Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Spolegliwość balona


Rekomendowane odpowiedzi

Jestem sobie jaskrawy balonik,
balonik niebieski jak morze,
balonik czerwony, żółtawozielony,
pstrokaty balonik. I dobrze.

Zwykły balon - jak balon - na sznurku,
kolorowy i lekki jak motyl.
Gdy szarpiesz za sznurek, przytakuję głową:
"Rozumiem" - i koniec roboty.

Ale tutaj - uwaga, panowie!
Na pozór się pusty wydaję,
lecz myśl górnolotna mi szumi po głowie
i wznosi, i upaść nie daje.

Balon zwykle jest dotąd balonem,
dopóki nadludzka potrzeba
nie każe mu zerwać sznurka porozumień
i uciec. I lecieć do nieba.

Nigdy jeszcze nie było balona,
co długo balonem pozostał.
Balońska natura to bujać po chmurach
i marzyć, co jasne i proste.

Z góry wszystko - rzec można - jest piękne,
choć... ból mnie tak jakby gdzieś kole,
choć żal mnie rozpiera od wewnątrz.
Aż wreszcie - u szczytu - wybuchnę i pęknę,
i wszystko przestanie mnie boleć!
I będzie mi wszystko jedno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 50
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Dariuszu, czy Ty mi się przedstawiłeś swoim nickiem? Miło mi; a ja Oxy. :-)
A może jeszcze napisałbyś coś inteligentnego na temat wiersza?

Michale, nie zamierzam zmienić hobby. Dlaczego? Bo piszę inaczej niż Ty??? A Ty za kogo się masz, u licha, że takie rady mi tu dajesz?!!!

Sokratexie, dziękuję za porównanie mojego utworku do piosenki tak wielkiego Poety! - czuję się zaszczycona! I... zmieszana.
Znam ten wiersz Okudżawy, ale dzięki, że go tu przytoczyłeś, skoro o nim wspomniałeś. Nie próbowałam się na nim wzorować, co chyba widać. Metafora balona przyszła mi do głowy z powodu powiedzenia: "zrobić z kogoś balona". U mnie pełni ona inną funkcję niż w piosence Okudżawy. Tam balonik jest symbolem ciągłego niespełnienia, poczucia braku, pustki, opuszczeń, rozstań, marzeń, pragnień, niedoścignionych dążeń, a także - mitycznego nieba, powrotu do Raju. Natomiast u mnie... No cóż: "Koń jaki jest - każdy widzi", toteż więcej pisać o tym nie będę. Przynajmniej na razie.

Messalinie, a co można by tu skrócić? Prawdę powiedziawszy, nie widzę takiej możliwości. Czy coś jest tu niejasne? Możliwe, że niepotrzebnie napisałam, iż jest to nowa "wersja" poprzedniego wiersza - to może jest mylące. Napisałam to rochę żartem, bo jednak ten wiersz jest o zupełnie innym typie osobowości. Albo może o zupełnie innym zjawisku. Ale nie jest całkowicie jednoznaczny, więc różne interpretacje i odniesienia do rzeczywistości są jak najbardziej wskazane i pożądane.
Są jeszcze takie powiedzonka: "nie pękaj!", "pękać ze złości", "serce z żalu pęka". Może one też w jakiś sposób pomogą komuś zinterpretować wiersz i znaleźć w nim coś dla siebie, na własny użytek.

Dziękuję Wszystkim i pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Michale, nie zamierzam zmienić hobby. Dlaczego? Bo piszę inaczej niż Ty??? A Ty za kogo się masz, u licha, że takie rady mi tu dajesz?!!!

Za czytelnika.
To nie jest kwestia "pisania inaczej", tylko kwestia nieumiejętności pisania wogóle. Oczywiście - jak dla mnie, inni to się mogą nawet rozpływac w pochwałach - mnie to, że tak powiem - nie obchodzi.
Ja chce wiersz, a nie kiepską podróbkę. Tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie rozumiesz, że ja akurat dokładnie to samo mogę powiedzieć o większości Twoich wierszy?
Po co Ci ta agresja? Nie umiesz rozmawiać kulturalnie, kiedy coś Ci się nie podoba? Między jakimi ludźmi Tyś się wychowywał??? Szczekanie, szczekanie, szczekanie, wieczny jazgot! Czy Ty się wciąż czegoś boisz? Przed czymś bronisz? Po co Ci ta obronna postawa rotwaillera? Nikt tu nie dybie na Ciebie ani an Twoją twórczość! Spoko!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie rozumiesz, że ja akurat dokładnie to samo mogę powiedzieć o większości Twoich wierszy?
Po co Ci ta agresja? Nie umiesz rozmawiać kulturalnie, kiedy coś Ci się nie podoba? Między jakimi ludźmi Tyś się wychowywał??? Szczekanie, szczekanie, szczekanie, wieczny jazgot! Czy Ty się wciąż czegoś boisz? Przed czymś bronisz? Po co Ci ta obronna postawa rotwaillera? Nikt tu nie dybie na Ciebie ani an Twoją twórczość! Spoko!

Nie wiem od czego zacząc - ale żadna obrona słowna nie obroni tego tekstu, który jest okropny pod każdym względem - zarówno formy, jak i treści, doboru słów, skojarzeń, itd, idt... Zwalanie na wychowanie, na kosmitów, sowietów nic tutaj nie pomoże. Po prostu nie lubie, jak sobie ktoś jaja robi ze mnie jako czytelnika.
A mówic na temat wierszy - no chyba po to jest forum, żeby o nich mówic.
"Szczekanie, szczekanie, szczekanie, wieczny jazgot!" - animizacja krytyka :)
Hau hau, ale gniot, hau hau!!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oxyvio, wiem, ze bronilas mojego utworu, ale musze byc w zgodzie z samym soba. Ten wiersz jest nudny, nie przyciaga uwagi, popracoj nad srodkami wyrazu, wiesz "alonik balonik balonik balonik... BRRR!". Poza tym na poczatku zaczynasz jakbys przygotowywala wiersz do Domowego Przedszkola, a konczysz jak wiekszosc "poetow" nowego pokolenia(czyli bezsensu i "latwo" jakby). Znajdz najpierw dobry temat, taki ktory cie poruszy i bierz sie do pisania, nie o byle czym, bo na razie wyjdzie byle co. pisz, pisz i jeszcze raz PISZ! Nie wolno ci sie zniechecac, chocby sam Bog, swa swieta reka wystukal na klawiaturze: "Daj sobie spokoj, Dziecko":) Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tian Tian, dziękuję za rzeczowy komentarz. Rozumiem, że nie lubisz tego typu wierszy, a metafora balonika kojarzy Ci się z dziećmi. To właśnie tak miało być - dobre skojarzenie i cieszę się, że udało mi się je wywołać u Ciebie i u Krzywaka. Wywołałam je w określonym celu, ale nie będę uawniać, w jakim, bo to sprawa indywidualnej interpretacji wiersza przez każdego Czytelnika (jeśli kto chce go zrozumieć).
Wiersze dla dzieci nie powinny być gorsze niż dla dorosłych, więc stwierdzenie, że mój wiersz pasuje do Domowego Przedszkola, nie obraża mnie i niczego wierszowi nie ujmuje. (Mimo, że ten wiersz nie jest akurat dla dzieci).
Masz pełne prawo nie lubić tego typu wierszy. Dziękuję za przeczytanie i kulturalny komentarz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Balonik to wdzieczny temat. Dolaczylem jako trzecia zwrotke, czwartą zwrotke z Twojego wiersza:)
Martwa natura z balonikiem (Fragment)
Szymborska Wisława

"Zegarku, wypłyń z rzeki,
pozwól się wziąć do ręki,
żebym mogła powiedziec:
Udajesz godzinę.

Znajdzie się też balonik
porwany przez wiatr,
żebym mogła powiedzieć:
Tutaj nie ma dzieci."

"Balon zwykle jest dotąd balonem,
dopóki nadludzka potrzeba
nie każe mu zerwać sznurka porozumień
i uciec. I lecieć do nieba."

"Odfruń w otwarte okno,
odfruń w szeroki świat,
niech ktoś zawoła: O!
żebym zapłakać mogła. "


Nawet logiczne:)

pzdr
MK

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiersz jest infantylny, powtórzenia raczej skłaniają czytelnika do przypuszczenia, że autor ma ubogi słownik, niż do doszukiwania się jakiegoś zabiegu literackiego
nawet jeśli ten wiersz przekazuje jakimś szyfrem niezwykle głęboką treść, to opakowanie go w taką formę powoduje, że nie chce się tej treści doszukiwać

z pewnością są ludzie, którzy docenią ten wiersz - oczywiście szanuję ich
ps
co do dysputy z Krzywakiem: odniesienie się do twórczości komentatora jest zabiegiem tak starym jak fora poetyckie, jest to typowe odwracanie kota ogonem i jeśli już cokolwiek, to właśnie to jest przejawem agresji
dodam, że dość żałosnym

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vacker F., dzięki za przeczytanie i komentarz. Pewnie masz rację, jeśli chodzi o powtórzenia. W tym wierszu chyba rzeczywiście niczego nie wnoszą. Mam naturalną skłonność do powtórzeń, lubię ten środek wyrazu w poezji, dlatego pewnie zdarza mi się go nadużywać.
"Infantylność" wiersza jest zamierzona, jak już napisałam. Cieszę się, że wiersz czyni takie właśnie wrażenie. A przy tym oczywiście nie wymagam, żebyś lubił tego typu wiersze.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


W którym miejscu odnoszę się do twórczości komentatora? Czy chodzi o to, iż wspomniałam, że mam dokładnie takie same odczucia co do wierszy Michała, jakie on ma do moich? To jest raczej odniesienie się do komentarzy - po prostu chciałam zwrócić uwagę na to, że ja swoje odczucia i refleksje wyrażam w bardziej kulturalny i strawny sposób niż Krzywak, choć wzajemny odbiór naszych wierszy jest taki sam.
Dziękuję za kulturalny i rzeczowy komentarz, Flickanie. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dariuszu, otworzyłam link, ale niczego mi on nie wyjaśnił. Znam się na pracy w przedszkolu, ale to nie ma nic do rzeczy, jeśli chodzi o Twój koment do mojego wiersza. Nadal go nie rozumiem. Postaraj się wyrażać jasno i precyzyjnie własnymi słowami. W przeciwnym razie Twoje komenty będą bezużyteczne, bo pozbawione treści.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Brak konsekwencji.


Oczywiście. Dlatego nie wmawiaj mi, że napisałaś dobry wiersz, a sobie i innym, że od zawsze nielubisz moich - wybrałem tu kilka Twoich recenzji co do mojej twórczości. A resztę skasuj albo przedeytuj na swoje, bo nie chce mi się dalej wyciągac. A jedyną złą opinie dostałem jedną, przy "życiu"(co było ciekawym zjawiskiem, ale w końcu złośliwośc wzięła góre). Ale dosyc już tego wciskania, fakty mówią same za siebie.
Oto Twoje "złe" opinie:


Fajne. Na razie się ubawiłam tym wierszem i tylko tyle. Ale jeszcze wrócę, kiedy się wyśpię. :-D




Dnia: 2007-02-25 04:21:41, napisał(a): Oxyvia J.
Czytelnik

Komentarzy: 962


Ależ to nie jest zarzut! Przynajmniej nie z mojej strony. Jak już kiedyś pisałam, nadajemy na nieco innych falach, trochę innym językiem, dlatego nie zwsze się rozumiemy. Ale to niczego nie ujmuje ani Pana wierszom, ani mojej percepcji (i vice versa). W dodatku dzięki temu życie jest jeszcze ciekawsze. :-)
Pozdrawiam.




Dnia: 2006-11-26 23:55:41, napisał(a): Oxyvia J.
Czytelnik

Komentarzy: 962

O tak, popieram, w każdym słowie! Alem się ubawiła!
Pozdrawiam obydwu AUTORÓW i oczekuję dalszego sympatycznego pojedynku z niecierpliwością!
Wiersz też bardzo mi się podoba, nawet bardzo-bardzo, jeszcze tu wrócę, na pewno, niedługo!...




Dnia: 2006-12-08 00:32:23, napisał(a): Oxyvia J.
Czytelnik

Komentarzy: 962

Do wiersza jeszcze wrócę, bo widzę, ze tu dalej są ciekawe, nieodkryte pokłady treści.




Dnia: 2007-01-31 20:50:34, napisał(a): Oxyvia J.
Czytelnik

Komentarzy: 962


A co do wiersza - niezły. Znów o pewnej dewiacji, skrzywieniu emocjonalnym, coraz pospolitszym i coraz groźniejszym w naszym "świątobliwym" społeczeństwie. Bardzo mi się podoba ten "szary bożek", trzymający za ja... krocze. I ta cała pustka, łącznie z kontem, jako rzekoma przyczyna i "usprawiedliwienie" peela. Cienki Bolek i maczo wobec kobiet - taki model "mężczyzny" mnoży się teraz jak grzyby po deszczu. (Wiem, wiem, ze są i fajni faceci - na szczęście; nie jestem seksistką).
Pozdrawiam. :-)




Dnia: 2007-01-07 16:34:25, napisał(a): Oxyvia J.
Czytelnik

Komentarzy: 962
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
    • @Jacek_Suchowicz ↔Dzięki:)↔Bardzo mi przypadł do gustu Twój wierszyk:) Pod względem rymów, też:)↔Pozdrawiam:))) @andreas ↔Dzięki za całkiem zmyślny wierszyk księżycowy. A zatem współpraca, przeważnie popłaca:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...