Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Całe niebo kwitło w ogromie jasności,
krople pojedyńcze wtapiały się w szarą, chodnikową masę.
Potem więcej ich było i więcej...

Ktoś biegł...nie wiem kto, nie wiem czemu.
Moje włosy takie wietrzne, a ja...
ja przemykałam wzrokiem przez każdą zieleń liści
i drżałam...cała.

Cała błogo z pyłu obmyta
i nakrapiana kolejnym łzawym wszechświatem -
tańczyłam...
Ktoś z siatką na głowie krzyknął:
- głupia!
i przebiegł schroniwszy swój umysł ociemniały
za kamienicą na rogu.

Znalazłam wówczas okruch istnienia mego
na powierzchni mokrej codzienności.

Opublikowano

Bardzo bardzo.
Pierwsze trzy wersy troche ni pasuja mi do reszty ale za to reszta pasuje mi bardzo, też lubię deszcz.

Dziękuję serdecznie za miły komentarz. Po wskazówce dotyczącej pierwszych trzech wersów, postanowiłam przyjrzeć im się dokładniej i chyba rzeczywiście mogę skłonić się do przyznania Panu racji. Wiersz zawiera w sobie (moim zdaniem) jakąś syntezę poezji i opowiadania zarazem, czzego nie posiada być może pierwsza strofa. Dziekuję jeszcze raz za cenną podpowiedź.

Pozdrawiam

Opublikowano

Bardzo bardzo.
Pierwsze trzy wersy troche ni pasuja mi do reszty ale za to reszta pasuje mi bardzo, też lubię deszcz.

Dziękuję serdecznie za miły komentarz. Po wskazówce dotyczącej pierwszych trzech wersów, postanowiłam przyjrzeć im się dokładniej i chyba rzeczywiście mogę skłonić się do przyznania Panu racji. Wiersz zawiera w sobie (moim zdaniem) jakąś syntezę poezji i opowiadania zarazem, czzego nie posiada być może pierwsza strofa. Dziekuję jeszcze raz za cenną podpowiedź.

Pozdrawiam

Opublikowano

Witam.Ja mam troche odmienne zdanie,deszcz deszczowi nierowny i dlatego pierwsza wzrotka jest tu bardzo wazna,bo wiadomo co to za deszcz.Zakonczenie bardzo ladne i choc nie przepadam za deszczem,to chyba jednak polubie(;
M+A

Opublikowano

hmm.. dawno mnie tu nei bylo i jak teraz zawitalam to wlasnie ten wiersz jest pierwszym jaki widze i komentuje;P
a wiec ladny, moze nie jest idealny, ale na dosyc udany. mi jakos tez ta pierwsza zwrotka nie pasuje... zupelnie jak proze sie czyta i nie komponuje sie z reszta wiersza bo tam juz dostrzegam poezje bardziej niz w pierwszej zwrotce..:)
najmniej podoba mi sie fragment: krople pojedyńcze wtapiały się w szarą, chodnikową masę.
a najbardziej: Cała błogo z pyłu obmyta
i nakrapiana kolejnym łzawym wszechświatem -
tańczyłam...
zycze kolejnym dobrych wierszy
pozdrawiam :))

Opublikowano

Serdecznie dziękuję za wszelkie komentarze.Nie spodziewałam się zbyt wielu miłych słów,a tu proszę okazuje się, że jeszcze cokolwiek czasem potrafię napisać i nie jest to wcale takie najgorsze:)Być może rzeczywiście pierwsza strofa nie jest idealnie pasująca do całej reszty, ale chyba jestem sentymentalna i jakoś tak się do niej przywiązałam:)Jednak każde uwagi przyjmuję jako wskazówki na przyszłość i bardzo za nie dziękuję

Pozdrawaim.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Niektórzy uważają, iż w tym jest clue poezji, ja się z tym nie zgadzam, ale życzę po prostu, by szukać w dobrym miejscu. Nie zamykać się. Pzdr.
    • Wygnanie z Raju. Albo Cztery wesela i pogrzeb. (szkocka orkiestra) Pzdr :-)  
    • Szedł z nisko pochyloną głową poboczem pola, piaszczystą drogą. Szedł. Idzie obok kartofliska, które okrywa potok wieczornego słońca. Cały w pomarańczowej zorzy. Chłopski malarz. Namalował świat: bydło na rżyskach i pajęczyny babiego lata. Drżące. Sperlone kroplami rosy.   Wiesz…   Jesteś tu jeszcze?   Idę i jestem tutaj. Idę tak, jak szedłem wtedy, pamiętasz? Niczego nie pamiętasz. Już nic nie pamiętasz i nie widzisz, gdyż twoje oczy.   Martwe. I takie zimne zimnem kamienia. Bladego marmuru wyciosanego wieki temu dłutem nieznanego rzeźbiarza…   Ale znowu idziemy razem. Idziemy tak, jak moglibyśmy iść we dwoje. Tak jak moglibyśmy…   Idziemy. Idziemy. I idziemy raz jeszcze…   Stawiamy kroki powolne, jakby w zadumie. Idziemy jak ten sen śniony nagle nad ranem. Jak ta widziadlana korektora zdarzeń, co chwyta za gardło jakimś ciężkim westchnieniem.   Wypiłem trochę, to prawda. I wypiłem raz jeszcze, wznosząc toast za ciebie. Za nas…   Dlaczego milczysz? Spójrz, wznoszę kielich… E, tam, kielich, butelkę całą. Wznoszę ją pod światło wieczornego słońca.   I przez szkło przesącza się światłość pomarańczowa. Nadciągający wieczór. I przez szkło, przez płyn przejrzysty, przez te szkliste turbulencje spienionych majaków…   Napijesz się ze mną? Patrz, jest jeszcze trochę. Widzisz. Nie widzisz. Ale ja, widzę za ciebie.   Nie wypiłem do końca, albowiem chciałem… chcę zostawić tobie.   Stoję w otwartym oknie i patrzę. Wiatr szarpie gałęziami kasztanów. Szeleści liśćmi.   I szepcze. Szepcze. O, mój Boże, jak szepcze…   Na stole leży talerz. Mży cały w pozłocie kryształowy wazon z wetkniętym bukietem czerwonych róż. I te róże. Te róże czerwone…   Choć, napij się ze mną. Na stole lśni butelka. Podnoszę ją, aby wznieść…   Wiesz, był tu przed chwilą mój ojciec. Przyszedł zza grobu, aby się ze mną napić. Nie mówił nic, tylko patrzył. I patrzył tryni swoimi oczami.   Takimi oczami zasklepionymi czarną ziemią jak u trupa. Był i znikł. Nie powiedział ani słowa…   Kielich stoi nadal. Mój i jego. Jego i mój… Był i nie ma, choć przed chwilą jeszcze…   Wiesz, ćwiczę wirtuozerskie szlify chorobliwej fantasmagorii. I próbuję przecisnąć się przez ścianę. Atomy mojego ciała łączą się z atomami tynku, zaprawy murarskiej i cegieł.   Lecz nie mogę. Utykam, gdzieś pomiędzy. Nie potrafię przebrnąć jeszcze tej otchłani czasu. Choć jestem już bliski poznania tajemnicy przemieszania się w czasie.   Wiesz, to jest w zasadzie proste. Bardzo proste… Wystarczy tylko…   Zamykam oczy. Zaciskam szczelnie powieki. I widzę jak idzie ten malarz chłopski i maluje odręcznie dym płynący z łęciny, nad lasem idący...   Mimo że cierpi na bóle głowy i zaniki pamięci.   Ogląda swoje dłonie, palce. Licząc odciski, rdzę z lemieszy zdziera.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-10)    
    • Oryginalne, wakacyjne porównanie podróżnicze :-) Głębokich rozmów ze swoim wnętrzem ciąg dalszy :-) Pzdr.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Piękny komentarz, jest w nich wiele Twojej wrażliwości - co ten pierwszy list, o którym pisałaś, zdziałał, co poruszył ! Dziękuję :-)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...