Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Roztańczył się wiatr pognał liście
błysk błyskawicy przeszył niebu serce.
Nagle odezwały się grzmoty serią salw
łamały się drzewa trzaską zapałek.

Z dnia zrobiła się ciemna nocy
wirowało wszystko w błędnym koły.
Z wyciem piskiem echem odbiciu złu
krążyło złowrogo z diabelskim lichem.

Deszcz lunął umoczył kropidłem łzy
kroplami odbijał fontannami po twarzy.
Przeszedł szybko i gwałtownie ucichł
schował ostre jak brzytwa swoje pazury.

Nagły szok gwałtowny poranił ciało
zmył grzechy ściekł po duszy całej.
Bojaźń ustąpiła z promieniem słońca
tępa głucha cisza uśpiła zjawisko.

Było słychać pomruki tej bestii złego
oddechy sapania jakby snem głębiny dniu.
Wiatr zelżał odleciał w inne kąty polom
kopnął chmurki szarości światło odsłonił.

Wszystko odżyło z tego amoku żądzy
świergot ptasich treli muzyką nuty grał.
Choć wszędzie ruiny zgliszcz powaliny
natura wróciła światu tętno w harmonii.

Opublikowano

Znowu za dużo słów i są błędy gramatyczne - za szybko piszesz, za mało "wyrzucasz" - przeprowadzaj selekcję tego, co Ci niesie strumień świadomości.
Ale widzę, że już jest dużo lepiej niż w poprzednim wierszu - ten jest bardziej uporządkowany.
I czuje się w nim nastrój: najpierw burzy i grozy, przerażenia i zniszczenia, a potem powrotu do normy i ładnej pogody. Nastrój jest niewątpliwie.

Opublikowano

koły, nocy.....
gdzie ty się uczyłeś polskiego?
treść brzmi jak wymioty z zawartością miłej pani od języka polskiego i utartych na miał pseudo estetycznych frazesów. Zero nastroju, zero oryginalności i w ogóle zero....
chciałbym się tym nie przejmować...

Opublikowano

To sobie kup okulary człowieku
a co widzisz daltonisto własny nos
w różowych okularach,na niebieski kolor trawę
wszystko wredne żmijowate gady z jadem syczące.
Ale mi możesz skoczyć na baranie rogi i brykać trykiem.
chamstwo i wredność tutaj goszczą stołem i częstują zakalcem.
Jeden rój mutacyjnych wściekłych pszczół szarańczą zebranego ula.

Opublikowano

to jest znakomita humoreska
pszysiegam że sie zaśmiewałem
ale nie dotarłem do końca bo popadałę niebezpiecznie coraz to głebiej w szaleńczą euforie
czytam to na głoś i pękam że śmiechu
może umieścić tu plik audio?
recytacje

Opublikowano

Lilianno, dziękuję, ale inni z pewnością podobnie odebrali treść wiersza i jego żywy nastrój, tylko nie każdy to powtarzał w swoim komentarzu.
I chyba nie jesteśmy na Pan/Pani? W każdym razie z większością osób tutaj jestem na Ty. Myślę, że tak jest wygodniej i sympatyczniej.
Żałuję, że wykasowałeś swój drugi wiersz, ten, który mi pokazałeś i prosiłeś o przeczytanie. Widziałam go, ale nie zdążyłam przemyśleć i zanalizować. Dzisiaj chciałam do niego wrócić, a tu go nie ma. No cóż, to Twoja decyzja.
Pozdrawiam. :-)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ciekawy. U mnie za A,B,,C dzisiaj kupili cztery czyste na jeden raz do wątłej jednorazowej. Pzdr

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • Ty nie gnasz, a jedziesz na wstecznym haha
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Również się cieszę, że znowu tutaj jestem. :-)
    • @Migrena dziękuję za uznanie:):) @EsKalisia Dziękuję za refleksję:):) @Waldemar_Talar_Talar Dziękuję Talarku:) @Berenika97 Pięknie odpowiedziałaś:):) @viola arvensis Violu pięknie Ci dziękuję za Twoją życzliwość:)
    • Nigdy nie zapomnę mojej babci, od której wszystko się zaczęło. No więc tak. Opowiem wam o tym wszystkim, ale trochę chaotycznie, bo taka z reguły jestem i zazwyczaj ulubioną tradycję, kultywuję. To znaczy o tym, jak zostałam szczęśliwą żoną i matką, mojego, jak pragnę wierzyć, szczęśliwego ze mną męża. No nie. Matką jestem moich dzieci. Dzisiaj mam taki rajzer fiber, z uwagi na jutrzejszą uroczystość, że gadam jeszcze bardziej chaotycznie, niż ustawa nakazuje. W miarę możności postaram, bajanie streszczać.   Obecnie jestem starą babą, lecz wtedy miałam dwadzieścia wiosen, gdy siedziałam i spozierałam jak reszta rodziny, na babcię, która zapragnęła odczytać testament, póki była jeszcze na fleku. Dziadek w tym czasie już nie żył, a przepustki zza światów nie dostał.    Gdy babcia otwierała kopertę, to cisza nastąpiła jak makiem zasiał, a wszyscy wstrzymali oddechy. Nawet jeden z wujków wstrzymał za długo i umarł, ale to już inna historia.   Tylko miętoszenie papieru było wyraźnie słyszalne i tykanie zegara, który odmierzał czas, do rozpoczęcia odczytu. No wreszcie otwarła i po prostu zaczęła:   – Cały mój majątek zapisuje mojej jedynej wnuczce i nie zamierzam się tłumaczyć, dlaczego – mówiąc to, dotknęła znacząca jednego z wałków na głowie, spowitego w siwych włosach. – A zatem – ciągnęła dalej – wszystko jasne. Mojej kochanej wnuczce – że powtórzę – zapisuje w spadku, jedną sztukę z mojej głowy.   – A my. Dostaniemy co? - zapytała nieśmiało zawiedziona do granic możliwości rodzina. – O ile nam wiadomo…   – Tak. Pstro. Nic wam nie wiadomo – wrzasnęła wzburzona babcia, popatrując wokół cwanym wzrokiem. – Z tego jeszcze co dobrego wyniknie. Jestem o tym święcie przekonana.   Tak się złożyło, że na drugi dzień, babcia odeszła w zaświaty. Została pochowana z wałkami na głowie, lecz nie ze wszystkimi. Jeden ja wyszarpnęłam. Taki fajowy druciany. Pusty w środku. Stosownie przy tym, starodawnie dygając i mówiąc, dziękuję.    Po jakimś czasie – mniej więcej, kilka tygodni po pogrzebie – obudziło mnie o świcie, złowieszcze stukanie pode mną. Tak się normalnie przestraszyłam, że o mało co, a bym się zesikała na jaśka. Ze strachu nie mogłam wstać, by zobaczyć, co to za cholerstwo tak diabelnie stuka. Rodzice akurat wyjechali i byłam sama w domku. Jednocześnie pamiętałam, że gdy kładłam się spać, to trzymałam w ręce papilota czyli spadek, który mi się wysmyknął i pokulał między dość wysokie nóżki, podtrzymujące spanko.     W końcu zebrałam się na odwagę i zajrzałam pod łóżko, doznawszy prawdziwego szoku i kołatania przedsionków. Jakaś wściekła mysz, wlazła do wałka i nie mogła się wydostać. Trzaskała nim po dechach na wszystkie strony. Na dodatek warczała na mnie i spoglądała krwawym, mysim wzrokiem. Byłam tak roztrzęsiona, że zaczęłam się wydzierać i biegać jak opętana, przewracając krzesła i nocną lampkę z ozdobnym szczurem na kloszu.     W końcu otwarłam okno, krzycząc wniebogłosy, że zostałam zaatakowana przez krwiożerczego potwora w zbroi. Tak się akurat złożyło, że przechodził pod oknem, młodzieniec szczególnej urody z hektarami i gdy ujrzał spłoszone dziewczę – czyli mnie – to zakrzyknął, czy potrzebuje pomocy, bo jakby co, to on jest chętny. I tak już jest chętny,  pięćdziesiąt lat. Jutro mamy złote wesele.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...