Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Adam wiedział, że jest przystojnym facetem. Sprawiało mu to radość i satysfakcję. Nie miał większego problemu ze zdobywaniem kobiet i robił to za każdym razem, jak tylko trafiała mu się okazja. Wystarczył tylko ten błysk w spojrzeniu i już wiedział, że jeszcze dziś będzie miał fantastyczną jazdę, która dodawała mu sił i napędzała jego życiową pasję. Nigdy nie myślał o stałym związku, nie o to chodzi, że bał się zaangażowania, czy coś w tym rodzaju. Po prostu ten jeden raz wystarczał mu w zupełności, żeby dowiedzieć się wszystkiego o kobiecie. Co mogłoby się zdarzyć potem, skoro za pierwszym razem wszystko już zostało odkryte. Oczywiście, rozmowa, intelekt i inne atrybuty odmiennej płci fascynowały go również i czasem, bawiło go prowadzenie gry wstępnej opartej na długim i finezyjnym dialogu zakończonym zawsze w ten sam sposób, tylko może w innej konfiguracji. Był niczym wytrawny łowczy, dobierając odpowiednie środki dla swoich ofiar i nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się żadne fiasko. Kobiety nie robiły mu, nigdy żadnych wyrzutów. Nie prosiłyby został na noc. Nie dawały telefonów. Od samego początku zdawały sobie sprawę, że jest tylko jednorazówką.
Kasia była sekretarką w biurowcu, w którym był umówiony na ważne spotkanie. Wszedł przez obrotowe drzwi pewnym krokiem i od razu skierował się do windy.
- Przepraszam – powiedziała i zadrżała natychmiast, gdy zawiesił na niej swoje spojrzenie – pan, do kogo?
- Simens – powiedział z akcentem James Bonda – dział marketingu.
- A może pan podać swoje nazwisko? – odezwała się filuternie trzepocząc rzęsami i wysyłając feerię sygnałów godowych
- Oczywiście. Adam Górecki. A pani jak ma na imię? – powiedział to tak naturalnie, że ich dialog błyskawicznie nabrał znamiona płynności i toczył się dalej niczym porywająca w swój nurt rzeka.
- Kasia
- Bardzo piękne imię. Tatuś płoty grodził?
- Słucham?
- Taka piosenka była
- Ach tak..rzeczywiście – wybuchła spontanicznym śmiechem. - Proszę to pańska wizytówka
- A może mi ją pani sama przypiąć?
- Proszę. – Uśmiechnęła się wdzięcznie
- Żartowałem. – wziął etykietkę z napisem gość ze szklanego blatu pół półokrągłego wysokiego stołu oddzielającego ją od klientów i udał się do windy. Wszedł do niej odwracając się w jej kierunku i jeszcze raz prześwietlił spojrzeniem.
Kasia westchnęła cicho i poczuła gorąco w klatce piersiowej. Jej chłopak już od dłuższego czasu nie zwracał się do niej po imieniu. Traktował ją przedmiotowo i często dochodziło pomiędzy nimi do kłótni. Zaczęła nerwowo przerzucać kartki w dzienniku wejść i wyjść, gdy nagle ktoś obudził ją zamyślenia
- Klucz do piątki proszę. Pani Kasiu, co się z panią dzieje?

Gdy Adam znów pojawił się w windzie jej twarz opromienił słoneczny uśmiech. Podszedł do niej wolnym krokiem odpiął plakietkę i kładąc na ladzie zapytał;
- Przepraszam gdzie tu jest najbliższa kwiaciarnia?
- A tu zaraz za rogiem po przeciwnej stronie ulicy
- Dziękuję – powiedział i zniknął
Wrócił z pękiem cudownych białych róż.
- Ma pani gdzie to włożyć – przeszył ją wymownym spojrzeniem wręczając w ręce.
Parsknęła dzikim śmiechem, zanim zdołała się otrząsnąć.
- Zaraz coś się znajdzie…A to przepraszam dla prezesa? – Zapytała
- Dowcipna bestia.

Dwie godziny potem rejestrowali się w eleganckim hotelu, bawiąc się swoją młodością na oczach lekko zażenowanego portiera. Podał im klucze i zapytał czy życzą sobie coś do pokoju.
- Masz na coś ochotę?
- A macie takiego drugiego jak…- zawiesiła głos, po czym wskazała palcem klatkę piersiową Adama – on?
Portier zaambarasował się lekko, lecz Kasia wybawiła go z odrętwienia ciągnąc Adama za krawat do Windy. Zaczęli się namiętnie całować. Objęła go jednym kolanem wpół wgryzając się mocno w jego wargi. Winda zatrzymała się nagle na drugim piętrzę. Weszła małżeńska para po kłótni. Obrzucili ich swoimi purytańskimi oczyma i stanęli obok siebie jak dwie jońskie kolumny. Zimne i martwe. Stare i popękane. Wszyscy wyszli razem na dziesiątym piętrze i udali się do swoich pokoi. Adam i Kasia nie wytrzymali tego napięcia i zaczęli ich parodiować. Rozbawili się tym setnie, po czym szybko znaleźli właściwy numer na mahoniowych drzwiach swojego apartamentu i błyskawicznie znaleźli się w środku. Ich taniec miłosny przypominał tango. Było to dzikie, spontaniczne spotkanie, dwóch świadomych swojej seksualności ciał, które rozsmakowały się w sobie. Każde poruszenie dłoni, muśnięcie warg, harmonizowały się z sobą jak w wagnerowskiej symfonii, nieuchronnie zmierzając do spazmatycznego crescenda. Zmiany tempa następowały po sobie w nierównych, synkopowanych rytmach, tak, że oboje nie wiedzieli, co się za chwilę może zdarzyć. Istotą kompozycji, którą wspólnie tworzyli, była improwizacja. Poszczególne części ich wyszukanej garderoby spadały z nich niczym jesienne liście. Wodzili za nimi oczami jak na telewizyjnych reklamach, by po chwili wrócić do zauroczenia swoją nagością i namiętnością. Adam czuł się w swoim żywiole, wiedział, czego od niego chce ta kobieta i był w stanie jej to ofiarować, bez skrupułów. Chwycił ją mocno dłońmi za pośladki i wpił się w nią aż usłyszał przedłużona zgłoskę s. Po chwili rozluźnił uścisk i zobaczył malujące się na jej ustach pożądanie. Zaczęli się namiętnie całować, aż krew rozgrzała ich do czerwoności. Przesunął dłońmi w okolice jej ud i rozchylił je wbijając się w nią gwałtownie. Jej głośny oddech działał na niego jak afrodyzjak, dodając mu wigoru. Walczyli z sobą już na dobre jak dwa dzikie jelenie szczepione rogami, świadomie obserwujące swoje reakcje. Trwało to długo, bardzo długo. Kasia kilka krotnie omdlewała z wycieńczenia, ale Adam rozbudzał ją wymierzając jej delikatne uderzenia w policzek, po czym natychmiast całował ją namiętnie. Odwzajemniała się gorąco-gryzącym pocałunkiem i jeszcze większą ochotą na kolejne fazy napływającej niczym lawa rozkoszy. W końcu rozprzestrzenił się w niej całkowicie, niczym błysk wielkiego wybuchu, zostawił ślad mleczno białej drogi w jej galwanicznych odmętach. Padł na nią przygniatając ją swoim ciężarem. Ich nierówne szybkie oddechy, uspokajały się powoli. Zmysły zaczynały wracać do rzeczywistości, a umysł wyświetlał pierwsze oznaki myśli i spostrzeżeń. W pewnym momencie Kasia zobaczyła, że coś tak jakby poruszało się w jego uchu. Początkowo myślała, że to halucynacje, ale kiedy włożyła tam palec, zobaczyła, że wychyla się z niego dżdżownica a zaraz obok niej jest następna. Potem jeszcze kilka innych, które pojawiły się nie wiadomo skąd i zaczęły okalać jego małżowiny. Kasia zerwała się natychmiast podkurczając nogi pod siebie. Adam wstał i patrzył na nią badawczo. Był cały zmieniony na twarzy. Jego policzki zarosła gęsta szczecina, oczodoły zapadły się jak śmiertelnie choremu na raka, nad brwiami pojawiły się otwory, z których wypełzało jakieś dziwne robactwo. Kasia była przerażona. Zerwała się natychmiast z łóżka owijając się w prześcieradło. Szarpała się z nim chwilę, by ułożyć ja na sobie tak, aby zakryć swoją nagość i jednocześnie poruszać się swobodnie. Wybiegła na korytarz i znajdując boczne wyjście i znalazła się na ulicy. Podciągnęła skrawki materiału tak by móc biec i ruszyła gwałtownie w kierunku bocznej uliczki. Chciała się jak najszybciej znaleźć się w domu nie będąc przez nikogo zauważoną.
Tymczasem Adam spokojnie poszedł do łazienki. Stał chwilę wpatrzony w swoje odbicie nic specjalnego sobie z niego nie robiąc. Kawałki skóry odklejały się od jego twarzy jak trędowatemu. Karaluchy, tasiemce, glisty i inne wszelkiego typu robactwo harcowało mu po głowie niczym mrówki w mrowisku, przenosząc strzępy jego chorego ciała w inne miejsca. Przyglądał się temu zjawisku jak zaczarowany, uważnie obserwując każdy szczegół. Jednym ruchem ręki poprawił sobie kosmyk włosów na czubku głowy. Kilka pędraków zsunęło się z grzywki i upadło na jasno pomarańczową terakotę. Nadepnął na nie uśmiechając się półgębkiem. Dał się słyszeć cichy szelest pękającej na nich skorupy. Znów popatrzył w lustro, wyjął sobie dwie luźno zwisające rosówki z nosa i wrzucił do ubikacji spłukując wodą. Przejrzał się na wylot po czym powiedział do siebie; „Kocham siebie…jestem fajny facet” Jego twarz zaczęła promienieć i łagodnieć. Powoli jak w animowanym filmie, znikały z niego ślady wszelkiego okropieństwa. Wracał jego przystojny uśmiech, śniada cera i szelmowski błysk oka. Wszedł pod prysznic by dokończyć swoich ablucji.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Polska – Mesjasz narodów   Nieźle, kurwa, nieźle. To hasło brzmi naprawdę potężnie. Podniośle. Dumnie. Jakbyśmy od tysiąca lat byli wyznaczeni do zbawiania świata, a przy okazji - do ponoszenia wszystkich możliwych ofiar. Mesjasz narodów. Naród wybrany do cierpienia, klęsk i moralnej wyższości. Tak mnie wychowywano. I nie tylko mnie. Miliony ludzi, którzy mieli budować nasz wspólny dom, nasiąkali tą narracją od dziecka. Polska jako ofiara. Polska jako mur. Polska jako tarcza. Polska jako przedmurze chrześcijaństwa. A na tym murze - szlachta. Nasza. Święta. Bohaterska. Polska szlachecka była ze mną od zawsze. W podręcznikach, w opowieściach, w patetycznych akademiach szkolnych.  Szlachta własną piersią broniła Europy przed zarazą ze Wschodu. Szlachta ratowała cywilizację, kulturę, wiarę. Własną piersią chroniła biednych chłopów pańszczyźnianych, którzy - jak nas uczono - i tak mieliby gorzej pod innym panowaniem. Czy na pewno? Tego pytania nie zadawano. Bo jak można podważać fundament mitu? Jak można pytać o szczegóły, gdy mówi się o obrońcach wiary? Przez długi czas udawałem, że w to wierzę. Udawanie jest wygodne. Nie wymaga myślenia. Ale z wiekiem człowiek robi się leniwy w innych obszarach - i przestaje mu się chcieć udawać. Historia zaczęła odpowiadać na moje dylematy. Bo jak - pytam uczciwie - jak taka zapijaczona, zatłuszczona warstwa społeczna mogła poradzić sobie ze sprawnymi, trzeźwymi, zdyscyplinowanymi Szwedami w 1655 roku pod Ujściem? Nie poradziła sobie. Nawet nie spróbowała. I potem było już tylko gorzej. Od potopu do rozbiorów. Od konfederacji do liberum veto. Od dumy do upadku. Dlaczego? Czy to była taka nacja? Czy taki charakter narodowy? Czy może coś innego? Sześć procent społeczeństwa - sześć procent! - uznało się za inną rasę. Lepszą. Wybraną. Herbową. Z pozwoleniem Boga. Przywileje nadane im kilkaset lat wcześniej przez królów wiązały się z jednym podstawowym obowiązkiem: obroną ojczyzny. Pospolite ruszenie. Piękna idea. Demokratyczna. Patriotyczna. W praktyce - nieporozumienie. Bo jak ma walczyć ktoś, kto jest pijany, otyły i przekonany o własnej boskiej wyjątkowości? Pijany i gruby to już trudne wyzwanie logistyczne, a co dopiero militarne. Może stąd te rasy polskich koni. Nie po to, by dźwigać ciężką zbroję, ale by unieść zajebistą nadwagę jeźdźca. Koń arabski by padł. Nasze pociągowe - ciągnęły. Może tajemnica husarii polegała na tym, że grupa nawalonych grubasów, nie do końca kojarzących, co robią, myśląc, że jadą do Żabki, bo jest promocja na Bociana, taranuje wroga czystym przypadkiem. Może stąd te sukcesy. Jadę po bandzie? Oczywiście. Ale od dziecka słyszę o tej dumie. O tej niezwyciężonej ciężkiej jeździe. Przez dwieście lat niepokonani. Kilkuset przeciw tysiącom. Może po prostu ktoś krzyknął, że na melinie pod Kircholmem jest bimber, i ruszyli z taką determinacją, że przeciwnik nie wiedział, z czym ma do czynienia. Być może obrażam wielu prawdziwych Polaków z genami szlacheckimi. Ale ja czegoś kurwa nie rozumiem. Można być patriotą. Można być obrońcą kraju. Można umierać za ojczyznę. Ale mówimy o kilku procentach społeczeństwa, które uznały się za lepszą kastę. Bóg im dał przywileje. Pokolenie Jafeta. A co z resztą? Co z dziewięćdziesięcioma procentami społeczeństwa? Co z pokoleniem Chama? Gdzie w tym miłosierdzie? Gdzie równość wobec Boga? Coś tu nie gra. Pokolenie Chama miało przechlapane. Szlachcic mógł zabić. Mógł gwałcić. Mógł sprzedać chłopa jak bydło. A przecież uczono mnie, że w Polsce nie było niewolnictwa. Tak uczono w szkołach w drugiej połowie XX i w XXI wieku. Tyle wiem. Ale im więcej czytam, tym bardziej widzę, że to była niewola w białych rękawiczkach. Z krzyżem nad drzwiami. Dlaczego część społeczeństwa była traktowana gorzej niż fellachowie w Egipcie? Czy to był gniew Boga? Ale za co? Ci ludzie nawet nie mieli czasu grzeszyć. Pracowali, żeby inni nie musieli pracować. Praktycznie nie mieli żadnych praw. Żadnych. Czy to jest zgodne z naukami Chrystusa? Mam wrażenie, że nad krajem nad Wisłą przez wieki wisiała jakaś gęsta chmura. Jakby ocieplenie klimatu przyszło wcześniej i zakryło widok nieba. Gdyby Cieśla z Nazaretu to zobaczył, sandały by mu spadły. Ale nie zauważył. Albo nie zadzwoniono. „To się w pale nie mieści” — jak mawiał najbardziej przegrany warszawiak. Ale mieściło się w głowach Kościoła. Tych najważniejszych. Dlaczego? Bo im się opłacało. A prawa człowieka? Czy coś takiego istniało? Wtedy - nie. Ale dziś? Dlaczego przez setki lat zasłoną milczenia przykrywamy fakt, że grupa trzymająca władzę żerowała jak pasożyt na dziewięćdziesięciu procentach społeczeństwa? Dlaczego stawiamy im pomniki? Za co? Może jeszcze handlarzom niewolników zróbmy aleję gwiazd. Albo order za wkład w rozwój cywilizacji. Nie wiem. Nie rozumiem. Może właśnie dlatego wciąż lubimy być Mesjaszem narodów. Bo łatwiej cierpieć w micie niż spojrzeć w lustro historii.    
    • @Berenika97 Jesteśmy częścią natury. Rodzimy się, wzrastamy,kwitniemy i odchodzimy na chwilę, by narodzić się na zawsze .   Pięknie i obrazowo pokazałaś wspólność przeżywania uczuć z naturą.    Pozdrawiam serdecznie  Miłego popołudnia 
    • @Berenika97 Trzecia droga. To nie takie łatwe :(   Pozostaje próbować.   Pozdrawiam
    • @iwonaroma Czytam ten wiersz jako opowieść o stanie zawieszenia -  między potrzebą ochrony a lękiem przed otwarciem się na świat. Obraz jest prosty, ale niesie ze sobą ciężar emocjonalny, który długo zostaje pod skórą. Wiem, że można jeszcze inaczej zinterpretować, bo tekst niesie wiele  symboli. 
    • @KOBIETA Dziękuję za otwartość. To zawsze miłe, gdy autor świadomie decyduje, co zostawić, a co zmienić. Pozdrawiam :-) 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...