Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

..."problem z "poetami", którzy są jeszcze gorsi od debiutantów, a publikują w dziale Z i krytyka spływa po nich jak woda po kaczce...."
Rachel Graas

dlatego konieczne są uprawnienia moderatora do wyrzucania utworów napiętnowanych hasłem "grafomania" przez sporą grupę czytelników;
tu także trzeba i uczciwości komentujących i minimum rozeznania (oczytania);
jednym słowem - wszystko w rękach samych użytkowników orga...ich samodyscypliny;
J.S

  • Odpowiedzi 44
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Debiutanci są mile widziani. Ale Jacek trafia w sedno - brak szlifu poetyckiego grafomani zaawansowani zamieniają na głuchotę. Co gorsze, łączą się w stada i parzą, a potem te obolałe bękarty tekstowe brylują jako "poezja współczesna". Niestety, arystokracja poezji org. dalej pisze w Debiutach, z kilku powodów - skromność, wiedza o własnych umiejętnościach i wreszcie wstyd wydawania się obok Lilianny czy innych podobnych stfurcuf. Ja myślę, że głównie to trzecie.
Opublikowano

nie przez wszystkich debiutanci "mile widziani", i właśnie na to głównie sobie narzekam. a co do drugiej części pańskiego komentarza, panie Michale, to oczywiście się zgadzam (a po mojej twarzy błąka się nieokreślonego rodzaju uśmieszek). chociaż jestem na portalu niedługo, to widzę, co się dzieje z działem Z, straszne rzeczy jakieś. jak ktoś przez przypadek opublikuje tam tekst, myśląc, że to dział P, to tekst jest hitem tygodnia. wstyd trochę, że tak się dzieje, ale wiele pomysłów już było, jak temu zaradzić, lecz żaden nie do końca trafny.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Debiutanci są mile widziani. Ale Jacek trafia w sedno - brak szlifu poetyckiego grafomani zaawansowani zamieniają na głuchotę. Co gorsze, łączą się w stada i parzą, a potem te obolałe bękarty tekstowe brylują jako "poezja współczesna". Niestety, arystokracja poezji org. dalej pisze w Debiutach, z kilku powodów - skromność, wiedza o własnych umiejętnościach i wreszcie wstyd wydawania się obok Lilianny czy innych podobnych stfurcuf. Ja myślę, że głównie to trzecie.

zgadzam się z obu Panami, od tygodnia sygnalizuję, że coś nie tak z tym 'orgiem' się dzieje
(wątek dyskusyjny 'pożar na W i nie tylko', oraz wiersz 'Pożar w przestworzch') ale to dopiero spostrzeżenia połowiczne;
nie atakowałam 'Z', ale stada właśnie, żerujące na'P' i 'W', które sztucznie kreują 'gwiazdy' na własną modłę, a innych młodych ignorują. Więc proszę się nie dziwić, że takie 'gwiazdeczki' pchają się później między dobrych poetów.
Mnie nie obrzucono 'kupą' wręcz przeciwnie, starano się mnie zwerbować do niejasnego
kręgu TWA, (plusikami i tanimi całuskami na tak, itp); wiadomo - dobroczyńcy trzeba się zrewanżować - powiedziałam NIE, bo jestem samokrytyczna i szybko pojęłam, że niektóre osoby nie są obiektywne - mam w nosie taką pseudonaukę. Teraz zbieram masowe naloty i kpiny. Kto za tym stoi?
Moim skromnym zdaniem (jestem na orgu od dwóch miesięcy) autorami tych 'burz' są
niedowartościowani poeci, którzy duuużo piszą, jednak daleko im do sokołów z 'Z' i chcą
wieść prym wsród 'zielonych' na W i P, lub wypalone 'gwiazdy' z lekko przytępionym piórem, które nie mogą się pogodzić z utratą laurek wsród 'Zaawansowanych'. Starają się tworzyć własne mini - królestwo, byle wciąż istnieć.

To moim zdaniem drugie dno tematu wiodącego tego wątku, dziękuję że miałam okazję się wypowiedzić - bo stylizuje się mnie na pieniaczę, gdy tymczasem właśnie odważyłam się powiedzieć 'Dosyć'

pozdrawiam ) ava.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


mnie to wygląda na pieniactwo. co za "pożar"? kto chciał i za ile przeciągnąć na swoją stronę?
również piszę tu od dwóch miesięcy i nic podobnego mnie nie spotkało!

de Wstrentny
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


mnie to wygląda na pieniactwo. co za "pożar"? kto chciał i za ile przeciągnąć na swoją stronę?
również piszę tu od dwóch miesięcy i nic podobnego mnie nie spotkało!

de Wstrentny

o... na potwierdzenie mają Państwo pierwszego przedstawiciela kasty, ten to dopiero 'trzebi',
i neguje ! nawet samego siebie, autor peeli kastratów -niegroźny raczej ;D)
p.s
podkreślam 'PEELI', bo mnie na bana wsadzi, na nic innego nie może, boszszszeee ;)
pozdrawiam ) ava.
Opublikowano

ironia komentujących to jeszcze nie złośliwość ani zła wola; raczej bezsilność w powtarzaniu setki razy tego samego: aby wziąć odpowiedzialność za własne słowo, pomyśleć o takich rzeczach jak kompozycja, forma, dobór słów, zwrotów, pointa; bo poezja to sztuka, a nie pamiętniczek dla znudzonych panienek i skacowanych panów, czyli sfrustrowanych ledwo-piśmiennych a już aspirujących do tytułu Poety (połety);
no i dystans - dystans do siebie samych i do tego co się pisze...
zanim zaproponuje się własne wiersze, dobrze byłoby skonfrontować się z już uznaną funkcjonującą publicznie poezją, czy to klasyką czy awangardą, i na podstawie porównania ocenić - czy rzeczywiście wnosimy coś nowego, świeżego, oryginalnego do istniejącej poetyki, języka poetyckiego - czy tylko kopiujemy istniejące wzorce (co nie jest jeszcze takie złe, bo kopiowanie uczy posługiwania się słowem);
świadomość twórcza to niezbędny, konieczny warunek pracy literackiej; bez niej są tylko nieporozumienia i gorycze zawodów ambitnych ale niedouczonych pisatieli;
poezja rodzi się tylko przez pracę literacką (sztuka skreślania!) i mądre czytanie innej poezji;
Poeci do pióra! Panienki na kolana (lub na szyję)! Panowie do butelki!
:)) J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


kłamiesz! pochwaliłem choćby znakomite wiersze Tabula Rasa i tryptyki Janko,
inspirujący wiersz Pana Poety 2 o "pluszowej chrześcijance", czy ostatnio
świetnie uchwyconą obserwację Baby Izby. Twój przy nich był taki sobie
[quote]nawet samego siebie, autor peeli kastratów -niegroźny raczej ;D)
kastratów? a kto napisał, że jego Peel na trzeciej skończył bo wahadło mu wysiadło?
w życiu bym takiemu nieudacznikowi ręki nie podał! pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


kłamiesz! pochwaliłem choćby znakomite wiersze Tabula Rasa i tryptyki Janko,
inspirujący wiersz Pana Poety 2 o "pluszowej chrześcijance", czy ostatnio
świetnie uchwyconą obserwację Baby Izby. Twój przy nich był taki sobie
[quote]nawet samego siebie, autor peeli kastratów -niegroźny raczej ;D)
kastratów? a kto napisał, że jego Peel na trzeciej skończył bo wahadło mu wysiadło?
w życiu bym takiemu nieudacznikowi ręki nie podał! pozdrawiam

Zwykłam podawać rękę każdemu, ponieważ jestem wolna od uprzedzeń, dyskryminacji,
konekcji.
Mogę się mijać światopoglądowo, nie zgadzać, negować, nawet odrzucać, jednak
staram się nie mijać z...Człowiekiem; godność, szacunek i tolerancja i tego też
oczekuję od innych :)
p.s
edytowane celem nie zaśmiecania nie mojego wątku,
wyjaśniam; "kastrat", to określenie, nie wyzwisko, to takie oczywiste ;D

pozdrawiam uściskiem dłoni ))) ava.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czyżby? więc choćby ten post wyżej był wyrazem przyjaźni (peele kastraci, sam wstrenty skorumpowany i patrzcie Państwo! (jakie teatralne, tuż przed śmiercią z wstrentnych rąk odwołanie się od sumienia ogółu) - sprzedaje dobre słowa za pieniądze)
w każdym razie pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czyżby? więc choćby ten post wyżej był wyrazem przyjaźni (peele kastraci, sam wstrenty skorumpowany i patrzcie Państwo! (jakie teatralne, tuż przed śmiercią z wstrentnych rąk odwołanie się od sumienia ogółu) - sprzedaje dobre słowa za pieniądze)
w każdym razie pozdrawiam.

e..., spójrz no wyżej,(edycja komenta) tak...tak... ;D
rączę ściskam ) ava.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czyżby? więc choćby ten post wyżej był wyrazem przyjaźni (peele kastraci, sam wstrenty skorumpowany i patrzcie Państwo! (jakie teatralne, tuż przed śmiercią z wstrentnych rąk odwołanie się od sumienia ogółu) - sprzedaje dobre słowa za pieniądze)
w każdym razie pozdrawiam.

e..., spójrz no wyżej,(edycja komenta) tak...tak... ;D
rączę ściskam ) ava.
nieładnie po raz kolejny. zamiast edytować powinno się po prostu przeprosić.
nie martw się w każdym razie i nie wytrącaj z cwaniackiego samouwielbienia -
jakoś z tym przeżyję.
Opublikowano

Wiesz co, avo mirabell, jest najgorszego w grze, w którą starasz się tu bawić? To, że zgrywasz się na współczującą, nieprzejednaną niewinność, jakże (och, ach) wrażliwą i uczciwą. Daj spokój, Maria Teresa była jedna i wiesz co jakoś Ci nie wierzę, że jesteś drugą.
Ten Twój "pożar na W i nie tylko" czytałem w osłupieniu, a wiesz dlaczego? Bo ta kreacja zupełnie do Ciebie nie pasuje i niestety Ci nie wyszła. Wystarczy popatrzeć, jak piszesz teraz, a jak niewinne stworzenie TAM udajesz. Szkoda, że niektórzy dali się nabrać na ten "głos jedynej sprawiedliwej", która do końca nie wyjawia o co właściwie chodzi. A dlaczego? To przecież temat na Orgu dobrze znany i przemaglowany? A może dlatego, bo to dobrze wygląda? - "jest taka charakterna", a zarazem - jeśli tak "oburzona" to i moralność nieskazitelną ma?

No pięknie, tylko po ostatnich złośliwościach, troszkę inny obrazek mi się układa, jeśli chodzi o tę Twoją czystość intencji. Nie chodzi tylko o mnie - wiem, że próbowałaś skłócić mnie ze Wstrentnym, robiąc mi "kupę" na głowę, w swoim (nie powiem - zgrabnie napisanym) pożar-szkwilku. Nie udało się, prawda? Wstrentny nie zareagował (ale bieda), ja też, bo czekałem cierpliwie na jakiś następny (i czy się sprawdzi) nowy punkt programu.
I był. Wtedy, już bez ogródek przejechałaś się nie tylko po mnie, ale i tych, którzy nieopatrznie zamieścili pod moim wierszem swoje wpisy. A fe - nieładnie. A może właśnie dlatego to napisałaś, żeby więcej tego nie robili? Bo nie sądzę, że głosowałaś na Andrzeja Leppera, a może się mylę i stąd to karkołomne nawiązanie do mojego wiersza - "leppem podpasłe" (tu się zawiodłem na Tobie - słabiutko), bardzo słabiutko, w dodatku to takie liche i żałosne asekuranctwo było, haha. Niestety, nawet za Gomółki kumali bardziej zawiłe teksty. :b i dobierali się do d...

Czy to dlatego jesteś wolna od uprzedzeń, dyskryminacji, konekcji, (...)starasz się nie mijać z...Człowiekiem? A może na własny użytek myślisz - "wciąż zauroczone (...) kucać wyuczone", obrażając bez uzasadnienia, że to TWA, bo napisali u mnie coś pochlebnego? Czy może to inna, jeszcze bardziej wyrafinowana sztuczka? Podejrzewam, bardzo paskudna. Proszę, jaki ładny wierszyk: (www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=71121#dol ).

Ten ostatni zresztą też - następna intryga w formie "Prośby mirabelki"?
Nie będę podawał przykładów z wiersza innego Autora, gdzie są Twoje obraźliwe wpisy. Jest inteligentny i pewny jestem, że zauważył. A wiesz dlaczego tego nie zrobię, bo nie pytałem Go o to, czy mogę. Właśnie z szacunku, ale nie takiego, o którym wspominałaś. U mnie zdobył go przez wiersze, które pisze, a nie intrygi.
Nie kontaktuję się z nikim na priv w celu: "jak i dlaczego kogoś obsmarować, albo mu dokopać". W drugą stronę też – nikt podobnego tekstu do mnie nie napisał Podejrzewam, że Towarzystwa to chyba sama poszukujesz, ja do żadnego Towarzystwa nie należę. Jeśli "smaruję" to (tak, jak teraz) i robię to wyłącznie we własnym imieniu - Amen.

Przypomnę coś jeszcze, co napisałaś, po mojej próbie dowiedzenia się o co chodzi, bo powód Twojego dziwnego ataku chciałem wyjaśnić, pamiętasz?

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Po trzech dniach...

I co na to "walcząca o prawdę i miłosierdzie", szalenie miła (bo przecież mnie lubi) ava mirabell?

I na tym koniec - do dzisiaj, ani słowa od "Pani bezpośredniej" - sprawa zamknięta, czy może zawieszona?
Jak widzisz, czekałem cierpliwie do tej pory, ale chyba, się nie doczekam. Myślę, że lubisz jątrzyć i wiesz co, mam wrażenie, że niezła praktyka się za tym kryje.
A wystarczyło sprawę postawić jasno - i dokładnie wyjaśnić za pierwszym razem na forum dyskusyjnym, skoro już napisałaś taki wątek. Ale po co? Lepiej było stworzyć omdlewająco-piętnujący "krzyk w imię..." czegośtam, a potem z tryumfem naigrywać się i dorzucać ognia do tego, co się samemu rozkręciło.
Wiesz, co to jest trollowanie? Tak, to właśnie to, co robisz. A wiesz, dlaczego tak myślę?
:] (właśnie dlatego)
Złapałaś dobry moment, żeby się wykazać, podczas mojej wymiany zdań ze Wstrentnym. Cóż, nie jestem nieomylny i przyznałem mu rację i wiesz co? Nie wstydzę się tego, bo jeśli się popełniło błąd, trzeba się do niego przyznać. Lecz w tym momencie Twój plan nie wypalił. Bo, (tak myślę), że On do mnie (mogę się mylić - nie pytałem) chyba nic nie ma. Ja tym bardziej, do Niego też. Tylko, że Twoja machina ruszyła i będziesz ją pewnie ciągnąć do upadłego. Ale to już Twój problem.
Ja nie zamierzam.
I wiesz co, avo, chyba jednak już Cię nie lubię. Miło się czasem z tobą gadało, ale zaczynam wątpić w Twoją szczerość. Bo jeśli chodzi o bezpośredniość to (hehe, kupa ości) - mam raczej pewność. Ale możesz mieć satysfakcję, udało Ci się, bo do pewnego momentu też dałem się nabrać. Ha, ha
To nic, że mnie olałaś, to pół biedy - gorzej, że olałaś samą siebie i dane słowo.
Żegnam, pa - w miarę ozięble.
Opublikowano

avo mirabell - nie odpowiem Ci na priva, bo wpisałaś mnie na listę "ignorowanych". I tylko z tego tytułu nic do Ciebie nie dotrze, ale żeby wykazać dobrą wolę - zawiadamiam Cię o tym tutaj.
HAYQ

Opublikowano

Nie wycofuję się ze swojego stanowiska, nie zdementuję niczego, bo tak właśnie czuję i odbieram. Każdy ma pełne prawo do oceny wątku i jak i mojej osoby, dlatego nie będę
się odnosiła do indywidualnych ocen, jednak o takie proszę.
Co przez to rozumiem ? Czy w obliczu całej sytuacji powinnam odejść z forum ?- to moje
pytanie; proszę, abyście także się do tego odnieśli; wystarczy mi;
TAK lub NIE - będę wdzięczna.
Jest Ktoś, kogo zbyt pochopnie oceniłam, skrzywdziłam, mowa o HAYQ.
PRZEPRASZAM, HAYQ - niewiele, jednak nie łatwo na forum o takie słowo.

Czekam tutaj na krótkie; TAK lub NIE ; nie liczę na uzasadnienie, brak komentarzy uznam na:
Tak, to chyba oczywiste. Nie zmienię nicku i nie podszyję się pod inną 'skórę', wrócę
skąd przyszłam.
Trzeba... do końca.
pozdrawiam Wszystkich ) ava.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jednej rzeczy nie mogę zrozumieć. Piszesz: "[u]Nie wycofuję się ze swojego stanowiska, nie zdementuję niczego, bo tak właśnie czuję i odbieram. Każdy ma pełne prawo do oceny wątku i jak i mojej osoby, dlatego nie będę się odnosiła do indywidualnych ocen[/u], jednak o takie proszę."
A może przydałoby się jeszcze parę słów wyjaśnienia, po co to całe zamieszanie i dlaczego w takim razie zostałem w to wmieszany? Na chybił trafił? Czy może jest jakiś inny powód? Bo jeśli jest, chciałbym go poznać.
Wobec tego, co napisałaś powyżej, raczej dziwnie wyglądają Twoje przeprosiny. Bo zabrzmiało to trochę tak, jak na pewnym filmie (Sędzia z teksasu). Otóż pan sędzia wyszedł na środek ulicy i przy wszystkich mieszkańcach miasteczka powiedział (do miejscowych dziwek):
- przepraszam, że nazwałem was wstrętnymi k...wami, po czym odwrócił się i puścił bąka, dając tym do zrozumienia, że poglądu nie zmienił.

Nie żądam od Ciebie Avo żadnych przeprosin, tym bardziej takich "z asekuracją".
Nie będę też udawał szlachetnego wredziucha, tyko powiem Ci wprost - masz u mnie krechę i tyle. A co będzie dalej - uwidzim. Co zrobisz - odejdziesz, czy zostaniesz, to wyłącznie Twoja sprawa. Nie wiem, czy rozsądzanie tego przez innych ma jakiś sens - chyba, że dla Ciebie. Bo wg. mnie, to tworzenie podziałów, czyli to z czym podobno się nie zgadzasz.
Ale chcesz, proszę bardzo, jestem za tym, żebyś została, bo nieźle piszesz, na resztę trzeba zapracować.
Z jednym się z Tobą zgodzę - słowo przepraszam jest rzadkością, ale nie tylko na tym portalu, czy innych forach.
Wszędzie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jednej rzeczy nie mogę zrozumieć. Piszesz: "[u]Nie wycofuję się ze swojego stanowiska, nie zdementuję niczego, bo tak właśnie czuję i odbieram. Każdy ma pełne prawo do oceny wątku i jak i mojej osoby, dlatego nie będę się odnosiła do indywidualnych ocen[/u], jednak o takie proszę."
A może przydałoby się jeszcze parę słów wyjaśnienia, po co to całe zamieszanie i dlaczego w takim razie zostałem w to wmieszany? Na chybił trafił? Czy może jest jakiś inny powód? Bo jeśli jest, chciałbym go poznać.
Wobec tego, co napisałaś powyżej, raczej dziwnie wyglądają Twoje przeprosiny. Bo zabrzmiało to trochę tak, jak na pewnym filmie (Sędzia z teksasu). Otóż pan sędzia wyszedł na środek ulicy i przy wszystkich mieszkańcach miasteczka powiedział (do miejscowych dziwek):
- przepraszam, że nazwałem was wstrętnymi k...wami, po czym odwrócił się i puścił bąka, dając tym do zrozumienia, że poglądu nie zmienił.

Nie żądam od Ciebie Avo żadnych przeprosin, tym bardziej takich "z asekuracją".
Nie będę też udawał szlachetnego wredziucha, tyko powiem Ci wprost - masz u mnie krechę i tyle. A co będzie dalej - uwidzim. Co zrobisz - odejdziesz, czy zostaniesz, to wyłącznie Twoja sprawa. Nie wiem, czy rozsądzanie tego przez innych ma jakiś sens - chyba, że dla Ciebie. Bo wg. mnie, to tworzenie podziałów, czyli to z czym podobno się nie zgadzasz.
Ale chcesz, proszę bardzo, jestem za tym, żebyś została, bo nieźle piszesz, na resztę trzeba zapracować.
Z jednym się z Tobą zgodzę - słowo przepraszam jest rzadkością, ale nie tylko na tym portalu, czy innych forach.
Wszędzie.

Zebrałeś pierwszy, ponieważ pierwszy odreagowałeś na 'hay.duki' czy ja napisałam;
HAYQ, czy hajduki ?Odpowiedziałeś kąśliwym wierszykiem ( nawet ładny był )
gdzie pogroziłeś mi 'kupką' w którą miałam wpaść, prawda ?

Nikogo nie nie mam zamiaru różnić, czy dzielić; opcja 'brak komentarza' znaczy TAK, można
skorzystać bezimiennie, o.k.

NIe 'asekuruję' nikogo i niczego - TWA istnieje, dzieli i kreuje i zdania nie zmieniam,
krecha ? jakoś to przeżyję, bo Twojej postawy to ja już nie rozumiem i tego uskarżania się.
Przeprosiłam, bo jawnie zaprzeczyłeś, że coś Cię z TWA łączy.
p.s.
jestem stała; nadal Cię lubię - kropka.

pozdrawiam ) ava.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


widzę, że chcesz eskalacji? a to tylko jakaś zadufana panienka rozkręca się, bo napisałem komentarz do jej wiersza. proszę sobie zajrzeć do wątku - co niby takiego jest
w moim "zegarowym komentarzu", co może wywołać aż taką agresję?
chyba tylko inteligencja która ją przerosła, bo sama odbiera to co napisała
na jednej płaszczyźnie. jest jak mucha co drepcze w kółko aż do śmierci po szybie
wokół tego co hihi sama narobiła.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


pyskówką jest pisanie takiego czegoś: "a nie lepiej po prostu kliknąć to ulubione słówko?"
zamiast jasno wyrazić własne zdanie w i tak już drażliwym wątku.
owszem, nawet przed Sądem obrońca czy oskarzyciel może powiedzieć: a nie lepiej wsadzić było sobie samemu w dupę? ale... ale nie musi :)))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pozbyłem się książek, zdjęć i listów, tych które były żywymi objawami  mej dawnej, zdać by się mogło wtedy, nieuleczalnej i śmiertelnej choroby  tak ciała tonącego w bezdni  nieludzkiego upodlenia  jak i duszy zapadłej w mrokach obłędu  tej szatańskiej siły  jaką szaleńcy w niej ostali,  nazywają prawdziwą miłością. Teraz po latach, wreszcie byłem wolny  od wierutnych bredni. A przynajmniej tak myślałem. I takie dowody dawało mi życie  zdala od ludzi, ich świata  i szalonych wyobrażeń  opartych na uczuciach i marzeniach.     Jednakowoż muszę z przykrością stwierdzić, że życie jednostki społecznie wykluczonej  jest dość monotonne i zaplątane  w ciągłość i chroniczną punktualność  rytuałów dnia codziennego. Jest to ta smutna prawda,  gdy możemy w zasadzie robić  to na co mamy tylko ochotę a w istocie nie mamy sił  i sprawczości członków  oraz lotności umysłu by robić coś więcej  ponad przetrwanie do zbawczego wieczora  i niespokojnego, rwanego koszmarami snu.     I tak wygląda dzień. Mija on na posągowym wręcz trwaniu  na fotelu niczym cokole pomnika. W odmętach tej osobliwie indywidualnej  i zakorzenionej w sercu rozpaczy. Czasami patrzę godzinami w biel kartek, z zawieszoną stalówką pióra nad nimi. Niczym wahadło,  porusza się ona od lewa do prawa, cal wręcz od zbrukania kajetu,  czarną posoką atramentu. Kartki wrzeszczą okrutnie,  smagane ostrością pióra. Jak skazaniec z nagą piersią, rozpięty na stole kaźni. A pióro-wahadło rozcina jego żywot, tylko po to by pokazać sprawczość i prawdę, jedynej prawdy - śmierci. Najgorsze są noce. Gdy nie śpię po kilka z nich pod rząd a trwam niczym na posterunku. Pijany z tęsknoty i żalu. Wędruje po znajomych  acz w świetle księżyca  zupełnie obcych korytarzach. Patrzę na ściany i zawisłe na nich skarby. Obrazy, portrety, trofea i broń.     Był taki czas,  gdzie chciałem się porywać  z szablą na słońce. W imię miłości, godności i praw  niby mi przeznaczonych. Głupcem byłem wierutnym za młodu. Ach są i pistolety. Pożyczone wieki temu od przyjaciela. W celu tak błazeńsko prześmiewczym teraz, w celu odebrania sobie życia  w imię miłości do panny,  która nawet nie wiem  gdzie teraz przebywa  ani co u niej słychać  bo rozmawiałem z nią ledwie kilkakrotnie. Ale kochałem wtedy po grób. A teraz kocham ciszę jak w grobie.     Czasami światło księżyca  prowadzi mnie do angielskiego ogrodu  na froncie posiadłości. a czasem nawet dalej,  hen do mostku nad strumieniem  i sadu wiśniowego  w tym roku rozkwitłego  najpiękniejszym kwieciem,  wyjątkowo wcześnie. Lata temu, w najstarszej jego części  była postawiona jesionowa, zgrabna ławeczka z czarnymi okuciami. Teraz nie ma po niej nawet śladu. Jest tylko najstarsza w całym sadzie wiśnia, która wciąż kwitnie i owocuje. Jakby na przekór i złość temu  co zdążyło już dawno  umrzeć, zgnić i przeminąć  a co narodziło się u podnóża jej korzeni i pnia. To tu pierwszy raz byłem tylko ja i ona.     Był maj.  Miłość w powietrzu.  Mój wiersz dla niej. I jej niewinność. Niezdecydowanie. Wtedy to jedyny raz  odważyłem się uchwycić jej uświęconą dłoń  i na kolanach błagać. Wtedy uciekła, niewzruszona moimi łzami. Straciłem ją na wieki. Już na zawsze. Pamiętam siedziałem tam aż do zmroku. A potem sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni czarnej marynarki  i wyciągnąłem małe zawiniątko, pudełeczko na biżuterię. Pierścionek zaręczynowy, dowód mojego oddania i miłości. Żółte złoto z naprawdę dużym diamentem. Cena i wartość nie grały roli. Dostawała ode mnie kunsztowniejsze  i droższe podarki. Jej braciom również nie skąpiłem grosza a jej rodziciel awansował znacznie społecznie, dzięki moim  szerokim kontaktom i wstawiennictwu.     Tylko po to by koniec końców  ośmieszyć me oświadczyny i wydać pierworodną i jedyną córkę  za bądź co bądź majętnego  ale jednak chłopa. Skończyły się konszachty ze mną i przyjaźń. A jedyna sprawiedliwość w tym, że sam roztrwonił majątek i stanowiska. A ja opływałem w luksus na jego oczach. A pierścionek zapytacie. Zakopałem go w korzeniach tej wiśni i do dziś dnia tam spoczywa. Uświadomiłem sobie, że jest on jedynym trwałym jeszcze symbolem dawnego mnie. Więc przyszedł ten dzień, że musiałem zniszczyć i jego. By nigdy już nie korciło mnie bym mógł  podarować go innej kobiecie  lub co gorsza  by trwał tam w dole jak drzazga,  jątrząc me niespokojne i chwiejne myśli. Ziemia była przyjemnie zimna i mokra  gdy zagłębiłem w niej palce. Nie mógł być głęboko a ja chciałem  odkopać go jak najszybciej…   Na tyłach sklepiku mojego przyjaciela, był maleńki, lekko zagracony pokoik, wyłożony dębową mozaiką  i pomalowany w barwach  letniego nieboskłonu.  Szczerbaty już na rogach stolik  o lekko odklejonym blacie,  poplamiony resztkami świec czy jadła,  służył nam teraz jako stół do pokera  i stolik kawowy dla srebrnego serwisu. Graliśmy jak prawdziwi zawodowcy,  z rzadka jedynie odrywając wzrok  ku filiżankom lub kartom  a skupiając go jedynie  na swych lekko spoconych  i zmarszczonych obliczach.     Przegrywałem okrutnie  i choć stawki nie były duże  to jednak portfel stawał się  coraz chudszy w mojej kieszeni. I choć zawsze graliśmy dla zabawy  mimo stawek za prawdziwe pieniądze, to dziś było mi nie do śmiechu. Wreszcie gdy znów postawiłem na przegraną trójkę asów, pojawiło się w drzwiach chwilowe wybawienie w postaci dorosłej już prawie panny,  córki mego druha. Patrząc na to jak jej ojciec  ściąga banknoty ze stołu i chowa do kieszeni, obrzuciła mnie chłodnym  acz dość współczującym spojrzeniem.     Ojciec ogra dziś pana do cna. Przegra pan nawet pierścionek  a chciał go pan przecież sprzedać. Wyjąłem go na blat. I każde z nas zatrzymało na nim wzrok. Przez te piętnaście lat nie stracił nic ze swego blasku i urody wykonania. Był tak samo piękny  jak kobieta dla której go zamówiłem  i dla której powstał. Takie błahostki jak on  nie mają dla mnie  żadnej wartości moja droga, dlatego chcę się go pozbyć…  ile za niego dasz przyjacielu?     Jak dla Ciebie to dziesięć tysięcy. Jego córka stanowczo zaprotestowała. Ależ ojcze, to pierścionek zaręczynowy, symbol uczucia, miłości i oddania. Symbol szczęśliwego pożycia i związku. Czy pana wybranka umarła,  że sprzedaje Pan go tak po prostu? Żyję moja droga i ma się jak najlepiej. Ma męża i dwoje  wspaniałych zapewne dzieci. A pan…     Nie dałem jej skończyć. To ja umarłem i już nigdy się nie odrodzę. Jesteś zbyt młoda by to zrozumieć. To nie symbol miłości a klęski. A ja chce żyć bez wspomnień i przyszłości. Chcę tylko żyć. Nie wracać do przeszłości. Mnie czeka już tylko jedno wesele  moje dziecko. Gdy śmierć mnie w tany porwie, na parkiet swego wesela. Tak więc mógłbym zachować pierścionek i wręczyć go pani szczególnej. Tej która zbawi mnie  pewnego dnia od ciężaru największego. Mojego przegranego życia.  
    • @klaks Piękna historia

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Przeczytałam z przyjemnością. Pozdrawiam serdecznie  
    • @Radosław Tak, Wszystkiego Dobrego !!
    • Francuska pisarka i entomolożka Anne Philipe opisuje w swojej Spirali światło i niebo. Ciszę i szelest wiatru spadający z wysoka. Na gałęzie drzew. Na liście. Na te szeleszczące liście. Na zwiędnięte. Na lśniące od deszczu. Na te zielone listki budzącej się dopiero co wiosny. Szare chmury sunące po niebie. Sine. Stalowe. Chmury dzielące się na mniejsze. Na stojące w miejscu i te, które je otaczają. Wirują wokół nich. I przesuwają się na ich tle szybko w porywach zimnego, suchego mistralu. I te nikłe przetarcia błękitu. Takie chwilowe. Ulotne przebłyski słońca.   Po „rzeźni” Wiktora Jerofiejewa w Świecie diabła i autobiograficznym Dobrym Stalinie. Po jego opisach przyziemnej egzystencji. Ciemnej i lepkiej od grzechu. Zdrady, zbrodni i strachu. Po schizofrenicznych, maniakalno-depresyjnych inklinacjach Generalissimusa. Po pornograficznych ekscesach wyrostka (samego autora) zaspokajającego chuć dojrzałej, spragnionej seksu kobiety, jego niani. W brutalnym opisie przyprawiającym o mdłości jego lśniącej od soków jej szeroko rozwartej waginy dłoni. Świat Anne Philipe jest idylliczny. Niemalże ekstatyczny. Eteryczny i ulotny. Jakby motyl przysiadł na chwilę na dłoni. Jerofiejew to brutal. Literacki bandzior. Choć przyjdzie jeszcze pora na jego Akimudy i Sąd Ostateczny. On i jego kolega po fachu, Władimir Sorokin. Drugi skandalista ścigający się na brutalne niesmaczne opisy wyuzdanego seksu, choć przeplatanego chwilą oddechu w postaci radości małej Marfuszy, ssącej i rozgryzającej rozpływające się w ustach fragmenty Spasskiej Baszty odłamanej z cudownie słodkiego cukrowego Kremla. Kocha władza Marfuszkę. Oj, kocha. W podzięce codziennych pokłonów dostaje raz do roku cukierka. Zresztą nie tylko ona, ale i inne dzieciaki pokroju Marfuszy. Radość jej jest wtedy nieskończona. Jest wniebowzięta. Tak bardzo kocha wszechwładcę, którego nigdy wprawdzie nie widziała na oczy, lecz słyszała jedynie jego głęboki głos płynący przez megafony na Placu Czerwonym. A więc wtedy, kiedy Marfusza, rozgryzając tę rozpływającą się w ustach słodycz szła do sklepu po chleb, mleko i papierosy dla ojca… Nie, wtedy, kiedy już wracała ze sklepu z chlebem, mlekiem i papierosami, była świadkiem przejścia ulicami Moskwy nawiedzonego Amoni, wariata przepowiadającego przyszłość. Przepowiadającego przelew krwi. Chudego i obdartego. Głodnego i biednego. Krzykliwego, cośkolwiek podobnego do nastroszonego ptaka. Z walącym za nim gęstym tłumem gapiów. A więc dała mu pieniądze. Nie. Nie pieniądze! Dała mu ten chleb, mleko i papierosy, co wcześniej kupiła w pobliskim sklepiku. Głupia, mała Marfuszka. Dała mu wszystko, co miała. Ech, zleją ją wściekli rodzice. Oj, zleją. Czy narkotyczny underground. Meta-amfetaminowy odjazd mieszkańców nie mających nadziei na jutro. Stających się w gorączkowych wizjach straszliwymi wilkołakami rozrywającymi swoimi szponami i kłami wszystko, co się rusza. Włącznie z niemowlęciem. Bezbronnym dzieciątkiem, któremu jakimś cudem udało się ukryć na placu w wielkiej fortecznej armacie Car-Puszce. Nie ma zmiłowania! Potwór wywęszył to biedne, maleńkie ciałko. Nachyliło działo i wchłonęło do paszczy, rozgryzając ze smakiem skrwawione ścięgna i mięśnie. I wypluwając z obrzydliwym bekiem ociekające posoką kruche kości. Jak widać Sorokin to także literacki kryminalista i sadysta. Taki czołgista miażdżący gąsienicami z metalicznym chrzęstem bezbronnych. To taki właściciel złomowiska wielkich ciężarówek, spychaczy (oczywiście w przenośni) Monstrualnych buldożerów ociekających cuchnącym smarem i buchających czarnymi spalinami z kominów w potwornym chrzęście i zgrzycie trzęsących się, poluzowanych na złączach blach. Nie ma litości dla innych na literackiej niwie. Spycha i rozjeżdża brutalnie wszystko, co tkliwe i eteryczne. Lekkie i muskające jak piórko. Wszędzie tylko chrzęst żelaznego złomu i otwierających łapczywie w potwornym skowycie i oślepiającym żarze jasnożółtej surówki paszczy martenowskich, hutniczych pieców. Te jego ciężkie opisy starego i otyłego oprycznika zaspokajanego przez młodziutkie kurwy w ekskluzywnym domu schadzek. Ta jego trąba słonia dosiadana naprzemian przez piskliwe i jęczące, lśniące od potu na falujących drobnych piersiach burdelowe ździry. Zero tkliwości. Jedynie sadyzm i wyuzdanie. Estetyczna orgia. Potwornie ciężki żelbetonowy kloc nihilizmu spada prosto na twarz czytelnika z zastygłym na ustach krzykiem i rozwartymi szeroko oczami przerażenia, przesłoniętymi instynktownie rozczapierzonymi dłońmi wyciągniętych do przodu rąk. Tak, jakby te ręce, te dłonie były w tej sytuacji jakąkolwiek osłoną.   Wróćmy do Anne Philipe. Upojenie i cisza. Ekstaza liryzmu. Piórko przelatującego ptaka, które przeciwstawia się eksplozji bomby wodorowej. W straszliwym blasku jawi się przejrzyste oblicze miłości, tęsknoty i żalu. Nawet opis pierwszego lądowania na księżycu jest tak lekki i zwiewny. Tak bardzo subtelny. Niezwykle introwertyczny świat. Dziejący się, jakby u kogoś w spektrum autyzmu. Świat wyizolowany. Zakotwiczony, gdzieś w ogrodzie. Między szumiącymi platanami. Zakotwiczony w piniach. W pełnej ptasiego śpiewu oazie bujnego rozkwitu. I jakiejś takiej nieuchwytnej melancholii pierwszego i ostatniego w życiu maja. Co jeszcze? Anne Philipe bardzo się uwrażliwiła po śmierci swojego męża Gerarda. Znakomitego aktora, który zmarł na raka. Opisała to w Chwili westchnienia. Ostatnie momenty jego życia, leżąc obok niego w łóżku. Ostatnie momenty jego śmiertelnej nieświadomości. Patrzyła na niego w milczeniu, kiedy to w okularach, przy zapalonej nocnej lampce, studiował poszczególne sceny przedstawienia, przygotowując się do kolejnej roli swojego życia. Do kolejnej teatralnej próby. Nie zdążył. Zmarł nad ranem. W ciszy i skupieniu, trzymając jeszcze w dłoniach pojedyncze strony rozsypanego na kołdrze scenariusza. To, co pisze Anne jest niewysłowioną ulotnością. Chwilą. Momentem. Przemijaniem. Apoteozą bólu i lęku, ale podanych w formie stonowanej. Jakby godzącej się na nieubłaganą kolej rzeczy. Bez grama protestu. Nawet my sami, jesteśmy ulotnymi piórkami na wietrze. Mgnieniem. Jerofiejew i Sorokin próbują się zakotwiczyć. Zbuntować. Przeciwstawić potędze śmierci. Ale to też przeminie. Nie pozostanie nawet ślad. No, może przez chwilę, zanim ślad na piasku zmyją fale morza złocącego się w migotach i refleksach. W jakichś takich niedopowiedzeniach. Metaforach istnienia czegoś, co jest poza życiem. Poza wszelką czasowością. I w przejmującym krzyku białej mewy szybującej wysoko. Zataczającej kręgi. Bądź lecącej nisko, szykującej się do nurkowania. Bądź innych, co kołyszą się spokojnie na falach, poddając się im płynnym ruchom. To jest próba opisania pięknego czasu. Którego już nie ma. Przeminął. Utonął w odmętach przeszłości. Pod stopami zapada się miękki, wilgotny piasek. Cudownie pieści podeszwy stóp. Stóp lizanych przez języki skotłowanej piany. Cofają się. Nacierają znowu. W powietrzu przesyconym solą. W tym wietrze nadciągającego zmierzchu, lecz wciąż jeszcze jaśniejącym drobnymi kropelkami rozpryskującej się wody. W tym słońcu. W tej liliowej powłoce. W tej chmurze obrzeżonej jaskrawą czerwienią. Grubą kreską. W tych konturach jasnych i pełnych. W tym wszystkim, co jest obojętne, nieosiągalne i nieskończenie daleko. W nieustannym szumie. Szepcie, jakby kogoś, kto chciałby coś jeszcze powiedzieć. W tych westchnieniach samotnych. W tej chwili westchnienia.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-26)
    • @Corleone 11 Cześć Michał, fajnie że zajrzałeś i ty się Świątecznie trzymaj gdzieś tam na wielkim świecie :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...