Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

12 maja 1989 roku
Dzisiaj złożyłem wniosek o skierowanie mnie do służby zastępczej. Od jakiegoś czasu próbowałem rozmawiać ze znajomymi o problemach związanych z jej przyznaniem. Niestety, ze wszystkich rozmów prócz kilku historii o tym, jak to ludzie w Wojskowej Komendzie Uzupełnień robią z siebie wariatów, nie wyniosłem nic, ponad to, co już wiedziałem.
Dopiero przedwczoraj Artur K. rozwiał moje obawy. Artur zapewnił, że w WKU pracują ludzie specjalnie wyszkoleni, tj. zapoznani zarówno z egzystencjalnymi problemami jedynych żywicieli rodzin, jak i z moralnymi bolączkami punków, pacyfistów, czy choćby Świadków Jehowy.
Na widok chyba głupawego wyrazu mojej twarzy, poklepał mnie po ramieniu i z uśmiechem dodał, abym nie przejmował się, bo prawdopodobnie mój światopogląd nie będzie dla takiej komisji żadnym novum.

Wczoraj, zaraz po obiedzie, zasiadłem do pisania podania. Przy poprawkach mijała godzina za godziną, ale już przed północą powiernik z papieru był jak żywy: Forma tak doskonała, że z pewnością każdy wrażliwy czytelnik, oczami wyobraźni zobaczyłby w błagalnym geście złożone w kanapkę dłonie, a i wyczułby przyśpieszone bicie mojego serca.
Jeszcze tylko strzepnąłem z kartki łupież i wsadziłem do koperty. A jako, że już nic nie spędzało snu z powiek, mogłem z czystym sumieniem zadość uczynić zmęczeniu i położyć się do łóżka.

Dzisiaj wstałem godzinę później niż zwykle. Nie sądziłem, że w ogóle mi się to uda, bo podczas snu jakiś facet w żółto-niebieskim mundurze przekonywał, że sny są piękniejsze od jawy, i że życie przespane też ma swoją wartość. Przez całą noc odczuwałem duszność i nieprzyjemną atmosferę czającego się gdzieś koszmaru. Kiedy się przebudziłem miałem bardzo kiepskie samopoczucie i gdyby pominąć fakt, że swoją gębę zmusiłem do napoczęcia jednej kanapki, można by powiedzieć, że nie tknąłem śniadania. Potem, gdy pokręciłem się trochę po dużym pokoju na chwilę włączając telewizor a później radio – wróciłem do swojego pokoju i usiadłem przy biurku. Wyciągnąłem z saszetki kopertę, by jeszcze raz przeczytać podanie. Miałem nadzieję polepszyć sobie humor. Jakież było moje zdziwienie, gdy już na początku stwierdziłem, że nic nie trzyma się kupy. A im dalej czytałem, tym coraz bardziej dawały znać o sobie nerwy. Poczułem nie tylko ścisk w gardle, który świadczył o panice wśród neuronów, ale i narastający ból brzucha, dający z kolei do zrozumienia, że układ trawienny zainicjował podwładne mu narządy do wzmożonej aktywności. Po chwili nie miałem już złudzeń. Resztki wczorajszych posiłków zajęły przyczółek odbytu, by zgoła od razu przejść do ofensywnej defekacji. Skurcz za skurczem przeszywał mnie niby ostrzem miecza. Musiałem błyskawicznie znaleźć się w ubikacji. Tam podczas drugiego bądź trzeciego podcierania tyłka, z niejaką dumą pomyślałem, że tylko dzięki swojej wrodzonej umiejętności rozeznania sytuacji, uniknąłem zesrania się w gacie, no i że w sumie może warto jeszcze raz zastanowić się, czy aby na pewno nie nadaję się na żołnierza.
Ale był to, tak naprawdę żart stojącego nad grobem. Beznadziejność podania odebrała mi wszelkie siły, by spróbować napisać jeszcze raz.
Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę i udałem się na przystanek autobusowy, w duchu mówiąc sobie, niech stanie się to, co ma się stać. Po co, w takim razie zmówiłem „Ojcze Nasz”? - nie mam zielonego pojęcia.
Czekając na autobus wysłuchałem jeszcze elegancko ubranego emeryta. Jego recytację oklepanych frazesów ubliżających komunistom przerwał przyjazd mojego autobusu. Po wejściu do niego, od razu zacząłem strzepywać z siebie igiełki stresu – kłujące najpierw w kark, a później w pozostałe części ciała.
- Czy w końcu zostałem całkiem zakłuty?... – Czy osunąłem się zmierzywszy poręcz, której się trzymałem?... – Czy ktoś mnie złapał, abym nie upadł?... – Czyżby z mojego powodu, pewna kobieta zerwała się ze swojego siedzenia?... - A ręce, które zdaje się mnie podchwyciły, czy to one odpowiedziały na gest kobiety, i usadowiły na jej miejscu?...
- Pytania bez odpowiedzi.
Ale coś się w autobusie stało! Kompletnie nie wiedziałem co. A to, gdzie się znajdowałem dopiero zaczynało do mnie docierać. Spłoszony niczym zwierzę, gorączkowo szukałem w pamięci czegokolwiek co byłoby zapisem z ostatnich chwil. Bezskutecznie. W dodatku poczucie bezradności przy próbie zrozumienia tego, co spotkało moją osobę, spotęgowane zostało tym, co zobaczyłem na końcu autobusu.
Pośród stojących tam ludzi, z całą pewnością dojrzałem samego siebie. Chyba w razie, gdyby ten widok nie miał robić na mnie wrażenia – stałem tam oparty o kasownik i rozmawiałem z moim własnym ojcem. Obaj mocno ożywieni i roześmiani, najwyraźniej opowiadali sobie coś śmiesznego.
- Źle pan wygląda. – oświadczyła kobieta, której z racji ustąpienia mi miejsca, wydało się, że ma prawo mnie zagadywać.
- Co się stało? – zapytałem.
- Zemdlał pan. Runął na ziemię jak długi.
- Naprawdę?
- Może zatruł się pan czymś?
W tym momencie pojazd zahamował. Drzwi otworzyły się, a w autobusie zrobił się niejaki ruch. Wśród wysiadających tylnymi drzwiami były dwie zjawy, rozbawione, gestykulujące. Gdy wzrokiem odprowadzałem ich sylwetki, kobieta znów zaczęła swoje:
- Słyszy pan? Może zatruł się pan czymś?
- Chyba nie.
- A gdzie pan chciał dojechać? – zapytała, po czym powiedziała coś jeszcze, ale już nie dosłyszałem. Drzwi z wielkim hukiem odcięły dopływ świeżego powietrza. Koła nabierały rozpędu, a mi z powrotem zaczęło robić się cholernie duszno.
- Chyba na tym przystanku miałem wysiąść. – wybąkałem.
- Wysiądzie pan na następnym. Tylko, czy wie pan, dokąd iść?
- Przypomnę sobie. Proszę się nie martwić.

Wysiadłem na kolejnym przystanku. Tam siedząc na ławce nabierałem sił. W jakimś odruchu otworzyłem saszetkę. Pośród dokumentów wystawała biała kartka. Wyciągnąłem ją. Lektura podania momentalnie przywróciła pamięć, a wzmagający się wiatr, który był bardziej nieprzyjemny aniżeli dobroczynny przyśpieszył moje powstanie z ławki i udanie się we właściwym kierunku.
W budynku WKU na ulicy Czarnieckiego szybko trafiłem w odpowiednie drzwi. Za biurkiem siedział jakiś major z żabimi oczyma. Słabym głosem wypowiedziałem jakieś dwa zdania, po czym podałem mu nieszczęsny papier.
Facet przeczytał raz, drugi raz, i brał się już za trzecie czytanie, ale w pewnym momencie zrezygnował. Najwyraźniej pękło jego pozytywne nastawienie. Jeszcze bardziej wybałuszył swoje oczyska i zaczął strzelać we mnie krótkimi pytaniami:
- Co to za pierdoły? O czym chłopcze, ty tu mi?... Ty tu mi, kurwa, piszesz? Co to, za jakiś, kurwa, surrealizm? Nic z tego, nie rozumiem! Weź to! Weź to kurwa, i napisz jeszcze raz!
Gadał coś jeszcze. Nawalał tak we mnie, chyba ze dwie minuty. Może i ten fachowiec z WKU był wyszkolony, może przygotowany, ale na pewno, kurwa, nie do surrealizmu! Facet w ogóle nie dał dojść do słowa, a ciężkie chmury zaglądające do jego okna mógłbym wziąć na świadków, że gotów byłem ideę surrealizmu tłumaczyć mu choćby do kolacji.
Niestety major kazał wrócić do domu i napisać jeszcze raz. Oczywiście, do domu nie pojechałem. Nie chciało mi się. Poszedłem tylko do znajdującej się w budynku poczekalni dla rekrutów, i tam w strasznej złości napisałem raptem w dwadzieścia minut nowe podanie. Mój długopis pisał jak szalony, iż nie mam zamiaru w wojsku składać jakiejkolwiek przysięgi, na jaki bądź lub jaki nie bądź ustrój. Poza tym, nie mam także zamiaru ślubować, że w razie zagrożenia suwerenności ojczyzny, ja stanę w zwartych szeregach by jej bronić. A nie przysięgnę dlatego, ponieważ podobnie jak moi przyjaciele nie chcę i nie mogę za siebie ręczyć. Zwyczajnie nie znam na tyle swojego charakteru, by być pewnym, że mnie w którymś momencie zbyt wielki strach nie obleci. Długopis już miał pisać, że jeśli chodzi o strzelanie, to ze swej strony może on zapewnić, iż w dzieciństwie Kornel nastrzelał się dosyć w lasach Wolińskiego Parku Narodowego, jednak w porę go powstrzymałem. Przekonałem piszący przyrząd, że dla bardziej lirycznych zwierzeń prowadzę literacki dziennik, no i że lwa nie drażni się nawet w cyrku.
Powtórnie wstąpiłem do gabinetu majora i jako pierwszemu wręczyłem mu do przeczytania najświeższy kawałek mojej prozy. Ten po przeczytaniu, znów wybałuszył oczy, uśmiechnął się i rzekł:
- Teraz synu, bardzo dobrze! Bardzo dobrze!
Zdumienie moje było ogromne! Nie mogłem zrozumieć, jakim cudem on, będąc oficerem i zapewne członkiem partii mógł pozytywnie odpowiedzieć na moje podanie. Jedno co przyszło mi do głowy, to to, że jest to znak czasu. Że w naszym kraju chyba rzeczywiście zaczynają się jakieś zmiany. Na mieście mówią, że już niedługo, za rok, dwa, nastanie w Polsce prawdziwa demokracja. Nie wiem. Ale coś niechybnie się zbliża!
W tym stanie pomieszania radości, zadziwienia i zadumy wsiadłem do autobusu zmierzającego w kierunku domu. Po przejechaniu jakichś kilkuset metrów przypomniała mi się historia mająca miejsce w poprzednim autobusie. W ułamku sekundy poczułem niepokój. W razie czego usiadłem i zacząłem wypatrywać, czy aby przypadkiem, w którymś momencie nie wsiądą dwie tajemnicze zjawy. Nie wsiadły. Za to, na przedostatnim przystanku weszły prawdziwe zjawiska. Dwie niesamowite blondynki, o takich kształtach, że od razu zamarzyłem by moje ręce mogły wspomóc utrwalanie ich w pamięci!

Opublikowano

" po przeczytaniu, znów wybałuszył oczy, uśmiechnął się i rzekł:
- Teraz synu, bardzo dobrze! Bardzo dobrze!"

to jedyna rzecz cykliczna, na którą wciąż mam ochotę...obyś nie stracił animuszu, i nie obniżył lotów...

podobało mi się , ale moim zdaniem, ciągle dodajesz niepotrzebne wyrazy, coraz mniej ...w
w tym tekście wyłapałem:

wszelakie problemy...w kontekście zdania wystarczy problemy,

kompletnie nie wiedzialem co - nie wiedziałem co

Opublikowano

Ja się powtarzał nie będę, dla mnie dziennik rubaszny jest hitem tej strony i zawsze radość zalewa me serce, gdy pojawia się kolejna jego część. Wkradło się tu kilka błędów technicznych, ale są do poprawienia np "wzmagający się wiatr już nieprzyjemny niż silny... ", no chyba sam widzisz :) , ale klimat i historia poprostu same plusy. Przeżywałem ponownie wyprawy do WKU i tysiące uczuć jakie temu towarzyszyły.
1989r. Dla mnie ważny czas, upadła komuna, skończyłem podstawówkę i do Technikum przyszedłem już w nowym ustroju, ogólnie fantastyczne dla mnie czasy, miłość, wino i rock`n`roll "Mówiono o nim King w mieście świętej wieży. pamiętam z podstawówki jak całował się z papieżem... "
Don, wnosisz wiele radości w moje banalne ostatnimi czasy życie swoimi tekstami.
Za strzepywanie igiełek stresu - Marcepanowa nagroda literacka :)

Opublikowano

1) Piotrze, jak zwykle znajdujesz mi tego typu błędy. Jesteś w tym niezastąpiony. Oby ci się nigdy nie odechciało. Dzięki Tobie może mój dziennik będzie bardziej wartki. Po uprzednich twoich uwagach starałem się nie wciskać w zdania nic nie wnoszące wyrazy. Jak widać jeszcze nie całkiem mi to wychodzi. Dzięki za uwagi, no i miłe słowo, że Dziennik Nieco Rubaszny jest jedyną cykliczną rzeczą, na którą masz ochotę. Pozdrawiam
Ps.
Historię w autobusie dedykuję Tobie, bo to Ty postulowaleś abym napisał coś o podróży. Cóż, nie jest to długa podróż, ale zawsze... :))

2) Marcepanie, zapisuję Ciebie w poczet potencjalnych czytelników dziennika w wersji papierowej. Za dwadzieścia lat zapytaj mnie, czy już go wydałem. Jeśli moja odpowiedź będzie twierdząca, to spodziewaj się wówczas darmowego egzemplarza z autografem. :))
Dzięki również za dobre słowo. Zdanie, które mi wytkąłeś, szczerze mówiąc, napisane w tej formie było świadomie. Miał być to eksperyment gramatyczny. Dziś widzę, że byłem głupcem. Niebawem zdanie poprawię. Mówiłeś jeszcze o innych błędach. Proszę wytknij mi je.
Pozdrawiam

Opublikowano

Moim zdaniem nie dość, że bardzo sprawnie osadzone na tle historycznym to jeszcze bohater ciekawy. Niekiedy musiałem wracać parę wyrazów, żeby do końca myśl uchwycić.

"dla bardziej lirycznych zwierzeń prowadzę literacki dziennik"- o tu narrator informuje nas o zabawnej rzeczy, mianowicie zbieżności z autorem, który również wspomniany dziennik posiada. Tu nasuwa się pytanie czy to jest autobiografia? - jestem prawie pewien, że nie, jeśli jednak jest to w jakim stopniu?
Spodobało mi się. Dodatkowy + za to, że żadnych błędów nie musiałem wytykać, po prostu takowych nie dostrzegam. Zabieram się za poprzednie części i czekam na kolejną.
pozdrawiam jimmy

Opublikowano

Pytasz Jimmy, w jakim stopniu Dziennik Nieco Rubaszny jest autobiografią? Myślę, że w bardzo dużym stopniu, nie da się tego oczywiście wyrazić w procentach - ale można się wygłupić i odpowiedzieć, iż jest to mniej więcej 86%. Oczywiście wszystkie fragmenty, które mnie w jakiś sposób dyskredytują, to właśnie te 14% absolutnej fikcji :))
Pozdrawiam

Opublikowano

Hej Kornello:) Się wreszcię zalogowałem i może nawet coś zacznę pisać. Na razie czytam. Mam tak, że muszę coś przeczytać dwa, trzy, cztery razy żeby zakumać. Na razie przeczytałem raz i mogę powiedzieć, że fajnie się czyta:) Coraz fajniej się czyta, to co piszesz;) Hehe, jak przeczytam dwa, trzy, cztery razy i poczuje się na tyle odstresowany aby zająć się lyteraturo to może nawet napiszę coś więcej i postaram się Ci dokopać:)Na razie mogę się wyrazić jedynie na temat tempa i wartkości nurtu, którym płyną Twoje słowa. To co piszesz to dość rwący strumień, gdzieś w górach średniej wysokości...Woa jest czysta, przejrzysta i dość orzeźwiająca, mimo że niesie czasem jakieś "odbyty", "sranie" i inne zmętnienia. No ale cóż, w tych czasach fekalia zdażają się nawet w górskich strumieniach... Póki co zajmuje się na razie wiesz czym i lyteratura ma ciężki przystęp do łba mojego. Chociaż coś tam się chyba zaczyna dziać w mojej głowie, bo dziś na dobranoc zacząłem Mikołajowi opowiadać bajkę o tym, jak to Czerwony Kapturek spotkał w lesie Wilka i umówili się, że jak CzK. dojdzie już do Babci i zostawi u niej co trzeba, to się spotkają na leśnej polance w celu obalenia czerwonego winka, które CzK. miał zanieść Babci, ale oczywiście umówili się z Wilkiem że tego nie zrobi...Dalej jest tak, że Wilk zostaje na polance, a CzK. idzie ścieżynką leśną w kierunku domku Babci. Nagle rozpętuje się burza, a w dodatku jest już wieczór i zapada mrok. CzK. w takich warunkach myli leśne ścieżki i... wchodzi na ścieżkę prowadząca do domku... Baby Jagi. Tak się składa, że domek Babci CzK. projektowała ta sama firma, powidzmy że w tym lesie działa jeden wzięty architekt, albo lepiej małżeństwo wziętych architektów;) Dom Babci CzK. i dom Baby Jagi projektowali właśnie oni i oba domy są z tego samego materiału tzn. z piernika... Dalej jest tak, że CzK. zwabiony przez Babę Jagę trafia do jej piewnicy, co się dzieje w tej piewnicy to... już zupełnie inna bajka, z gatunku tych z pod znaku Tarantino... W czasie kiedy CzK. zabłądził, podobna przygoda spotkała Jasia i Małgosię, którzy akurat przypadkiem szli przez ten sam las, z tym, że Jaś i Małgosia przez pomyłkę trafili oczywiście gdzie... do domku Babci CzK... Tymczasem Wilk czeka biedny, zmarźnięty i przemoczony od deszczu na polance na CzK. i w gardle mu zasycha, bo winko które miał obalić z CzK. jest razem z nim w piewnicy Baby Jagi... CDN. oj sorry się trochę rozpisałem.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Hehe ale śmieszne... zwróć uwagę na to, że skomentowałem jednak Twój tekst i dokładnie wyjaśniłem dlaczego tak a nie inaczej skomentowałem, nie chce się powtarzać. Nie wiem czy zauważyłeś, ja nie podchodzę do tematu pisania w tak techniczny sposób jak Ty, dla mnie nie jest aż tak istotne gdzie postawić przecinek... dlatego nie potrafię ocenić tekstu w sposób, którego się spodziewasz. Na razie nie zauważyłem w Twoim tekście rażących błędów techniczno-stylistycznych, czy jak je zwał. Łatwiej mi powiedzieć, czy coś jest napisane wartko i czy się to dobrze czyta. W przypadku tego fragmentu tekstu jest ok, choć po Tobie spodziewałbym się tekstu nieco mniej banalnego w opisie. Nic odkrywczego nie ma w opisie wyprawy do WKU w celu złożenia podania o odróbkę, a co do "odbytów" i "srania" to wiesz jakie jest moje zdanie - nadmiar fajerwerków działa na mnie trochę odpuchająco... No ale to fragment większej całości i w takim kontekście nie będę tego oceniał... Jeśli chodzi o mój "pomysł literacki" to poprostu napisałem Ci o bajce jaka mi przyszła do głowy, żaden to pomysł, jutro o tym zapomne... a pisać se bendem gdzie chcem:))

pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



O ho! Ktoś się zdrowo upalił.
Temat Dona może i nie oryginalny, ale stylowo i z jajem opisany, można czytać i porównywać do swoich doświadczeń. A Ty płyniesz chłopie i nikt kuma o co chodzi. Czerwony Kapturek i czterdzieści lufek, albo może grzybobranie, co? Wesołe jest życie luzaka. Pozdrawiam wesołku.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



O ho! Ktoś się zdrowo upalił.
Temat Dona może i nie oryginalny, ale stylowo i z jajem opisany, można czytać i porównywać do swoich doświadczeń. A Ty płyniesz chłopie i nikt kuma o co chodzi. Czerwony Kapturek i czterdzieści lufek, albo może grzybobranie, co? Wesołe jest życie luzaka. Pozdrawiam wesołku.

Hej Marcepanie, zaskoczę Cię, ale od dawna nie palę i dzięki temu mam bardziej wybujałą wyobraźnię. Palenie ziele wbrew pozorom spłyca fantazje. Jak widzę Ty chyba za dużo jarasz i dziury w mózgownicy nie pozwalają Ci zakumać, albo zwyczajnie brak ci wyobraźni :)
pozdrawiam
Opublikowano

Każdy i Nikt - powiedzmy, że z takiej wyobraźni już wyrosłem.
Donie, pytałeś o błędy jakie zauważyłem, otóż chodziło mi przede wszystkim o interpunkcję, jakieś 30 % przecinków zupełnie niepotrzebnych, szczególnie te przed spójnikiem " i ". Nie ma co się martwić, w wydawnictwach podobno są osoby, które sprawdzają i poprawiają tego typu wpadki. Czekam więc niecierpliwie na papierowy egzemplarz z autografem :)

Opublikowano

Jimmy, czyżby coś się stało? Czy zaczynasz się jąkać? Na miłość wszystkich kochanek moich, po cóż to, cztery razy ten sam wpis wklejałeś? Raz by nie wystarczyło? Błagam wykasuj, ilość według ciebie zbędną. Zaciemniasz ciągłość komentarzy.
Pozdrawiam :))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gdy szukasz sensu wśród pustki życia, Ni stąd, ni zowąd – pojawia się on, Jak szczur przyczajony, w cieniu. By rzucić swój urok na ofiarę.   W ciemności jaśnieją czerwone oczy, Płoną, jak dwie latarnie w bezkresnej nocy, Czuje się ich obecność, lecz nie wiadomo, Czy to przyjaciel, czy wróg.   Wtem z  cienia wychodzi,  nie szczur, lecz Czarodziej. W szatach pełnych blasku wkracza na scenę. Bez różdżki w ręku, z błyszczącym wzrokiem. Czas na przedstawienie.   Nie rzuca zaklęć, nie wzywa magii, Jego czar to słów zmysłowa gra. Obiecuje raje, mówi o nadziei, A w jego oczach lśni kłamstwa blask.   Wszystko jest możliwe, powtarza niezmiennie, Wkrótce zbudujemy nowy, lepszy świat. Za tymi słowami kryje się niepewność, Bo prawda umiera, a zbliża się iluzja. Jego wizje jak obrazy malowane, W serca wchodzą, jak strzały w pierś. Wszystko, co mówi, cudownie zagrane, Życie  zamkiem z piasku staje się.   Opowiada o wolności, równości, O świecie, w którym nie ma wad, W jego słowach kryje się bezwzględność, Każda obietnica to ukryty strach. Zamiast prawdy, on rozdaje sny, Zamiast wolności, daje kajdany. Jego świat jest pełen lśniących dni, Lecz w jego cieniu rodzą się rany. A ci, którzy widzą przez iluzję, wiedzą, Że prawda nie jest tym, co on opowiada. Czarodziej buduje na kłamstwie swoje królestwo, A wiara w niego to upadek w przepaść. Więc nie daj się zwieść jego słodkim słowom, Bo Napierała zamienia marzenia w cień. Uwierz w to, co widzisz, nie w to, co opowiada, Bo jego magia wkrótce wyblaknie, jak przeszły dzień.
    • @lena2_

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jak ładnie :)  
    • @violetta   To tylko i wyłącznie pani uczuciowa wiara, która nic nie ma wspólnego z realną rzeczywistością, zresztą: do pani - jako do osoby ograniczonej intelektualnie - nigdy nie dotrze, iż miałem chrzest, komunię i bierzmowanie - mam bardzo złe doświadczenia z wyżej wymienionymi sektami i to samo dotyczy świadków jehowych - oni też są chrześcijanami, poza tym: nie jesteśmy na - PER TY - brakuje pani kultury osobistej, powiem coś pani: nie tak dawno czytałem na Onecie (niemiecka firma multimedialna) - słowiańscy poganie składali ofiary z niewinnych ludzi - tak brzmiał nagłówek, po prostu: niedaleko Płocka znaleziono w ziemi kości dorosłej osoby, dziecka i koński - łeb, jednak: kiedy archeolodzy dokładnie zbadali sprawę - był to niemiecki misjonarz z małą dziewczynką (pewnie pedofil) - mając wcześniejsze doświadczenia z takimi ludźmi - pogańscy słowianie w samoobronie wyrżnęli tych hipokrytów, nomen omen: instynktownie ratując małą dziewczynkę - gwałconą niewolnicę i pochowali w ziemi z szacunkiem - ciało konia wzięli jako pokarm - koninę, prócz - łba... Niech pani nie powołuje jako argumentów - Tory, Pisma Świętego - Nowego Testamentu, Talmudu Babilońskiego i Talmudu Jerozolimskiego i Koranu - wszystko czytałem i to nic innego jak bajki dla dorosłych dzieci, proponuję: pani kupić - Biblię Humanisty.   Łukasz Jasiński 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      dziękuję :-)       Dziękuję @ViennaP @Rafael Marius :-)  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...