Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 101
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Jak mnie kiedyś pan/pani zaskoczy w miarę dobrym wierszem, przesyłam osobiście kwiatek. Pewnie się wykosztuje, ale może ta forma perswazji zmusi panią/pana to jakiejkolwiek pracy nad sobą.
Na razie lipa i to nie ta z Czarnolasu.

Opublikowano

po takim zonedzie mam myśli czesane w kok;
bez wątpienia autor jest zaawansowanym grafomanem pozbawionym zdolności samooceny, co z punktu widzenia lekarskiego kwalifikuje się jako patologia;

cóż, głową muru nie przebijesz, z osła rumaka nie zrobisz, od Lilianny refleksji się nie doczekasz, gdyż jego cytatologia to niestety katatonia;

myślę, że jedynie co można tu przedsięwziąć - to zignorować;
bez zaglądania pod nick Lilianna, bez słowa komentarza;

to nie bezsilność, to uczciwa strategia, jedynie możliwa;

pozdrawiam Autora i zdezorientowanych Jego czytelników; tych proszę o solidarność w postanowieniu niezauważania Geniusza;
tylko takie postępowanie upuścić może nieco powietrza z tego balona;
z góry dziękuję!
J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



zamieniłeś pana Słowika na czaplę? jak zwykle rozwlekłe, niespójne logicznie,
wtórne:


Może mu się co zdarzyło? może go napadli?
Szare piórka oskubali, srebrny głosik skradli?
To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!
Piórka -- głupstwo, bo odrosną, ale głos -- majątek!

Julian Tuwim "Spóźniony słowik" (fragment)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dopiero co przywłaszczyłeś sobie mój cytat! (w innym wątku "słońce"").
to co piszesz to parodie innych wierszy, znanych sonetów pozbawione
jak to tylko możliwe konceptu.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


z głowy? z mojej bo taką mam dziś sygnaturkę. o tym, że coś je trafne świadczy właśnie to,
że komuś innemu wydaje się po przeczytaniu, jakby sam to znał od dawna.
wymyśl coś własnego wreszcie.
Opublikowano

Transwestyta w odbiciu własnego ego!

Niech Tobie Sz.P Jacek Sojan powie osobiście,
że ten wiersz pisałem pod jego wierszem kiedyś; Wstrentny.
A oto jego tytuł.
"Wierszyk jesienny przetykany złotą nicią porozumienia'.

I nie wmawiaj mi, że czarne jest białe, albo na odwrót.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zacznijmy od podstaw: transwestyta w kontekście imienia Lilianna dla mężczyzny
bardziej pasuje do Ciebie. a co do Pana Jacka to powinieneś go przeprosić
za to, silące się na sonet wierszydło bedące notabene
jedynie odzwierciedleniem Twojej niecnej duszy i plugawych myśli
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


pewnie, że powinny. jako dowód, że powinien nas po latach - o ile w ogóle przejrzy kiedyś na oczy - przeprosić nas za swoje chamskie ataki.


Mijała go dziewczyna, a on, nie wiedząc tego,
w jej sercu pozostawił na półce swoje zdjęcie.
Szukała odtąd w życiu - najbardziej podobnego
i dobrze! - miało dziewczę przez cały czas zajęcie.

Tymczasem on, nieświadom, wciąż włóczył się gdzieś z bliska,
czyli akurat tam, gdzie nigdy by nie spojrzała:
zaglądał załamany często na dno kieliszka,
lecz i na to nie wpadła ta przeminięta mała!

Teraz, aby był sonet - tu zaczną się tercyny,
wrócimy po nich grzecznie do smutnej życia treści:
szwendało się tych dwoje na pozór bez przyczyny.

Lecz my - my, którzy znamy meritum ich boleści,
na koniec ją i jego na łące położymy:
bo tylko kicz nas łączy i wszystko w sobie zmieści.
Opublikowano

Adelka "Kotek" M.jeśli Ciebie osobiście zraniłem; to wybacz mi!
I niech mnie "gęś kopnie" Usuwam ten wiersz, lub wiersze w pacierzu na Amen.
Zaczynam, od haiku przez palindromy do ogólnych, od zaraz.
Pozdrawiam a Ty? Wstrentny jesteś i będziesz temu osobiście winien.
Ave! J.S

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Na poboczu, tam, gdzie dzień i noc mieszają się jak świeża krew w brudnej filiżance, stoją – „dziewczynki”. Twarze ich oświetlone reflektorami jak manekiny z wystawy grzechów, które ktoś zostawił, żeby lśniły w ciemności jak lodowate diamenty z krwi i kurzu. Śmieją się cienko, śmiechem sprzedawanym na minuty, który odbija się od asfaltu jak plastikowa zabawka zmiażdżona przez ciężarówkę, i pęka w tysiąc dźwięków, które drżą w powietrzu, nie dla ucha, ale dla ciała, które czuje ciepło rozpadu. Kierowcy – rycerze szos z rdzą kilometrów w sercu – mylą pożądanie z wybawieniem, zatrzymują się nagle, jakby samotność wskoczyła na maskę i wbiła pazury w światło reflektorów. Jakby śmierć przyszła po swoje w najprostszej formie: dotyku. Wsiadają w tę ciemność jak w automat z losami, które zawsze wygrywają klątwę – lepka, śmierdząca klątwa, która przywiera do skóry jak cień po pożarze, jak sół w ranie, co nigdy nie przestaje szczypać, jak szron, który zamarza w żyłach, wstrzymując oddech. A choroby wracają z nimi jak czarne gołębie, z piórami pełnymi szeptów i trucizny, które nocą siadają żonie na ramieniu, dziobią jej zaufanie do kości, zamieniają ciepło w pył, zimno w ból, i wciągają w siebie kawałki serca, tak, że bije nie tam, gdzie trzeba, a krzyczy tam, gdzie nie ma słów. Wracają do domów z „pamiątkami” tak egzotycznymi, że nawet wirusy zadają pytania: kto tu zwariował naprawdę ? Patrzą w lustro z osłupieniem – nie poznają twarzy, która przed chwilą wciąż miała ciało, teraz wypełnione chemicznym oddechem ulicy, i światem, który twardo depcze po duszy. W kuchni żona pyta: „Dlaczego znowu unikasz światła ?" Nie wie, że mąż przywiózł spod znaku kilometra ruinę, starannie zapakowaną w milczenie i perfumy obcej skóry, w spalone wspomnienia, które pachną popiołem i krwią, i zostawiają na rękach rany, których nikt nie umie obmyć. Moralność leży na poboczu jak potrącony lis – wszyscy widzą, nikt się nie zatrzymuje, wszyscy patrzą, jakby zło było oczywistością, jakby czekało na kurs życia w przyspieszonym tempie, jakby każdy błąd był tylko kolejnym kliknięciem w automacie cierpienia. „Dziewczynki” stoją dalej, przetrwanie nauczyło je cierpliwości, jakby były latarniami z żarzącymi się żarówkami bólu, postawionymi, by oświetlały cudzy upadek, jakby nad każdą z nich wisiał anioł z wyrwanymi skrzydłami, trzymający w dłoniach ich los jak garść czarnego pyłu – i za każdym razem, gdy sprzedają dotyk, anioł dmucha w ten pył, rozsiewając go po świecie jak zarazę cudzego grzechu, aby każdy grzech odbił się w ich oczach jak ostrze stali. Liczą pieniądze, jakby przeliczały własną niewidzialność, a świat mija je z prędkością wstydu udającego pośpiech, jakby wszyscy byli ślepi, głusi i martwi jednocześnie. I tylko noc – wielka, czarna gospodyni samochodowych grzechów – poleruje gwiazdy, zamienia je w lustra ludzkich win, i patrzy, jak ludzie sprzedają sumienia za chwilę dotyku, zimną jak moneta wyjęta z błota, twardą jak kamień, którym rozbijają własne serca. Małżeństwo kruszy się jak witraż uderzony kamieniem cudzej skóry – kolory uczuć rozsypują się w kurz, nie ma już przez co przejść światłu, bo wszystko, co było, zostało odarte z delikatności, pozostały tylko ostre krawędzie, które tną duszę. Cały ten teatr kręci się dalej, jakby ktoś nakręcił go kluczykiem od stacyjki, aktorzy nie wiedzą, że grają w tragedii, i że scenariusz pisze noc, która nigdy nie kładzie się spać, której oczy widzą wszystko, a serce nie zna litości. Nikt tu nie jest diabłem, ale każdy niesie iskrę, która może podpalić dom, życie, twarz w lustrze, i w tym ogniu ujawni się prawda – surowa, bezlitosna, ostra jak brzytwa. Bo na poboczu, przy asfalcie, gdzie człowiek zdejmuje człowieczeństwo jak brudny kombinezon, nawet cienie mają choroby. A miłość – jeśli kiedykolwiek tędy jechała – wróciłaby tylko po własną, dawno zgubioną tożsamość, i płakałaby nad resztkami tego, który kiedyś nazywał siebie „człowiekiem”.      
    • Studnia   Białe ściany chłodzą dłonie, twarz blada od szukania światła. Z każdym wypadniętym włosem spadam głębiej i głębiej.   Tkwię w bezruchu latami, mimo że minął dzień. Mama co noc nie może spać, codziennie śni o wschodzie.   Skóra przemokła wilgocią, więc zacząłem pisać poezje — hermetyczną i brudną, powściągliwą i mokrą.   Czas obiecał mi poprawę, zamiast tego oddycham coraz płycej, szybciej. Czas miał mnie wyleczyć, zamiast tego tracę myśli.   Nadal ich czuję za moimi plecami, dlatego nigdy nie wróciłem do domu. Unoszę się w mętnej wodzie, pluskwy wżerają się w serce. Smród rozkładu mojego ciała sięga aż nad leśną polanę. A ja wmawiam sobie, że to się nie dzieje.        
    • @Leszczym Dobrze się to czyta, pewnie dlatego że z trzewi, prawdziwe. Lubię wiersze "monologi" oraz Twoje lekkie traktowanie słów. E.T.
    • @E.T. Pięknie uchwycone to, co dzieje się między dwojgiem ludzi, zanim cokolwiek stanie się „naprawdę” Ten niewidzialny magnes, to skracanie kroków, to napięcie pod skórą, które zna tylko serce. Jest w nim czułość, ale i prawda o tym, że codzienność potrafi trzymać człowieka za kostki, jakby nie chciała puścić. A jednak - w tym spojrzeniu, w tej dłoni, którą chciałby zastąpić ustami - jest wybieg do marzenia, takie małe, śmiałe „gdyby…”. Trafiony :)
    • Ulep oko, łódź, dąb bądź dół okop, Elu
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...