Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Część dnia nr1

Podnoszę zaspane wycieraczki, rozsuwam zasłony nocy.
Moje wnętrze wypełnia łuna światła.
Staromodne słońce dobija się przez przezroczystą ścianę.
„W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”- dzień wkroczył na bieżnię, rozpoczyna bieg.
Paliwo najwyższej jakości napędza mnie na cztery koła- jajko na miękko, zielona herbata i „miłego dnia córeczko”.
Droga od nic nie robienia do robienia liczy mniej więcej cztery kilometry. Nieczęsto pokonuję ją piechtobusem. Epikurejski styl życia każe „łapać chwilę’ co w moim rozumowaniu znaczy łapać autobus.
O ósmej wkraczam w ciemnną stronę mocy.
Nie ma miejsc, do których nie docierają żarzące ogniki pozytywizmu.
Przez włókna materiałów światło dociera tam gdzie teoretycznie nie powinno wtykać nosa. Podobnie mury szkoły przepuszczają promyczki, które karmią nas połamanymi żartami o charakterze kwaśnym.
Mimo wszystko ktosie pozytywnie zakręcone umilają przebywanie na tym edukacyjnym padole.
Ściągaczki, literówki, strugaczki i inne dyrdymały kończą pracę między godziną czternastą a siedemnastą.

Część dnia nr2

Relaks poprzez jogging telewizyjny z przerwami na bytowanie internetowe.
„Chrum chrum mniam mniam „- i do pracy.
Pomnażanie szarych komórek kończę koło dwudziestej pierwszej, kiedy to oddaję się błogiemu lenistwu.
Tasiemce serialowe, wyrabianie bicepsa, pożeranie stronnic powieści, pozytywne zasłuchanie…


Kolejny dzień osunął się w cień. Nad egzystencjalnymi refleksjami do poduszki czuwa uśmiechnięty księżyc.

„W ręce Twoje Panie powierzam ducha mego”.

Opublikowano

Poetycko kunsztowne. Myślę, że zdobędziesz tutaj wiele bardzo przychylnych komentarzy. Jednakowoż prócz uznania dla twoich poetyckich zdolności mam w sobie odczucie, że tekst jest nazbyt papierowy. Gdzieś w trakcie czytania zniknął mi bohater opowieści . Cały czas jest czymś przeszyty, albo słońcem albo tym co emituje ekran telewizyjny albo też jeszcze czymś innym. Pewnie ma tak być - o to ma chodzić. Nie wiem, czy za jakiś czas chciałbym przeczytać to kolejny raz, a dla mnie jest to pewne kryterium oceny.

PS
Przeczytałem jeszcze raz, tekst wszedł we mnie lepiej. Końcowa modlitwa nadaje mu to człowieczeństwo, którego nie odczułem przy pierwszym czytaniu.

Pozdrawiam

Opublikowano

Dla mnie jest to szkielet - dobry szkielet - czegoś większego, każde zdanie powinno być teraz obleczone w skórę, mięśnie, ścięgna. Każda myśl rozbudowana, dopisana, zmielona, połknięta przez autora z gorzką popitką i wypluta ponownie na ekran monitora, a z mazi powinna wyłonić się długa, smutno - piękna egzystencjalna opowieść o codzienności, przemijaniu, samotności i skazaniu każdego człowieka na powolne zniknięcie i zapomnienie.
Naprawdę - dobry ten szkielet.

Opublikowano

Dziękuję za komentarze:) Nie chciałam z tego tekstu robic długiego opowiadania to miała być krótka forma, troche śmieszna, trochę poważna, ale na pewno nie smutna. Mimo to postaram się trochę rozciągnąć ten tekst..

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...