Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Poczytałem wszelkie za i przeciw i doszedłem do wniosku, że jednak poszedłem za daleko. Szkoda niektórych wpisów i mam nadzieję, że Autorzy mi to wybaczą, ale z drugiej strony szkoda też jednak korzystać z męskiej przewagi do aż takiego zwalczania innego użytkownika.
Miałem się dalej kłócić ale odpuszczam - chociaż dalej drażnią mnie te nowo powstałe nicki wpisujące się na plus, ale niech im ziemia lekką będzie. Tym nowym nickom wpisującym się na minus - też.

Opublikowano

Z tą męską przewagą, to możliwe, że trochę przesadziłeś. :o)
Czytam Mariankę już długo i chociaż częściej nie podobają mi się jej
wiersze jak podobają, jednak budzi we mnie serdeczność /solidarność jajników?/
a Ty nie.
Za co z góry przepraszam. :o)

Pax!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no ja tutaj od "budzenia serdeczności" raczej nie jestem, bo to nie jest mimo wszystko blog sympatia pl.

Mimo wszystko przepraszam te osoby, które poświęciły kilkadziesiąt zdań, a ja je wyciąłem - miałem pewne obiekcje, ale poszło.
Opublikowano

Poczytałem wszelkie za i przeciw i doszedłem do wniosku, że jednak poszedłem za daleko. Szkoda niektórych wpisów i mam nadzieję, że Autorzy mi to wybaczą, ale z drugiej strony szkoda też jednak korzystać z męskiej przewagi do aż takiego zwalczania innego użytkownika.
Miałem się dalej kłócić ale odpuszczam - chociaż dalej drażnią mnie te nowo powstałe nicki wpisujące się na plus, ale niech im ziemia lekką będzie. Tym nowym nickom wpisującym się na minus - też.
------------
Zajrzałam i oczom nie dowierzałam:)
przyznam się-myślałam że...
tak postąpisz:)
choć nie byłam pewna.
Nieraz się przejdzie za daleko
wrócić sie nie można i...
lepiej w półdrogi zawrócić
i mieć twarz uśmiechniętą...
Pozdrawiam milutko z :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


w podsumowaniu dodano:

"nic nie bawi nas na świecie,
tak jak jazda na kobiecie"

__________--
ciekawy cytat:)

kobieta jak kobieta
zabawić może i...
pan niech uważa bo...
goły zostać może:)
(bez kasy):)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A nieco wyżej czytała Pani? Wątek, dla przykładu, "Informacja". Nie mam zamiaru tworzyć TWA z M. Krzywakiem, ale dla mnie to jedna z najbardziej starających się o to forum osób ;p

Dziwne jest to, że pobyt Pana M. na forum jest o wiele bardziej użyteczny, niż Pani M., a mimo wszystko to Jemu przypina się etykietkę "chama" i "prostaka". A ją - broni. Jakby była księżniczką, którą chce zjeść wielki, paskudny smok.

No cóż, Pan Michał do najmilszych czasem nie należy. Nie zawsze jest oazą spokoju, ale to jest tylko jedna strona medalu. Tak samo jak u Marianny - chciałem, żeby się wzięła nieco za siebie, bo w Niej też coś dobrego siedzi ;p

Radziłbym postarać się o dostrzeganie w ludziach również tych lepszych stron.

Pa.
Opublikowano

Ależ nie zapędzajcie się...kochani, nie ważne kto jest "użyteczniejszy " a kto nie- wszyscy mamy prawo korzystać z forum- to co tu sie odbywa-wartościowanie OSÓB (bo już nawet nie twórczości) to podpada pod faszyzm...i jestem tym trochę przerażona. już pisałam w wątku którego nie ma- przechodźie obok siebie obojętnie i nic nie będzie sie działo. Przecież nikt z was nie musi czytać wierszy drugiej osoby...niesmaczna nienawiść tu powstaje:(

Opublikowano

Jasne, "chcieliśmy zabić mariannę" ;p

Ja nie wartościuję Jej jako osoby - prywatnie to nic do niej nie mam. Chodzi mi jeno o jej twórczość. I to, co na forum reprezentuje.

Chyba nie sądzisz, abyśmy tutaj odkrywali się całkowicie? Że to, co dana osoba pokazuje na forum to ona i tylko ona.

I wreszcie - że nie można mieć kilku uwag co do czyjegoś zachowania na tej witrynie. Ja miałem kilka uwag, powiedziałem, co mi leży na wątrobie i czuję się z tym dobrze.

Na razie.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




tu nie chodzi o dżentelmenów cze niedżentelmenów, ja też pani pisałem pod wierszami co sądzę o poziomie (a pisałem to dość łagodnie) i niestety pani napisała do mnie chamskie SIO
abym zniłał spod pani wierszy
więc proszę czasem spojrzeć w lustro zanim się kogoś zacznie oceniać

pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A pani jak traktuje kogoś, kto wyraża opinię na temat pani twórczości i tego, co sobą pani tu reprezentuje? O tak, jak poniżej:



Z tego wynika, że pani wiersze od początku musiały się każdemu podobać. W przeciwnym razie kończyło się na takim "SIO". Proszę pomyśleć - skoro pani wygania kogoś spod swojego wiersza, to czy grupa użytkowników nie może pani wygonić z forum?

A dżentelmeni? Proszę wybaczyć, ja traktuję równo obie płcie. Szczególnie na forum, gdzie autor to autor, a więcej mnie nie obchodzi.

Żegnam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A nieco wyżej czytała Pani? Wątek, dla przykładu, "Informacja". Nie mam zamiaru tworzyć TWA z M. Krzywakiem, ale dla mnie to jedna z najbardziej starających się o to forum osób ;p

Dziwne jest to, że pobyt Pana M. na forum jest o wiele bardziej użyteczny, niż Pani M., a mimo wszystko to Jemu przypina się etykietkę "chama" i "prostaka". A ją - broni. Jakby była księżniczką, którą chce zjeść wielki, paskudny smok.

No cóż, Pan Michał do najmilszych czasem nie należy. Nie zawsze jest oazą spokoju, ale to jest tylko jedna strona medalu. Tak samo jak u Marianny - chciałem, żeby się wzięła nieco za siebie, bo w Niej też coś dobrego siedzi ;p

Radziłbym postarać się o dostrzeganie w ludziach również tych lepszych stron.

Pa.
Mam przez to rozumieć, że w twórczości nie ma dżentelmenów?
Mężczyźni traktują tu autorów bezpardonowo, bez żadnego względu min. na płeć i potrzeby indywidualne?
Może jednak coś od czegoś zależy: bynajmniej wybór lektury od czytelnika/m.
Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu
Choćby najbardziej pobieżnym,
Że się spotkali pan ten i pani
W pociągu dalekobieżnym.
Ona - na pozór duży intelekt,
On - jakby trochę mniej,
Ona z tych, co to pragną zbyt wiele,
On szeptał jej:



Za kim to, choć go wcześniej nie znałem,
Przez ciasny peron się przepychałem?
Za Panią, bynajmniej za Panią...
Przez kogo płonę i zbaczam z trasy,
Czyniąc dopłatę do pierwszej klasy?
Przez Panią, bynajmniej przez Panią!
Byłem jak wagon na ślepym torze,
Pani zaś cichą stać mi się może
Przystanią, bynajmniej, przystanią...
Mówię, jak czuję, mówię, jak muszę,
Gdzie Pani każe - tam z chęcią ruszę
Za Panią, bynajmniej za Panią!


Ta pani tego pana męczyła
Przez cztery stacje co najmniej,
Zwłaszcza złośliwie zaś wyszydziła
Użycie słowa "bynajmniej".
A on - cóż, w końcu nie był zbyt tępy,
Cokolwiek przygasł - to fakt,
Jednak ogromne zrobił postępy,
Mówiąc jej tak:



Człowiek czasami serce otworzy.
Kto go wysłucha? Kto mu pomoże?
Nie pani, bynajmniej nie pani...
I kto, nie patrząc na tę zdania składnię,
Dojrzy, co człowiek ma w sercu na dnie?
Nie pani, bynajmniej nie pani...
Dla pani, proszę pani, wszystko jest proste:
Myśli są trzeźwe, słowa są ostre
I ranią, cholernie mnie ranią!
I wiem, że jeśli szczęście dogonię,
W cichej przystani kiedyś się schronię,
To nie z panią, bynajmniej nie z panią!



Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu,
Które jest prawie skończone,
Że gdy rozstali się ten pan z panią,
Szedłem za nimi peronem.
I wówczas - tego, co się zatliło
I uleciało w dal,
Przez małą chwilę mi się zrobiło
Bynajmniej żal...


----
Wojciech Młynarski

----

tak mi się skojarzyło...
:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Bardzo dużo wiersza w wierszu, osobiście ropuchowi takiemu jak ja za dużo jest tu wszystkiego. Mniejsza o inszość, że powtarzają się zapachy: pachną krwią, potem, kurzem i strachem, by później zapachu leków, krwi, metalicznej wody i betonu, tudzież bodźce: zimno metalu; chłodzi się jak stara stal oraz dwukrotnie pikujący monitor. O krwi już nawet nie będę wspominał – wszystko jest krwawe, zakrwawione. Nawet sala z tytułowej 117 zamienia się w 17, ale to już szczególik.   Sprobuj to napisac w tytulowych 117 slowach, mysle ze przekaz moze byc nawet duzo mocniejszy..    przykladowo:   Sala sto siedemnaście pachnie chemią i gnijącym życiem.   Twoje ciało jest jak spalony list, a kości skrzypią pod palcami.   Trzymam Twoją dłoń, która pachnie krwią i strachem, ale wiem, że to już tylko ciepło, które odpłynie.   Aparatura mruga, monitor pikając ogłasza koniec. Pielęgniarka nie patrzy, bo słowa już nie wystarczą.   Moje serce staje jak pies pod zamkniętymi drzwiami. Chciałbym Cię nakarmić dniami, których nie było, ale życie odchodzi cicho.   Kiedy aparatura milknie, gaśnie światło.   Zostaje cisza – ciężka, jak mokre poduszki. Ale ta cisza to Ty. Już nie w bólu. Oddychasz we mnie, twarda i brutalna, jak nieoswojone życie.    
    • @Waldemar_Talar_Talar ... nie zapomnij zabrać jej będzie udany dzień  ... Pozdrawiam serdecznie  Miłego wieczoru 
    • Łup, łup, łup, drap, drap, stuk, stuk. Co tam znowu za cholera się dobija? Licho w drzwiach staje ubłocone, Mizerota nosem pociąga, zasmarkaniec.   Prześcieradło dziurawe z siebie zrzuca. Uuuu... dobry człowieku, odzieniem ratuj, Bo na chleb nie zarobię z dziurami na tyłku. Oj, ty nieszczęśniku! w bajkach cię sponiewierali.   Jak ci na imię? „Beztwarz” za mną wołają. Kto ci taką krzywdę zrobił, dziecino? Wydziergam ci sweter ze słów aksamitnych, Portki uszyję z akcentów na twoją miarę.   Czapeczkę z rymów uplotę, wepnę orle pióro, Cekinami metafor przyozdobię cię całego. Co tam stoisz w mroku? oj, nieładnie! Manekina podszczypujesz, kawalerze?   Uchuchu, buahhaha, dzyń-dzyń tylko słychać. A puknij ty się w głowę, casanovo bez majtek. Miarę muszę zebrać, nie garb się, stój bez ruchu, Chuchro z ciebie, a nie duch, z metra cięty krasnal.   Uszy brudne, ośle, ty chcesz dzieci straszyć? Jak przywołam sobie pamięć z dawien dawna, To potwór kosmaty siadał mi na rogu łóżka, A ja nie miałam odwagi zerknąć spod kołdry   Kto mi tam zjada nogi; chrup, tylko słyszałam, Uszy zakrywałam przed wyciem ludożercy. Ciach za nos! boleśnie mnie chwytał, podlec, Wlókł z łóżka na pożarcie — takie były czasy.   Nóg nie umyłeś z lenistwa? dawaj, szybko. Tu — miednica, szare mydło, wodą się polewaj. W końcu idziesz między ludzi, ty flejtuchu. Ile klas skończyłeś w szkole duchów?   A ile korytarzy? buhuhu, co, pod górkę było? Dyplom masz z Collegium Duchum? Powodzenia, idź, ciamajdo, straszyć koty! Ubierz się choć, i na golasa narobisz popłochu...  
    • A może chodzi o to by samotność rozproszyć jednym słowem: Chciałbym.   Na chwilę wystarczy by poczuć, dotknąć, być. To nic, że w swojej głowie, ze swoim ciałem. W wyobraźni świetlik nie gaśnie.
    • Ekim zbudził się na podłodze, w zimnej i wilgotnej sali. Głowa mu pulsowała niemiłosiernie. Chciał przyłożyć do niej coś chłodnego, by choć trochę uśmierzyć cierpienie, jednak jego ręce zostały spętane, tak samo jak kostki. Zmysły powoli wracały mu do wyćwiczonej wśród Halyjczyjów ostrości i poczuł na plecach rozległe ciepło, wkrótce gdy jego kark załaskotały kępki bujnej czupryny, zrozumiał, że opiera się o przywiązanego za nadgarstaki do siebie Jegora. Ten był już w pełni przytomny, siedział spokojnie, prawie bez ruchu. Ekim wkrótce zobaczył, że w sali jest jeszcze trzecia osoba. Między ustawionymi na stołach zlewkami, kolbami i innymi naczyniami, przed ołtarzem zastawionym w świecach, krzątał się odwrócony plecami mężczyzna w czarnej, zdobionej szacie. Zdawało się, że mężczyzna ten nieznanym przeciętnemu śmiertelnikowi zmysłem wyczuł zbudzenie się jeńca, skierował w stronę związanych posłów głowę i uśmiechnął się pod gęstym, popielatym wąsem, szczerząc poczerniałe zęby.    - Widzę, że się już zbudziłeś, to dobrze - to był ten sam głęboki głos, jaki Ekim słyszał w komnacie Tekira - twój dowódca nie zna naszego języka, a ja chcę z wami trochę porozmawiać.    - Kim jesteś? - zapytał Ekim.     - Moje imię brzmi Eradin Almaz, musiałeś już je słyszeć.    - Eradin Almaz? - odezwał się nagle Jegor - To ten wielki nadworny mag sułtana?    - Tak - odpowiedział Ekim - choć myślałem, że już dawno zmarł, służył on jeszcze dziadkowi obecnego sułtana.    - Tłumacz mi co on mówi - rozkazał ataman.    - Czego od nas chcesz? Sułtan gwarantował nam bezpieczeństwo! - powiedział Ekim po buduńsku.    - Ależ mój młody pan nie musi o niczym wiedzieć, to wszystko robię dla jego dobra. Twój dawny przyjaciel, Tekir, poprosił mnie, bym was się pozbył. Zdał sobie sprawę, iż podczas kłótni z tobą powiedział trochę za dużo i nie chciał, byście zanieśli jego słowa do reszty waszej hołoty. Zgodziłem się mu pomóc, gdyż wkrótce potrzebował będę mnogiej ofiary. Jak już wiesz Ekimie, wkrótce sułtan ruszy w bój na czele spahisów, chcę mu jednak przynieść powodzenie, jako wierny doradca tej dynastii. Zaoferuję wasze serca, oraz serca nałożnic sułtana mojemu bogu, Setowi. Co prawda Wielki Set lubuje się w sercach dziewiczych, jednak myślę, że ofiara z wielkiego wojownika również go zadowoli. Pierwiej jednak pragnę was torturować, wyciągnę z was wszystkie informacje o położeniu halyjskich band.    - Nie wyznajesz Tengri?    - Oficjalnie jestem jego wyznawcą, ale cóż znaczy dla mnie jego moc? Set jest mym prawdziwym panem.    - Mój panie - zza grubych drzwi dobiegł nagle głos jakiegoś janczara - jego wysokość cię pilnie wzywa.    - Jaka szkoda, będziemy musieli poczekać z naszą pogawędką, wkrótce wrócę.    I dwaj buduński mag wyszedł z pomieszczenia. Jegor w tym czasie rozejrzał się po laboratorium. Zdało się, że coś zauważył i szturchnął Ekima łokciem.     - Mamy teraz szansę się z tego wydostać. Zegnij kolana i na mój sygnał powstaniemy z ziemi i małymi podskokami dotrzemy do tych świec na ołtarzu, którymi przepalimy sznury. Jesteś gotów?    - Tak jest.    - To wstajemy na trzy. Raz, dwa, trzy!    Zgięli kolana do siebie, oparli się o siebie ściśle plecami i wyprostowali. Początkowo stali dość chwiejnie, szczególnie, że środek ciężkości przechylał się znacznie w stronę Jegora, przez jego umięśnione ciało, lecz po krótkiej chwili przyzwyczaili się do nietypowego stylu poruszania. Jegor co chwila wydawał komendy i razem, niczym jeden organizm, podskakując rytmicznie, mknęli jak zając w kierunku świec. W końcu dysząc z wyczerpania, stanęli przed ołtarzem pełnym upragniknych woskowych walców.     - Teraz powoli i delikatnie. Zginiemy w cierpieniu, jeśli podpalimy przez przypadek koszule.    Mężczyźni przystawili nadgarstki do małego płomyka. Jegor starał się przychylić pęta w swoją stronę, by poparzenia dotknęły jego towarzysza w mniejszym stopniu. Czuli narastające przy skórze ciepło, w powietrzu unosił się specyficzny zapach, a pot zaczął lecieć ciurkiem z ich czół i skroni. Robiło się już nawet trochę za ciepło, odsunęli więc lekko nadgarstki od świecy. Małe żyłki składające się na grube węzły liny zaczęły pękać jedna po drugiej, choć jeszcze wiele ich trzymało się na swoim miejscu. Ekima poniosła nawet lekka ekscytacja. Nagle obaj poczuli swobodę, lina pękła i zaczęła się luzować. Próbowali zrzucić resztki węzłów gwałtownymi wymachami dłoni, sznur padł na ziemię.     Mężczyźni pochylili się do kostek i rozplątywali je, Jegor uwolnił się pierwszy. Butem przydeptał tlący się na podłodze małym ogniem sznur. Po tym rozplątał się Ekim. Jegor przemierzył wzrokiem porozstawiane po całej sali stoły. Na jednym z nich leżał nóż, przyozdobiony grawerami plugawych zaklęć. Halyjczyk domyślił się, iż było to ostrze, które miało pozbawić go serca.     - Schowaj się Ekimie, zaczekamy tu na tego maga, zarżnę go jak prosię - wycedził przez zęby Jegor.    Ekim usiadł za ołtarzem, Jegor z kolei przywarł do ściany, przy framudze drzwi. Halyjczyk nasłuchiwał, czy aby z korytarza za drzwiami nie dochodzą żadne kroki. Planował wyskoczyć jak tygrys z zarośli i wbić rytualny sztylet głęboko w krtań Eradina, gdy ten tylko przekroczy próg. Dębowe drzwi odchyliły się wkrótce, lecz żaden człowiek ich nie przekroczył. Zamiast tego do sali wtargnął z rozpędem rozwścieczony szakal. Małe zwinne zwierzę rzuciło się na Jegora, ten uskoczył w tył i utrzymywał dystans między sobą a zwierzem, wymachując przed sobą ostrzem. Szakalowi udało się jednak skrócić dystans i dając susa, szarpnął zębami za przedramię Jegora. Jegor upuścił sztylet i padł na ziemię. Lewą ręką złapał ponownie za broń i wbił ją w kark zwierzęcia. Zrzucił z siebie zastygającą w bezruchu kupę futra i opierając się o ścianę powoli powstał na nogi. Wtedy do sali wszedł Eradin Almaz, mag wydawał się być zaskoczony. Jegor biegiem rzucił się w jego stronę, czarownik nagle złapał za połę płaszcza i mezmerycznym ruchem zakołysał nią. Tkanina falowała w powietrzu, w płaszczu, jakby zza mgły, zmaterializował się drugi szakal, który od razu ruszył na przeciwnika. Jegor tym razem bardziej przygotowany, uchylił się gdy czworołap dał susa w jego stronę i jednym dźgnięciem w miękki brzuch zabił bestię w powietrzu. Prostując się, oparł truchło na barku, a następnie odrzucił je na bok. Eradin Almaz zachwiał się na nogach i w ostatnim akcie desperacji odpiął pas swoich spodni i rzucił go w stronę Halyjczyka. Skórzany pas w locie przemienił się niespodziewanie w węża, jednak Jegor, nawet nie zwracając na niego zbytniej uwagi, odciął mu w locie łeb sztyletem. I gdy ataman miał już przywrzeć i powalić maga dźgnięciem w jego parszywe flaki, nagle zdał sobie sprawę, że pod klingą nie czuje żadnego oporu. Z ostrza zwisała tylko sterta rozdartych szmat, a ciało maga rozpłynęło się w powietrzu.    Ekim podbiegł do swojego dowódcy, widział, że ten został ranny w walce, więc zerwał całun z ołtarza i owinął go wokół zakrwawionego przedramienia Jegora. Halyjczyk syknął kilka razy przez zęby, gdy Ekim zaciskał mu prowizoryczny opatrunek. Jegor chciał już ruszyć w stronę drzwi, lecz Ekim złapał go niespodziewanie za bark, tamten rzucił siarczyste spojrzenie w stronę towarzysza. Ekim nie zląkł się jednak, długie przebywanie wśród Halyjczyków przyzwyczaiło go do temperamentu atamana.    - Jegorze, nim ruszymy, potrzebuję twej rady. Powiedz mi, czy wspólna krew jest dla ciebie sama w sobie zobowiązaniem? Jestem Buduńczykiem, jednak to u twego boku stoję, gdyż czuję pogardę do własnego ludu, który mnie zdradził.    - Cóż, nie czuję potrzeby być wiernym, krwi z której się zrodziłem, ziemi, z której przybyłem, czy być posłuszny królom dziedzicom, czy elektom, którzy nią władają. Czymże oni na taką władzę i lojalność zasłużyli? Próżnością? Pychą? Ja wiernie służyć jedynie będę wodzom, którzy w ręku władają prawdziwą siłą, ludziom, którzy jednym krzykiem zwołać wokół siebie mogą lud i czuwają nad nim rodzicielskim okiem. Taki jest Nikolaj Petrymko, człowiek, który wszystkich nas atamanów jednoczy. Ludzie mawiają, że łatwiej i przyjemniej spotkać biesa, niż sędziwego Halyjczyka, a to dlatego, że w stepach tylko najsilniejsi mogą przeżyć, tak więc wśród nas starzec nie potrzebuje dowodu męstwa, bo jego długi, naznaczony bliznami żywot za takowy wystarczy.     - Ale czujesz zobowiązanie, broniąc swój lud przed zagrożeniami.    - Czuję zobowiązanie, ponieważ nikt inny się o nich w niedoli nie zatroszczy. Jest to też lud, który przyjął mnie nie raz serdecznie, gdym sam był w potrzebie. Do czego więc zmierzasz?    - Tu w tej twierdzy przetrzymywane są porwane podczas podboju kobiety, które pragną wrócić do swych domów. Są tam Halyjki, Lechitki, ale też księżna z dawno podbitej, a niegdyś niezależnej buduńskiej prowincji. Musimy ruszyć im na pomoc.    - Tak po prostu uwierzyłeś jej we wszystkie słowa?    - Widziałeś ją przecież i jej szlachetne rysy. Myślisz, że sułtan tuliłby się tak publicznie do przeciętnej plebianki? Poza tym ja już dałem słowo, że po nią wrócę.    - W porządku, skoro nasza nietykalność poselska została naruszona, to chyba możemy się za to jakoś odpłacić - Jegor zamyślił się chwile i spojrzał na leżące na podłodze szaty maga, wskazał na nie palcem - Ubierz to, jeśli chcemy uwolnić tamte niewiasty z haremu, musimy jakoś przedostać się na piętro. Na jednym ze stołów widziałem moździerz wypełniony popiołem, Eradin musiał się już szykować do swoich plugawych rytuałów, upudruję ci tym wąsy. Jeśli szybko przemkniemy obok straży, to w nikłym świetle pochodni będziesz nie do odróżnienia od tego cholernego maga.    Tak też uczynili. Wychodząc przez drzwi spostrzegli, że otwierają się one na korytarz idący w dwie strony. Zakręt w lewo prowadził do schodów, w prawo do czegoś co wyglądało na zbrojownię. Zmierzyli na górę. Będąc już na piętrze, strażnicy umykali im w przerażeniu z drogi na widok potężnego maga. Nikt nie zauważył, że Ekim ma nieco mniej zmarszczek na twarzy, nikt też nie kwestionował, czemu mag przebywa z rannym posłem. Starał się iść dumnie i marszczyć groźnie brwi, jeśli ktoś przypatrywał mu się za długo, nie odkręcał jednak do nikogo w pełni twarzy. Dotarli do pokoju niewiast bez najmniejszego oporu. Wewnątrz czekała ich niespodzianka. Odchylając drzwi okazało się, że na zewnątrz wstaje świt. Kobiety usłyszały skrzyp zawiasów i zląkły się wchodzącej postaci, nie spostrzegły w półmroku, iż wcale nie był to czarny mag. Były roztrzęsione i skuliły się razem pod przeciwną ścianą. Za Ekimem wszedł Jegor, zamknął za sobą drzwi, by nikt nie posłyszał czegoś podejrzanego. Ekim omiótł wzrokiem pokój kobiet, wewnątrz znajdowało się ich razem jedenaście, lecz spostrzegł, iż Soraji nie ma wśród nich.     - Nazywam się Jegor Dynmo, ataman halyjski - rzekł nadzwyczajnie jak na niego łagodnym głosem - Przybyliśmy wam na ratunek, nie musicie się nas bać.    - Jestem Ekim, ta szata to tylko przebranie. Soraji nie ma wśród was?    - Nie ma - odezwała się łamiącym głosem jedna z drżących kobiet - spahisi dotarli tu i sułtan wyruszył w drogę, zabierając Soraję ze sobą.    - Na Tengri! I co teraz? - zaklął Ekim.    - Musimy ruszać, gdy się rozjaśni twoje przebranie wyjdzie na jaw.    - W porządku, ale jak teraz wyprowadzimy je wszystkie, nie wzbudzając podejrzeń?    - Hmm… - Jegor ponownie się zamyślił, lecz wkrótce Ekim dostrzegł błysk w jego oku - Mam pomysł, w piwnicy jest zbrojownia, ubiorą mundury i w porannym półmroku nikt ich nie pozna. Powiesz przy bramie, że prowadzisz eskortę dla posła i czmychniemy do naszej chorągwi.    Ponownie przemierzyli korytarze najeżone strażnikami, choć tym razem przyspieszyli kroku, gdyż spore towarzystwo niewiast wzbudzało już większe podejrzenia. Gdy weszli do zbrojowni, siedziało już tam trzech żołnierzy. Powstali oni zdziwieni nietypowymi gośćmi, dłonie zastygły im gotowe, by złapać za rękojeść bułatów. Jegor nie czekał, aż zaczną zadawać pytania. Cisnął sztyletem, a ten ze świstem przecinanego powietrza wbił się w krtań janczara stojącego najdalej. Dwóch pozostały nieco się skołowało, lecz odzyskawszy trzeźwość umysłu, zaczęli sięgać do pasa po szable. Jegor i Ekim zbliżyli się do nich szybkimi susami. Potężna pięść Jegora, uderzająca z niebywałą mocą w czerep, ogłuszyła w mgnieniu przeciwnika. Ekim nieco się siłował z drugim wojakiem, lecz doskoczył do niego Jegor, który zdążył już porwać bułat swojej ofiary. Przystawił on ostrze do gardła Buduńczyka, janczar będąc w potrzasku poddał się.     - Pytaj dokąd sułtan wyruszył ze spahisami - rozkazał Jegor Ekimowi, a ten powtórzył jeńcowi pytanie.     - Na zachód! Na Wrzosogród! Zmiłuj się proszę!    Jegor zlitował się nad nim i wybił mu tylko dwa zęby. Buduńczyk padł nieprzytomny. Kobiety wystraszyły się tego widoku, lecz zdołały zdławić w gardłach nadchodzące krzyki. Następnie ich wybawcy pomagali im zakładać mundury i zbroje. Przebranie wisiało bardzo swobodnie na kobietach, lecz Jegor liczył, iż będzie musiało to wystarczyć.    Z budynku wychodzili już nieco pewniejsi siebie. Widok wysokiego dostojnika w towarzystwie eskorty nie wzbudzał już podejrzeń. Każdy się spodziewał, iż poseł wkrótce opuści twierdzę, a nieobecność Pana, zmuszała jego prawą rękę do pełnienia funkcji reprezentatywnych. To wszystko wyglądało dla wszystkich logicznie. Przy bramie stał aga Firat Yasin, zauważył on Jegora i pomachał mu serdecznie, choć pamiętał, że posłów było dwóch. Krzyczał coś do maszerujących, pytał się o tłumacza. Ekim w przebraniu Eradina Almaza odwrócił się do niego z złowrogim spojrzeniem. Słońce dopiero wychylało się zza horyzontu, Yasin myślał więc, iż to sam mag posyła mu to spojrzenie, zamilkł natychmiast. Mrowie koczujące pod murami wyraźnie się skurczyło. Została już tylko garstka pod bramą. Uciekinierzy zmierzali więc wprost do halyjskiej chorągwi, niezaczepiani przez nikogo.     Chorągiew Jegora stanęła prędko w szyku, jeżąc się spisami na widok grupy odzianej w buduńskie mundury. Ataman wyszedł przed szereg. Kobiety zdjęły z głów börki, ukazując delikatne włosy, jedne falujące swobodnie, inne splecione w warkocze. Halyjczycy opuścili broń i stali skołowani.    - Negocjacje nie poszły pomyślnie. Naruszono nasz immunitet poselski, więc odpłaciliśmy się im odbijają panny z jasyru. Zwijać obóz, szykować się do drogi, musimy jak najprędzej powrócić z wieściami do koszowego.   * * *    W niecałą godzinę byli już gotowi do drogi. Słońce jaśniało już wyraźnie ponad horyzontem, przecinając się promieniami przez przerzedzone obłoki chmur. Kobietom użyczono kilka koni luzaków, Jegor nakazał szczelnie je otoczyć podczas powrotu do wioski. Cała kompania wpadła w dobry humor, wojownicy próbowali się popisywać na oczach towarzyszek. Podrzucali czekanami, wywijali szablami w powietrzu, czy czynili niezwykłe akrobacje, stając rękami na siodłach. Ataman w tym czasie starał się wszystkich hamować, by żaden nie odciął sobie ucha, czy nie złamał karku, nie chciał też, by jego podkomendni byli zbyt nachalni wobec kobiet, wciąż były one roztrzęsione. Wiatr świszczał im w uszach, gdy Obsydianowa Twierdza malała za ich plecami. Żaden inny dźwięk nie odbijał się w przestrzeni, do momentu, gdy jeden z popisujących się Halyjczyków, nie zauważył unoszącej się chmury kurzu, ciągnącej od strony twierdzy. Śmiechy chwilowo ustały i każdy wytężył słuch. Cichy tęten koni narastał z oddali.     - Dajcie perspektywę, szybko! - zakomendował Jegor.    Ktoś podał dowódcy przyrząd i Jegor przystawił soczewkę do oka. W ich stronę gnała wataha odzianych w skóry i futra wojowników. Przez stukot kopyt przebijać się zaczęło dzikie wycie. Gromada ta zbliżała się do chorągwi Jegora w zatrważającym tempie, ich konie pędziły jakby gnane czartowskim biczem, a jeźdźcy ze zgiętymi kolanami i skuleni byli piersią do karków zwierząt. Tamci mieli też przewagę liczebną i w uzbrojeniu.    - Czambuł dadański! - krzyknął Jegor - Niech kobiety wyjadą na przód i wszyscy pędzimy co sił!    Pędzili, miażdżąc i krusząc kopytami suchą trawę, konie chrapały z wycieńczenia. Uratowane z haremu dziewki jechały na lekkich i zwinnych wierzchowcach, pozbawione też były ciężaru w postaci uzbrojenia, temu wyprzedziły nieco wojowników, jak oczekiwał Jegor. Prędkość ta jednak nie była wystarczająca, by umknąć Dadańczykom. Dystans między grupami skracał się, pogoń dobiegała końca i starcie wydawało się nieuniknione. Zaczęto ostrzeliwać się wzajemnie, Halyjczycy pruli z bandoletów, Dadańczycy zasypywali gradem strzał. Tu i ówdzie padł jakiś jeździec, w jednej bądź drugiej grupie, którego zwiotczałe ciało tratowane było przez ordyńców pozostałych w tyle. Jegor postanowił rozdzielić chorągiew na dwie grupy. Krzyknął zaraz do Ekima.     - Bierz trzecią część chłopaków i eskortuj dalej panienki. Ja z resztą chorągwi postaram się jak najdłużej ich zatrzymać.    Ekim i jego część oddziału lecieli jak salwa wystrzelonych strzał. Pochylili się na siodłach, kobietom kazali gnać dalej i nie odwracać wzroku. Jegor natomiast i większa część żołdaków gwałtownie wyhamowali i odwrócili w kierunku napastników. Dadańczycy zbici byli w podłużną smugę, pędzącą na łeb na szyję. Jegor ustawił swych wojaków w krótki i gruby półksiężyc, na ile pozwalała mu liczebność. Chciał w ten sposób jednocześnie powstrzymać przeciwnika od wyminięcia go i przebicia się przez środek. Główny ‘grot’ pościgu udało mu się zgodnie z oczekiwaniami zakleszczyć, rekompensowało to mniejszą liczbę Halyjczyków. Jednak wkrótce, gdy cała smuga Dadańczyków zbiła się w jedną masę, znaczna część ordyńców wyminęła półksiężyc. Około połowa z tych szczęśliwców pierzchła dalej za Ekimem, reszta pozostała, by okrążyć Jegora. Teraz to ataman był w potrzasku. Szczęk szabel zlewał się jedną kakafonię, walka szła siarczyście z obu stron, taki był atut obu narodów. Halyjczycy nosili jednak w tej chwili w sobie wyjątkową furię, walczyli teraz z barbarzyńcami, którzy byli w pierwszej kolejności odpowiedzialni za panujący na południowym stepie chaos. Za cenę własnego życia nie chcieli dopuścić, by uratowane niedawno niewiasty ponownie trafiły do tych plugawych rąk.     Coraz więcej Halyjczyków oddawało żywota, liczba świszczących szabel nieubłaganie się kurczyła. Wtem jednak przez gwar potyczki przebił tęten cwałujących koni. Na grupę Dadańczyków uderzyła inna chorągiew, znacznie liczniejsza. Wpadli w tłum jak błyskawica i tak samo jak ona, porazili śmiercią dzikich wojowników. Nowoprzybyli wyglądali tak samo, ja ci będący dopiero co w potrzasku, to z pewnością Halyjczycy. Orda przerzedła, pozostałe resztki rzuciły się do ucieczki, ich konie były już jednak wyczerpane od pogoni.     - Dalej, za nimi, nie pozwólcie im uciec! - ten głos dotarł do uszu oswobodzonego Jegora i był mu on znajomy.     - Świerkowycz! - zakrzyknął radośnie.    - Nikt inny!    - Jedź na północ, Dadańczycy wciąż ścigają Ekima!     - Nie ma takiej potrzeby, stamtąd przybyłem, to twój tłumacz mnie na ciebie nakierował. Stoi niedaleko z odbitymi jeńcami.    - Co tu tak właściwie robisz?    - Koszowy wysłał mnie na patrole, pono widziano czambuły, a i ot był i taki!    Po chwili Halyjczycy, którzy ruszyli w pogoń za Dadańczykami, powrócili prowadząc jeńców. Przed atamanami na kolana rzucono srogo wyglądającego człowieka, który wydawał się być wodzem grupy. Nosił on na piersi bechter, a głowę chroniła mu misiruka. U biodra zwisała mu zdobiona bogato czeczuga. Jego skośne oczy wpatrywały się w zwycięzców z jadowitą zapalczywością.    - Kto ty jesteś? Gadaj prędko, albo wybatorzym! - rozkazał jeńcowi Świerkowycz.    - Airat-bej - mówił Dadańczyk.    - Kto cię za nami wysłał? - warknął Jegor.    - Na Tengri, Efendi kazał!     - Jaki Efendi?     - Eradin Almaz! 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...