i efekt jest - nie owijając w bawełnę - koszmarny. Nie można było "nadziei" schować w środek drugiego wersu, a na końcu zostawić coś, co łatwiej zrymować? Podobnie nie pasują mi sąsiadujące "niebie" i "Ciebie" w strofie pierwszej. Rymnujące się słowa (swoją drogą trudno o rym mniej ambitny, tak gdyby przyszło Ci kiedyś, mościa Marto, do głowy stosować podobne ;)) nie wypadają dobrze obok siebie w takich wierszach. W wierszu białym - już prędzej, ale tutaj - niee.

Trzecie: wersyfikacja. Rymujesz? Bardzo dobrze, lubię rymy. Ale takie wiersze o niebo lepiej wypadają z wersem regularnej długości (każdy taki sam, albo rytmicznie powtarzający się). Warto też dbać o układ akcentów (choć wiem z doświadczenia, że bywa to trudne).

A co do samych rymów: to u Ciebie istny groch z kapustą:
deszczu - Ciebie -> nie rymują się wcale. starałem się dopatrzyć tu podobieństwa brzmieniowego, ale go po porstu nie ma.
drogi - nogi -> dokładny. Niezbyt ambitny, ale niech będzie.
myśli - przyśnił -> ten jest niezły. Znów dokładny, ale mi się nawet podoba.
nadziei - złodziei -> koszmar. Częstochowa, jak rzadko. Rym gramatyczny i naprawdę ZBYT dokładny.
oświeca - przyjdź -> tu też nie ma rymu.
błądziły - siły -> ten jest niezły. Też dokładny, ale przynajmniej niegramatyczny.

Czwarte. Temat, a raczej sposób jego wyrażenia - jak w pieśni liturgicznej. Na poezję potrzeba niestety czegoś więcej...

Reszty Dekalogu Ci, mościa Marto, oszczędzę. Tyle wystarczy. Przykro mi, że tak nisko oceniłem. Ufam, że moje uwagi choć trochę się przydadzą.

Pozdrawiam,
Drax

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...