Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

publicznie kipię krwią niedziela za niedzielą
taką bez hemoglobiny i bez aids
bez żadnych chorób wenerycznych
lubrykantów chyba

też

jesteśmy tak blisko że prawie na siebie wpadliśmy
czołowe zderzenia zdarzenia na fascynujących ulicach
przy kołysankach słuchanych na kolanach o
niczym

to subiektywne wrażenia które potrzebują leków
miękkiej kanapy i miękkich ścian
ciepła domowego ogniska o którym
kiedyś coś słyszałem

if only tonight we could sleep
if only tonight we could fall


zostawić tam coś po sobie i być spokojnym
cichym pokornym lojalnym i bezobecnym
chciałbym zamknąć się na twoje opowieści
i żebys ty zamknęła przede mną swoje nogi

publicznie kipię krwią niedziela za niedzielą
nie dbam o nic jakbym chciał żeby to wszystko odpadło
zerwało się ze ścian spadło z łóżka poznało parter
przestało żyć

Opublikowano

juz kiedys pisałem ze troche nonsensu dodaje zyciu sensu

ale nie w tym rzecz. moze w 2 + 2 = 5 radiohead
"go to the queen and tell her that the sky fallin in"

a może w tym że czasami nic nie ma znaczenia oprócz swojej własnej egoistycznej jazdy, która czasem nie bywa na swoje własne życzenie

chyba wiesz ze ja nie pisze poezji. o szuflady bym cie nie posądzał. o polityczne komody już bardziej

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


to co to jest?

eeeee, moja babcia mawiała: "srał, pierdział, gryzł wodę, w dupie miał przeszkodę" - stare porzekadło z kieleckiego

robisz, co chcesz, sam za to odpowiadasz, ale nie dorabiaj do tego ideologii
Opublikowano

jakie to piękne słowa. pozdrów babcie

wiesz, że słyszałem, tak, nie, tak nie - bo mo
ja babcia wlasnie przed chwila kazała mi ściszyć muzykę

tak się zastawiam czy jest sens w naszej konwersacji. nie sądze
z mojej winy - szczerze

Opublikowano

homoglobina???

publicznie kipię krwią bez hemoglobiny
chorób wenerycznych lubrykantów

chyba też

jesteśmy tak blisko że prawie wpadliśmy
czołowe zdarzenia na fascynujących ulicach
przy kołysankach na kolanach o niczym

te subiektywne wrażenia które potrzebują
leków miękkiej kanapy i ścian
ciepła domowego ogniska
o którym kiedyś słyszałem

if only tonight we could sleep
if only tonight we could fall

zostawić coś po sobie i być spokojnym
zamknąć się na twoje opowieści
gdy ty zamkniesz przede mną nogi

nie zadbam o nic jakbym chciał
żeby to wszystko odpadło
zerwało się spadło z łóżka
poznało parter
przestało żyć


hmm, nie mam zdania ( poza szkaradnym ciosem zadanym hemoglobinie ;p)...na pewno jest przegadane. pociosałam, co z tego wyszło??? ale nie moge powiedziec tez ze mi sie wcale nie podoba, nic a nic...
a moze juz tylko późno jest...;p
pzdr aga

Opublikowano

tak niby wyszło jak homo kapela z taką hemoglobiną na 10 kawałku 3 płyty. ale to literówka

wymowne by było jakbym ja był homo, ale jak narazie potrafie trzymać kał i interesują mnie tylko kobiety. choć owszem, z obu czy nawet trzech wejść/wyjść jak wolisz

dziękuje za komentarz
pozdrawiam

Opublikowano

to nie była niesympatyczna odpowiedź. ola ma racje, ja już taki jestem. chudy acz przystojny, bezczelny acz cudowny.

ja też lubie latawce, szczególnie przez pare lekarzy tworzących wielkiego lekarza w serialu scrubs, notabene najlepszym komediowym serialu ever. jest tam drużna mocarnych latawców.

bawią mnie latawce także od czasu kiedy bam margera przywiązał ów do kulek analnych i pijany na plaży puszczał również ów ten sam z dupy.

ja też lubie latawce.

czy właśnie straciłem czytelnika?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...