Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

V.M

Użytkownicy
  • Postów

    23
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez V.M

  1. V.M

    PSM i szał twórczy

    „Człowiek zupełnie nie tknięty szałem nie wejdzie do świątyni muz.” Platon cisza wplątana między wąskość palców salutuje po skroniach oblizuję słońce spod nosa wymiotuję łzy a dżem w kącikach ust przeszedł bluesem na amen. W końcu zero transcendentnie spuszcza się w notebook spija śmietankę z treści aromatycznie zaostrza koloryt permanentny i zmienny kwestionariusz kobiecości uff kawa dobiegła końca czas na zmywanie podłóg
  2. rzodkiew ruchem kościograbi bada grunt pod stopami cacunio! (roziskrzy moher) wnęki utarte miedzy 15 a 60 zmywa dotyk elektryczności empatia pod paznokciami empatia we włosach z piasku „mów śmierć jest śliną na ja daczce. egoizm chwastem pretendującym oka mgnienie backstage w końcu utarło mleko spod nosa ( na każdego przyjdzie pora)
  3. V.M

    [być naprawdę]

    zawisła między futrem z nutrii a dżinsami z pebexu nie- kobieta o tlenionych kudłach i zwęglonych dłoniach a Autobus nie czeka na nie-nas zgubionych gdzieś w gęstwinie górnolotnych marzeń o podkręconych firankach prostych ścianach i wielkich oknach jak buty zadumane nad długością sznurówek rozprawiające z sandałami o akrylowych tipsach Można być materialną KUPĄ albo otworzyć PUSTOSTAN zachłysnąć się NIEBEM i stać się AGAPE
  4. V.M

    solis spes

    oparta o fragment wspomnień postawiona na wznak oczekujesz wehikuł czasu Bezpruderyjnie patrzysz w sufit otulony kurtyną nocy Tymczasem hipotermia trzyma za dłonie enigmatycznie rozszyfrowując nadzieję zapisaną w palcach poskramiasz wpatrzony niegdyś smak wedlowskiej czekolady bez pytania rozpuszczony w tobie Zranione serce leczy się miłością -powtarzasz po omacku szukając Słońca
  5. Chyba jednak nie w moim stylu.. Do mnie nie przemawia, ale myślę, że może się podobać. Pozdrawiam;)
  6. V.M

    Jasełka

    Podoba mi sie tylko wers z ketchupem.
  7. "agresywne i bezpańskie sny trzeba uciszać jednak" "dałaś w zamian nową, sam ją wziąłem." "więc teraz ja na rydwanie organiczności, ciągnięty przez ogiery kultury, pędzę strzelając wzrokiem czarnym, Ku nowej nadziei, Co ją teraz mam." Te wersy brzmią nieco tandetnie i mam wrażenie, że są pisane jakby pod przymus. Brakuje lekkosci i charakterystycznego wyrazu.. Pozdrawiam
  8. V.M

    Jak powstało serce

    (x-Ox)2+(y-Oy)2=R2. (równanie okregu) Skrzywiło się pekło w centrum Z resztą jak każdy wiezień grawitacji nie miało wyboru co do kierunku lotu Oba końce skłoniły się ku matce ziemi Jednak na granicy idylli z globem zdażyły złapać się za rece I tak już pozostało w operach mydlanych i w życiu
  9. Wydaje mi sie, że słowa "wgryziony" nieco razi, przynajmniej mnie.. Poza tym tekt jest nawet fajnei napisany, pma coś w sobie. Pozdrawiam
  10. Każdy dzień nosił w sobie piętnastą trzydzieści. Ścienny zegar w sposób zadowalający wywiązywał się ze swoich obowiązków. Swoimi nastrojowymi dźwiękami przywoływał ich w progi sypialni, proponując kawę, bądź herbatę. On zawsze rozkoszował się różaną z rumem. Powodowała ona efekt wrzenia krwi, która gwałtownie pulsowała w jego żyłach, mimowolnie apelując o pieszczotę. Ona adekwatnie do swojej kobiecości, dokonywała wielorakich wyborów. Pijała herbatę zieloną, bądź czarną. Czasami pobudzała swój organizm niewielka dawką kokainy, reflektując w ten czas małą czarną. Nigdy nie wnikała w powiązania jakie istniały między jej zachciankami, a stanami emocjonalnymi, które wówczas im towarzyszyły. Rytuały herbaciane poprzez męskie, zaborcze dłonie, uzbrojone w żelazo, utkały z niej kobietę. O piętnastej trzydzieści dopełniali się wzajemnie dokonując aktu stworzenia. On bez niej nie był mężczyzną, podobnie jak ona nie była kobietą bez niego. Upajali się wówczas trunkiem swoich emocji. Związani niegdyś stułą, pozostawali w uścisku nieprzemakalnym i odpornym na wstrząsy. Cały akt rozkoszy, Jezus skwitował słowem, Miłość. Zapieczętował ją w kopercie, nakleił znaczek i pozwolił aby biały, trochę niedzisiejszy gołąb rzucił ją pod bramy niebios. Na różowej kopercie był napis, nieco tandetny w swym telenowelowym romantyzmie: „Na zawsze…” Minęło siedem przeklętych dni odkąd umarł. Każdą sekundę liczyła, jako odrębną wieczność, której Bóg nie nadał żadnych granic, wyznaczających jej kres, bezapelacyjny koniec… Białą, dziewiczą suknię ślubną zakopała w najdalszym kącie pawlacza. Swoją obumarłą kobiecość przykryła czarną garsonką, która bez pytania podkreślała to i owo. Spojrzenie kwitnące niegdyś świeżą trawą, zmieniło swoje oblicze na późnojesienne, zapomniane kłosy zbóż . Zegar ścienny, jak co dzień oznajmił piętnastą trzydzieści. Bezimienna i naiwna siedziała na rogu łoża, okrytego narzutą w kolorze nadziei. Mąż śmiał się do niej z czarnobiałej fotografii. Upajała się lazurowym błękitem, który płynął z jego oczu widzianych oczami wyobraźni. Siedziała odrętwiała z samotności, krztusząc się kolejnym łykiem czarnej herbaty… Było złociste, jesienne popołudnie. Swoje dobre samopoczucie niedbale zbierała z chodnika...z kolorowych liści powstała wiązanką ciesząca jej zamknięte oczy. Pod powiekami tuliła słone łzy, przywołujące wspomnienia z wakacji nad morzem martwym. Gdzieś miedzy odgłosami dobiegającymi z placu zabaw, usłyszała szept jesiennego wiatru. Swój wzrok skierowała w stronę Słońca. Jeden z radosnych promieni oświetlił całym swoim świętym blaskiem sylwetkę zielonego liścia, który kilka chwil wcześniej rozpoczął swoją pielgrzymkę ku ziemi grzesznej i pustej. Na wysokości około metra siedemdziesięciu napotkał szarość nieba jej oczu, która nagle zarumieniła się tysiącami barw, tworząc przecudny krajobraz Jej spojrzenie rozświetliło się łuną błogosławionego szczęścia, jak wtedy, co dzień o piętnastej trzydzieści, zanim nie pochowała Radości na podwarszawskim cmentarzu… W zielonym liściu ujrzała obraz swojego męża. Teraz stała obnażona z żałoby, otwarta na Miłość, zapieczętowaną napisem: „Na zawsze”. Zielony stał się realną bliskością, opiewającą jej ciało nutką rozkoszy… Musnął jej usta kącikiem swego ciała, po czym bez tchnienia opadł w jej rozpromienione dłonie. Zaczerwienił się jak wtedy, kiedy stali w kroplach mokotowskiego deszczu. Był młody, jak letni poranek, a ona ulotna, jak bieszczadzkie chmury. Przemoknięci, wtuleni i spragnieni zdobywania siebie nawzajem, patrzyli w kierunku zasypiającego słońca…. Dzień umarł na ich oczach.
  11. Widziałem Twoje usta zgrane z kolorem nieba. - Jutro będzie ładna pogoda. Mówiłaś głosem, który promieniował dobrem. Moje myśli zatopione były w Twoim ciele. Przyznaje próbowałem trzymać je za ręce, aby nie posunęły się za daleko, jednak one bezwstydnie obdzierały cię z niewinności, próbując dojść do sedna sprawy. Wsparta na ramionach tuliłaś w swoich dłoniach zimną, obumarłą poręcz. W lekkim zadumaniu śmiałaś się do zachodzącego słońca, mówiłaś mi, że jest on kropką nad i. Oczy zatopione w gasnącym dniu starały nasycić się bogactwem barw. Ty ogarnęłaś całą ich paletę, ja tylko cienie… Zafascynowała mnie cisza, która płynęła ze zgromadzonych wokół kwiatów. Chcąc nie chcąc stały się one świadkami łamania pierwszych lodów. „Milczenie jest złotem”, jednak ktoś musiał krzyknąć start, nie mnie, nie tobie, lecz nam. Wesoły motyl wzleciał na wysokość zadania, przeciął horyzont myślenia i ściągnął twoje oczy w moje. Jeden motyl zwiewny jak pocałunek przymnożył mi odwagi. Podszedłem bliżej-daleko, a jednak na tyle blisko żeby poczuć Twój zapach. Elwiro, pachniałaś świeżo skoszoną trawą! Poznałem zapach, zapragnąłem skosztować smak wrażliwości, jaki tłumiłaś w swoich wargach. Dzień odpłynął na moich ustach, cisza stała się drżeniem, a nieśmiałe kwiaty skryły się za płatkami obłoków. Pozostało nam stać się pełnią księżyca, oczekującą na kolejny dzień poznawania siebie… Od tamtej chwili mój umysł na zawsze pozostanie zielony, jak ta letnia, zielona herbata, jak zapach pierwszego kochania…
  12. V.M

    --Pytanie retoryczne--

    Dziękuję bardzo za popracie;)Pozdrawiam serdecznie
  13. Podoba mi sie, wczułam się w tą romantyczną atmosferę;) Tylko rarzą mnie te powtórzenia; chmurki, wiatr, własy..za dużo tego.Pozdrawiam
  14. sori ale no chyba jakiś nimfoman/ka to pisała... nie podoba mi się ten tekst
  15. Dziękuję za komentarze:) Nie chciałam z tego tekstu robic długiego opowiadania to miała być krótka forma, troche śmieszna, trochę poważna, ale na pewno nie smutna. Mimo to postaram się trochę rozciągnąć ten tekst..
  16. Część dnia nr1 Podnoszę zaspane wycieraczki, rozsuwam zasłony nocy. Moje wnętrze wypełnia łuna światła. Staromodne słońce dobija się przez przezroczystą ścianę. „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”- dzień wkroczył na bieżnię, rozpoczyna bieg. Paliwo najwyższej jakości napędza mnie na cztery koła- jajko na miękko, zielona herbata i „miłego dnia córeczko”. Droga od nic nie robienia do robienia liczy mniej więcej cztery kilometry. Nieczęsto pokonuję ją piechtobusem. Epikurejski styl życia każe „łapać chwilę’ co w moim rozumowaniu znaczy łapać autobus. O ósmej wkraczam w ciemnną stronę mocy. Nie ma miejsc, do których nie docierają żarzące ogniki pozytywizmu. Przez włókna materiałów światło dociera tam gdzie teoretycznie nie powinno wtykać nosa. Podobnie mury szkoły przepuszczają promyczki, które karmią nas połamanymi żartami o charakterze kwaśnym. Mimo wszystko ktosie pozytywnie zakręcone umilają przebywanie na tym edukacyjnym padole. Ściągaczki, literówki, strugaczki i inne dyrdymały kończą pracę między godziną czternastą a siedemnastą. Część dnia nr2 Relaks poprzez jogging telewizyjny z przerwami na bytowanie internetowe. „Chrum chrum mniam mniam „- i do pracy. Pomnażanie szarych komórek kończę koło dwudziestej pierwszej, kiedy to oddaję się błogiemu lenistwu. Tasiemce serialowe, wyrabianie bicepsa, pożeranie stronnic powieści, pozytywne zasłuchanie… Kolejny dzień osunął się w cień. Nad egzystencjalnymi refleksjami do poduszki czuwa uśmiechnięty księżyc. „W ręce Twoje Panie powierzam ducha mego”.
  17. V.M

    Być albo nie być

    spruli sweter z jego być albo nie być naszywka przebojowości zamiast nici spokoju. szept niech pozostanie szeptem. dzień dniem, on - sobą. ostoją powrotów, zużytym, poczciwym swetrem.
  18. V.M

    --Pytanie retoryczne--

    Ok ale moze wskarzesz co jest nie tak??
  19. V.M

    fiksacja funkcjonalna

    podoba mi się, tylko ten koniec jakoś się nie klei:)
  20. V.M

    --Pytanie retoryczne--

    szaleństwo artyzmu rozrywa na strzępy mp3 tyły elementarza poobgryzane słowa krople metafor anafor i onomatopei skapane w ciszy spływają do twego notesu wiesz kiedyś chciałam złapać cię za nogi wstawić w ramy umysłu i karmić tobą oczy myślałam też że mogę wkleić między łzy a uśmiechy między wersety tekstu przypadkowo nazwanego wierszem nie mogę bo jesteś pierwiastkiem krążącym między już a jeszcze nie jesteś pytaniem na które nie znam odpowiedzi
  21. Mp3 tyły elementarza poobgryzane słowa To co się zasiało szaleństwo artyzmu rozrywa na strzępy Krople metafor anafor i onomatopei skapane w ciszy spływają do twego notesu Wiesz kiedyś chciałam złapać cię za nogi wstawić w ramy mojego umysłu i karmić tobą moje oczy Myślałam też że mogę wkleić cię między łzy a uśmiechy między wersety tekstu przypadkowo nazwanego wierszem Nie mogę bo jak każdy jesteś pytaniem na które nie znam odpowiedzi
  22. V.M

    Jesteś pytaniem

    Mp3 tyły elementarza poobgryzane słowa To co się zasiało szaleństwo artyzmu rozrywa na strzępy Krople metafor anafor i onomatopei skapane w ciszy spływają do twego notesu Wiesz kiedyś chciałam złapać cię za nogi wstawić w ramy mojego umysłu i karmić tobą moje oczy Myślałam też że mogę wkleić cię między łzy a uśmiechy między wersety tekstu przypadkowo nazwanego wierszem Nie mogę bo jak każdy jesteś pytaniem na które nie znam odpowiedzi
×
×
  • Dodaj nową pozycję...