Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie było dla Orfeusza żadnej wybranki
co by się stała żoną jego – nad te fanki,
uganiające się za nim dla autografu,
nie było nad Eurydykę, lepszego trafu,
nad tę Hamadriadę, nimfę drzewną, tą jedną,
jakby wybór na żonę był miarą bezbłędną,
tylko w jednej zwadzie z tym faktem nie współgrała,
na wszelkie dźwięki – jak pień była otępiała,
otępiała Eurydyka
za żonę dla muzyka?

nie było Orfeuszowi - wyborze dane,
przez wzgląd na innych, w zalotach jego, wydane,
że Eurydyka głucha na rzeźbienie liry,
kiedy nie pasowały mu inne dziewczyny,
jakby wybór był już tylko wzlotem prawdy,
nad jej ciało boskie i natchnione kształty,
tylko w tej skrytej zwadzie – w czas – nieporęczonej –
miał Orfeusz sposobność prosić ją na zonę,
otępiała Eurydyka
za żonę dla muzyka?

nie było głośniejszych zrękowin na Helladę,
zgodziła się Eurydyka nad skrytą zwadę
mieć za męża Orfeusza, boskiego piewcę,
jeszcze się Orfeuszowi zony odechce,
lecz zapóźno już będzie, tuz po zaślubinach –
kochać – nie kochać, cóż to za bóstwo dziewczyna,
tylko w tej jednej zwadzie z nim nie współgrająca,
przed przyszłym mężem dyskretnie ukrywająca,
otępiała Eurydyka
za żonę dla muzyka …

[sub]Tekst był edytowany przez Witold_Adam_Rosołowski dnia 26-05-2004 12:18.[/sub]

[sub]Tekst był edytowany przez Witold_Adam_Rosołowski dnia 27-05-2004 17:24.[/sub]

Opublikowano

W dziwne, Witku, tony uderzasz w swej poezji...jeśli miałbym się pokusić o hipotezę interpretacyjną, to rzekłbym, że usiedliła poetę baba, a konkretniej miłość...mam nadzieję, że dalej będzie śpiewał:).

Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...