Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Męczy mnie już hałas i zgiełk wielkich mrowisk,ścisk na ścieżkach i ciągły wrzsk boss`ów wiecznie niezadowolonych z roboty,którą wykonuję.A wykonuję ją zmęczony do nieprzytomności,na skraju wyczerpania,z bólem umysłu i mięśni,które nie pozwalają w nocy zasnąć.
Boję się nocy...
Mrowisko trzęsie się bez przerwy.Ja zasypiam,inni się budzą.
Miliony mrówek,miliony problemów,jedna produkcja.Od rana do nocy,od nocy do rana.Drepczą,znoszą patyki,liście,martwe owady,budują,tworzą,mdleją,usychają z samotności i strachu przed chorobą,która pozbawi ich pracy.Nie myślą o starości,nie ma czasu.Nie drżą o głód i samotność na starość,bo już dość tego mają na dzisiaj.
Upadłem ostatnio w pracy pod ciężarem dębowego liścia,był zbyt duży,a ja znów bez śniadania.Boss darł się:
- Szybciej! Produkcja stoi! Szybciej darmozjady!
Padłem...
Pamiętam tylko twarz pielęgniarza ocierającego błoto z mojej twarzy.I olśniło mnie.
Dokąd zmierzam?W jaki wir wpadło moje życie mielone codzień przez produkcję, nadprodukcję,niedoprodukcję,kooprodukcję,współprodukcję i cały system nadmrówczej pracy w niemrówczym wyzysku mrówki przez mrówki.
Dokąd to prowadzi? Po co to prowadzi? Dlaczego?
Leżę,wsłuchuję się w mroczny terkot szpitala i płaczę.
Urodziłem się ,by nie zaznać nic prócz tego cholernego wrzasku za moimi uszami:"Szybciej!Nie ociągać się!"
Jeszcze niedawno wierzyłem w ten cud,że dokonamy niemożliwego,że staniemy się bogatym i cudownym mrowiskiem,w którym wszystkim żyje się łatwo i dostatnio,teraz czuję,że kiedyś będzie lepiej,tak jak w sąsiednich mrowiskach,które dawno temu zaczęły ten kierat.W czasach,w których moje mrowisko zajęte było przez wielkie,ćwierćinteligentne,czerwone mrówy,wpajające moim poprzednikom bzdury do głowy i wpędzające nasz mały świat w coraz większą nedzę.
Nadrabiam teraz stracony czas...
I gapiąc się w sufit szpitala ogarnia mnie przerażenie,czy warto.
Odzwiedzałem kilka razy (oczywiście zarobkowo) mrowiska sąsiednie,te do których czerwone mrówy nigdy nie dotarły i które już dawno zrobiły to co ja robię teraz.
Miałem sen...
Dotrwałem do starości.Poskręcany, z wygiętym kręgosłupem,zmęczonym wzrokiem i bolącym każdym mikroorganizmem w moim ciele.Otępiały,trzęsący się i nie szukający niczego w przeszłości,ani mojej,ani mojego mrowiska.
Za oknem oglądam moje wnuczki,upajające się alkoholem,przebrane za pielęgniarki ,albo playboy`owe króliczki,łapiące facetów byle jak i byle gdzie ,krzyczące do nich :"Hej!Jesteśmy suczkami!Chcesz nas skosztować?"
I oglądam wnuki, śliczne pseudo-geje opowiadające zaciekle o durnowatych panienkach,randkach,które nic wspólnego z randkami nie mają i zachwycają się cudownym krojem ostatniego wypustu męskich stringów.
Wnuki malujące pazury,oczy i łażące codziennie do solarium.
Wnuczki tłuste i opasłe sztucznym żarciem.
Wnuki ociężałe i nienaturalne.
Całe plemię małych,tłustych mrówek otoczonych elektronicznym sprzętem,przeżywających komputerowe,sztuczne orgazmy,kochających wirtualne genitalia wszystkich płci,odurzonych alkoholem i narkotykami,bzykających każdy - każdego.Pijących,chlejących pazernie i rozpustnie śmietankę,ktorą my,ich dziadkowie i ojcowie ubijaliśmy całe życie tyrając do nieprzytomności.
Siostro!!!
Chcę już wyjść ze szpitala! Powrócić do kieratu,by padać wieczorem i nie śnić takich snów.

Przede mną ekran telewizora w szpitalnym pokoju wysyła cierpki głos:
-Bracia!Zbierzmy moc.Trzeba uderzyć i zniszczyć wroga!Będziemy bezlitośni, pomogą nam w tym nagie niewolnice pojmane w krainie rozkoszy i ułudy.Zniszczą męskie wojska przeciwnika,używając swojego wdzięku!
"Mój Boże - myślę - przecież to bajka dla dzieci..."

Opublikowano

Wrażenia pozytywne. Mam kilka uwag, scricte technicznych - trochę zbyt częste powtarzanie "ja" (tudzież innych zaimków osobowych) - na szczęście nie tak gęste jak u naszych rodzimych poetów. Barbaryzmy - ale w końcu żyjemy w czasach, gdy do naszego języki weszły setki anglicyzmów (weekend, relaks, serial, musical, fan, tost itd...).
Sama treśc - życie w środowisku opartym o schemat i dyscyplinę faktycznie może skończyc się pobytem w szpitalu, a prowadzi do zwiędłej starości. Na szczęście zostaje wolna wola (podobno) i szerokie kręgi cyganerii... A internet (też anglicyzm) - no, w końcu żeśmy w nim.
Dobry tekst.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki,jak na debiut na stronie bardzo pozytywna recenzja.Prawdę mówiąc bardziej zależy mi na pokazaniu upadku duchowości i wzajemnej ludzkiej wspólnoty przez ten dziki pęd cywilizacji.Cóż,może mrówa przyłączy się do cyganerii i tam tę znikającą duchowość odkryje?
P.s.Pijane kobietki poprzebierane za różnego rodzaju dziwolągi i zaczępiające ludzi to fakt. Ciemna strona zachodniej kultury i te wszystkie puste pseudorandki. Sam nie wiem dlaczego tak mnie to uderza. Gdzie cudowne spotkania towarzyskie? Normalne rozmowy? Kiedyś był kierownik. Teraz szef,albo (O!ZGROZO!) boss!
Opowiadanko napisałem po kilkuletniej przerwie w "tworzeniu",więc sporo niedopracowane.
Opublikowano

Wie pan co - ja bym się aż tak bardzo nie przejmował, zawsze istnieje konrkultura, a jak do tej pory żaden totalitaryzm nie odniósł sukcesu. Ludzie niech sobie żyją jak chcą - internet ułatwia, pomimo tego,że jest wypchany bzdurami. Mam wrażenie, że dystans jest zawsze najlepszym rozwiązaniem takich sytuacji. Gorsze jest dla mnie to, o czym pan wspomniał w tekście - produkcja, czyli wszytsko skierowane na zysk. I co za tym idzie - kreowanie społęczeństwa, które ma kupic (a co za tym idzie - ogłupianie, nęcenie itp...). Tutaj jestem za.
A co do kobiet - tutaj już nie wnikam, bo drugą stroną medalu jest dewocja - oczywiście pisze o kobietach - nie o 14 - letnich dzieciach - i tutaj też pan ma racje.
Pozdrawiam ponownie.

Opublikowano

Przypomniała mi się płyta art-rockowego zespołu Klan zatytułowana "Mrowisko" ujmująca cywilizację w ten sam mrówczy sposób. Jeśli nie jesteś ignorantem muzycznym to pewnie znasz lub kiedyś sięgniesz po ten album (choćby z ciekawości) gdyż warstwa tekstowa jest nieco podobna do tego utworu.

Koncepcja snu bądź to szpitala zazwyczaj działa na mnie odstraszająco (no chyba że jest strawnie podana). Poradziłeś sobie z tym przyzwoicie. Jednak blisko przebiega linia grafomanii, więc uważaj, bo łatwo przejść na tę drugą stronę.

Popracuj nad zaznaczeniem akapitów (wiem, że ten portal daje niezbyt duże możliwości formatowania tekstu, ale myślę, że coś się jednka da zrobić). Po znakach interpunkcyjnych niezbędny odstęp (jedna spacja) celem ułatwienia czytania. Początki pisarskie nienajgorsze. Na razie wstrzymam się z oceną. Zobaczę jak będzie w następnyvh tekstach.

p.s. chyba od początków świata wszelacy ludzie trąbią o upadku duchowości. Według mnie wiekszym zagrożeniem staje się posiadanie wielu bożków (supermarket, butik, komputer, cyfrowa telewizja nowej generacji, nowoczesne wygodne mieszkanie) i jeśli to próbujesz zaakcentować, to można się zgodzić. Ale pokazywanie zgorszenia, demoralizacji w uniwersum jest tak oklepane, wytarte jak stare dżinsy krwawej-mary. Więc szkoda tracić energii na mało innowacyjne analizy zjawiska.

Opublikowano

ASHER - Chętnie poczytam o niedociągnięciach formalnych jakie wyłapałeś
SANETIS HOMBRE - Dzięki za wyczerpujący komentarz. A propos akapitów, zupełnie przeskakują po wysłaniu tekstu. To chyba problem programu. Pzdr.

Opublikowano

Końcówka jakby trochę gorsza od całości. Jakby niespójna trochę.
Zauważyłem, że jedna rzec nie pasuje mi tutaj : zmęczonym wzrokiem i bolącym każdym mikroorganizmem w moim ciele.

Jeśli jesteś mrówką, to nie jesteś zbyt dużym organizmem.
Może określić to jakoś inaczej?

Nie chcę się wygłupiać, na pewno coś wymyślisz, jeśli uznasz to za stosowne.

jak to czytam, zdaje mi się, że to o moim miejscu pracy...

pozdrawiam i przepraszam za mikroorganizmy

Opublikowano

Fajnie mi zabrzmiały te bolące mikroorganizmy w moim ciele i niechby nawet dwa tylko były w mrówce,to wszystkie dwa cholernie bolą :) Ale dzięki za uwagę, coś tam pewnie zmienię.
Końcówka powstała na dużym "wydechu" ,to zawsze szkodzi i wszyscy się tego strzeżmy...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Uratować rodziców swoich chciałem,

      Nie udało mi się, porażkę poniosłem, 

      Dzięki zdolnościom które posiadam,

      Powinienem zmienić los, pomóc tym, których kocham,

      A jedynie śmierć dookoła przyniosłem, 

      Tak bardzo żałuję, że na mordercę finalnie wyrosłem...

       

                                  ******

       

      Rodzice zawsze mówili mi, jak bardzo wyjątkowy jestem, 

      Nigdy im nie wierzyłem, zwyczajnym byłem dzieckiem. 

      Jak każdy uczyłem się, miałem swoje zainteresowania, 

      Nie czułem bym się wyróżniał, aż do pewnego dnia,

      Lat wtedy skończyłem szesnaście, 

      Wtedy bowiem miało miejsce nieprzyjemne zajście.

       

      Zchodziłem ze schodów, chcąc się udać do szatni,

      Ciasno było, czułem się jak w matni,

      Każdy się przepychał, byli jak dzikusy,

      A najgorzej mieli tacy jak ja, czyli konusy, 

      No ale cóż, finalnie na dół zszedłem, 

      Szybka akcja, kurtkę ubrałem, plecak na plecy zarzuciłem i wyszedłem.

       

      Kolejnym zadaniem było dostać się na górę, 

      Tym razem zaczekałem jednak na swoją turę,

      Pusto na schodach, "no to w drogę" - pomyślałem, 

      I to tu niemal doszło do tragedii - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem, 

      Ktoś na mnie wbiegł, spadłem, bo straciłem równowagę, 

      Sprawca uciekł, a ja - mocno walnąłem głową o podłogę. 

       

       

                                   ******

       

       

      Odzyskałem po jakimś czasie przytomność,

      Ale coś było nie tak, jakby szwankowała mi świadomość,

      Miejsce w którym byłem, wyróżniało się, 

      Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, czy umarłem, czy może śnię,

      Obiekty dookoła mnie się unosiły,

      I zabrzmi to głupio, ale jakby... Wokół mnie orbitowały. 

       

      Stałem jak wryty, podziwiając krajobraz,

      Ciężko było wychwycić wszystkie te szczegóły naraz,

      Toć to wylądowałem w jakimś filmie sci-fi,

      Albo jest to jakiegoś rodzaju raj,

      W głowie taki straszny mętlik miałem,

      "Wszystko będzie dobrze" - sobie cały czas powtarzałem. 

       

      Nie wiedziałem już co zrobić, byłem trochę zmieszany - czułem się dziwnie,

      Czas płynął w tym miejscu jakoś nienaturalnie,

      Odnosiłem wrażenie jakby każda sekunda trwała z godzinę, 

      Jak nie dłużej w sumie, jakbym się władował w czasową minę,

      Z każdym krokiem jaki robiłem, było chyba gorzej, 

      Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogłem już zawrócić, więc po prostu szedłem dalej.

       

      Na horyzoncie dostrzegłem lustro wolno stojące,

      Wokół nie było niczego, co było dosyć zadziwiające, 

      Zatrzymałem się tuż przed nim, jakby za sprawą niewidzialnej siły, 

      Przyjrzałem się jemu - było ładne - kamienie szlachetne go zdobiły, 

      Tylko, co ciekawe, nic się od niego nie odbijało, 

      Ani ja, ani cokolwiek innego, co mnie mocno zaciekawiło. 

       

      Usłyszałem jakiś głos, z nikąd pochodzący, 

      Był niski, surowy, osądzający,

      Ciarki mi po plecach przeszły, 

      Emocje jak nigdy dotąd na wyższy poziom weszły,

      Nie dość, że się bałem, to zacząłem w dodatku płakać,

      Kazał mi podejść do lustra, chciał coś mi pokazać.

       

      Tak też zrobiłem, podszedłem bliżej, 

      Aura tego przedmiotu sprawiła, że się poczułem znacznie lżej, 

      Ze środka wydobywało się jakieś światło,

      Które mnie mocno oślepiało, 

      Nagle poczułem w potylicę uderzenie,

      Straciwszy równowagę wpadłem do środka lustra, zmieniając znów otoczenie.

        

       

                                   ******

       

       

      "O mój Boże, ja latam!" - wtedy pomyślałem, 

      Nie było pode mną jakiegokolwiek gruntu, po prostu się w powietrzu unosiłem,

      Byłem w środku tunelu czasoprzestrzennego,

      I nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego,

      No i znowu były te wszystkie latające skały,

      Tym razem jakoś inaczej się zachowywały...

       

      Wyciągnąłem rękę, żeby jednej z nich dotknąć,

      Nie zdążyłem nawet dłoni zbliżyć, a udało mi się ją popchnąć,

      To było dziwne, ale wtedy się tym nie przejmowałem,

      Wyłączyłem mózg i się dalej bawiłem,

      Udało mi się nawet kilka nowych trików nauczyć, 

      "Gdyby tylko rodzice mogli mnie teraz zobaczyć..."

       

      Usłyszałem ten tajemniczy głos ponownie, 

      Tym razem był spokojny, powiedział coś o ukończonej próbie, 

      Opanowałem moc, która uśpiona była we mnie,

      Nie dowierzałem temu co mówił, toć to brzmiało zbyt obłędnie,

      "Po co mi ten dar skoro ja wciąż tu tkwię?" - spytałem, 

      Wkrótce potem, odpowiedź na moje pytanie uzyskałem...

       

       

                                  *******

       

       

      Odzyskałem ponownie przytomność, tym razem byłem w swoim świecie,

      Głowa mnie bolała jak nie wiem,

      Leżałem w swoim łóżku, co mnie zdziwiło, 

      Wstać powoli próbowałem, ale nie dałem rady, za bardzo mnie mdliło, 

      Rozejrzałem się dookoła, wyglądało jakby wichura tędy przeszła,

      Na podłodze leżały: ciuchy, telewizor, półki, a nawet krzesła. 

       

      Zawołałem swoich rodziców, z całych sił krzyczałem

      Nic, głucha cisza, raz jeszcze spróbowałem, 

      Ponownie nic, żadnej odpowiedzi, 

      Zastanawiałem się o co kurdę chodzi,

      Usłyszałem za drzwiami kroki, które nagle przyspieszyły,

      Dreszcze całe moje ciało wtedy przeszyły. 

       

      Ktoś raptownie otworzył drzwi,

      To był Konrad - mój przyjaciel bliski,

      Przez chwilę stał jak osłupiały, 

      Nie dowierzał, że mi oczy się jednak otwarły,

      Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i przytulił, 

      Powtarzał jak się cieszy, że jednak żyję i po chwili mnie puścił. 

       

      Podniósł jedno z leżących krzeseł i usiadł na nim, 

      Spytałem co tu się stało, kiedy odpowiedział byłem w szoku wielkim,

      Cały ten bałagan to ja zrobiłem,

      W jego oczach iskrę podekscytowania dostrzegłem,

      Kiedy leżałem nieprzytomny, wszystko wokół dosłownie latało,

      Moi rodzice nawet oberwali, jakby tego było mało...

       

      Spróbowałem po raz kolejny wstać, 

      Konrad mnie powstrzymał, powiedział, że mam się nie ruszać, 

      Miał rację, omal nie zwymiotowałem, 

      Tak bardzo swoich rodziców zobaczyć chciałem, 

      Uspokajał mnie, że nic im nie jest - akurat gdzieś wyszli,

      Po około pięciu minutach faktycznie, do domu wrócili i do mojego pokoju przyszli...

       

      Powiedzieli, że tydzień byłem nieprzytomny, 

      I byli pod wielkim wrażeniem, do czego jestem teraz zdolny,

      A ja byłem szczęśliwy, że ich mocno nie skrzywdziłem,

      Dosłownie wielkiego banana na twarzy miałem, 

      Chcieli bym się od teraz nauczył nad nowymi mocami panować, 

      I jak się w kryzysowych sytuacjach zachować...

               

       

                                   ********

       

       

      Minęło sześć miesięcy od tamtych wydarzeń, 

      Musiałem niestety dokonać wielu wyrzeczeń, 

      Żeby móc w miarę spokojnie żyć, 

      Chowam swoją twarz za maską - wiadomo - po to by tożsamość ukryć, 

      Stałem się miejscowym bohaterem,

      Z zabawnym wręcz charakterem.

       

      Nauczyłem się panować nad swoimi nowymi mocami,

      Potrafię za pomocą myśli poruszać różnymi przedmiotami,

      W skrócie - posiadam zdolności telekinetyczne,

      Moje życie dzięki temu stało się na prawdę fantastyczne,

      Współpracuję teraz z policją, strażą, pogotowiem ratunkowym,

      I stałem się ich wsparciem zaufanym. 

       

       

                                   *******

       

       

      W końcu nadszedł weekend, mogę kolejny trening rozpocząć,

      A po dwóch godzinach organizm mój musi odpocząć,

      Choć zabrzmi to śmiesznie, 

      To fizyczne najbardziej odczuwam zmęczenie, 

      Trenuję dzisiaj z tatą, będzie do mnie z pistoletu strzelać,

      A ja mam za pomocą myśli wszystkie kule zatrzymać. 

       

      Ale zanim to, chcę pójść do sklepu,

      Żeby nie na pusty żołądek robić "występu",

      Wychodzę zatem z domu, biorę ze sobą torbę, 

      No i jak ja to lubię zawsze mówić - "no to w drogę!",

      Mam ochotę na chipsy, colę i coś słodkiego,

      Typowe przekąski nastolatka przeciętnego.

       

       

                                  ********

       

       

      Idąc wolnym krokiem doszedłem na skrzyżowanie,

      Wydaje się być w miarę spokojnie, 

      Ptaki sobie śpiewają, słońce ładnie świeci, 

      Aż do życia pojawiają się chęci, 

      Dobrze jest sobie głowę czasami przewietrzyć,

      I dłużej na świeżym powietrzu pobyć.

       

      Osiedlowy jest już w moim polu widzenia,

      Nagle ktoś wybiegł z niego bez ostrzeżenia, 

      Ekspedientka krzyczy - "złodziej, niech ktoś go zatrzyma!",

      To był dla mnie sygnał - schowam się w zaułku, przebiorę i się zacznie zadyma,

      Będąc szczerym, zawsze o tym marzyłem, 

      Jak z komiksów zostać superbohaterem...

       

      Kostium zakładam w ekspresowym tempie, 

      Jest luźny, więc bez problemu przebiorę się wszędzie, 

      Mam ze sobą też deskę skateboardową,

      Dzięki czemu wyglądam jeszcze bardziej odjazdowo,

      No, ale dobra, dość już zbędnego gadania,

      Mam w końcu przestępcę do złapania!

       

       

                                 *********

       

       

      Wściekłem się, skubaniec mi zwiał, 

      Od dobrego kwadransu go szukam - sprytny plan ucieczki miał, 

      Wszystkie ulice i alejki przeszukałem, 

      I jedynie Konrada na przystanku widziałem, 

      Muszę przekazać niestety źle wieści tej ekspedientce,

      Że nie udało mi się łupu oddać w jej ręce. 

       

       

                                  ********

       

       

      Godzina osiemnasta właśnie wybiła, 

      Dzisiejsza sytuacja cały czas mi w głowie tkwiła, 

      Wyjątkowo słabo trening mi poszedł przez to,

      Czuję się jakbym upadł na samo dno,

      Nie mogę o tym zapomnieć, 

      Ani nawet sobie w twarz spojrzeć...

       

      Mama mi mój ulubiony sernik z czekoladą przygotowała, 

      Doceniam to, że mnie pocieszyć chciała, 

      Ale no kurczę, ogromne wyrzuty sumienia miałem, 

      Ni to pić, ni to jeść ja nie chciałem, 

      Rozrysowałem sobie plan miasta i wszystkie możliwe drogi ucieczki,

      I według moich obserwacji, złodziej żeby mi umknąć musiałby być turboszybki...

       

      Eureka! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem, 

      Kanały - musiał tam na pewno zejść, a ich nie przeszukałem, 

      Tylko no właśnie, są one rozległe, mógł wyjść wszędzie, 

      Odnalezienie go, cóż, toć to misja ciężka będzie, 

      Ale się nie poddam, jakiś trop znajdę, 

      I może w końcu przestanę się postrzegać jako niedorajdę...

       

       

                                  ********

       

       

      A więc słuchajcie, wstawiam to jeszcze przed skończeniem tego byście ocenili, czy fabularnie wygląda to w miarę dobrze i czy budowa też jest w porządku. Piszę to od ponad miesiąca i jestem z tego dumny, natomiast chciałbym jednak mimo to się doradzić czy dobrze mi idzie :) historia ta powoli doniega ku końcowi 

       

      Edytowane przez Triengel (wyświetl historię edycji)
  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sęk w tym, że nie każdy lubi słodkie. ;)
    • To utwór okolicznościowy, w hołdzie, dla upamiętnienia. Ma wszystkie charakterystyczne cechy takich wierszy. Poezja okolicznościowa zawsze jest swego rodzaju pułapką, bo dotyka tematów podniosłych i bolesnych, trzeba oddać dramatyzm wydarzeń, zapisać różnorodne emocje (i być przy tym przekonującym), pozostać wiernym faktom historycznym, a jednocześnie nie popełnić rozmaitych grzechów przeciw ars poetica, bo w końcu to jest dalej tekst literacki. Według mnie tutaj udało się to, powiedzmy, w 2/3. Ja osobiście bardziej skupiłbym się na warstwie faktograficznej. Przeżywanie emocji i interpretację etyczną pozostawiłbym jednak czytelnikowi.
    • @NO1R To prawda wtedy nie ma już żadnej nadziei. 
    • Uratować rodziców swoich chciałem, Nie udało mi się, porażkę poniosłem,  Dzięki zdolnościom które posiadam, Powinienem zmienić los, pomóc tym, których kocham, A jedynie śmierć dookoła przyniosłem,  Tak bardzo żałuję, że na mordercę finalnie wyrosłem...                               ******   Rodzice zawsze mówili mi, jak bardzo wyjątkowy jestem,  Nigdy im nie wierzyłem, zwyczajnym byłem dzieckiem.  Jak każdy uczyłem się, miałem swoje zainteresowania,  Nie czułem bym się wyróżniał, aż do pewnego dnia, Lat wtedy skończyłem szesnaście,  Wtedy bowiem miało miejsce nieprzyjemne zajście.   Zchodziłem ze schodów, chcąc się udać do szatni, Ciasno było, czułem się jak w matni, Każdy się przepychał, byli jak dzikusy, A najgorzej mieli tacy jak ja, czyli konusy,  No ale cóż, finalnie na dół zszedłem,  Szybka akcja, kurtkę ubrałem, plecak na plecy zarzuciłem i wyszedłem.   Kolejnym zadaniem było dostać się na górę,  Tym razem zaczekałem jednak na swoją turę, Pusto na schodach, "no to w drogę" - pomyślałem,  I to tu niemal doszło do tragedii - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem,  Ktoś na mnie wbiegł, spadłem, bo straciłem równowagę,  Sprawca uciekł, a ja - mocno walnąłem głową o podłogę.                                   ******     Odzyskałem po jakimś czasie przytomność, Ale coś było nie tak, jakby szwankowała mi świadomość, Miejsce w którym byłem, wyróżniało się,  Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, czy umarłem, czy może śnię, Obiekty dookoła mnie się unosiły, I zabrzmi to głupio, ale jakby... Wokół mnie orbitowały.    Stałem jak wryty, podziwiając krajobraz, Ciężko było wychwycić wszystkie te szczegóły naraz, Toć to wylądowałem w jakimś filmie sci-fi, Albo jest to jakiegoś rodzaju raj, W głowie taki straszny mętlik miałem, "Wszystko będzie dobrze" - sobie cały czas powtarzałem.    Nie wiedziałem już co zrobić, byłem trochę zmieszany - czułem się dziwnie, Czas płynął w tym miejscu jakoś nienaturalnie, Odnosiłem wrażenie jakby każda sekunda trwała z godzinę,  Jak nie dłużej w sumie, jakbym się władował w czasową minę, Z każdym krokiem jaki robiłem, było chyba gorzej,  Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogłem już zawrócić, więc po prostu szedłem dalej.   Na horyzoncie dostrzegłem lustro wolno stojące, Wokół nie było niczego, co było dosyć zadziwiające,  Zatrzymałem się tuż przed nim, jakby za sprawą niewidzialnej siły,  Przyjrzałem się jemu - było ładne - kamienie szlachetne go zdobiły,  Tylko, co ciekawe, nic się od niego nie odbijało,  Ani ja, ani cokolwiek innego, co mnie mocno zaciekawiło.    Usłyszałem jakiś głos, z nikąd pochodzący,  Był niski, surowy, osądzający, Ciarki mi po plecach przeszły,  Emocje jak nigdy dotąd na wyższy poziom weszły, Nie dość, że się bałem, to zacząłem w dodatku płakać, Kazał mi podejść do lustra, chciał coś mi pokazać.   Tak też zrobiłem, podszedłem bliżej,  Aura tego przedmiotu sprawiła, że się poczułem znacznie lżej,  Ze środka wydobywało się jakieś światło, Które mnie mocno oślepiało,  Nagle poczułem w potylicę uderzenie, Straciwszy równowagę wpadłem do środka lustra, zmieniając znów otoczenie.                                   ******     "O mój Boże, ja latam!" - wtedy pomyślałem,  Nie było pode mną jakiegokolwiek gruntu, po prostu się w powietrzu unosiłem, Byłem w środku tunelu czasoprzestrzennego, I nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego, No i znowu były te wszystkie latające skały, Tym razem jakoś inaczej się zachowywały...   Wyciągnąłem rękę, żeby jednej z nich dotknąć, Nie zdążyłem nawet dłoni zbliżyć, a udało mi się ją popchnąć, To było dziwne, ale wtedy się tym nie przejmowałem, Wyłączyłem mózg i się dalej bawiłem, Udało mi się nawet kilka nowych trików nauczyć,  "Gdyby tylko rodzice mogli mnie teraz zobaczyć..."   Usłyszałem ten tajemniczy głos ponownie,  Tym razem był spokojny, powiedział coś o ukończonej próbie,  Opanowałem moc, która uśpiona była we mnie, Nie dowierzałem temu co mówił, toć to brzmiało zbyt obłędnie, "Po co mi ten dar skoro ja wciąż tu tkwię?" - spytałem,  Wkrótce potem, odpowiedź na moje pytanie uzyskałem...                                 *******     Odzyskałem ponownie przytomność, tym razem byłem w swoim świecie, Głowa mnie bolała jak nie wiem, Leżałem w swoim łóżku, co mnie zdziwiło,  Wstać powoli próbowałem, ale nie dałem rady, za bardzo mnie mdliło,  Rozejrzałem się dookoła, wyglądało jakby wichura tędy przeszła, Na podłodze leżały: ciuchy, telewizor, półki, a nawet krzesła.    Zawołałem swoich rodziców, z całych sił krzyczałem Nic, głucha cisza, raz jeszcze spróbowałem,  Ponownie nic, żadnej odpowiedzi,  Zastanawiałem się o co kurdę chodzi, Usłyszałem za drzwiami kroki, które nagle przyspieszyły, Dreszcze całe moje ciało wtedy przeszyły.    Ktoś raptownie otworzył drzwi, To był Konrad - mój przyjaciel bliski, Przez chwilę stał jak osłupiały,  Nie dowierzał, że mi oczy się jednak otwarły, Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i przytulił,  Powtarzał jak się cieszy, że jednak żyję i po chwili mnie puścił.    Podniósł jedno z leżących krzeseł i usiadł na nim,  Spytałem co tu się stało, kiedy odpowiedział byłem w szoku wielkim, Cały ten bałagan to ja zrobiłem, W jego oczach iskrę podekscytowania dostrzegłem, Kiedy leżałem nieprzytomny, wszystko wokół dosłownie latało, Moi rodzice nawet oberwali, jakby tego było mało...   Spróbowałem po raz kolejny wstać,  Konrad mnie powstrzymał, powiedział, że mam się nie ruszać,  Miał rację, omal nie zwymiotowałem,  Tak bardzo swoich rodziców zobaczyć chciałem,  Uspokajał mnie, że nic im nie jest - akurat gdzieś wyszli, Po około pięciu minutach faktycznie, do domu wrócili i do mojego pokoju przyszli...   Powiedzieli, że tydzień byłem nieprzytomny,  I byli pod wielkim wrażeniem, do czego jestem teraz zdolny, A ja byłem szczęśliwy, że ich mocno nie skrzywdziłem, Dosłownie wielkiego banana na twarzy miałem,  Chcieli bym się od teraz nauczył nad nowymi mocami panować,  I jak się w kryzysowych sytuacjach zachować...                                          ********     Minęło sześć miesięcy od tamtych wydarzeń,  Musiałem niestety dokonać wielu wyrzeczeń,  Żeby móc w miarę spokojnie żyć,  Chowam swoją twarz za maską - wiadomo - po to by tożsamość ukryć,  Stałem się miejscowym bohaterem, Z zabawnym wręcz charakterem.   Nauczyłem się panować nad swoimi nowymi mocami, Potrafię za pomocą myśli poruszać różnymi przedmiotami, W skrócie - posiadam zdolności telekinetyczne, Moje życie dzięki temu stało się na prawdę fantastyczne, Współpracuję teraz z policją, strażą, pogotowiem ratunkowym, I stałem się ich wsparciem zaufanym.                                   *******     W końcu nadszedł weekend, mogę kolejny trening rozpocząć, A po dwóch godzinach organizm mój musi odpocząć, Choć zabrzmi to śmiesznie,  To fizyczne najbardziej odczuwam zmęczenie,  Trenuję dzisiaj z tatą, będzie do mnie z pistoletu strzelać, A ja mam za pomocą myśli wszystkie kule zatrzymać.    Ale zanim to, chcę pójść do sklepu, Żeby nie na pusty żołądek robić "występu", Wychodzę zatem z domu, biorę ze sobą torbę,  No i jak ja to lubię zawsze mówić - "no to w drogę!", Mam ochotę na chipsy, colę i coś słodkiego, Typowe przekąski nastolatka przeciętnego.                                 ********     Idąc wolnym krokiem doszedłem na skrzyżowanie, Wydaje się być w miarę spokojnie,  Ptaki sobie śpiewają, słońce ładnie świeci,  Aż do życia pojawiają się chęci,  Dobrze jest sobie głowę czasami przewietrzyć, I dłużej na świeżym powietrzu pobyć.   Osiedlowy jest już w moim polu widzenia, Nagle ktoś wybiegł z niego bez ostrzeżenia,  Ekspedientka krzyczy - "złodziej, niech ktoś go zatrzyma!", To był dla mnie sygnał - schowam się w zaułku, przebiorę i się zacznie zadyma, Będąc szczerym, zawsze o tym marzyłem,  Jak z komiksów zostać superbohaterem...   Kostium zakładam w ekspresowym tempie,  Jest luźny, więc bez problemu przebiorę się wszędzie,  Mam ze sobą też deskę skateboardową, Dzięki czemu wyglądam jeszcze bardziej odjazdowo, No, ale dobra, dość już zbędnego gadania, Mam w końcu przestępcę do złapania!                                *********     Wściekłem się, skubaniec mi zwiał,  Od dobrego kwadransu go szukam - sprytny plan ucieczki miał,  Wszystkie ulice i alejki przeszukałem,  I jedynie Konrada na przystanku widziałem,  Muszę przekazać niestety źle wieści tej ekspedientce, Że nie udało mi się łupu oddać w jej ręce.                                  ********     Godzina osiemnasta właśnie wybiła,  Dzisiejsza sytuacja cały czas mi w głowie tkwiła,  Wyjątkowo słabo trening mi poszedł przez to, Czuję się jakbym upadł na samo dno, Nie mogę o tym zapomnieć,  Ani nawet sobie w twarz spojrzeć...   Mama mi mój ulubiony sernik z czekoladą przygotowała,  Doceniam to, że mnie pocieszyć chciała,  Ale no kurczę, ogromne wyrzuty sumienia miałem,  Ni to pić, ni to jeść ja nie chciałem,  Rozrysowałem sobie plan miasta i wszystkie możliwe drogi ucieczki, I według moich obserwacji, złodziej żeby mi umknąć musiałby być turboszybki...   Eureka! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem,  Kanały - musiał tam na pewno zejść, a ich nie przeszukałem,  Tylko no właśnie, są one rozległe, mógł wyjść wszędzie,  Odnalezienie go, cóż, toć to misja ciężka będzie,  Ale się nie poddam, jakiś trop znajdę,  I może w końcu przestanę się postrzegać jako niedorajdę...                                 ********     A więc słuchajcie, wstawiam to jeszcze przed skończeniem tego byście ocenili, czy fabularnie wygląda to w miarę dobrze i czy budowa też jest w porządku. Piszę to od ponad miesiąca i jestem z tego dumny, natomiast chciałbym jednak mimo to się doradzić czy dobrze mi idzie :) historia ta powoli doniega ku końcowi   
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Nawet bardzo średni. Zawiera standardowy zestaw: bez, maj, raj, polne kwiaty, miłość - czyli: ma być ładnie i romantycznie. Jeśli wiersz mówi o prawdziwym uczuciu, to szkoda, że nie pokazuje jego wyjątkowości, tylko małpuje znane już i oklepane motywy liryczne.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...