Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

"Rypło, hukło tudzież błysło" M.G.

RypNĘło, zadrżało a nawet grzmotNĘło i jakiś chuj wyjebał mnie z forum. Hitchcock nie żyje, suspens też, za to wuj Mieczysława, Cinkov i futbolista dnia siódmego mają się całkiem nieźle. Może to był osioł a nie koń ?Z resztą, nieistotne. Pewnie to fajne chłopaki i Karolek też.
Do rzeczy.
Kilka dni po tym, jak oszczałem studenta ekonomi w toalecie jednego z warszawskich pubów na Krakowskim Przedmieściu , odwiedził mnie stary Rozal ze swoją nową dupą. Mówił do niej pieszczotliwie - Kate.
– Kate, to mój stary kumpel Pit.
– Cześć Pit.
– Cześć Kate.
Kate miała wielkie cycki, i ani grama tłuszczu. Gorzej było z twarzą. Wyglądała na kobietę z gatunku tych, przy których budząc się każdego ranka, spoglądasz na jej twarz i po chwili już nie chcesz na nią patrzeć, oczywiście do momentu, gdy coś z nią zrobi.
- Co cię do mnie sprowadza Rozal?
- Przepraszam ,że tak bez zapowiedzi, ale chciałbym, żebyś nauczył mnie pisać. Możemy się u ciebie zatrzymać na kilka dni?
- Jasne. Tylko uprzedzam, nie mam nic do jedzenia.

Zaskoczyła mnie ta wizyta, ale nie mogę powiedzieć, że nie ucieszyłem się na jego widok. Z Rozalem znamy się od małego. Te same kamienice, to samo podwórko, jak bracia. Potem ruszyliśmy w świat. Każdy w inną stronę. Kiedy padliśmy sobie w objęcia, Kate spenetrowała wzrokiem moje mieszkanie.

- żyjesz jak prawdziwy pisarz – skwitowała

Spojrzałem na Rozala i zobaczyłem minę w stylu : Stary, przepraszam za nią, ale coś trzeba ruchać, żeby nie zwariować. Po raz pierwszy cieszyłem się , że nie mam nikogo od czasu, gdy odeszła Mary.

Zaparzyłem herbatę i zasiedliśmy do stołu. Rozal opowiedział o tym, jak poznał Kate. Mówił, że planują wspólną podróż do Las Vegas. Tylko nie mają jeszcze na bilet. Słyszał, że wydaję książkę, i że napisałem też scenariusz .

- Naucz mnie pisać. podobno to prościzna i jeszcze można zarobić.
- Przecież ja nie mam o tym zielonego pojęcia.
- Nie ściemniaj Pit.
- Nie ściemniam. Wiem jedno. Trzeba się temu poświecić, ale jeśli nie chcesz żyć jak menel, to lepiej tego nie rób,
- Potrzebuję forsy. Nie musi być zaraz.
- Idź do pracy.
- Praca mnie męczy. Zabierają ci osiem godzin z życia, a w zamian nic.
- Skąd ja to znam.
- Co?
- Nic.
- Naucz mnie. Chcę pisać jak ty.

- pisz.
- Ale jak?
- Szczerze. Nie kłam. Pisz o sobie , w pierwszej o sobie, wymyśl ciekawego bohatera, swojego alter ego, pisz z duchem, bez formy, szukaj fajnych zdań, połączeń i pisz,

Kiedy mówiłem te bzdury, Rozal notował jak natchniony. Zobaczyłem w jego oczach ogromny zapał. Wyglądał jak ja, przed laty. Nie wiedział w co się pakuje, a ja nie chciałem zabijać w nim ducha literatury.
Położyłem ich w sypialni. Sam posłałem sobie na kanapie. Kiedy próbując zasnąć, myślałem o Mary, z sypialni zaczęły dochodzić dziwne dzwięki. Jęki, zgrzyty i skrzypienie łóżka. Podszedłem bliżej do ściany, żeby słyszeć wyraźniej. Wyciągnąłem kutasa, uruchomiłem wyobraźnię i zacząłem się masturbować.

Nad ranem obudził mnie uśmiechnięty Rozal.
- Idziemy z Kate pozwiedzać Warszawę.
- Koniecznie pokaż jej łazienki.
- Pokażę.
- Pokaż.
- Nie mogłem wczoraj spać. Napisałem coś. Może zerknąłbyś , poprawił, powiedział co o tym myślisz? – poprosił i wręczył mi kilka wymiętych kartek A4.
- Dobrze. Pogadamy jak wrócicie.

Poszli zwiedzać Warszawę. Zasiadłem do maszyny. Zapaliłem cztery papierosy, kartka wciąż była pusta. Można się zajebać. Podobno rankiem, mózg ludzki funkcjonuje najlepiej. Wyszedłem na balkon i zacząłem czytać to, co napisał Rozal w nocy. Szło mniej więcej tak:

„Zagryzłem wargi by nie spuścić się za szybko. Pomyślałem o świni, a właściwie o głowie zarżniętej świni, którą widziałem kiedyś na podwórku, u mojej ciotki. Nie pomogło. Musiałem go wyjąć. Wtedy zaczęła robić z nim coś dziwnego.
- Co robisz z moim kutasem?
- Dotykam się tam – westchnęła…mam przestać?
- NIE!
Przyspieszyła i było całkiem nieźle. Nie mogłem już wytrzymać. Wsadziłem go tam, skąd przed chwilą wyjąłem i wystarczyło kilka pchnięć. Potem położyłem się obok niej i czekałem aż zaśnie. Miasto czuwało nad nami, a ja czułem się spełniony.”


Będą z niego ludzie – pomyślałem – Ja się do tego nie nadaję.

Opublikowano

Hardcore?

1) piszemy "zresztą
Fajnie się czyta, aczkolwiek nie jest to literatura, która mnie najbardziej zajmuje. Wolę rzeczy bardziej refleksyjne. No ale cóż - nie po to sie urodziłeś by spełniac moje zachcianki :))
Pozdrawiam

Opublikowano

jeżeli pozwolisz to pierdolne malutki koment;
więc tak - był sobie taki pisarz /żyje ale już tak jak dawniej nie pisze/ o nazwisku marek nowakowski /młode wilczki i wilczyce pewnie go nie znają z pisania opowiadań/, więc ten marek n. pisywał świetne teksty które wnikały we mnie jak nóż w masło a towarzyszył mu w czasie inny świetny gość o nazwisku andrzej brycht - oni razem wyznaczyli rytm bicia serca młodej literatury,
a było to epitafium wspaniałej epoki, epoki jeansów, nylonowych koszul, poezji jamesa joyce
i radia luxembourg;
twoje opowiadania wpisują się w tamten klimat, są oddechem wspomnień tamtych lat;
podobało mi się;
padalec.

Opublikowano

john,
myślę jednak, że hłasko razem z edwardem stachurą to troszke inna bajka, możliwe, że tylko
z powodu innego widzenia rzeczywistości w przypadku hłaski a innego temperamentu
pisarskiego u stachury;
jeżeli chodzi o bukowskiego to pełna zgoda;
pozdrawiam - p.

Opublikowano

Tak jak Stachura kochał włóczęgę, tak Ty Piotrze kochasz realizm, ten który inni ukrywają i udają, ze go nie widzą. Podoba mi się, jednak nawet jak dla mnie zbyt to, że tak powiem : "prosto w ryj".

Opublikowano

dziękuję za te miłe komentarze...to naprawdę fajnie, że ktoś chce czytać to co piszę, ....

Oxymoron..wiem, że się powtarzam i będę to robił...

Marcepan. czy kocham realizm ? ja po prostu jestem prostym człowiekiem i nie stać mnie na jakieś intelektualne wynurzenia...czerpie z ogranych motywów literackich, brak mi talentu, nie jestem geniuszem strata czasu ...po za tym proza to życie, tylko życie nie zawsze dobrze się układa ( to też nie moje)...

pozdrawiam, czekam na Twoje coś, może o tym sklepie ???

Opublikowano

O sklepie? Hmm. Myślałem o tym, ale byłoby to biadolenie o pijakach rwących na krechę, o babach z wiecznymi pretensjami, chłopach nie radzących sobie z zakupami, czerstwych bułkach, promocjach i takie tam pierdu pierdu. Może ciekawy temat, ale chybam staram się od tego uciec, bo dość mam tego na codzień. Cóż. pomyślę. Nabazgrałem coś o tym w "Karmie", opowiadanku o czymś innym co prawda, ale sklep się tam pojawił. Nie wiem czy czytałeś, z miesiąc temu to puściłem i wiesz co? Talentu to mnie raczej brakuje, niźli Tobie. Opini dostałem pozytywnych kilka to fakt, ale chyba raczej to przejaw wysokiej kultury osobistej czytających bardziej, niż prawda prosto w oczy. Jedni piszą, inni grafomanią, i ani jedni, ani drudzy nie wiedzą po co to robią.
Twoje pisanie do mnie trafia. Masz charakter, a to już połowa sukcesu. Reszta to praca i boląca dupa :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



sam sobie odpowiedziales...czyli Henry Chinaski, Himilsbach, albo Sprzedawcy...
takie tam pierdu pierdu , biadolenie..ale czy aby napewno?

Sprzedawcy - hicior w mojej filmotece - znam to z autopsji :) więc karmię się tym filmem często. Himilsbach i Maklakiewicz - niedoścignieni.
Chyba podświadomie uległem Twojej sugestii, bo już w głowie układam plan opowiadanka ze sklepem w tle, zwykłej historii o tym co znam. Może coś się z tego urodzi.
Póki co, pozdrawiam...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
    • Po drugiej stronie Cienie upadają    Tak jak my  I nasze łzy    Bo w oceanie nieskończoności  Wciąż topimy się    A potem wracamy  Bez śladu obrażeń    I patrzymy w niebo  Wszyscy pochodzimy z gwiazd 
    • na listopad nie liczę a chciałbym się przeliczyć tym razem
    • Dziś dzień Wszystkich Świętych: Na płótnach ponurych I tych uśmiechniętych, Ale wspomnij zmarłych, Nie tych, co tu karły, – Co drzwi nieb otwarli! Choć w spisach nie ma, Bo jakieś problema... – Na dziś modlitw temat!?   Ilustrował „Grok” (pod moje dyktando) „Nierozpoznany święty”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...