Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mogę Cię znielubić? Znielubić tak, że kiedy będę cię widziała na ulicy z grzeczności powiem „CZEŚĆ” abyś myślała, że wszystko jest jak było.
Będziemy stwarzać pozory „przyjaźni w separacji”, bo nawet takie rzeczy mają miejsce. Raz czy dwa pójdziemy razem do sklepu, żeby jedna z nas mogła sobie kupić bluzkę. Potem pójdziemy do naszego ulubionego lokalu na drinka. Jak zwykle zamówisz coś co mi posmakuje. Poczęstujesz mnie papierosem. Siedząc na czerwonych sofach opowiemy co nam się przydarzyło dzisiaj i wczoraj. Będziemy się słuchać z wielką uwagą. Wyjdziemy żegnając się tak, jakbyśmy zaraz miały przestać istnieć – a wszystko to, na pokaz by inni nam zazdrościli. Muszą myśleć, że to co widzą jest szczere i nie ma mocy która mogłaby to popsuć. Następnego dnia zobaczymy się w szkole. Będziemy się przytulać i uśmiechać, żeby nikt nie pomyślał „Oho coś się popsuło”. Separacja będzie trwać choć nikt o niej nie wie. Myślą – To chwilowy spadek formy, przejdzie im. Zaczniesz dzwonić coraz rzadziej, a twój numer stanie się dla mnie obcy, aż wkońcu zniknie z książki telefonicznej. „TY!” zmienisz się w zwyczajne „ty…”.
Powiedz mi, czy mogę cię znienawidzić? Znienawidzić tak, że twoja obecność będzie mnie kuła jak igła, że kiedy przejdziesz obok zaatakuje cię wściekłym spojrzenie i nie powiem ani słowa? Wtedy już nikt nie pomyśli – To chwilowe. Będą wiedzieć o końcu naszego imperium z którym wiązałyśmy tyle marzeń. Ono stanowiło podstawę, było wspólnym celem. Nie pozwolę wspominać w mojej obecności o tobie, a i ty wymażesz moje imię z myśli i powietrza którym zaczniesz oddychać w pojedynkę. Ono mimo starań będzie jedyną rzeczą która będzie nas łączyć, cała reszta zostanie oficjalnie zniszczona. Spale nasze wspólne zdjęcia których i tak było niewiele. To świadczyło o naszej różnorodności i braku „tego czegoś” co pozwoliłoby NAM przetrwać .Prezenty od ciebie stracą odnóża, głowy i to co było im potrzebne do prezencji. Ty, rozpowiesz o moich sekretach tak bym dowiedziała się o tym PIERWSZA – tak by wszyscy wiedzieli i śmiali się ze mnie, dręczyli mnie, wyzywali. Będziemy się ranić tak długo, aż starczy nam sił, aż nie zgaśnie w nas miłość do siebie, aż nie zaspokoimy płaczu sumienia …
Wkońcu, siądę pod drzewem i zapłacze … nad naszym losem.

Opublikowano

Interpunkcja, coś tam jeszcze było nie tak, ale nie pamiętam, co. Dobra, część techniczną odwaliłam - teraz czas na meritum.

Poczułam się... rozbrojona. Pierwszy akapit tego tekstu jest o czymś, co znam z autopsji, choc skończyło się inaczej - wolnym umieraniem, aż w końcu zostały tylko wspomnienia. Nawet nie zdjęcia, bo mam tylko jedno, jej klasowe, ukradzione, bezcenne. nie ma co drzec. nie ma sensu drzeć.

Napisałaś bardzo ładnie o czymś, o czym jeszcze nie czytałam. Taki temat nie przyszedłby mi zresztą do głowy. Jestem pod wrażeniem...

Naprawdę.

G.

Opublikowano

Z interpunkcją od początku mojej przygody z liryką/prozą coś jest nie tak.Zawsze gdzieś czegoś brakuje :)

Miło, że wywołałam jakieś emocje i bardzo się ciesze, że tekst przypadł Ci do gustu. Po napisaniu go, pomyślałam "kurcze, przecież to zwyczajna sytuacja, zapewne nikomu się nie spodoba" - dziękuję, za rozwianie tego typu myśli.

Pozdrawiam :)

  • 10 miesięcy temu...
Opublikowano

Ja w tym zbyt długo nie siedze, ale z punktu widzenia zwykłego człowieka, przechodnia:

Ładnie napisane... Ciężko mi chyba powiedzieć coś bardziej obiektwnie, bo taka sytuacja jest mi w tym momencie bardzo bliska. Po przeczytaniu najpierw zaczęłam się zastanawiać, który sposób jest gorszy... Jednak w pewnym momencie coś nagle pękło i zrozumiałam, że tak nie może być i musze "To" ratować, a nie planować, jak zabić...

Dobra, nie powinnam się rozgadywać.
Ale jeszcze raz gratuluje.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
    • Po drugiej stronie Cienie upadają    Tak jak my  I nasze łzy    Bo w oceanie nieskończoności  Wciąż topimy się    A potem wracamy  Bez śladu obrażeń    I patrzymy w niebo  Wszyscy pochodzimy z gwiazd 
    • na listopad nie liczę a chciałbym się przeliczyć tym razem
    • Dziś dzień Wszystkich Świętych: Na płótnach ponurych I tych uśmiechniętych, Ale wspomnij zmarłych, Nie tych, co tu karły, – Co drzwi nieb otwarli! Choć w spisach nie ma, Bo jakieś problema... – Na dziś modlitw temat!?   Ilustrował „Grok” (pod moje dyktando) „Nierozpoznany święty”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...