Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

ciągle coś się wymyka
lub nigdy nie przychodzi
ból istnienia rani
tak mocno

tyle cierpienia widzę wokół
i czuję je w sobie
bezsilny
upadam

gdzieś tam na dnie czuję
przez łzy chcę kochać
wiem

cierpienie zgłębia życie

Opublikowano

Jestem 3x razy na tak, nie jest to wielka filozofia, jednak ludzie de facto pomijają tę egzystencjalą prawdę, dobrze jednak, że jeszcze jest paru, którzy się nie oszukują i nie nadają ludzki sens nieludzkiej rzeczywistości...niezwykle tkliwy, szczery, głeboki wiersz, chociaż tak jak wspomniałem, nie jest to żadne novum... wielkie pozdrowienia dla autora tekstu

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zgoda.
Jednak sugestie zostawiam w pamięci pod rozwagę.
Pozdrawiam.

Dobrze, myślałem właśnie nad tym, lecz ciągle pozostaje pytanie, co jest dobrą poezją, ale nie tutaj o tym :).
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie martw się o krytykę ;). Czasem warto zastanowić się nad nią, niech choć nie zawsze wypowiadana jest na temat wiersza :)
Dziękuję i pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Gdyby nie te kiczowate (tu: zużyte po wielekroć) metafory - byłby znośny tekst.
Ładnie się zaczyna. Gorzej z końcówką. Ta metafora jest nieczytelna, bo co to znaczy? że będąc szczęśliwym - żyje się "płasko"? czy też, że tylko cierpienie umożliwia poznanie życia (prawdy o nim)? bo chyba nie to, że cierpienia "dołuje"? - to byłby nadextra banał ;)
b
ps. pozdrowienia dla kółka graniastego (do pieczenia zakalców ;)
Opublikowano

ano prawda.

Od "bół istnienia rani" tekst poszedł w stronę cierpiętniczego dołu i potem już się nie podniósł. Pomijając treść - nic nowego. Męki egzystencjalne rozpisywane były od stuleci, nie muszę dodawać, że o niebo lepiej.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Gdyby nie te kiczowate (tu: zużyte po wielekroć) metafory - byłby znośny tekst.
Ładnie się zaczyna. Gorzej z końcówką. Ta metafora jest nieczytelna, bo co to znaczy? że będąc szczęśliwym - żyje się "płasko"? czy też, że tylko cierpienie umożliwia poznanie życia (prawdy o nim)? bo chyba nie to, że cierpienia "dołuje"? - to byłby nadextra banał ;)
b
ps. pozdrowienia dla kółka graniastego (do pieczenia zakalców ;)

Właśnie ostatni wers najwięcej wnosi w tekst, a jeśli komuś wygląda jako banał, to nie namawiam ;). A nad resztą zastanowię się :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kto w dzieciństwie nie miał problemów z wymową choćby jednego słowa, niech pierwszy rzuci Słownikiem języka polskiego.  Dziękuję za każdy ślad zainteresowania, pozdrawiam. 
    • @lovej @lovej już mnie nie ma ….. powodzenia 
    • Pożegnałam się z nim około szóstej nad ranem w Poniedziałek... mniejsza o datę. Impreza praktycznie dogasła; Amanda, pełniąc rolę gospodyni, podczas gdy ja byłam zajęta rozmową z Andrzejem, zamykała drzwi za kolejnymi gośćmi. Toteż, z osoby na osobę - czy też z wyjścia na wyjście - robiło się coraz bardziej pusto.     Rozmawialiśmy aż do rana, do ostatnich chwil przed jego wyjazdem do swojego miasta i przed urlopem, który zaplanował - jeszcze przed poznaniem mnie - że spędzi w Chinach. Krótko przed tym, nim wyszedł,  popatrzył do kalendarza w telefonie.     - To jeszcze tyle dni, nim znów cię zobaczę... - powiedział markotnie.     - Zleci - odpowiedziałam szybko obojętnym tonem, chcąc ukryć własny smutek. Zresztą: co da smucenie się? Wiedziałam, że z obiektywnego punktu widzenia mam rację. Minie ten czas nam obojgu: jemu szybciej niż myśli, a mnie... Właśnie: a mnie?     Skreślałam na końcowo-majowej, a potem na czerwcowe, kartce ściennego kalendarza kolejne dni. Każdego dnia wieczorem, gdy kończył się, tuż przed pójściem spać. I patrzyłam na powoli malejącą liczbę tych, które przede nami pozostały. Istotnie, zlatywały. Myślałam, że będzie działo się to szybciej. Patrzyłam i myślałam, kląc w duchu, że przez ostrożność nie podałam mu swojego numeru telefonu.     - Nie, Andrzej, to za wcześnie - wykręcałam się, jak tylko mogłam. Z jednej strony zadowolona, że nie naciskał, a z drugiej zła, że tego nie robił. - Chcesz, żebym ci zaufała bardziej, to daj mi czas. Prosiłam: nie przyspieszaj. Tak, wiem: zostawiłeś mi swoje wizytówki. Ale z tobą jest inaczej. Ty...     Wydawało mi się, że te dni miną ot tak. Jak klaśnięcie w dłonie. Jak powiedzenie: "Cześć". A najwyżej "Dobrze,  że jesteś". Mijały i zarazeam nie. Dwunasty dzień Czerwca... trzynasty... czternasty. Och, Andrzej!...     Myślałam. Jak jego podróż? Jak doleciał? Czy jest bezpieczny? To długa podróż. Szalony z niego człowiek, wybierać się tak daleko! Ale interesujący, ba! intrygujący. Także przez swoją ciekawość świata, nie tylko przez talent malarski i artystyczną działalność.     Myślałam. Gdy wrócisz - jeśli w ogóle wrócisz, jeśli nie zmienisz zdania i nie okażę się dla ciebie mijalną znajomością,  jeśli nie poznasz tam jakiejś Chinki, jak ja czarnowłosej - to co będzie z nami? Z naszą przyszłością? Zaangażujesz się naprawdę? Oddasz mi część swojego czasu, który dotychczas miałeś tylko dla siebie? Opuścisz swoje miasto i przeniesiesz się tu, aby być bliżej mnie tak, jak zapewniłeś? Jak daleko sięgnie twoje rozumienie moich problemów? Twoja cierpliwość? Jestem trudną osobą, o wielu sprawach wciąż nie zdążyłam ci powiedzieć! I wreszcie ja, ja sama! Tak dawno nikt był przy mnie blisko. Długo już jestem sama, tylko ze sprawami dnia codziennego, zdrowotnym kłopotem mojej mamy i z pracą. Czy jeszcze potrafię z kimś być?? Czy ty potrafisz??    Czas. Czekanie. Myśli.     Dobrze, że kolejny dzień minął. Że chociaż jeden dzień bliżej do momentu, w którym zadzwonisz do moich drzwi umówionego dnia o umówionej godzinie. A gdy otworzę je z bijącym mocniej sercem, będziesz tam. Wręczysz mi kwiaty, moje ulubione goździki. A może peonie, jeśli jeszcze będą w sprzedaży. Wejdziesz, odsuniesz na bok trzymany bukiet, zapewnisz mnie: "Dobrze, że jesteś", obejmiemy się, przytulimy...    Andrzej, zaczęło mi na tobie zależeć. Cholera, co narobiłeś?!    Czekam twojego powrotu. Spotkania.    Czas mija. Myślę.    Lipiec się zbliża...      Hua-Hin, 14. Czerwca 2025        
    • @lovej

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • lubię opalać nogi ale czoła już nie nie tyle w chustce lepić pierogi ile skry mrozu łapać jak miech głęboką zieleń oczyma wodzić może w ramiona przygarnie mnie gdy w suchym korpus odważnie chłonie balon emocji w rwącym się śnie     gdy sypki parzy blade podeszwy ożywia złącza neuronów kwarc a w chmurze polar uszy tak pieści śnieg się zawiesza na czubku garb gdy palce kreślą pod przezroczystą taflą ósemki z jaskółczych gniazd wyfruną w oddech najcichsze z pieśni tyle by całym i żywym. Klaud          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...