Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

który z was zdaje sobie sprawę, że jest grafomanem?
internet stworzył tę cudowną możliwość wszechobecnej grafomanii. a może szerzej, nie internet i nie grafomania, ale współczesny mix kultury i technologii stworzył możliwość globalnej ekspansji beznadziei. i mamy big brothera, i mamy gówna na górze list bestsellerów, i mamy nudnych blogerów. każda głupawa jednostka (jednostka z natury jest głupawa) ma szansę na swoje pięć minut. i ty, brzydka (chociaż myślisz że jesteś ładna) głupia blondynko o nadmiernie wymalowanej buzi, i ty, dwudziestoletni buntowniku, co jesteś zawsze anty, każdy z was ma szansę na swoje pięć minut (może raczej pięć sekund).


aczkolwiek przyznam, lepiej żebyście siedzieli tutaj i zachwycali się swoimi tekstami niż śmiecili na moim trawniku i kradli radio z mojego samochodu :-)

pozdrawiam serdecznie

ps. ta refleksja powyżej powstała po ogólnym przejrzeniu ostatnich tekstów. naturlich, mam świadomość, że moje nie są lepsze - że tak powiem, nie w tym rzecz.

Opublikowano

refleksja istotna...dobrze spojrzeć na SIEBIE pod tym kątem, aby zobaczyć ambitnego grafomana a niekoniecznie Wiekopomnego Artychę; TO WYTRZEŹWIA z nadmiaru wody sodowej i uczy pokory wobec sztuki;
a zresztą - czy na 5 utworów własnych nie podejrzewamy, że co najmniej 4 z nich to niedoróbki? i czy taka refleksja nie mobilizuje? hę?
choć faktem jest - że taka myśl także paraliżuje, nie zachęca do tworzenia, nie...
J.S

Opublikowano

Hmm... Czy ktoś widzi różnicę między Bronkiem, który pokazuje światu swoje marności - jedynie z racji ambicji, a Andrzejem, który tworzy bez pobudek - naturalnie wypluwa "coś" - jedno za drugim, i w ogóle nie pcha tego przed nos ludzkości? Gdyby znaleźli się na bezludnej wyspie - Bronek pewnie pytałby się co ma robić, Andrzej robiłby to samo. Jest różnica? Czy nie ma? Problem "grafomana" mają tylko Ci, którzy się zastanawiają nad kolejnym "wierszem".

kłaniam głupotę

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




mamy też wybór. którego trzeba bronić, to fakt, bo sie nam wtłacza szajse bez naszej woli. że każdy może sie wypowiedzieć - też dobrze. "wysłuchaj głupców, każdy z nich ma swoją opowieść" tak to w dezyderacie jakoś leciało i sie z tym zgadzam. dobrze że czasy salonów i onanizujących się kółek inteligencji minęły.

a ogólnie to mam to w dupie pisze se jak chce, publikuje pod pseudonimem, znudził mi sie hulaszczy żywot gwiazdy;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



nie wiem czy salony minęły, z jednej strony trwają wciąż salono-układy intelektualne, gdzie z jednej strony siedzą np. frasyniuk, michnik, szymborska, z drugiej inne staniszkisy, wildsteiny i krasnodębskie. z drugiej strony są i salony - nazwijmy to - egalitarne, salony kształtowane przez internet, jego uczestników i widownię. i może to lepiej, że salon dzisiaj nie jest czymś nadanym z urodzenia.

ciekawe czy kiedyś będzie literacki odpowiednik gwiazdy tańczą na lodzie i innych imprez typu śpiewającego (nie pamiętam już jak się one zwały, nie oglądałem).

a co do zipów - jakos tak to szło - 'nawet głupiec ignorant ma swoją opowieść'
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no dooobra, wykryliście mnie :)

to jest nas dwoje :)

A tak bardziej serio, to osobiście zdaje sobie sprawę że czasami wyjdzie coś wierszopodobnego a innym razem myśl którą chciałem wypluć uda się jedynie zamknąć w krzywe strofy i wtedy obawa o grafomaństwo zagląda mi w oczy
Opublikowano

Po pierwsze - zgodzę się z tym, że to dobrze, iż era "salonów" minęła.

Jestem ciekaw ilu poetów nie zrealizowało się artystycznie dlatego, że mieli ojca chłopa, którego nie stać było na wykształcenie swej latorośli. Albo od pokoleń mężczyźni w rodzie byli lekarzami i biedna latorośl nie mogła zostać nikim innym, jak lekarzem.

Nikt mi poza tym nie będzie tutaj spychał wszelkiej twórczości amatorskiej na dno. Czyżby szanowny autor wątku nie wiedział, że również zawodowym poetom zdarza się napisać niezbyt dobry wiersz, popełnić plagiat etc? Człowiek nie jest idealny. Jego twórczość również. A jak komuś nie jest pisane zostać wybitnym - niech sobie skrobie coś na boku. Niech te wiersze stają się z czasem lepsze. Choćby postęp był niewielki i następował powoli to zawsze będzie to jakiś postęp.

A co do grafomanii - to kwestia czasu. Nie wiadomo do końca, czy utwory, które są dziś doceniane uznane będą przez potomnych za cenne.

Sztuka jest dość delikatną dziedziną. Na przestrzeni czasu zachodzą w niej zmiany, zmienia się spojrzenie ludzi na pewne kierunki. Przykładowo - manieryzm. Malarstwo tego typu na przełomie XV-XVI wieku (czyli wtedy, gdy powstało) było uznawane za kicz i szmirę aż do początku wieku XX(!).

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


chyba mieszasz pojęcia...
"gównianość" kultury to zupełnie inna bajka niż grafomania cyz mitomania niektórych internetowiczów... rozrywka służy rozrywce i ocenianie jej jest raczej bez sensu... a jeśli komuś się wydaje że jego wypociny są warte publikacji na forum - to tacy ludzie byli od zawsze... niby teraz łatwiej bo internet, ale wystarczy wyjść na ulice i tez spotkasz ludzików którzy zamęczają innych swoją "rozmową" jakby co najmniej mieli coś ciekawego do powiedzenia...
ale nie ma czegoś takiego żeby przez internet czy telewizje gówno stało się nie-gównem (tzn. te nośniki są wykorzywtywane w tym celu, ale krytykowanie ich za to to zabijanie posłańca)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




no, i tak i nie. upraszczając - gówno gdy sobie leżało w kajeciku w szufladzie nie obryzgiwało każdego po kolei. gdy pojawia się w tv/internet, zaczyna obryzgiwać. mam większą siłę rażenia, a w konsekwencji silniej wypiera dobre teksty.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




no, i tak i nie. upraszczając - gówno gdy sobie leżało w kajeciku w szufladzie nie obryzgiwało każdego po kolei. gdy pojawia się w tv/internet, zaczyna obryzgiwać. mam większą siłę rażenia, a w konsekwencji silniej wypiera dobre teksty.
ale skąd te dobre teksty wypiera?? z głów czytelników?? jeśli dasz sobie "wyprzeć" to żej jest chujowy czytelnik i żadna tu wina czy zasługa słabego tekstu... a że jest wszystkiego wiecej - dzieki temu dobrych tekstów też jest więcej - ale proporcje myśle są zachowane... w historii literatury tez znajdziesz paru grafomanów ktorzy drukowali...

tzn. ja sie generalnie zgadzam z postawioną przez Ciebie tezą, ale tak sobie polemizuje dla rozrywki bo mi się sesja zaczyna i trzeba się czymś zająć :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...