Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Każdy_i_Nikt

Użytkownicy
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Każdy_i_Nikt

  1. Marcepanie przeczytaj tekst jeszcze raz dokładnie:) To nie denat wzywa karetkę, to wzywa policja:) Postaram się Cię nie rozczarować w dalszej części, choć nie wiem czy nie będziesz zaskoczony;) Kornel Ty mnie tu od starych koni nie wyzywaj "młodzieńcze";)
  2. Kurna, Kornel co ty? Kaczka z Ciebie jakaś czy co?Zdekonspirowałeś mnie jak Kaczory agentów WSI ;)Myślę, że możemy pójść na browara, pod warunkiem, że nie dopadnie mnie jakaś deprecha, tylko gdzie tu iść?Znów do jednej z knajp na literę C?Zagadaj do mnie na gg to się umówimy.
  3. Dzięki Don Cornellos za tak przychylny koment. Jak widzę, jesteś już autorytetem na tej stronie;) i taka recenzja z Twojej strony to komplementos:) Tekst jest króciutki, bo to taki mały fragmencik czegoś większego, co mam nadzieje niedługo będzie tu publikowane cyklicznie jak Twój dziennik... c.d.n. wkrótce.
  4. Marcepan gratuluję Ci tego kawałka. Zwykły tekst, o zwykłym życiu, ale napisany w bardzo dobrym stylu, aż chce się czytać. Znakomicie tutaj budujesz klimat i tworzysz wiarygodne postaci. Bardzo mi się podoba i czekam na więcej:) Jedyne co mnie razi oprócz "niesubordynności", to trochę zbyt przegadany fragment o mięsie, prawie manifest, ale moze się za bardzo czepiam... pozdrawiam.
  5. Ło matko! nie Hitchcok, tylko Hitchcock:)... Oj tam co ja taki poprawny się staram być - Hiczkok i koniec!
  6. Spoko Sanestis:) Nie gniewam się. Minęły czasy, kiedy broniłem tekstu(nawet bezzasadnie;)jak Niemcy Monte Cassino. Teraz obruszam się tylko jak ktoś jest chamski, lub kieruje się w komentowaniu jakimiś uprzedzeniami bez jasnego. logicznego i rzeczowego uzasadnienia. Ciebie to nie dotyczy:)
  7. To jest fragment czegoś większego, nad czym pracuję już dość długo. To ma być pierwsza strona (w myśl zasady Hichcoka, później akcja ma się podkręcić i być bardziej ostra i efektowna;)Proszę o rzeczowe i szczere komentarze : - Do pilnego wyjazdu ! – wrzasnęło ze ściany „ pudło teściowej”, głosem najwredniejszej z dyspozytorek. Spojrzałem na zegarek, była szósta czterdzieści sześć, najlepsza faza snu, piękny słoneczny poranek. Wskoczyłem w buty, bluzę, zarzuciłem torbę na ramię, jeszcze tylko zlecenie wyjazdu i w ciągu przepisowych trzydziestu sekund siedziałem z kierowcą w karetce. Jak zwykle minęły dwie, trzy minuty zanim wytoczył się lekarz, zaspany, z miną cierpiętnika, z petem w ustach. - Co jest grane ? - rzucił przez ramię kiedy karetka ruszała, upiornym wyciem płosząc stado wron z łysych konarów pobliskiego drzewa. Spojrzałem na zlecenie. - Pobicie, prawdopodobnie nie żyje, wzywa policja, pętla autobusoa ! – przeczytałem, czując napływ adrenaliny. Karetka pędziła przez puste o tej porze ulice, miałem około trzech minut na przestawienie psychiki z fazy snu, w najwyższy stopień czujności. Po drodze zdążyłem sprawdzić stan torby z opatrunkami, zrobiłem to machinalnie, dla zabicia tych nieskończenie długich trzech minut z wyjącym kogutem nad głową. Wiedziałem, że wszystko jest na miejscu i niczego nie brakuje. Trzy nieskończenie długie minuty, z wyciem nad głową i co gorsza pełnym pęcherzem. W końcu dojechaliśmy na pętlę autobusową na końcu miasta. Z daleka widać było radiowóz i policjantów stojących nad sylwetką leżącego człowieka. Kiedy karetka zatrzymała się, zdałem sobie sprawę że nie jest to zwykły wyjazd do pobicia. Pośrodku pętli, leżał całkiem nagi, pokrwawiony mężczyzna. Obok stało dwóch policjantów, jeden palił nerwowo papierosa, drugi gadał coś przez walki-talki. Wyskoczyliśmy z lekarzem, za nami kierowca. Zwłoki leżały w wysokiej udeptanej trawie, lekarz pochylił się tylko, nawet ich nie dotykając. Facet, około trzydziestki na pewno nie żył. Był całkiem nagi, tylko na przegubie prawej dłoni miał ładny, drogi zegarek, którego sekundnik rytmicznie odliczał nieistotny już dla właściciela czas. - O Jezu! - lekarz, kierownik pogotowia z trzydziestoletnim stażem nie krył szoku. Widok był makabryczny. Nagie pokrwawione ciało mężczyzny z wyraźnymi śladami pobicia i tortur. Zmasakrowana twarz i genitalia, pusty oczodół i stróżka spienionej krwi w kąciku ust. Zapanowała kompletna cisza, tylko gdzieś wysoko na błękicie rozświetlonego porannym słońcem nieba, uganiały się popiskując jakieś małe ptaszki. Daleko pod lasem leniwie snuła się chłodna mgła, ostatni akord nocy. Jakieś pięćdziesiąt metrów od nas zatrzymał się ktoś na rowerze, patrzył nie mając odwagi się zbliżyć. Zupełnie jakby się nic nie stało, życie budziło się z upiornych mroków nocy i uchodziło w stróżce spienionej krwi. Zupełnie jakby się nic nie stało… rwandyjska masakra w środku cywilizowanej Europy!
  8. Widzisz, masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem, bo napisałem "przeminął" i wcale się przy tym nie upieram. Zrobisz jak zechcesz bo to Twój tekst. Jednak nie "wkładaj mi w usta" słów, których nie wypowiedziałem (nie napisałem). A z tą stylizacją nieświadomą to lepiej daj spokój, bo Cię polubiłem i nie chciałbym się czepiać;) Sanestis jak widzę problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu masz Ty. Mi właśnie o to chodzi, że Ty napisałeś "przeminął" a ja "przewinął":)więc nic Ci nie "wkładam" w usta. Bronię słowa "przewinął" w odniesieniu do "wieczoru", bo dlaczegóż wieczór nie może się przewijać? Pisząc o nieświadomej stylizacji, mam na myśli to, że zawsze nawet zeznając przez sądem pod przysięgą, człowiek coś tam doda od siebie, coś ubarwi. Pisząc tekst, nawet starając się aby był jak najbardziej zbliżony do rzeczywistości, też tego nie unikniemy. Zastanawiam się tylko czy o to chodziło Jimowi Jordanowi?... Cieszę się że mnie polubiłeś, im więcej ludzi nas lubi, tym więcej łaski na nas spływa(łaska spływa?;) pozdrawiam raz jeszcze
  9. Dzięki wszystkim za komenty, wezmę sobie do serca Wasze uwagi (szczególnie te płynące z serca) Sanestis Hombre, upierał się będę że wieczory mogą się "przewijać";)... Jimmi Jordan, rzeczywiście nie starałem się specjalnie "stylizować" języka, uważam że nadmierna "stylizacja" wcale nie poprawia oryginalności tekstu. Stylizacja jeśli się pojawia, jest raczej nieświadoma... pozdrawiam
  10. Hej Kornel, cenię sobie Twoją dogłębną analizę. Potrafisz zauważyć takie rzeczy, których ja nigdy bym nie dostrzegł. Jeśli będę pracował nad czymś poważnym, to poproszę cię o korektę:)Cenie sobie swoje lenistwo, dlatego też nie chce mi się dokładnie wkminiać w Twoje sugestie w tej chwili. Pogadamy o tym na pewno przy okazji... NIe ze wszystkim się jednak zgodzę i w kilku miejscach pozwolę sobie nie wprowadzać zmian zaproponowanych przez Ciebie:)Zupełnie nie zgadzam się z Twoją opinią : "Mam wrażenie, że zbyt mało krytycznie przenosisz język potoczny na prozę." Dokładnie jest tak, że zależy mi na tym aby proza była zbliżona jak tylko najbardziej się da do języka potocznego, inaczej proza nie jest "żywa", jest nudnawa i przyciąga uwagę jedynie efekciarstwem fabuły,lub wulgarnością, a nie o to chodzi. Zbyt częste i zbyt dosłowne stosowanie wulgaryzmów i czasem zbytnia fizjologiczność(nie zawsze)działa na mnie odpychająco... Upraszczając napiszę, że zgadzam się z Twoją korektą i na pewno poprawię tekst w pkt. 3.5.9.10.11. Pozostałe bez zmian... Jeśli chodzi o końcówkę tekstu, to właśnie się zastanawiam nad zmianą. Spotkałem się z opinią, że końcówka nijak się ma do całej reszty i osoba, która to komentowała, z której zdaniem się bardzo liczę, radziła abym z końcówki o motoroli wogóle zrezygnował. Zauważ że tekst jest jakby z dwóch części. Najpierw opis tego co się działo wieczorem, a później jakiś dziwny tekst o "wynalazku". Tekst jest tak nierówny bo częściowo powstał pod wpływem marihuany dwa lata temu, a częściowo kilka dni temu i niestety jak widać nie za bardzo wyszło mi "sklejenie" tego. Pomyślę nad zmianami, bo uważam że ogólnie tekst jest ok i warto. Pozdrawiam i dzięki za koment.
  11. Co znaczy - "Nie wierzę w stylizację, technicznie złe...?" Nie rozumiem co miałeś na myśli... pozdrawiam
  12. Marcepanie chyba dobrze odczytałeś ten tekst. Napisałem go dwa lata temu, a przez te dwa lata jeśli coś się zmieniło to według mnie nie koniecznie niestety na lepsze. Jestem z tego pokolenia o którym piszesz, może to co mówię i to co myślę jest nieco sentymentalne, nic na to nie poradzę. Widzę dzisiejszą rzeczywistość jako coś o wiele paskudniejszego niż okres tzw.komuny lat osiemdziesiątych. Dzisiaj młodym ludziom poczętym w tych pięknych chwilach spadku mocy w elektrowniach(w przyrodzie nic nie ginie, ta energia w jakiś magiczny sposób przeszła w seksualną potencję)...tym ludziom wmawia się, że lata osiemdziesiąte, to szarość, bieda, deprecha na maxa. Owszem mniej mieliśmy zabawek, narkotyki słabiej kopały... wydaje mi się jednak, że mieliśmy w głowach coś, czego teraz młodzieży trochę jakby brakuje. Mieliśmy wiarę, mięliśmy ideały i zasady i potrafiliśmy się bawić z większą fantazją... to wszystko niosło nas jak wielka fala surfera i żaden kościół, żadna władza, żadna medialna propaganda nie miała na nas wpływu. Teraz młodzi ludzie są wg.mnie o wiele bardziej podatni na manipulację i brak im jakichkolwiek autorytetów. Dryfują jak kłoda porwana falą powodzi... Nie znaczy to, że uważam swoje pokolenie za lepsze, wręcz przeciwnie. Moje pokolenie najwięcej straciło na tych całych przemianach. Za młodzi jesteśmy by budować swoją pozycję na etosie walki z komuną, a za starzy aby wkomponować się w cyniczną dzisiejszą rzeczywistość bez ideałów, bez wiary, bez zasad i autorytetów. Uczyli nas języka rosyjskiego, a nie angielskiego... Pytasz gdzie to pokolenie - Luzu, Jarocina... też sobie zadaje to pytanie... myślę że wielu z tych ludzi zaszyło się we własnych czterech ścianach i zrezygowało z szarpania się o cokolwiek, choć mam nadzieje na jakiś cudowny powrót tej"rewolucji" lat osiemdziesiątych?... pozdrawiam
  13. Przeczytałem to jakoś i szczerze to wolałbym obejrzeć sobie pornola, nie męczył bym tak wzroku, a efekt byłby taki sam. Jeśli uważasz ze to co piszesz to coś w rodzaju literatury to hmmm... sorry, dla mnie to zwykła pornografia. Epatowanie rzygami i nic więcej. Moim zdaniem dobrze radzisz sobie, jeśli chodzi o posługiwanie się słowem, potrafisz budować napięcie w opowiadaniu, a wulgaryzowanie tylko psuje efekt. Kompletnie nie rozumiem zachwytu nad Twoim tekstem Piotra Rutkowskiego, który nie ma przyjaciół, ale ma kumpla, który nie ma żony, której Piotr Rutkowski z tego powodu nie może przelecieć... że on jej nie ma... Piotr jak nei możesz przelecieć żony kumpla, to przeleć kumpla;)
  14. Pierdolona kupa śmierdzącej, gnijącej padliny. Jebana, kurewska kulka żuka gnojowego, toczona po kupie końskiego łajna, z którego łypią ślepia tłustych, cuchnących szczurów... Zwykły szmatławiec Gazety Wyborczej, z portretem G.Busha na pierwszej stronie w oszczanym kloaczym dole... a nie żadna literatura!... Sorry, ale napisać tekścik ociekający najgorszymi wulgaryzmami dla zwykłego efekciarstwa to żadna sztuka. Owszem wulgaryzmy są potrzebne i powinno się ich używać, ale na miłość... z umiarem. Jakoś ciężko mi strawić pączki z lukrem, polane miodem i marmoladą, nadziewane czekoladą i posypane cukrem pudrem... bleee...
  15. Nawet nie odpowiedziałeś na mój ostatni komentarz, nieładnie;p Hej Senestis, rzeczywiście nie odpowiedziałem, zaraz się poprawię:) Jakbyś wykazał się większym krytycyzmem, to bym na pewno odpowiedział, a tak to co... mogę tylko napisać - dziękuję:)
  16. o nie!!!Nie będzie tak, to ja tu się wam produkuje, teksty jakieś wyszukuje, na deszczu moknę, psy jakieś szczekają...!A wy... nawet jednego słowa, jednego małego, maleńkiego, maciupkiego komentarzyka!??:((oj nie ładnie,nie ładnie.
  17. 30 grudzień 2004, godzina 23:51 czwartek, Wieczór przewinął się pod znakiem muzyki i scrabli zakrapianych piwem Gingers. Dorota położyła Mikołaja spać, a później graliśmy. Planowaliśmy spędzić ten wieczór inaczej, tylko we dwoje, zadzwonił Krzysiek i… tak jakoś wyszło, że zaprosiliśmy go na partyjkę scrabli. Przyszedł z reklamówką piwa. Siedzieliśmy słuchając Oldfielda i pijąc Gingersa. Zapomniałbym dodać, że wypaliliśmy też z Krzykiem lufkę czegoś, co niby miało być gandzią, ale przy paleniu tak nie pachniało, a trzepało jak po kilku wdechach czadu. Po prostu odlot na maksa, niemal do innego świata. Nie wiem, co oni dodają teraz do tego, ale w niczym to nie przypomina niewinnej, wonnej samosiejki, z przed lat dwudziestu...Przyjemnie jest powspominać sobie czasy koncertów. Morze irokezów pod sceną, na deskach Dezerter, w krąg kordony pałkarzy, a nad tym wszystkim chmura samosiejkowego dymku z glinianych fajeczek, krążących jak w wigwamie na prerii. Wspomnienia jak czarno-biały film. Pograliśmy trochę w scrable. Aby zacząć, musiałem zetrzeć z planszy dwuletni kurz. Przynajmniej tak twierdziła Dorota, że od dwóch lat nie graliśmy, co jest bardzo możliwe. W trakcie gry musieliśmy przypominać sobie zasady. Dorota dwa razy dzwoniła do Przemka, aby upewnić się w regułach gry, w końcu Przemek uchodzi za eksperta. Gdzieś po godzinie skończyliśmy pierwszą partie. Krzysiek nie miał ochoty na następną, a że wywietrzało już z nas co nieco, postanowiliśmy sobie przypomnieć. Odprowadziłem Krzyśka kawałek, po drodze minęliśmy na klatce schodowej grupę pijanych nastolatków. Normalka, jakieś gówniarskie komentarze, potłuczone butelki, porozlewany alkohol. Rzecz zwyczajna na klatce schodowej. Lekko zniesmaczeni wyszliśmy na zewnątrz, wkurzeni najbardziej faktem, że ktoś zajął nam dobre miejsce w zakamarkach klatki schodowej. Odprowadziłem Krzyśka do skrzyżowania, zrobiliśmy kółko obok naszej ulubionej knajpki, zaglądając przez okna czy aby nie siedzi w środku ktoś znajomy. Po drodze, zgarnęliśmy jeszcze po dwie chmury i wróciłem do domu. Banda małolatów dalej paskudziła i demolowała klatkę. Cholera, żeby człowiek nie mógł spokojnie bez nerwów wrócić wieczorem do domu, zawsze jakaś banda gówniarzy musi paskudzić na klatce! Teraz to się lekko zagotowałem, nie wdałem się jednak w żadną durną awanturę, za to już w windzie wiedziałem, że zadzwonię na policje, w końcu od czegoś oni są. Tak też zrobiłem . - Dobry wieczór, policja? - zagadałem słysząc, że ktoś odbiera połączenie. - Policja, słucham… - głos w słuchawce wydał się jakiś znajomy. - Dobry wieczór, chciałem prosić o interwencje, w wejściu do mojej klatki schodowej, grupa pijanej i … - Artur to ty…? - usłyszałem - Oooo, Andrzej, masz dziś nockę? Nie poznałem cię po głosie. - Tak to ja, co się stało? Andrzej… znów przed oczami przewinęły się czarno-białe obrazy. Zobaczyłem go jakbym go widział przed chwilą. Irokez przez środek głowy, ramoneska z białym napisem Exploited na plecach, powycierane jeansy chyba firmy Odra i wojskowe porozdeptywane na wszystkie strony buciory, które brązową pastę widziały ostatnio w dniu, kiedy kumpel ukradł je z jednostki. My oczywiście nieźle nafazowani trawką i od dwóch dni na bełtach, w młynie pod sceną. Piękne, oj piękne czasy… - Hej jesteś tam? - głos Andrzeja wyrwał mnie z chwilowego odrętwienia. - Tak, tak… jestem… - … na moment znów zapadło milczenie. Kompletnie zapomniałem, po co dzwoniłem do Andrzeja, to znaczy na policję. Znaliśmy się zbyt dobrze. Tak dobrze, że w ogóle nie zdziwiło mnie to, co usłyszałem po chwili. - Słuchaj Arti, o jakiej interwencji mówisz? - A nie, już nic, nic… - nagle przeszła mi ochota pogonienie z klatki małolatów. - Wiesz co, idź już spać i więcej nie dzwoń. Czuje, że jesteś nieźle n a f a z o w a n y. Tak, właśnie takiego użył zwrotu - n a f a z o w a n y. I … celowo przesylabizował ten wyraz. - Masz rację Andrzej, masz rację, dobranoc. Odkładając słuchawkę zdałem sobie sprawę, że zwrot - n a f a z o w a n y w jego ustach mógł znaczyć tylko jedno, że domyślił się mojego ujarania zielskiem. Poczułem się jakoś tak dziwnie… a swoją drogą to ciekawe jak ludzie się zmieniają. Zatwardziały anarchista, za jakiego się uważał Andrzej, został stróżem porządku publicznego, Krzysiek - wegetarianin z krwi i kości codziennie stoi przy taśmie pakując mięso w folie, a ja…? Chyba nadal nie znalazłem swojego miejsca. Po cichutku zajrzałem do pokoju. Dorotka już w łóżku, spała. No tak, jednak resztę wieczoru spędzę przed komputerem. Nie będę przecież szedł spać przed północą, nie da rady. Przeważnie lądowałem w łóżku około drugiej. Zaglądnąłem jeszcze do pokoju Mikołaja, też smacznie spał. Jego godzina, to czwarta nad ranem. Mniej więcej o tym czasie pokonuje odległość ze swojego łóżka do naszego i miękko ląduje między nami, nie wybudzając się nawet na moment. Delikatnie zamknąłem drzwi jego pokoju… Postanowiłem, korzystając z okazji pobytu w „ czytelni” przekartkować kilka stron książki, która od jakiegoś czasu leżała na półce nad toaletą. „Paranoja” Josepha Findera, nawet nieźle napisana sensacja. Walka między wiodącymi, konkurencyjnymi firmami branży komputerowej, z wykorzystaniem tajnych agentów, intryg, szantażu. Zainspirował mnie tekst ze strony 140 –tej : „ …Przerzucali się tekstami niczym stare małżeństwo, odtwarzające tradycyjną kłótnie, gdy nagle zadzwonił telefon Chada, jeden z otwieranych modeli Motoroli. Podejrzewam że wybrał go, by móc kończyć rozmowę zatrzaśnięciem klapki …” Hmmm …Motorola …klapka …Dorota ma przecież telefon Motoroli. Rzeczywiście jest w nim klapka, która fajnie trzaska. Niezły chwyt marketingowy z tą klapką … to na pewno działa, szczególnie w Ameryce. W tej właśnie chwili drgnęła mi pod czaszką ta myśl, usłyszałem też gdzieś pod sobą ciche …plum. Hehe … to z tą klapką to dobre na Amerykę Północną … okey nie bądźmy tacy, dobre też na Europę, ale na przykład na rynek Ameryki Południowej, gdzie jak wiadomo panuje najbardziej wybujały maczyzm ? Jaki gadżet zastosować w telefonie, szczególnie dla napalonych facetów na kokainie? Telefon …oczywiście z klapką, ale otwieraną na zasadzie noża sprężynowego! Nie za mały… koniecznie w skórzanej kaburze, w różnych wersjach kolorystycznych, ale najlepiej jeśli wyskakująca klapka byłaby błyszcząca, chromowana, w kształcie …ostrza noża. No tak… nieźle, nieźle. Jestem genialny! Wiem już jak zarobię swój pierwszy milion! To jednak prawda, najlepsze myśli przychodzą na kibelku. Podobno Lutra też w tym momencie olśniło, zanim przybił swoje tezy do drzwi katedry. Hmmm… jak by tu skontaktować się z ludźmi od projektowania telefonów w firmie Motorola …? A może…jednak pójdę już spać?
  18. ...o rzesz ku... dawno tak dobrego czegoś nie zadałem sobie do czytania. Zalogowałem się na tej stronce za namową kolegi. Siedzę i śledzę, od kilku dni nic innego nie robie. Czytam, czytam... Niektórych autorów nie kumam, ale Ciebie chwytam w mig. Dzisiaj wczytywowuje się w Twoje opowiadania i tak sobie pomyślałem - nareszcie! Nareszcie trafiłem na autora, którego czyta się z przyjemnością:) Mam w komputeru taki katalog-klaser : "Twórczość innych", do którego wrzucam sobie co mi się podoba. Nie całe kawałki, ale poszczególne fragmenty. Taki rodzaj kolekcjonerstwa, coś jak zbieranie znaczków. Ciebie czytam od niedawna i w "klaserze" mam na razie jedno zdanie, które jest dla mnie hitem dnia dzisiajszego. Nie wiem z jakiego to opowiadania, ale na pewno Twoje : "...Piłem szybko rozkoszując się lodowatą cieczą, która subtelnie oplatała wnętrzności arktycznym tchnieniem chmielowego geniuszu..." Moim zdaniem powinieneś to zdanie sprzedać jakiemuś browarowi:)) za nie małe pieniądze... pozdrawiam, pisz tak dalej. P.s. "Siódmego dnia Bóg stworzył futbol" ...mam wrażenie że gdzieś to już czytałem. Publikowałeś to już gdzieś?
  19. Bardzo pięknie opisujesz coś, co z perspektywy czasu rzeczywiście tak wygląda, aż się łezka w oku kręci za starymi czasami:)Podoba mi się styl, sposób podejścia do tematu. Trochę mi to przypomina klimaty "Dobrego" Łysiaka:) Fajnie mitologizujesz picie;)Szkoda, że w tych czasach mało kto tak umie pić w bramie, osobiście nie ryzykowałbym już dziś takich poetyckich experymentów... wątroba już nie ta, a i picie na chybił-trafił z kim bądź skończyć się może mordoklepaniem... pozdrawiam
  20. Hej Jimi... to co nazywasz trywializowaniem, to efekt mojej fazy na Zenka, którą miałem swego czasu, dawno, dawno temu. Ten kawałek o Zenku pilocie to jeden z wielu, które napisałem o Zenku, coś koło 20tu lat nazat. W każdym opowiadanku Zenek ginął śmiercią tragiczną. Sam nie wiem dlaczego bawiło mnie to wtedy... Seria o Zenku zakończyła się wierszykiem, zamieszczonym poniżej: "Bezkształtny Zenek" Zenek był bardzo spokojny Aż do chwili wybuchu wojny A na wojnie, jak to na wojnie Czasem tu, czasem tam pierdolnie Zenek jest teraz bezkształtny Stracił swój kształt na wojnie Przepraszam wszystkich Zenonów, serio nie mam nic do ludzi o tym imieniu, po prostu tak jakoś w chwili pisania miałem "fazę na Zenka"
  21. Chociaż pomysł jest nie nowy, czyta się całkiem nieźle. NIe interesuje mnie ocenianie ,;:. i innych tego typu znaczków (od tego są inni na tym forum;). Dla mnie liczy się wrażenie, a mam wrażenie, że ten tekst jest czymś więcej niż tylko s-f. To jest kawałek s-f w dobrym stylu. W istocie jest to opowiadanko o zwykłym życiu od narodzin do śmierci. Temat banalny, ale przedstawiony w atrakcyjny sposób, dobra metafora życia i śmierci... Rozwinąłbym ten tekst w dłuższe opowiadanie, jeśli udałoby Ci się utrzymać narrację na takim poziomie to wyszedłby z tego niezły kawałek prozy s-f... pozdrawiam
  22. O ho! Ktoś się zdrowo upalił. Temat Dona może i nie oryginalny, ale stylowo i z jajem opisany, można czytać i porównywać do swoich doświadczeń. A Ty płyniesz chłopie i nikt kuma o co chodzi. Czerwony Kapturek i czterdzieści lufek, albo może grzybobranie, co? Wesołe jest życie luzaka. Pozdrawiam wesołku. Hej Marcepanie, zaskoczę Cię, ale od dawna nie palę i dzięki temu mam bardziej wybujałą wyobraźnię. Palenie ziele wbrew pozorom spłyca fantazje. Jak widzę Ty chyba za dużo jarasz i dziury w mózgownicy nie pozwalają Ci zakumać, albo zwyczajnie brak ci wyobraźni :) pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...