Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Żywot człowieka poprawnego


Rekomendowane odpowiedzi

WSTĘP
Jest to druga część opowiastki pt. "Sklep na Zdrojowej", którą to umieściłem tu niedawno. Tytuł zmieniony. I jeśli jeszcze coś kiedyś dołoże do tej historii, to już pod tym tytułem.




Po historii z Karolem mam ochotę już tylko na święty spokój. Uśmiecham się do każdego klienta dwa razy szerzej, niż zazwyczaj i to tylko dlatego, że jest Karola przeciwieństwem.
- Popatrz pan, pójdzie jednak ta trasa - twarz miejscowego taksówkarza płonie nienawiścią - I kto za to zapłaci? Panie, ja za to zapłacę, pan za to zaplaci, wszyscy za to zapłacimy!
" Społeczeństwo!" - rzuca mi się w myślach ochrypły głos Himilsbacha z "Rejsu" i omal nie wybucham śmiechem.
- Patrz pan! - kładzie mi kolorowy tabloid na ladę, a tam na pierwszej stronie wielki napis wrzeszczy czerwonością druku: "Unia zabiję naszą młodą gospodarkę kolosalnymi karami!"
- Może nie będzie tak źle, jakieś rozwiązanie się znajdzie.
- Panie, rozwiązanie! W naszym kraju? - Chryste, co mnie podkusiło by tak się odezwac. Dostanę teraz w twarz całym tym polskim nieszczęściem, zakompleksieniem, cała goryczą czterdziestosiedmioletniego obywatela ni to z PRL - u, ni to z Rzeczypospolitej i wierzcie mi, w ciągu tych pięciu minut naprawdę cierpię za miliony - Grubą kasę na pewno wzięli i teraz wszystkich mają w dupie...
Przez te kilka lat, które przepracowałem w branży, natura wykształciła w moich uszach zabezpieczające błonki, które uruchamiają się właśnie w takich sytuacjach. Pojawiły się jako naturalny filtr chroniący mój mózg przed potokami jadu, trucizny i jako ochrona przed pazurami agresywnych klientów. I teraz, jak zwykle zadziałały bez zarzutu. Oczy zasnuwa naturalna mgła, uszy zabezpieczone, a klient - taksówkarz zmienia się w półrealną zjawę bełkoczącą coś w obcym, niezrozumiałym języku. Wymachuje kończynami, wypluwa grube kropelki śliny i straszy czerwoną jak ognie piekielne twarzą. Uśmiecham się życzliwie bezpieczny w swym pancerzu, przytakuję i czekam. "Matko" - myślę przez sekundę - "Żeby mu tylko jakaś żyłka nie pękła!".
- Proszę bardzo, tutaj, złotóweczka za gazetkę - płaci i szykuje się do wyjścia - Tak, tak. Wszyscy się śmieją z Polaków, na zachodzie to byłoby nie do pomyślenia! - rzuca jeszcze i już go nie ma.
Ocieram pot z czoła, podchodzę do stojaka z prasą. Dawno temu już odkryłem, że większość gazet poprostu sieje nienawiść, a tobloidy osiągają w tym mistrzostwo świata. Dlatego też nie zwracam uwagi na te szumne tytuły.
"Karolu, przez Ciebie umiera nasze dziecko!", "Znana aktorka, Joanna P. w objęciach tajemniczego mężczyzny", "Łotrze! Gdzie są nasze pieniądze!" , "Nieczułe przepisy przyczyną śmierci Mateuszka"."Doktor śmierć w wielkim szpitalu". Ufff! Wystarczy.
Czy jestem gotów włączyć radio? Chciałbym odprężyć się przy muzyce, cisza w sklepie o tej porze otępia umysł jakimś niewyjaśnionym smutkiem.
Jakiś czasu temu zrobiłem pewien eksperyment. Oglądając wiadomości w telewizji zacząłem zastanawiać się, czy wszystko ze mną w porządku, czy może zaczynam mieć już objawy schizofrenii. Po półgodzinnej projekcji na którymkolwiek z kanałów wpadałem w taki dół, że gdybym był poetą napisałbym noblowskie dzieła.
Eksperyment był prosty. Na ścianie powiesiłem korkową tablicę, taką do przypinania karteluszek z zapiskami. Ze starej, dziecinnej gry zabrałem trzy garście kolorowych pinezek i ułożyłem je w pobliżu tablicy. Tablicę przedzieliłem na trzy części markerem i każdą część podpisałem : "DOBRE", "NEUTRALNE", "ZŁE". Pozostało już tylko czekać na wiadomości. No i zaczynałem. Po każdej dobrej wiadomości w tablicę wbijałem zieloną pinezkę, po każdej złej - czarną, po takiej, którą uznałem za neutralną - pinezkę białą. Po dwóch tygodniach miałem czterdzieści pięć pinezek czarnych, cztery białe i jedną (!!!) zieloną. Uspokoiłem się. Wszystko ze mną w porządku. Jednak od tamtego czasu oglądam tylko Discovery i pierdoły na stacjach prywatnych. Dzisiaj chcę posłuchać muzyki. Drżącą, troszkę przestraszoną dłoń zbliżam do radia, przekręcam gałkę "Volume" i czekam. Leci stary, dobry kawałek Depeszów a na mojej twarzy maluje się uśmiech.
- Proszę pana, po ile ma pan chleb? - głos babci sprowadza mnie na ziemię.
- Złoty pięćdziesiąt - odpowiadam naprędce i już łapię zawodowy uśmiech.
- A pasztet?
- Dwa trzydzieści.
W tym momencie w radiu zaczynają się wiadomości, a ja stoję już na kasie i babcia zbliża się do mnie smętnym, nieszczęśliwym krokiem. Fuck! Nie zdążę wyłączyć radia!
- Proszę pana, czy ja mogłabym na zeszyt do piętnastego? - jej zaszklone oczy napełniają się żalem tysiąca głodnych, afrykńskich dzieci. Uśmiech mi przygasa, wzrok ucieka na wszystkie strony sklepu i z gardła próbuje wyrwać się coś na kształt odmowy.
- No wie pani, my nie mamy zeszytu.
W tym momencie z radia dopada mnie głos wiceministra kraju:
- Pani redaktor, czy ja muszę się pani tłumaczyć? Samolotem rządowym poleciałem do domu i co z tego? Była taka potrzeba widać.
- Ale panie ministrze, to jest koszt kilkunastu tysięcy złotych i są to pieniądze podatników.
- Wielkie mi rzeczy proszę pani! Latałem i latam i będę latał. Może mam furmanką jeździć taki kawał? Albo na stopa? Jak pani to sobie wyobraża?
Kobieta przed ladą nie daje za wygraną:
- Tylko chleb i pasztet. Dziecku muszę coś rano do szkoły zrobić. - mówi to wszystko tak płaczliwym głosem, że poprostu wierzę w jej biedę. To wszystko potwierdza wygląd, ubiór i ruchy, powolne, drżące ruchy zahukanej kobiety. Dopiero teraz zauważam, ze wcale nie jest babcią, ma najwyżej czterdzieści parę lat.
- Gospodarka rynkowa naszego kraju podczas mojej kadencji odnotowała najwyższy wzrost od piętnastu lat - słowa prezydenta płyną z głośników wprost do moich uszu - Polska rozwija się niesamowicie dynamicznie, ludziom żyję się coraz lepiej i dostatniej, przybywa samochodów, mieszkań i edukacja staje na najwyższym poziomie.
- No nie wiem - patrzę na tę nieszczęsną istotę i czuję się jakbym miał być sędzią jej życia i śmierci, i wydać za chwilę wyrok.
- Jak nie to trudno - połyka łzę i dodaje - Mój Boże, żebym to pracę jaką miała, nie żebrałabym na każdym kroku. Nic nie ma. Znikąd pomocy.
- Instytucje charytatywne i rządowe programy pomocy społecznej gwarantują byt najuboższym, którzy mają problem ze znaleziem pracy.
- Wie pan, jakie to moje dziecko jest zdolne? Trudno. Już sobie idę.
Kurwa! nie jestem przecież z kamienia!
- No dobrze, proszę wziąć ten chleb i pasztet.
- Ojejkuś! Dziękuję panu, bardzo pan dobry. Ja oddam. Wszystko oddam! Na pewno!
Poddreptuje szybko do lodówki i wybiera pasztet. Pan Prezydent nie kończy jeszcze.
- Operacje naszych służb służą jednemu tylko celowi, wyczyszczeniu naszego rządu z postkomunistycznej mafii, ze skorumpowanych ludzi, słabi ministrowie muszą odejść, kto nie zgodzi się z programem naszej partii, nie jest godzien nazywać się Polakiem. Nie pozwolimy, by ten szybki wzrost gospodarki zatrzymali nieodpowiedni ludzie. Bycie drugą Japonią staję się już faktem! Kraje rozwijające się już mogą uczyć się od nas jak osiągnąć cud gospodarczy.
- Chlebek i pasztet, proszę zapisać w zeszycie, Malinowska jestem. Jadwiga.
- Dobra, w porządku. A masło pani ma?
- Oj, ale to by było już za dużo - przerażenie wykrzywia jej twarz.
- Nie, nie byłoby. Proszę wziąć na koszt firmy.
- O Jezusku. Jak mam panu dziękować? To są jeszcze dobrzy ludzie na tym na ty świecie. Mój synuś to masła już rok nie jadł. Wszystko na sucho. - Oczy znowu napełnia łzami, ręcę wpadają w hipnotyczne drżenie, a mnie zaciskają się szczęki. Nie cierpię takich scen! Gdyby to był film, wyszedłbym do kuchni herbatę zaparzyć, albo zmyłbym się do kibla. To jednak jest życie, a ja muszę trwać na posterunku. Odrzucam myśli i staram się zapomnieć o pani Malinowskiej. Już mam ruszyć do radia, by wyłączyć to kwaczące pudło, gdy słyszę przed sobą kompletny bełkot:
- Zanonki zanma ? - Ton z jakim ten pijany człowiek to wypowiedział wskazuje, iż było to pytanie.
- Słucham?
Radio tymczasem nie daje za wygraną:
- Walczymy z przemytem i nakładamy wysokie akcyzy na alkohol po to tylko, by walczyć z alkoholizmem, którego w naszym kraju jest coraz mniej.
- Danonki, kurwa wasza mać masz!?
- Proszę na mnie nie krzyczeć. Oczywiście, że mam.
- To zaj mnie zutaj twa, dzieckowi coś musze kupidź na kolazie. Masz tu dyche. Starcy?
Podaję mu co chciał, kasuję, wydaję resztę i siadam. Czas na przerwę. Z radia dowiaduję się, ze nasza drużyna poraz kolejny awansowała do finału mistrzostw świata i poraz kolejny nerwy puściły i znowu drugie miejsce. Tym razem w hokeju na trawie. Znowu drudzy, znowu drudzy... Tracę już złudzenia. Drudzy, tylko dlatego, że natura rzucila ich kilkaset kilometrów za bardzo na prawo jakby patrzeć z księżyca. Bo im bardziej na lewo, tym lepiej, rozsądniej i jakoś więcej sukcesów. Lepsze powietrze.
Narasta we mnie potrzeba radości ze spektularnego sukcesu naszej nacji, takiego aż by duma rozepchała mi żebra, a w oczach stanęły łzy wszechogarniającego szczęścia, żeby inni zazdrościli...
Zamykam oczy, by chwilę odpocząć. Za uszami, wokół głowy wybucha nagle straszna wrzawa, jasność tysięcy fleszy i lamp oszałamia, huk trzydziestu tysięcy gardeł : ENGLAND GO ON! I niewiele mniej : MY CHCEMY GOLA! Rozglądam się oszołomiony, siedzę na ławce rezerwowych, przede mną trener gania jak oszalały i drze się wniebogłosy do zmęczonych piłkarzy, zerkam na tablicę i czytam wielki napis: WORLDCHAMPIONSHIP IN FOOTBOL POLAND : ENGLAND 0 : 2 , zegar wskazuje 63 minutę meczu.
- Znowu przegrywamy! - wydzieram się jak oparzony
- A coś ty chciał? Z grupy śmierci wyjść?
- Z grupy śmierci?
- A jakże, Anglia, Niemcy, Argentyna, Polska. Żebyśmy chociaż gola strzelili w całych mistrzostwach, he, he, he - Łysy chłystek chichra się jak dzieciak. Co taki "optymista" robi w kadrze? Kim on jest ? Nie mam czasu na pytania, mój kraj nie ma czasu na pytania! Trzeba działać! Oto czego nam potrzeba.
- Trenerze! - wrzeszczę - Trener mnie wpuści! Czuję się w formie.
- Marcel, jesce nie - łamaną polszyzną odpowiada w moim kierunku, ale wie, że czasu jest coraz mniej - dobra! Już! Robimy zmianę. Darek, daj ty sygnał głównemu!
Kurczę, to sam Dziekanowski!
Dwie minuty później jestem już na boisku. Gotowy do walki, do natarcia, do podboju Wysp Brytyjskich! Smolarek przejmuję piłkę od Boruca, pędzi lewym skrzydłem, piłkę wślizgiem odbiera mu Gerrard, ale jestem tuż obok i skutecznie mu przeszkadzam. Gubi się, traci piłkę, którą natychmiast przejmuję i długim lobem podaję do Grzelaka, ten pędzi z nią co sił i zostaje sfaulowany przez Cole`a. Mamy wolny. Podbiegam w pobliże pola karnego, Krzynówek potężnym strzałem próbuje zaskoczyć Robinsona, lecz Carragher w obronie spisuje się dziś zawodowo. Podaje natychmiast do Lamparda, ale ja jestem tuż obok, jeden zwód Anglika, drugi i kolej na mnie. Wyczekuję moment i szybkim ruchem nogi wybijam mu piłkę, omijam go i już pędzę w stronę bramki. Przede mną Neville szykuje się do odebrania, kątem oka widzę Smolarka i słyszę za sobą asekuracyjne krzyki Jelenia. Nie mogę im podać, są kryci i trudno im się "urwać", muszę przejść Nevilla, a już widzę, że za nim czai się Cole. Spluwam i ruszam pełnym gazem. Nevilla przechodzę dwoma zwodami, próbuje mnie sfaulować, ale odbijam się rękami od murawy i już jestem na nogach. Podbijam piłkę w klasyczne, podwórkowe "kapki" i przerzucam ją ponad głową zaskoczonego Cole`a. Sekundę później jestem już za nim i pędzę sam na sam z bramkarzem. Robinson wymachuje rękami, skacze jak pajacyk, ja w sekundę robę pomiary i w pełnym pędzie, z precyzją i ogromną siłą posyłam piłkę w prawy, górny róg, Robinson mnie wyczuwa, ale spóźnia się o sekundę. W polskim sektorze powietrze rozrywa wrzask tysięcy gardeł:
- GOOOOOOL!!!!!!!
Chłopaki dopadają mnie z każdej strony, gratulują. Trener nieco się uspokaja, a ja wyobrażam sobie jak wrzeszczy teraz Szaranowicz na antenie TVP. Jeszcze się nie cieszę, wybija 75 minuta meczu, a my wciąż przegrywamy. Dwie minuty później odbieram piłkę atakującemu Crouch`owi, pędzę z nią przez trzy czwarte boiska, towarzyszą mi entuzjazm i krzyki jakie narodziły się nagle w polskim sektorze. Przechodzę kilku Anglików, tuż przed polem karnym podaję Smolarkowi. Ten wali co sił w bramkę. Poprzeczka! Odbitą piłkę głową trafia Jeleń, ale wprost w ręcę bramkarza, jestem blisko, zmuszam Robinsona do błędu, wybija piłkę, zamiast ją złapać i ta jest już w moim zasięgu, strzelam z pierwszej, widzę tylko przerażone i bezradne oczy angielskiego golkeeper`a, polskie flagi zrywają się do lotu, angielski sektor milknie, chłopaki wrzeszcą a ja skaczę do góry. Mamy remis!
- Ebi! - krzyczę do pomocnika - jeszcze plan nie wykonany. To dopiero remis. - Smolarek przytakuje mi znacząco i już wracamy na swoją połowę. Następne siedem minut to istna szarża Anglików na naszą bramkę, podrażniliśmy ich dumę, jednak w naszych chłopaków wstąpił nowy duch, obrona gra jak natchniona, Boruc staje na wysokości zadania i nieuchronnie zbliża się dziewięćdziesiąta minuta. Czuję jak wciąż rośnie we mnie poziom adrenaliny, nie czuję zmęczenia, nikt nie czuje zmęczenia. Jest świetnie. Jeleń zmyla Gerrarda i ten wykopuje piłkę na aut. Dobra! Mamy ją. Daleki wyrzut obrońcy i Jeleń przejmuję atak, pędzę tuż obok, po lewej mam Ebiego, lecimy trójką jak eskadra wojennych myśliwców, słyszę niemalże huk silników w uszach, przed nami Neville i Carragher. Jeleń udaje zwód, jakby chciał przejść obrońcę, po czym natychmiast wykręca się z piłką w drugą stronę , Carragher pada na kolano ośmieszony i już po chwili piłka jest u mnie. Odbijam ją glówką do Smolarka, ale trochę za mocno. Musi ostro się wyciągnąć, by ją złapać i jest już za blisko bramkarza. Nieoczekiwanie robi fantastyczny zwód i piętą wywija piłkę z powrotem do mnie, walę z pierwszej jak armatra i piła już jest w siatce. Teraz wydzieram się na całego. Tłum Polaków krzyczy "Dzię - ku - je -my" "Dzię - ku - je - my". Słyszę to cudowne, magiczne słowo "GOL" z ust spikera na stadione i " That is great sensation! Impossible! Poland wins in this day! " Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, widzę żal pomieszany z szokiem, złością i niedowierzaniem w oczach angielskich piłkarzy. "What`s up!" Polska zwycięska! Biegnę do trenera, rzucam mu się w ramiona, ławka drze się w niebogłosy, łysy niedowiarek patrzy na mnie z przekąsem. Rzucam szybko do trenera:
- Jeszcze tylko Niemcy i Argentyna, i jesteśmy w jednej ósmej! A później już pójdzie gładko. Damy radę trenerze.
- I know, I know - powtarza trener z dumą i pewnością siebie bijącą z twarzy. - ty jesteś optymista, ja rzadko to widzę w twoja naroda. Dobry jest twój duch walki i reszta drużyny też go ma.
Z trybun słyszę śpiewających, szczęśliwych kibiców.
"Jeszcze tego lata, jeszcze tego lata Polska będzie mistrzem świata", a ja już myślę o kolejnym meczu.
- Przepraszam, ile kosztuje to masło, bo tu nigdzie nie ma ceny - kobiecy glos uderza mnie w twarz jak huragan, zrywam się z krzesła i staję jak wryty.
- Słucham? Niedosłyszałem chyba.
- Po ile to masło?
- Aha - wracam powoli - dwa pięćdziesiat
- Oj, za drogie. Nie biorę, do widzenia.
- Do widzenia pani.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pomysl opowiesci sklepikarza jest rewelacyjny. to jest wlasnie cos co zawsze mnie interesowalo w pewien moze ciut socjologiczny sposob. taki sklep to miejsce zetkniecia sie wielu klas spolecznych, wielu zachowan i charakterow.ostatnio kupujac soczek w moim monopolu bylam swiadkiem ciekawej wymiany zdan miedzy dwoma zulkami...jeden z wielkim natchnieniem i zamysleniem mowi "moj jest ten kawalek podlogi" i wskazuje na plyte chodnika, na co towarzysz odpowiada-"ten tekst ma rece...a nawet nogi!". i tak jakos od razu przed oczami stanal mi bohater sklepu na zdrojowej;)ciesze sie ze znow pojawil sie tutaj:) jezyk jakim piszesz jest lekki i przyjemny, czlowiek odpoczywa czytajac:) swietny jest kontrast miedzy wypowiedziami politykow z radioodbiornika a obrazem biednej kobiety. bardzo mi sie podoba. a stwierdzenie "kwaczace radio" tez jest dosc wymowne;) opis meczu rewelacja:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zawsze do usług, dziękuję za poczytanie. Twoje słowa sprawiają, że chce mi się pisać dalej :) , Tylko z tym radiem, to wiesz, teraz się boję ;) że mnie zinwigilują, a 1984r. , w podstawówce brałem udział w pochodzie pierwszomajowym.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Czyż wielkie marzenia nie są naiwne? A jednak na ich podstawach budowane są największe zdobycze cywilizacji." :)) Jakże to prawdziwe.
Co do tekstu opowiadania, jeszcze nie czytałem, czekam na przypływ większej ilości wolnego czasu. Wtedy coś napiszę.
Pozdrawiam Ciebie i narzeczoną

Ps
Jak tam z nią Ci idzie? Wszystko w porządku? Pozdrawiam jeszcze raz :))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marudzanki dla Marcepana

1) „Uśmiecham się do każdego klienta dwa razy szerzej, niż zazwyczaj i to tylko dlatego, że jest Karola przeciwieństwem. „ – Ładne zdanie, choć z logicznego punktu widzenia można dopatrzeć się nieścisłości. Chodzi mi o to, że nie każdy jest przeciwieństwem Karola. Do twojego sklepu przychodzi przecież wielu podejrzanych typów, pewnie na swój sposób niektórzy są podobni do Karola. Dlatego końcówkę zdania zmieniłbym na: i to tylko dlatego, że nie jest Karolem.
2) pan za to zaplaci – zapłaci
3) "Unia zabiję naszą młodą gospodarkę kolosalnymi karami!" – po pierwsze: zabije, po drugie tytuł artykułu jest za długi. W redakcjach gazet uczy się dziennikarzy nadawać artykułom krótkie tytuły. Napisz coś w rodzaju: Unia grozi karami!
4) Panie, rozwiązanie! – Proponuję obok wykrzyknika postawić pytajnik.
5) odezwac – ć
6) cała goryczą czterdziestosiedmioletniego – całą
7) z PRL – u napisz bez spacji: PRL-u
8) i jako ochrona przed pazurami agresywnych klientów. – tą część zdania wywal, jest niepotrzebna. Wychodzi na to, że błonki w uszach chronią przed pazurami. Od kiedy to pazury drapieżców atakują wnętrze uszu. Napisz po prostu, że chronią przed potokiem jadu agresywnych klientów.
9) większość gazet poprostu – po prostu
10) Leci stary, dobry kawałek Depeszów a na mojej twarzy maluje się uśmiech. – na mojej też zawsze się maluje gdy coś ich leci. To mój ulubiony zespół :)
11) afrykńskich – afrykańskich
12) „- No wie pani, my nie mamy zeszytu.” – Dobre! Jeszcze zwijam się ze śmiechu :) . Niedawno zaczepiły mnie na ulicy dwie lafindary i zapytały, czy mam papierosy. Akurat paliłem w tym momencie, co jednak nie przeszkodziło mi to odpowiedzieć przecząco. Tak je to zbiło z tropu, że odeszły bez słowa. Szczerze mówiąc, sam byłem zaskoczony tym co im odpowiedziałem. Tak bezczelnego siebie jeszcze nie znałem :))
13) mają problem ze znaleziem pracy – znalezieniem
14) ręcę wpadają w hipnotyczne – ręce
15) poraz kolejny – po raz kolejny
16) natura rzucila ich – rzuciła
17) ze spektularnego – spektakularnego
18) chłopaki wrzeszcą – wrzeszczą
19) glówką do Smolarka – główką
20) jak armatra – armata
21) stadione – stadionie
22) kobiecy glos uderza – głos
23) dwa pięćdziesiąt – dwa pięćdziesiąt

Podsumowanie: Niby fajnie, niby bardzo fajnie - ale zdania nie mają tego uroku, co te z poprzedniej części. Wydaje mi się, że nad powyższym tekstem pracowałeś zbyt krótko. Nawet ilość literówek zdaje się o tym świadczyć. Postuluję tym samym, abyś dawał z siebie tyle wysiłku co w Sklepie Na Zdrojowej. Niech poziom tamtego tekstu będzie minimum, a nie maksimum tego, na co ciebie stać.
Nie słuchaj pochlebstw bezkrytycznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Donie, jesteś niezastąpiony w swych cennych uwagach. I cierpliwy. Literówki i błędy poprawię czym prędzej, a jeśli chodzi o Twój komentarz, to chyba Cię zaskoczę. Otóż tu właśnie przyłożyłem się bardziej i tym razem nie wyszło to na dobre. Chyba jakieś spięcie. Sklep na Zdrojowej pisałem z większym luzem, z większą lekkoścą i stąd był zapewne lepszy, tu chyba zaważyło obciążenie pochwałami z tamtego tekstu. Tam pisałem jak do szuflady, sam dla siebie, nie myślałem o tym, że ktoś to będzie oceniał, a tu była świadomość czy się uda to powtórzyć. Muszę pooddychać głęboko, zamknąć się w swej samotni i powrócić do lekkości myśli :) Zabrakło luzu.
Jeśli chodzi o czas, też był krótszy, a ilość literówek to pośpiech.
A Depeche? Przypomina mi czasy, kiedy nosiłem długie włosy, podarte dżinsy, skakałem na koncertach ostrych, metalowych kapel i udawałem, że Depeche nie istnieje. Byłem głupcem. Nie dostrzegałem tego fantastycznego, hipnotycznego, uspokajającego klimatu. Stąd uśmiech na mej twarzy :) Dzisiaj muzykę dzielę na miłą uchu i niemiłą uchu - a nie na gatunki. Depeche jest w czołówce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mówisz "spięcie"? To bardzo możliwe. Za bardzo udzielasz się na tej internetowej stronie. Wbijasz się w gromadę literatów, w stado. Wspomniałeś o samotni, i moim zdaniem słusznie. Poczuj tego Marcepana - tego jedynego i niepowtarzalnego. Stań w opozycji np do Don Cornellosa :)) albo lepiej do kogoś innego :)).
W samotni znów nabierzesz sił z pewnością. Nie śpiesz się z publikacją - pierdol to.
Sława - pierdol to. Ja wiem, że chcemy być zauważalni, ale cóż trzeba i z tym czasami powalczyć.
W chwili obecnej odczuwam to samo co ty - spięcie. Ale czekam cierpliwie aż puści, aż znów wnikną we mnie doncornelosowe szaleństwa, pragnące nie oglądać się na opinie. Zanim zobaczysz coś mojego pewnie minie jeszcze miesiąc.

A propos starych czasów. Ty Marcepan miałeś długie włosy, a ja miałem jedną połowę głowy wygoloną, a na drugiej długą grzywę. Gdy ktoś się pytał kim jestem, mówiłem, że noworomantykiem :))
Dzisiaj zastanawiam się, jak ja z taką głową mogłem starać się o przychylność normalnych dziewczyn. Co gorsza myślę, że gdybym wówczas miał normalną fryzurę moja młodość w aspekcie kobiet byłaby bogatsza :)) Tyle panienek przeszło obok!

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z przyjemnością oddałam się lekturze, a cholera, zostałam w domu, żeby popracować w spokoju (w pracy nie dają).
A nawiązujac do Waszych wspominek "kilka" lat wstecz-wlosów nie zapuszczałam, nie goliłam, za to chodziłam w ojca za dużym prochowcu i boso. Nie z braku butów, chociaż były na kartki, ale w ramach protestu. Tylko przeciwko czemu protestowałam???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Domysły Monika   Tak przy okazji: odebrałbym prawa kobietom - nadużywają własną wolność i to właśnie przeciwko mężczyznom - różne oskarżenia padają wobec mnie: iż jestem zboczeńcem, chodzę po ulicy i zaczepiam ludzi, a najgorsze jest to - kwiaty, kwiaty i kwiaty - to wy szukacie słabego punktu, aby dobić i wykorzystać mężczyznę.   Łukasz Jasiński 
    • @Domysły Monika   Nie, moja droga Moniko, poezja jest bardzo trudna, otóż to: poezja to mało słów i dużo myśli, proza: dużo słów i mało myśli, dlatego niektórzy chcą, abym pisał, pisał i pisał - bez sensu, zresztą: samo pisanie bez sensu jest grafomanią.   Łukasz Jasiński 
    • Ja jestem z początku grudnia :) może to jeszcze przedgrudzie. Oddałeś ten klimat. Wiecznej nie dokończonej albo nawet nie zacz3tej rozmowy, bo kurczy się dzień i jak nigdy, wtedy słupy stoją dostatecznie blisko owinięte w dziurawy jak sié okazuje sweter :)
    • Ja już płaczę. Bardzo wiele wierszy, które czytasz, są z udziałem Ala. Tak czuję, ale obym się myliła.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Dziękuję.   Jako dziecko cz3sto tak sobie pisałam do siebie. Teraz jest inaczej, każdy może się odnieść, sam wiesz. Może to taka symboliczna pani, bo trochę ich się uzbierało :)  To takie dziś były pierwsze łzy, bo bał się iść do szkoły. I tak możnaby powiedzieć , dopiero dzisiaj. Mój chłopak nie dosłyszy.   Dziękuję za wizytę :)             Nie wyszło mi to jednak do dziecka :) Może właśnie nie nienawiść, cz3sto wiele bierzemy zbyt bardzo do siebie. Dziękuję:) Dziękuję :) Proszę nie dręczyć mojego gościa pod tekstem :) Komentarz to coś znacznie więcej niż nawet pierwsze miejsce w rankingu, tak wg mnie :) Ale świat się chyba zmienia i pod tym wzgl3dem ;)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...