Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wstał lewą nogą, co jak wierzył z góry wróżyło nieszczęście, a na dodatek przy wychodzeniu z łóżka zahaczył o przylegający do niego stolik i zranił się w lewy bok. Kiedy już wreszcie stanął na nogach i podszedł do okna, zamarł. Za szybą zamiast codziennego ukochanego widoku na morze, widział ośnieżone górskie szczyty. Nieszczęście wisi w powietrzu, pomyślał. Już czuł jego specyficzny zapach. Otarł oczy i znów spojrzał za okno, lecz ciągle widział tam tylko skały. I chociaż poranne słońce napawało go zachwytem i jakąś nieopisaną, nieznaną dotąd radością, pomimo tego czuł wewnętrzny niepokój. Nie rozumiał swojej sytuacji. W głowie miał jeszcze szum fal i spontaniczny krzyk mew, ale przed sobą widział coś zupełnie innego. Nie przywykł do patrzenia na skały. Nawet nie lubił ich widoku. Zresztą, jedyne skały, z jakimi miał do czynienia, to niewielkie kamienie, jakie mógł spotkać na plaży, gdzie przywykł przesiadywać godzinami wpatrując się w błękitną morską dal. Dziś było inaczej. Widok ograniczał się do kilku niedostępnych, zdawać by się mogło, szczytów, trochę drzew i nic poza tym. A gdzie przestrzeń? Gdzie morze? Gdzie fale i mewy?
Spacerował dość długo w pokoju, zanim odważył się wyjść na zewnątrz. Wreszcie spakował się i wyszedł. Ku swojemu zdziwieniu, im dalej i wyżej się znajdował, tym ciekawszy stawał się krajobraz. Szczególnie strome zbocza dawały wiele radości i przeżyć. Z zachwytem spoglądał swobodnie w dół dolin. W ten sposób rekompensował sobie tęsknotę za przestrzenią, do jakiej był przyzwyczajony obserwując bezkresne morze. Podobało mu się także i to, że znajdował się wyżej niż czubki strzelistych drzew.
Zgłodniał wreszcie. Usiadł na jednej ze skał na zboczu. Zjadł przygotowane wcześniej kanapki i popił ciepłą herbatą z termosu. Zapragnął jeszcze przez chwilę odpocząć. W ciszy przegryzał jabłko, gdy nagle owoc wyleciał mu z rąk i stoczył się w dół urwiska. Wstał zdziwiony, spojrzał nieufnie w dół i wyrzekł do siebie – Boże, jak to wszystko ogarnąć?
Dręczony wciąż rozterkami dotarł do szczytu. Wreszcie odzyskał spokój, jakiego od rana potrzebował. Rozglądał się dokoła i spostrzegł, że widzi stąd dużo więcej niż nad brzegiem morza. Dziwiła go zaskakująca bliskość innych wierzchołków, które z dołu zdają się być niedostępne. Cieszyło go, że mógł podziwiać inne, niższe szczyty z góry. To wspaniałe miejsce na śmierć – pomyślał, – jeśli kiedykolwiek będę musiał umrzeć, chciałbym, aby to nastąpiło tutaj, na jednym ze szczytów, pod samym niebem, na dachu świata.
Długo trwało zanim zdecydował się na zejście. W dodatku znów, podobnie jak rankiem, zaczął przeczuwać nieszczęście. Zaczął padać niewielki deszcz. Schodził niespokojny, bardziej zwracając uwagę na rozłożyste widoki, niż pod nogi. Co jakiś czas potykał się i bronił przed upadkiem. Wreszcie wypatrzył niewielkie jezioro. Widok wody, choćby w postaci najmniejszego polodowcowego stawu tak bardzo go zaciekawił, że zupełnie zapomniał o przezorności. Chciał za wszelką cenę tam dotrzeć i choć na chwilę popatrzeć w lustro wody. Schodząc na skróty, stromym zboczem, stracił równowagę na wilgotnej i śliskiej powierzchni skały. Odpadł od ściany i spadł w przepaść zahaczając lewym bokiem o gałąź drzewa próbując ratunku.
Ludzie widzący całe zdarzenie z dołu, z przerażeniem myśleli o niepotrzebnej, przypadkowej śmierci. Tylko jeden stary człowiek siedzący pod drzewem, trzymając drewniana laskę wstał i wyrzekł sam do siebie – to piękny dzień na śmierć…i po tych słowach jakby na potwierdzenie pokazała się kolorowa wstęga na niebie. Bo czasem zdarzają się dni odpowiednie, jakby specjalnie na coś stworzone. Ów dzień, był akurat pięknym dniem na śmierć.

Opublikowano

1) "co jak wierzył z góry wróżyło" - niepotrzebne moim zdaniem "z góry"
2) Kiedy już wreszcie stanął na nogach i podszedł do okna, zamarł. - już wczesniej było, że wstał, potem że przy wychodzeniu ten tego - i znowu to zdanie "kiedy już wreszcie stanął na nogach" - za dużo tego wstawania, napisz że kiedy odkwiczał rytualne, obyczajowe znoszenie bólu wówczas podszedł do okna, przy którym zamarł.
3) z okna mam widok na... to i owo. Ale widok, który znamy jest widokiem morza, nie na morze.
4) "I chociaż poranne słońce napawało go zachwytem i jakąś nieopisaną, nieznaną dotąd radością, pomimo tego czuł wewnętrzny niepokój." - nie wierzę, że mogło cos go w takiej chwili napawać radością, to jest apsychologiczne.
5) " Nie przywykł do patrzenia na skały. Nawet nie lubił ich widoku. Zresztą, jedyne skały, z jakimi miał do czynienia, to niewielkie kamienie, jakie mógł spotkać na plaży, gdzie przywykł przesiadywać godzinami wpatrując się w błękitną morską dal" - przeczytaj sobie te zdania, moim zdaniem, nie korespondują ze sobą logicznie.
6) "Widok ograniczał się do kilku niedostępnych, zdawać by się mogło, szczytów" - ograniczał sie do kilku, zdawać by się mogło, niedostępnych szczytów. Z twojej budowy zdania wynika, że zdają się to szczyty, a przecież nie o to ci chodziło.
7) "Szczególnie strome zbocza dawały wiele radości i przeżyć" - zamiast "dawały" lepiej dostarczały
8) Z zachwytem spoglądał swobodnie w dół dolin." - nie wiem czy to jest poprawne "dół dolin", no bo juz sama dolina jest dołem, może wystarczy, że spogladał w doliny. Trzeba by zapytać jakiego górala na tym forum, bo ja też z nad morza jestem, więc się nie znam.
9) Usiadł na jednej ze skał na zboczu - chyba inwersja, bo podejrzewam że poprawnie byłoby: usiadł na zboczu jednej ze skał.
10) Odpadł od ściany i spadł w przepaść zahaczając lewym bokiem o gałąź drzewa próbując ratunku. - znów inwersja, tym razem sam znajdź ją.

Generalnie coś tam kombinujesz. Tylko więcej dyscypliny w budowaniu zdań. Nie licz na to, że ktoś nie zauważy twoich niedociągnięć.

Pozdrawiam z nowym rokiem

Opublikowano

He,he,ja jestem z gór i zawsze patrzę w doliny.Tak samo,jak zawsze jadąc samochodem cofam,a nie (jak niektórzy), cofam do tyłu :) ,masło maślane,Czyż można cofać do przodu? ja mam malutką uwagę : "Starzec wstał i wyrzekł sam do siebie",trochę brzydkie zdanie. Starzec podniósl się i szepnął ,lub powiedział do siebie... Poza tym ,podoba mi się Twoja wyobraźnia i stwarzanie trochę nierzeczywistej aury, wygląda to jak wędrówki w snach. Jeśłi jeszcze nie oglądałeś, to polecam "Reqium dla snu" prod. (rzecz jasna) USA.

Opublikowano

Don Cornellos:

Bardzo dziękuję za tak wnikliwą analizę tekstu. Przyznam, iż nie liczyłem nawet, że ktoś to przeczyta.
Jak zauważyłeś, coś tam kombinuję. No właśnie. Wiem, że to amatorszczyzna i dlatego potrzebuję jak najwięcej uwag. Sam nie wychwytuję takich błędów jak powtórzenia albo dół doliny...

Dyscyplina - jak najbardziej, ale to jest najtrudniejsze. Poza tym, nie wiem czy się zgodzisz, zauważyłem, że najwłaściwsze są proste sformułowania. Ja często gmatwam i zdanie traci swój sens. Więc jest nad czym pracować.

Pozdrawiam serdecznie.


MARCEPAN 30:

Dzięki człowieku z gór!!!

Napisałem w ten sposób ponieważ miałem na myśli dno doliny (czyli to co jest najniżej w dolinie), ale wyszło rzeczywiście masło maślane.

...Z zachwytem spoglądał na swobodnie wijące się wstęgi kryształowej wody uparcie wdzierającej się w dno wielkich dolin...

Teraz to dopiero nakombinowałem. He he!!

Bardzo dziękuję za interpretację!!!

Nie widziałem "Requiem..." bo to z USA. Ale może wreszcie zobaczę??

Pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

W komentarzu napisałeś: Poza tym, nie wiem czy się zgodzisz, zauważyłem, że najwłaściwsze są proste sformułowania. Ja często gmatwam i zdanie traci swój sens.

Ja bynajmniej nie uważam, że najwłaściwsze są proste sformułowania, gdyż też lubię kombinować. Problem tkwi jedynie w tym, by jak najlepiej wyrazić to, co ma się w głowie. Jeżeli masz naturę wymyślacza, eksperymentatora - to twoje pisanie musi ją zaspokoić. Nie możesz pisać krótkich zdań - tylko dlatego, bo tak łatwiej, jak też nie można uciekać od kwestii trudnych do wyrażenia. Jeżeli masz chęć napisać złożone zdanie, które jednak wciąż ci nie wychodzi, wówczas stwórz okrężną drogę, ale zrób to dopiero po dwutygodniowych nieudanych próbach. - teraz to ja chyba w tym zdaniu przekombinowałem :)
Niektórzy wielcy pisarze, sami stawiali sobie literackie przeszkody, by później próbować je pokonać. Idź za głosem serca. Najpierw bądź geniuszem i bez skrępowania pisz wszystko co tylko przyjdzie ci do głowy, nie patrząc na konwenase czy kanony. A dopiero gdy napiszesz szkic utworu, przepisuj zdania i poprawiaj je. Badaj składnię itp.

Pozdrawiam
Ps. fajnie, że mój poprzedni komentarz nie zniechęcił ciebie.

Opublikowano

Właśnie
Nie poprawiaj zdań w kompie. Przepisuj je zwyczajnie długopisem. Niech ci na tym schodzi czas. Czas! Czas!
Czas jest ważny chociażby dla pracy podświadomości, no i sprzyja koncentracji.
Gdy przepisując długopisem tekst zauważysz błędy, czy np braki tekstowe - poprawisz je, wówczas przepisuj jeszcze raz, wciąż poprawiając.
I tak przepisuj, do momentu aż nie będziesz widzieć żadnych błędów, bądź niedociągnięć.

Metoda trudna. Ale można tak pracować dzieląc tekst na odcinki. Powiesz sobie, że teraz pracujesz nad tym akapitem.
Spójrz na mój tekst pt "kilka zdań z części ósmej dziennika."
To efekt takiej pracy nad jednym akapitem.

Opublikowano

:))

No a jak poradzić sobie z inwersją w zdaniu prostym? Przestawiaj szyk wyrazów:

No a jak poradzić sobie z inwersją w zdaniu prostym?
No a jak w zdaniu prostym poradzić sobie z inwersją?
No a jak z inwersją poradzić sobie w zdaniu prostym?

Sprawdzasz, które zdanie lepiej brzmi, ponadto który szyk wyrazów kolejno odsłania sens zdania to znaczy jest bardziej logiczny.

jak (jak - co robić?) poradzić sobie (aha, ale z czym poradzić sobie?) z inwersją (no już więcej rozumiem) w zdaniu prostym (dzięki za dodatkową informację o co ci chodzi)

W dziennikarstwie istnieje zasada: co?, gdzie?, kiedy?, jak?, co spowodowało?, jakie skutki odniosło? W artykule powinny znaleźć się odpowiedzi na te pytania.

Prozaicy często zapominają o tej zasadzie, a jest ona przydatna jesli chce być się rozumianym

Opublikowano

W zdaniu złożonym robimy podobnie:

napisałeś dajmy na to: Aaaaa aaa aaaaaaaaaa, bbbbbb bbbb bbbbbb, ccccccc ccc ccccc ccccccccc

Teraz próbujesz inaczej

Aaaaa aaa aaaaaaaaaa, ccccccc ccc ccccc ccccccccc, bbbbbb bbbb bbbbbb
Bbbbbb bbbb bbbbbb, ccccccc ccc ccccc ccccccccc, aaaa aaa aaaaaaaaaa
Bbbbbb bbbb bbbbbb, aaaa aaa aaaaaaaaaa, ccccccc ccc ccccc ccccccccc
Ccccccc ccc ccccc ccccccccc, aaaa aaa aaaaaaaaaa, bbbbbb bbbb bbbbbb
Ccccccc ccc ccccc ccccccccc, bbbbbb bbbb bbbbbb, aaaa aaa aaaaaaaaaa

Jeżeli tak będziesz pracował, nie powinno być kompromitacji.

Opublikowano

:)
Jeszcze jest coś takiego jak idealizacja zdania zlozonego i konkretyzacja. To się robi gdy zdanie jest wyjątkowo skomplikowane, i składa sie z wielu wyrażeń. W myślach wyrzucasz z tego zdania wszystko co jest tylko dodatkiem tak by pozostała idea. Wówczas przyglądasz sie tej idei czy jest napisana poprawnie po polsku. To jest idealizacja

Konkretyzacja polega na dodawaniu do tej idei kolejnych szczegółów.

Mam jeszcze kilka idei, ale bardziej odnoszą się do mojego stylu, niż poprawności jako takiej. Mimo to, jeżeli jestes zainteresowany będę mógł sie nimi podzielić.

To się DOn Cornellos namąrdkował, chyba trzeba spadać, bo zaczną rzucać kamieniami.
Pozdrawiam

Opublikowano

Dzięki Don Cornellos!!!

Nie mam wykształcenia humanistycznego. Jestem geografem i ekonomistą o artystycznych ambicjach czy też zdolnościach. To o czym piszesz jest dla mnie zupełną nowością ale brzmi logicznie i z pewnością masz rację. Sam proces twórczy jest złożony i czasem to mordęga. Rzeczywiście. Też mam takie doświadczenia, że coś tam wypisuję a potem poprawiam, poprawiam, popreawiam...

Serdecznie pozdrawiam

Opublikowano

A co w tym złego? Przypominam Piotr, że to forum dla początkujących, więc powyższe komentarze mają chyba rację bytu. Nawet jeśli moje rady nikomu nie pomogą, to też na pewno nie zaszkodzą. Może uważasz, że takim wyłuszczaniem elementarnych podstaw pracy nad tekstem obraziłem autora?
A co uważają inni?
Może to nie byłby zły pomysł, gdybyśmy tu na forum wyjawili swoje metody pisania tekstów.
Asher w jaki sposób piszesz?
k.s. rutkowski jak pracujesz nad tekstem?
Piotr Rutkowski i wszyscy inni - podzielcie się swoimi tajnikami pracy pisarskiej.

Pozdrawiam Ciebie Piotrze w nowym roku.

Opublikowano

Ja również nie widzę w tym nic złego Panie Piotrze.
Nie wstydzę się swojej niewiedzy i dzięki ludziom, którzy poświęcą swój czas na przeczytanie mojego tekstu mogą się podzielić swoją opinią, wrażeniami i doświadczeniami, ja mogę się czegoś dowiedzieć. A może nauczyć? Inna sprawa co z tą wiedzą zrobię.

Pozdrawiam serdecznie.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Witam. Co do dolin - to bodajże patrzymy na dno doliny, a nie na dół, bo dolina jak każda dziura, niecka, kotlina i inne zniekształcenie wklęsłe takowe dno posiada... A poza tym to te zdania, rady udzielili poprzednicy, ja tylko dodam że nie należy ciąć zbyt radośnie, bo może się to wyda dziwne, ale później można mieć problemu z ponownym "tasiemczeniem" zdań, gdyż będą się wydawać zbyt długie. Ja takiego problemu nabawiłam się w szkole, po tym jak oddałam wypracowanie na prawie dwie strony A4, ładne, szchludne, z małym defektem... otóż to wypracowanie składało się z 5 zdań. Po tym zdarzeniu zaczęłam ciąć zdania tak elokwentnie, że teraz czasami muszę z kilku zdań sklejać jedno... a więc polecam umiar z cięciem, jedynie ograniczać zdania z maślaności, przez ich czytanie, nawet w kilka dni po napisaniu opowiadania - wtedy można wiele błędów wyłapać samemu.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Uratować rodziców swoich chciałem,

      Nie udało mi się, porażkę poniosłem, 

      Dzięki zdolnościom które posiadam,

      Powinienem zmienić los, pomóc tym, których kocham,

      A jedynie śmierć dookoła przyniosłem, 

      Tak bardzo żałuję, że na mordercę finalnie wyrosłem...

       

                                  ******

       

      Rodzice zawsze mówili mi, jak bardzo wyjątkowy jestem, 

      Nigdy im nie wierzyłem, zwyczajnym byłem dzieckiem. 

      Jak każdy uczyłem się, miałem swoje zainteresowania, 

      Nie czułem bym się wyróżniał, aż do pewnego dnia,

      Lat wtedy skończyłem szesnaście, 

      Wtedy bowiem miało miejsce nieprzyjemne zajście.

       

      Zchodziłem ze schodów, chcąc się udać do szatni,

      Ciasno było, czułem się jak w matni,

      Każdy się przepychał, byli jak dzikusy,

      A najgorzej mieli tacy jak ja, czyli konusy, 

      No ale cóż, finalnie na dół zszedłem, 

      Szybka akcja, kurtkę ubrałem, plecak na plecy zarzuciłem i wyszedłem.

       

      Kolejnym zadaniem było dostać się na górę, 

      Tym razem zaczekałem jednak na swoją turę,

      Pusto na schodach, "no to w drogę" - pomyślałem, 

      I to tu niemal doszło do tragedii - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem, 

      Ktoś na mnie wbiegł, spadłem, bo straciłem równowagę, 

      Sprawca uciekł, a ja - mocno walnąłem głową o podłogę. 

       

       

                                   ******

       

       

      Odzyskałem po jakimś czasie przytomność,

      Ale coś było nie tak, jakby szwankowała mi świadomość,

      Miejsce w którym byłem, wyróżniało się, 

      Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, czy umarłem, czy może śnię,

      Obiekty dookoła mnie się unosiły,

      I zabrzmi to głupio, ale jakby... Wokół mnie orbitowały. 

       

      Stałem jak wryty, podziwiając krajobraz,

      Ciężko było wychwycić wszystkie te szczegóły naraz,

      Toć to wylądowałem w jakimś filmie sci-fi,

      Albo jest to jakiegoś rodzaju raj,

      W głowie taki straszny mętlik miałem,

      "Wszystko będzie dobrze" - sobie cały czas powtarzałem. 

       

      Nie wiedziałem już co zrobić, byłem trochę zmieszany - czułem się dziwnie,

      Czas płynął w tym miejscu jakoś nienaturalnie,

      Odnosiłem wrażenie jakby każda sekunda trwała z godzinę, 

      Jak nie dłużej w sumie, jakbym się władował w czasową minę,

      Z każdym krokiem jaki robiłem, było chyba gorzej, 

      Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogłem już zawrócić, więc po prostu szedłem dalej.

       

      Na horyzoncie dostrzegłem lustro wolno stojące,

      Wokół nie było niczego, co było dosyć zadziwiające, 

      Zatrzymałem się tuż przed nim, jakby za sprawą niewidzialnej siły, 

      Przyjrzałem się jemu - było ładne - kamienie szlachetne go zdobiły, 

      Tylko, co ciekawe, nic się od niego nie odbijało, 

      Ani ja, ani cokolwiek innego, co mnie mocno zaciekawiło. 

       

      Usłyszałem jakiś głos, z nikąd pochodzący, 

      Był niski, surowy, osądzający,

      Ciarki mi po plecach przeszły, 

      Emocje jak nigdy dotąd na wyższy poziom weszły,

      Nie dość, że się bałem, to zacząłem w dodatku płakać,

      Kazał mi podejść do lustra, chciał coś mi pokazać.

       

      Tak też zrobiłem, podszedłem bliżej, 

      Aura tego przedmiotu sprawiła, że się poczułem znacznie lżej, 

      Ze środka wydobywało się jakieś światło,

      Które mnie mocno oślepiało, 

      Nagle poczułem w potylicę uderzenie,

      Straciwszy równowagę wpadłem do środka lustra, zmieniając znów otoczenie.

        

       

                                   ******

       

       

      "O mój Boże, ja latam!" - wtedy pomyślałem, 

      Nie było pode mną jakiegokolwiek gruntu, po prostu się w powietrzu unosiłem,

      Byłem w środku tunelu czasoprzestrzennego,

      I nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego,

      No i znowu były te wszystkie latające skały,

      Tym razem jakoś inaczej się zachowywały...

       

      Wyciągnąłem rękę, żeby jednej z nich dotknąć,

      Nie zdążyłem nawet dłoni zbliżyć, a udało mi się ją popchnąć,

      To było dziwne, ale wtedy się tym nie przejmowałem,

      Wyłączyłem mózg i się dalej bawiłem,

      Udało mi się nawet kilka nowych trików nauczyć, 

      "Gdyby tylko rodzice mogli mnie teraz zobaczyć..."

       

      Usłyszałem ten tajemniczy głos ponownie, 

      Tym razem był spokojny, powiedział coś o ukończonej próbie, 

      Opanowałem moc, która uśpiona była we mnie,

      Nie dowierzałem temu co mówił, toć to brzmiało zbyt obłędnie,

      "Po co mi ten dar skoro ja wciąż tu tkwię?" - spytałem, 

      Wkrótce potem, odpowiedź na moje pytanie uzyskałem...

       

       

                                  *******

       

       

      Odzyskałem ponownie przytomność, tym razem byłem w swoim świecie,

      Głowa mnie bolała jak nie wiem,

      Leżałem w swoim łóżku, co mnie zdziwiło, 

      Wstać powoli próbowałem, ale nie dałem rady, za bardzo mnie mdliło, 

      Rozejrzałem się dookoła, wyglądało jakby wichura tędy przeszła,

      Na podłodze leżały: ciuchy, telewizor, półki, a nawet krzesła. 

       

      Zawołałem swoich rodziców, z całych sił krzyczałem

      Nic, głucha cisza, raz jeszcze spróbowałem, 

      Ponownie nic, żadnej odpowiedzi, 

      Zastanawiałem się o co kurdę chodzi,

      Usłyszałem za drzwiami kroki, które nagle przyspieszyły,

      Dreszcze całe moje ciało wtedy przeszyły. 

       

      Ktoś raptownie otworzył drzwi,

      To był Konrad - mój przyjaciel bliski,

      Przez chwilę stał jak osłupiały, 

      Nie dowierzał, że mi oczy się jednak otwarły,

      Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i przytulił, 

      Powtarzał jak się cieszy, że jednak żyję i po chwili mnie puścił. 

       

      Podniósł jedno z leżących krzeseł i usiadł na nim, 

      Spytałem co tu się stało, kiedy odpowiedział byłem w szoku wielkim,

      Cały ten bałagan to ja zrobiłem,

      W jego oczach iskrę podekscytowania dostrzegłem,

      Kiedy leżałem nieprzytomny, wszystko wokół dosłownie latało,

      Moi rodzice nawet oberwali, jakby tego było mało...

       

      Spróbowałem po raz kolejny wstać, 

      Konrad mnie powstrzymał, powiedział, że mam się nie ruszać, 

      Miał rację, omal nie zwymiotowałem, 

      Tak bardzo swoich rodziców zobaczyć chciałem, 

      Uspokajał mnie, że nic im nie jest - akurat gdzieś wyszli,

      Po około pięciu minutach faktycznie, do domu wrócili i do mojego pokoju przyszli...

       

      Powiedzieli, że tydzień byłem nieprzytomny, 

      I byli pod wielkim wrażeniem, do czego jestem teraz zdolny,

      A ja byłem szczęśliwy, że ich mocno nie skrzywdziłem,

      Dosłownie wielkiego banana na twarzy miałem, 

      Chcieli bym się od teraz nauczył nad nowymi mocami panować, 

      I jak się w kryzysowych sytuacjach zachować...

               

       

                                   ********

       

       

      Minęło sześć miesięcy od tamtych wydarzeń, 

      Musiałem niestety dokonać wielu wyrzeczeń, 

      Żeby móc w miarę spokojnie żyć, 

      Chowam swoją twarz za maską - wiadomo - po to by tożsamość ukryć, 

      Stałem się miejscowym bohaterem,

      Z zabawnym wręcz charakterem.

       

      Nauczyłem się panować nad swoimi nowymi mocami,

      Potrafię za pomocą myśli poruszać różnymi przedmiotami,

      W skrócie - posiadam zdolności telekinetyczne,

      Moje życie dzięki temu stało się na prawdę fantastyczne,

      Współpracuję teraz z policją, strażą, pogotowiem ratunkowym,

      I stałem się ich wsparciem zaufanym. 

       

       

                                   *******

       

       

      W końcu nadszedł weekend, mogę kolejny trening rozpocząć,

      A po dwóch godzinach organizm mój musi odpocząć,

      Choć zabrzmi to śmiesznie, 

      To fizyczne najbardziej odczuwam zmęczenie, 

      Trenuję dzisiaj z tatą, będzie do mnie z pistoletu strzelać,

      A ja mam za pomocą myśli wszystkie kule zatrzymać. 

       

      Ale zanim to, chcę pójść do sklepu,

      Żeby nie na pusty żołądek robić "występu",

      Wychodzę zatem z domu, biorę ze sobą torbę, 

      No i jak ja to lubię zawsze mówić - "no to w drogę!",

      Mam ochotę na chipsy, colę i coś słodkiego,

      Typowe przekąski nastolatka przeciętnego.

       

       

                                  ********

       

       

      Idąc wolnym krokiem doszedłem na skrzyżowanie,

      Wydaje się być w miarę spokojnie, 

      Ptaki sobie śpiewają, słońce ładnie świeci, 

      Aż do życia pojawiają się chęci, 

      Dobrze jest sobie głowę czasami przewietrzyć,

      I dłużej na świeżym powietrzu pobyć.

       

      Osiedlowy jest już w moim polu widzenia,

      Nagle ktoś wybiegł z niego bez ostrzeżenia, 

      Ekspedientka krzyczy - "złodziej, niech ktoś go zatrzyma!",

      To był dla mnie sygnał - schowam się w zaułku, przebiorę i się zacznie zadyma,

      Będąc szczerym, zawsze o tym marzyłem, 

      Jak z komiksów zostać superbohaterem...

       

      Kostium zakładam w ekspresowym tempie, 

      Jest luźny, więc bez problemu przebiorę się wszędzie, 

      Mam ze sobą też deskę skateboardową,

      Dzięki czemu wyglądam jeszcze bardziej odjazdowo,

      No, ale dobra, dość już zbędnego gadania,

      Mam w końcu przestępcę do złapania!

       

       

                                 *********

       

       

      Wściekłem się, skubaniec mi zwiał, 

      Od dobrego kwadransu go szukam - sprytny plan ucieczki miał, 

      Wszystkie ulice i alejki przeszukałem, 

      I jedynie Konrada na przystanku widziałem, 

      Muszę przekazać niestety źle wieści tej ekspedientce,

      Że nie udało mi się łupu oddać w jej ręce. 

       

       

                                  ********

       

       

      Godzina osiemnasta właśnie wybiła, 

      Dzisiejsza sytuacja cały czas mi w głowie tkwiła, 

      Wyjątkowo słabo trening mi poszedł przez to,

      Czuję się jakbym upadł na samo dno,

      Nie mogę o tym zapomnieć, 

      Ani nawet sobie w twarz spojrzeć...

       

      Mama mi mój ulubiony sernik z czekoladą przygotowała, 

      Doceniam to, że mnie pocieszyć chciała, 

      Ale no kurczę, ogromne wyrzuty sumienia miałem, 

      Ni to pić, ni to jeść ja nie chciałem, 

      Rozrysowałem sobie plan miasta i wszystkie możliwe drogi ucieczki,

      I według moich obserwacji, złodziej żeby mi umknąć musiałby być turboszybki...

       

      Eureka! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem, 

      Kanały - musiał tam na pewno zejść, a ich nie przeszukałem, 

      Tylko no właśnie, są one rozległe, mógł wyjść wszędzie, 

      Odnalezienie go, cóż, toć to misja ciężka będzie, 

      Ale się nie poddam, jakiś trop znajdę, 

      I może w końcu przestanę się postrzegać jako niedorajdę...

       

       

                                  ********

       

       

      A więc słuchajcie, wstawiam to jeszcze przed skończeniem tego byście ocenili, czy fabularnie wygląda to w miarę dobrze i czy budowa też jest w porządku. Piszę to od ponad miesiąca i jestem z tego dumny, natomiast chciałbym jednak mimo to się doradzić czy dobrze mi idzie :) historia ta powoli doniega ku końcowi 

       

      Edytowane przez Triengel (wyświetl historię edycji)
  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...