Atanazy Bazakbal Opublikowano 4 Kwietnia 2007 Autor Zgłoś Opublikowano 4 Kwietnia 2007 Słabo mi…Niepewnie się czułem już dłuższy czas Rzym męczył mnie okropnie…puls mój ledwie słychać, Wyjechałem na wieś. Trzeba przecież oddychać, Powietrze było tam czyste i piękny stał las. Magia…Słońce przedarło się przez korony drzew, Musnęło obojętną twarz…- to uzdrowienie? Majak ujrzałem…Dziewczę? Światła oślepienie? Nie wiedząc co czynić udałem samotny krzew. Strach…Uśmiechnęła się…ach!…mdleję…i cóż za żal! Gonić za snem? Szept jej słyszę: „Chcę być kochana!”… Miłość…Lecz ja rośliną przyszedłem na ten bal… Lęk straszliwy nastał – czyżby znowu przegrana? Poruszyć się pragnę i zdjąć nieprawdziwy szal, Wiem…Wiem…Krew nie krąży. Niemożliwa już zmiana.
Spiro Opublikowano 4 Kwietnia 2007 Zgłoś Opublikowano 4 Kwietnia 2007 sonet miał być? nie wyszło moim zdaniem. westchnień, myślników i kropków jak mrówków rozlazło się po ekranie do następnego
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się