Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zastanawiam się, czy życie we mnie płynie,
czy tylko marszczy się w kałuży .
jestem więźniem monologu, przemijam
jak zapomniane godziny.

dorosłam. nie powinnam lekceważyć wskazówek,
wszystko, co mogłam przeżyć już za mną.


zastanawiam się, czy marszczę się w kałuży,
czy tylko życie upływa,
szczęście jest w kratkę, w tabliczce czekolady,
uśmiechu dzieci, w oddechu otwartego okna.

dojrzałam. sprzęgłam się z czasem,
wszystko, co mogę przeżyć jest przed.


dobrze tak się pogrążyć
w symbolicznym krajobrazie.

Opublikowano

Lady - ciachnął bym podwojenie motywu "życie upływa" (czy życie we mnie płynie, czy tylko życie upływa - chociaż mam wrażenie, że jest to celowe posunięcie), a nawet zastanowiłbym się nad sensem tego związku - "życie płynie" - no niby tak, ale...
A co do reszty - jest w porządku, kilka miejsc wręcz bardzo dobrych (np. pętla oznaczona kursywą).
Na tak, rzecz jasna.
Pozdrawiam

Opublikowano

Lady - "życie płynie" - "życie upływa" są od jednego czasownika "płynąc", czyli coś a'la "ściąłem moje dlugie wlosy, bo były za długie" - chociaż i ja mogę się przecież mylic. Róznica jest na w "byłem chłopcem, a jestem mężczyzną" - mimo, ze podmiotem jest mężczyzna, chłopiec a mężczyzna to wielka semantyczna różnica.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Michałku, oki - ale spójrz jeszcze na tę drugą stronę:
czasami się zastanawiam, czy życie we mnie płynie, ----- może być krew(wigor, etc)? może :)
czy tylko marszczy się w kałuży . ----- może być odbicie? może :)
I kilka innych.:)
dalej:
czasami się zastanawiam, czy marszczę się w kałuży, ---- mogą być zmarszczki PL? ;)
czy tylko życie upływa ---- może być czas?

Starałam się nadać tym powtórzeniom podwójny sens. Bardzo dosłownie je odczytałeś ale mam nadzieję, że po powyższym nie muszę nic zmieniać?
:)))
Ciepło, E.

Opublikowano

Zebrałem sygnaturki Twoją Ewo i komentatorów do tego wierszyka z warszatu i z P (zmieniłem trochę w drugim wersie-przepraszam). Oto jakie jest nasze prawdziwe oblicze:

SKAZANY SZCZĘŚLIWIEC

u mnie wszystko jak dawniej
tylko ty jesteś już inny
ostatecznie nie wierzę
w ideę wiecznego powrotu
obrałem drogę by mieć z czego zbaczać

życie jest jak jazda na rowerze
dopóki pedałujesz nie upadniesz
znajduj radość w swojej młodości
nim starość zacznie grać w twoje kości

kiedyś skroplę twoje kaprysy
i wchłonę je jak gąbka

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...