Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

gdybym odnalazł w sobie Lecha białego Orła-Orłów
gdybym miał jego skrzydła i wzniósł się do lotu
tak jak ta rzeka Wisła - Polska - Ziemia Cała Moja
dla miecza przodków w tę krew przelaną w boju

nigdy Twój miecz nie rdzewiał z tego ów bijałaś oręża
zawsze byłaś gotowa z tejże cnoty do każdej obrony
z krwi krew kość z kości w jedności stawałaś mężna
z wiciami leciałaś z wieńca na wrogie uderzałaś siły

niechaj już nigdy nie zapłacze moja jedyna Matka
niechaj już nigdy nie zapłacze z tej łzy z kropli słonej
gdzie Twoje dziecko z piersi wydarte z tego wyszło łona
jakim go mlekiem karmiłaś to Ojczyzno Ty niewdzięczna

ile masz w sobie w sercu z katuszy bólu i cierpienia
ile masz w sobie zmarszczek na tej umęczonej twarzy
nikt tego nie zliczy Ty byłaś twarda jak z kamienia
gdy śmierć zajrzała nie raz ze ślepia w Twoje oczy

tylko jedynie dla Ciebie żył a jak bohatersko umierał
tylko dla Ciebie oceany w obce stawał w nieznane lądy
gdzie Ty się synu po obczyźnie wszędzie tak tułał i błąkał
jak długo musiałam czekać - twojego w czas powrotu

choć bój był straszny dzielnie zawsze stając walczyłaś
choć tyle kłosów ścięła z ostrza kosa z pola w te żniwa
czarna gorycz - chleb w twardy gorzki w ustach suchar
wyrosły nowym siewie z ziaren żebyś była tylko wolna

każda twoja rana z tej krwi tak mnie mocno jakże bolała
każda Twój list to anielskie idące w szeregu szły zastępy
jaskółka się z wiosny ze snu - wolna w te loty obudziła
w zwiastującym słońcem szła w promieniu do niepodległości

tam nie jeden Twój syn na wieki światu z Bogiem zasnął
tam nie jeden oddał z łąki kwiat w pąk z radej młodości
on jeszcze w swoim życiu kochania w prawdzie nie zaznał
nigdy nie poznał uczucia rozkoszy z tych objęć miłości

tak jak Twój Bałtyk z fali do fali z morza do gór nam śpiewa
tak z gromu nieba wyrzuca brzegiem dla skarbów jantary
i tak dla tej wody zaślubił to morze Piłsudski z żołnierza
sławetny marszałek w Polskiej buławie z wiktorii sławiony

kto jej teraz Tobie odda tego jedynego Twojego to syna
kto tylko głucha cisza powraca otępiała w obłędzie do matki
ta rana się jeszcze jączy, krwawi, boli a gdzie owa blizna
długo się jeszcze nie zagoi w te czerwone w polu maki

moja matko syn Ciebie nie raz po nocy wciąż w snach woła
moja matko jakaś Ty chora nieszczęsna tragiczna niedola
jak dużo on przeszedł a ile Ty zaznałaś w życiu cierpienia
krew jego woła krew z jutrzenki z mgły wyschnięta rosa

dziś tylko wiatr gdzieś po kątach z ducha powiewie zaśpiewa
dziś tylko echo odpowiada w deszczu zapłacze z natury łzami
tam mogiła w krzyż leży zarośnięta w te trawy gdzieś zapomniana
tam kości w proch zbielałe bohaterów spoczęły na wieków wieki

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ładny wiersz,ma coś w sobie, nie wiem czy go dobrze odebrałam,ale sądzę,że też nie zle.


Ziemio Polska Ty jak matka moja,
tyle z siebie dałem
a nic w zamian nie dostałem.

Teraz leżę w tobie i wącham kwiatki
od spodu,a tyle krwi wylawłem.

Dałem Ci serce swoje,bo kochałem Cię,
a teraz smutno leżę i czekam na rozgrzeszenie.

Wszystkie narody i wszyscy sędziowie tej Ziemi,
czy młodzi,czy średni zapomnieli o mnie,
jedynie dzikie zwierzęta i ptactwo skrzydlate
mnie odwiedza.

Jedną garstką ziemi jestem przykryty,
starość już mi nic nie zrobi,
spać będę w tej Ziemi
dopóki Bóg mnie nie powoła.

Garstka tej Ziemi niech mi święta będzie,
bo przez nią zgryzota z mego życia wzięta,
po trupach po znojach ratowałem Cię,
a teraz leżę w zimnym grobie
za moją miłość do Ciebie Ziemio Polska.

Pozdrawiam milutko
Opublikowano

Kaju-maju:jest taki króciutki, ale miły.
Ale nie czytałaś mojego innego wiersza o Ojczyźnie.
Może chcesz, abym go tutaj niżej wyświetlił, to napisz.
Zobaczysz jakie on jest do tego tutaj wyżej - o wiele ładniejszy i dłuższy.
Tutaj chodzi o niepodległość, a tam o całą Polskę.
Później go usunę.ok

Opublikowano

Moja Matka Ojczyzna

Polsko ojczyzno bojowniczko sławiona
rodzona matko i ziemio ty moja,
jakaś ty słaba umęczona i chora,
któż cię uleczyć z tych ran kiedyś zdoła.
Ilu już synów wyszło z twego łona,
co z twojej piersi czerpało męstwo w bojach,
kto? Zliczy szeregi odwieczne twoje ofiary,
co w twojej obronie swoją krew przelewali,
nie brakło im męstwa, ani hartu odwagi
zwyciężali dla ciebie za ciebie umierali.

Gdy wróg po kraju bezkarnie grasował
gwałt zadawał tobie godności ujmował,
ty nie zawsze przebóg się obronić mogłaś,
przed silniejszym wrogiem, co cię napastował.
Na zew twój! Ojczyzno spieszyły hufce zbrojne,
by krwawo pomścić krzywdy poniesione,
od Mieszka, po ostatniego Króla Polski
zrywało się polskie rycerstwo w zloty,
jak, te białe orły.

A w godle im biały orzeł w czerwieni powiewał
na chorągwiach łopotał do boju zagrzewał
i wznosił się wysoko ów! Symbol polskości
w herbie naszym polskim jak naród nasz wieczny.
W blasku ognia i salwy, w dymie brzdęku hartowanej stali
w kurzy w pyle i w pocie i w krwi szły polskie sztandary.
Nieśmiertelna sława zrasza orędzie twych pokoleń
krwawicę twego miecza ojczyzna, nie zapomni.
Z bojowej pieśni rycerskiej Bogurodzicą, na ustach,
prowadziły hufce twoje zbrojne upadków do zwycięstwa.

Już cię zmazywano z mapy tego świata!
na zawsze wykreślić chciano ojczyznę polaka,
lecz"Macierz"droższa im była, nad życie,
dla żołnierzy białego orła, dla narodu biało czerwonej.
We krwi już to mieli z dziada i pradziada
świętym obowiązkiem było i cnotą, każdego polaka
głosem serca, co wzywało do walki o honor!
by pohańbioną godność ojczyzny pomścić pokrzywdzoną.
Tak w późniejszych latach i ojców zwyczaje
żołnierz szeregi swoje formował i zbierał je w armie.

Morze już krwi wylała ta ziemia waleczna
nie raz rozszalała w domowych rebeliach,
lecz zawsze potrafiła walczyć o swoje prawa
zwady wzajemne zapomnieć bratem się stać dla brata.
By w godzinach śmiertelnego niebezpieczeństwa,
wystąpić z obronnym honorem, takim był zawsze Polak
w zaraniu odwiecznych pokoleń.
Bo wiernych miałaś synów bohaterskich wojów
najlepszych na świecie żołnierzy niezawodnych w boju,
tych, co na obczyźnie walczyli i w kraju,
o wolność niepodległość i wiarę.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Na poboczu, tam, gdzie dzień i noc mieszają się jak świeża krew w brudnej filiżance, stoją – „dziewczynki”. Twarze ich oświetlone reflektorami jak manekiny z wystawy grzechów, które ktoś zostawił, żeby lśniły w ciemności jak lodowate diamenty z krwi i kurzu. Śmieją się cienko, śmiechem sprzedawanym na minuty, który odbija się od asfaltu jak plastikowa zabawka zmiażdżona przez ciężarówkę, i pęka w tysiąc dźwięków, które drżą w powietrzu, nie dla ucha, ale dla ciała, które czuje ciepło rozpadu. Kierowcy – rycerze szos z rdzą kilometrów w sercu – mylą pożądanie z wybawieniem, zatrzymują się nagle, jakby samotność wskoczyła na maskę i wbiła pazury w światło reflektorów. Jakby śmierć przyszła po swoje w najprostszej formie: dotyku. Wsiadają w tę ciemność jak w automat z losami, które zawsze wygrywają klątwę – lepka, śmierdząca klątwa, która przywiera do skóry jak cień po pożarze, jak sół w ranie, co nigdy nie przestaje szczypać, jak szron, który zamarza w żyłach, wstrzymując oddech. A choroby wracają z nimi jak czarne gołębie, z piórami pełnymi szeptów i trucizny, które nocą siadają żonie na ramieniu, dziobią jej zaufanie do kości, zamieniają ciepło w pył, zimno w ból, i wciągają w siebie kawałki serca, tak, że bije nie tam, gdzie trzeba, a krzyczy tam, gdzie nie ma słów. Wracają do domów z „pamiątkami” tak egzotycznymi, że nawet wirusy zadają pytania: kto tu zwariował naprawdę ? Patrzą w lustro z osłupieniem – nie poznają twarzy, która przed chwilą wciąż miała ciało, teraz wypełnione chemicznym oddechem ulicy, i światem, który twardo depcze po duszy. W kuchni żona pyta: „Dlaczego znowu unikasz światła ?" Nie wie, że mąż przywiózł spod znaku kilometra ruinę, starannie zapakowaną w milczenie i perfumy obcej skóry, w spalone wspomnienia, które pachną popiołem i krwią, i zostawiają na rękach rany, których nikt nie umie obmyć. Moralność leży na poboczu jak potrącony lis – wszyscy widzą, nikt się nie zatrzymuje, wszyscy patrzą, jakby zło było oczywistością, jakby czekało na kurs życia w przyspieszonym tempie, jakby każdy błąd był tylko kolejnym kliknięciem w automacie cierpienia. „Dziewczynki” stoją dalej, przetrwanie nauczyło je cierpliwości, jakby były latarniami z żarzącymi się żarówkami bólu, postawionymi, by oświetlały cudzy upadek, jakby nad każdą z nich wisiał anioł z wyrwanymi skrzydłami, trzymający w dłoniach ich los jak garść czarnego pyłu – i za każdym razem, gdy sprzedają dotyk, anioł dmucha w ten pył, rozsiewając go po świecie jak zarazę cudzego grzechu, aby każdy grzech odbił się w ich oczach jak ostrze stali. Liczą pieniądze, jakby przeliczały własną niewidzialność, a świat mija je z prędkością wstydu udającego pośpiech, jakby wszyscy byli ślepi, głusi i martwi jednocześnie. I tylko noc – wielka, czarna gospodyni samochodowych grzechów – poleruje gwiazdy, zamienia je w lustra ludzkich win, i patrzy, jak ludzie sprzedają sumienia za chwilę dotyku, zimną jak moneta wyjęta z błota, twardą jak kamień, którym rozbijają własne serca. Małżeństwo kruszy się jak witraż uderzony kamieniem cudzej skóry – kolory uczuć rozsypują się w kurz, nie ma już przez co przejść światłu, bo wszystko, co było, zostało odarte z delikatności, pozostały tylko ostre krawędzie, które tną duszę. Cały ten teatr kręci się dalej, jakby ktoś nakręcił go kluczykiem od stacyjki, aktorzy nie wiedzą, że grają w tragedii, i że scenariusz pisze noc, która nigdy nie kładzie się spać, której oczy widzą wszystko, a serce nie zna litości. Nikt tu nie jest diabłem, ale każdy niesie iskrę, która może podpalić dom, życie, twarz w lustrze, i w tym ogniu ujawni się prawda – surowa, bezlitosna, ostra jak brzytwa. Bo na poboczu, przy asfalcie, gdzie człowiek zdejmuje człowieczeństwo jak brudny kombinezon, nawet cienie mają choroby. A miłość – jeśli kiedykolwiek tędy jechała – wróciłaby tylko po własną, dawno zgubioną tożsamość, i płakałaby nad resztkami tego, który kiedyś nazywał siebie „człowiekiem”.      
    • Studnia   Białe ściany chłodzą dłonie, twarz blada od szukania światła. Z każdym wypadniętym włosem spadam głębiej i głębiej.   Tkwię w bezruchu latami, mimo że minął dzień. Mama co noc nie może spać, codziennie śni o wschodzie.   Skóra przemokła wilgocią, więc zacząłem pisać poezje — hermetyczną i brudną, powściągliwą i mokrą.   Czas obiecał mi poprawę, zamiast tego oddycham coraz płycej, szybciej. Czas miał mnie wyleczyć, zamiast tego tracę myśli.   Nadal ich czuję za moimi plecami, dlatego nigdy nie wróciłem do domu. Unoszę się w mętnej wodzie, pluskwy wżerają się w serce. Smród rozkładu mojego ciała sięga aż nad leśną polanę. A ja wmawiam sobie, że to się nie dzieje.        
    • @Leszczym Dobrze się to czyta, pewnie dlatego że z trzewi, prawdziwe. Lubię wiersze "monologi" oraz Twoje lekkie traktowanie słów. E.T.
    • @E.T. Pięknie uchwycone to, co dzieje się między dwojgiem ludzi, zanim cokolwiek stanie się „naprawdę” Ten niewidzialny magnes, to skracanie kroków, to napięcie pod skórą, które zna tylko serce. Jest w nim czułość, ale i prawda o tym, że codzienność potrafi trzymać człowieka za kostki, jakby nie chciała puścić. A jednak - w tym spojrzeniu, w tej dłoni, którą chciałby zastąpić ustami - jest wybieg do marzenia, takie małe, śmiałe „gdyby…”. Trafiony :)
    • Ulep oko, łódź, dąb bądź dół okop, Elu
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...