Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jesień w tym roku byłą niesamowicie zimna. Silny wiatr wyrywał czarną parasolkę ze zmarszczonej ręki starej kobiety. Deszcz stopniowo przestawał padać. Była już przy schodach do swojego jednorodzinnego domu. Złożyła parasol potrząsając nim, pozbywając się osadzonych kropel. Płaszcz powiesiła w ganku.
- Niech obeschnie - powiedziała, do siebie dom był pusty.
Z torebki wyjęła portfelik, odłożyła go do komody przy ścianie. Wyjmowała go tylko do sklepu albo kościoła. Bardzo go lubiła, przypominał jej zmarłego dwanaście lat temu męża. Dostała go na kolejną rocznicę ich ślubu.
- ach, kiedy to było Janku, kiedy… - westchnęła, wspominając męża, bardzo jej go brakowało. Jednak pogodziła się z jego odejściem, takie jest życie człowieka.
- szykuje, tam dla mnie miejsce - zawsze myślała, tłumacząc sobie jego śmierć.
Teraz mogła odwiedzać go tylko na cmentarzu, robiła to codzienne. Dziś była u niego po kościele. W Niedziele zawsze chodziła zapalić świeczkę na jego grobie. Zawsze.
Zegar wybił godzinę czternastą, była już okropnie głodna. Spóźniła się gotowaniem ziemniaków. Jednak obiad był gotowy. Nakryła do stołu. Mariusz, jej syn obiecał ze przyjedzie dziś na obiad. Wychowała go, na dobrego i wykształconego człowieka. Była z niego dumna, gdy skończył studia z wyróżnieniem. Teraz pracował gdzieś w banku. Zawsze zaganiany, rzadko kiedy miał dla niej czas. Każda godzina spędzona w jego towarzystwie była cenna, każde słowo zamienione z nim.
- Jest asystentem dyrektora banku, to tak jak vice - dyrektor - chwaliła się swoim koleżankom.
Była z niego naprawdę dumna. Jej kochany jedynak. Włożyła w niego całą swoją miłość, szczególnie po śmierci męża. Stał się jej całym światem. Mariusz się spóźniał. Kobieta siedziała samotnie przy stole. Głód był już niesamowicie wielki. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła osiemnasta. Kobieta nie jadła już od trzynastu godzin. Czekała na swojego synka. Mogłaby czekać jeszcze kilka razy tyle o głodzie i w zimnie jeśli trzeba by było, byle ją odwiedził. Chodź na chwile.
Starsza kobieta w milczeniu sprzątnęła do regału serwis obiadowy, tak jakby jej syn ją odwiedził, a teraz sprzątałaby po jego wizycie. Usiadła. Na komodzie zobaczyła jego zdjęcie w ramce. Był młodszy, może jeszcze w czasie studiów. Rozpłakała się. Łzy jedna za drugą spływały po policzkach. Kobieta sięgnęła do komody. Wyjęła różaniec. Uklękła i odmówiła cały, dwukrotnie.
- może, coś mu wypadło… oby tylko nic mu się nie stało… - mówiła szeptem, płacząc. Rozmawiając z krzyżem na ścianie. Mokrą szmacianą chustką wycierając łzy.

* * *
Wróciła właśnie z cmentarza. Otwierając drzwi, usłyszała dzwoniący telefon. Z pośpiechem wbiegła do domu. Zostawiając błotne ślady na dywanie. Usłyszała już tylko kończący monolog nagrywany na automatycznej sekretarce. Podniosła jeszcze słuchawkę, sprawdziła czy na pewno odłożył już słuchawkę. Nie zdążyła. Teraz musiała obsłużyć tą machinę nowoczesności. Kiedyś Mariusz pokazywał jej jak obsługiwać sekretarkę, ale nie zrozumiała do końca. Nie robiąc mu jednak przykrości, kiwnęła głową na tak, gdy spytał czy rozumie. Teraz wyszło jej kłamstwo. Wciskała klawisze od prawej. Taśma przewinęła się, potem znowu. W końcu rozległ się jego głos gdzieś w środku nagrania, może jeszcze dalej : ,,… że nie przyjechałem, nie mogłem, u nas wszystko dobrze, przyjedziemy…”. Kobieta przypadkiem przycisnęła czerwony guzik. Nie wiedziała co to oznacza. Taśma cofnęła się i skasowała. Przez kilka sekund próbowała jeszcze coś zrobić, nadaremnie.
- przyjedzie, to dobrze, ciekawe tylko kiedy… - powiedziała pod nosem, żałując że skasowała taśmę.

* * *
Wysprzątała cały dom, była już strasznie zmęczona. Miała już odpocząć, ale postanowiła wyszorować jeszcze podłogę. Dawno to robiła, chyba przed jego ostatnią wizytą. Usłyszała coś. Spojrzała przez okno, sąsiad przyjechał z pracy, nic nowego. Spojrzała w drugim kierunku i zobaczyła gołe drzewo, kompletnie bez liści. Jesień była już późna. Płytki chodnikowe i schody całe zawalone były liśćmi. Nie wiedziała jak mogła tego nie zauważyć, wychodząc na cmentarz. Do swoich obowiązków dodała jeszcze zmiatanie liści.


* * *
Już czwarty dzień, jak czeka na przyjazd syna. Wiadomość na sekretarce była jasna, mówił ze przyjedzie. Była strasznie zmęczona, jej samotne życie stopniowo zamieniało się w koszmar. Nikt jej nie odwiedzał. Nawet koleżanki przestały czemuś przychodzić na herbatkę i plotki. Początkowo ją to cieszyło, czasem miała ich strasznie dość. Teraz oddala by wiele za kontakt z kimkolwiek. Pocieszała się. Mariusz odwiedzi ją lada dzień. Codziennie była gotowa. Obiad był przygotowany , dom wysprzątany jakby zbliżały się święta. Dla niej odwiedziny syna były czymś więcej niż świętem. Były cudem. Samej było jej źle, strasznie źle, a Mariusz zmieniał wszystko. Kolejny raz wyszła na dwór. Ubrała ciepły płaszcz, deszcz na szczęście nie padał już od dwóch dni, nawet wiatr nie był już tak silny. Do zmęczonej pracą ręki wzięła drewnianą miotłę. Zmiotła schody z liści, robiła to dwa razy dziennie rano i popołudniu. Liści wciąż przybywało. Sama nie wiedziała skąd. Bo drzewa w okolicy były już bezlistne. Było jej gorąco. Wyraźnie osłabła całą tą przydomową pracą. To zmiecenia został już tylko chodnik prowadzący od domy do furtki. Przeszła kilka kroków z miotłą w ręku. Wzięła oddech i energicznie zmiatała liście. Źle się poczuła, słabo. Oblał ją zimny pot. Grawitacja okazała się silniejsza od słabych nóg. Poczuła tylko lekkie ukucie w klatce piersiowej. Próbowała jeszcze przez moment oprzeć się na miotle, nie dała rady. Upadła. Powoli traciła świadomość. Zawiał mocny wiatr, poczuła go na wilgotnej twarzy. Złoto - brązowe liście wciąż spadały ku ziemi. Gładko lądowały na gruncie, kończąc żywot wracając do ziemi.

* * *
Mariusz wrócił z cmentarza. Długo nie mógł uwierzyć w śmierć matki. Miała przed sobą jeszcze wiele czasu. Miała zobaczyć wnuki. Doczekać ich chrztu, komunii, a może nawet ślubu. Tym czasem zobaczyła tylko swoją synową. Żałował także, że jej wtedy nie odwiedził, stracił ją na zawsze. Nie miał nawet komu się poskarżyć. Miał w prawdzie swoją żonę, ale rodziców stracił. Bezpowrotnie i szansy odwołania. Teraz codziennie był u niej na cmentarzu. Nowe kwiaty i znicze zmieniały się kilkakrotnie w przeciągu tygodnia. Znalazł czas. Był cały dla niej. Każdego dnia.





Pisałem 15 - 16 październik ‘06r
Mark P.

Opublikowano

Moje pierwsze odczucia po przeczytaniu:

Tekst ładny, choć może nazbyt oczywisty. Ale przecież nie wszystkie muszą być tajemnicze czy zaskakujące. Tu już w połowie było wiadomo co się stanie, nie mniej jednak rzecz nie stała się przez to nudna. Narracja jest prowadzona może trochę naiwnie ale w znacznym stopniu dobrze. Martwi mnie natomiast zakończenie. O ile cały tekst miał nie wiele błędów jako takich (kilka powtórzeń itp.), o tyle zakończenie zupełnie nie pasowało do reszty. Za bardzo chyba moralizatorskie jak dla mnie.
Mimo, że temat mógłby wydawać się trochę tendencyjny, to opisany został w sposób nie tyle nowy ile przystępny (może poza zakończeniem) i łatwy.
Moje ogólne wrażenie - dobre. Gorąco zachęcam do dalszych prób.

Pozdrawiam serdecznie.

do lilki: to nie wrażliwość tylko OBRAZOWOŚĆ :)

Opublikowano

dzięki za ocenę i rady!! to drugie przedewszystkim:) popracuje jeszcze nad zakończeniem bo rzeczywiscie najmniej mi sie ono podobało, a wyszło takie jakie wyszło bo troszke sie z nim pośpieszyłem ( kolejny raz wychodzi ze z pisaniem nie można sie śpieszyć)... ubzdurałem sobie ze go skończe w poniedziałek i skończylem, efekt jest nienajlepszy, ale to iż pracę umieściłem tutaj nie znaczy ze skończylem ją...obiecuje nanieść poprawki...

Będe próbował dalej pisać... bo mam kilka tamatów w głowie, a nowe wciaż sie pojawiają.
jeszcze raz dzięki, i zachęcam do dalszego czytania moich prac i oceniania( także jeszcze tej, kto tam nie przeczytał i nie ocenił, życzyłbym sobie także zeby każdy kto przeczyta zostawił po sobie jakiś komentarz, choćby króciutki, każdemu bedzie milej widzeć jakieś słowa pod swoim tekstem,) dzieki
Pozdrawiam
Marek

Opublikowano

Wiesz... z tekstem nigdy nie należy się spieszyć. Ale ten problem dotyczy chyba wszystkich nas :) Tekst powinien poleżeć. Dojrzeć jak wino. Zostać przeczytany po tygodniu, dwóch - żeby można go było obiektywnie ocenić. Potem poprawki - ja kiedyś np twierdziłem, że poprawianie to gwałt na natchnieniu. W końcu jednak musiałem przyznać, że przecież nie jestem Słowackim, a to nie jest romantyczna improwizacja. Teraz jest lepiej, widzę, że idę do przodu dzięki wstrzemięźliwości:) To taka dygresja.
Mam natomiast pytanie, które wcześniej mi umknęło - co znaczy tytuł? Bo nie mogę odnaleźć w tekście jego umotywowania. Pozdrawiam - poeta2K

Opublikowano

Twarz jesiennego deszczu...

wyobraź sobie twarz kobiety, która czeka na syna
twarz faceta, który wie, że zawiódł matkę, i nie może tego naprawić

jesienny deszcz zawsze kojarzył mi sie z jakimś smutkiem, coś co dzieje sie naturalnie, wplywa na nasze życie, wprowadzając smutek, choć my stoimy obok, niby na niego odporni, a jednak nie, twarz obrazuje bohaterów, ich smutek, życie przepełnione nieodwracalnym żalem tak wiec, napiasć można by : "smutna twarz bohetera"

Opublikowano

niech obeschnie płasz;D - powiedziała do siebie, dom był pusty w znaczeniu nikogo w nim nie było, bo mieszkała sama

przychodzi mi na myśl pewnien cytat z filmu, oddajacy obraz mojej pracy

- kilka niedociągnieć jest...
- a gdzie tu są dociągniecią...

  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

Skoro zostałam tu zaproszona i kilka razy poproszona o komentarz, to się wypowiem, bo mam dużo uwag.

Tak, jak pod innym utworem Włuczykija - zacznę od pochwał, żeby osłodzić nieco resztę.

Opowiadanie mi się podoba - smutne, samotne, zimne. Choć temat nieco oklepany i faktycznie (jak to już zaznaczył poeta2000) już przed połową można się domyślić zakończenia, to i tak uważam, że nie jest złe.

Natomiast nie zgadzam się z poetą2000 w kwestii błędów. Ja widzę je w prawie każdym zdaniu (na pociechę mogę dodać, że późniejsze opowiadanie jest już lepsze pod tym i wieloma innymi względami). Nie wyrzucę tu wszystkich, bo mój komentarz byłby dłuższy, niż samo opowiadanie, a poza tym - do każdego błędu jest kilka przykładów, więc po co wszystkie tu przytaczać?

"Złożyła parasol potrząsając nim, pozbywając się osadzonych kropel." Może tak: "Złożyła parasol. Potząsnęła nim, żeby pozbyć się osadzonych kropel"?

"Płaszcz powiesiła w ganku" - "(...) powiesiła na ganku".

"powiedziała, do siebie dom był pusty. ", "szykuje, tam dla mnie miejsce", "ach, kiedy to było Janku, kiedy" i wiele innych - to, czego czepiałam się także w tamtym opowiadaniu: przecinki nie tam, gdzie trzeba. Masz wyraźne problemy z interpunkcją. Może spróbuj sobie wymyślić jakieś ćwiczenie, żeby się nauczyć tych znaczków...? To nie przytyk. Ja tak serio. Przydaje się - wiem z doświadczenia... :)

"Z torebki wyjęła portfelik, odłożyła go do komody przy ścianie. Wyjmowała go tylko do sklepu albo kościoła." - w tym momencie była w domu, więc dlaczego go wyjęła? Niekonsekwencja. Błąd logiczny.

"Dostała go na kolejną rocznicę ich ślubu." - bez "ich", bo wiadomo, że jej i męża. Z kolei "ich" zdaje się sugerować (kiedy to zdanie jest wyrwane z kontekstu), że to była czyjaś inna rocznica.

"W Niedziele" - normalnie "niedzieli" nie pisze się dużą literą. To był dla niej jakiś szczególny dzień? Bo nie jest to zaznaczone w tekście poza tym, że bohaterka chodziła wtedy na grób męża. Duża litera więc wygląda jak błąd.

"vice - dyrektor" - bez myślnika.

"Stał się jej całym światem. Mariusz się spóźniał." - "Mariusz" powinien już być w następnym akapicie.

"Głód był już niesamowicie wielki" - może "Głód był już niesamowity" albo "(...) był już nie do wytrzymania"?

"Chodź na chwile" - choć na chwilę. "Chodź" to tryb rozkazujący, np. "chodź tutaj".

"Starsza kobieta w milczeniu sprzątnęła do regału serwis obiadowy, tak jakby jej syn ją odwiedził, a teraz sprzątałaby po jego wizycie" - Może bez "a teraz sprzątałby po jego wizycie"? Po "odwiedził" kropkę walnąć? I tak wiadomo, o co chodzi, a tak, jak jest teraz - powstaje wielosłowie i niepotrzebne powtórzenie.

"Na komodzie zobaczyła jego zdjęcie w ramce. Był młodszy, może jeszcze w czasie studiów." - może "(...) w ramce - jeszcze z czasów studiów"?

"Z pośpiechem wbiegła do domu. Zostawiając błotne ślady na dywanie." - to, co wcześniej - interpunkcja. Tyle, że tu przecinek jest zastąpiony kropką. To powinno być zdanie złożone, a nie dwa zdania.

"Usłyszała już tylko kończący monolog nagrywany na automatycznej sekretarce." - "(...) kończący się monolog (...)"? Albo "(...) koniec monologu (...)"?

"Podniosła jeszcze słuchawkę, sprawdziła czy na pewno odłożył już słuchawkę.", "Teraz musiała obsłużyć tą machinę nowoczesności. Kiedyś Mariusz pokazywał jej jak obsługiwać sekretarkę", "(...) kompletnie bez liści. Jesień była już późna. Płytki chodnikowe i schody całe zawalone były liśćmi. (...) Do swoich obowiązków dodała jeszcze zmiatanie liści" - powtórzenia.

"Nawet koleżanki przestały czemuś przychodzić na herbatkę" - "(...) z jakiegoś powodu(...)"?

"oddala by" - razem. I literówka. ;)

"Codziennie była gotowa. Obiad był przygotowany" - powtórzenie. Może ten obiad niech sobie będzie na stole...? Albo niech ona codziennie na niego czeka, a nie będzie gotowa...?

"Ubrała ciepły płaszcz" - a w co go ubrała? ;D

"Wyraźnie osłabła całą tą przydomową pracą" - może osłabła przez pracę? Bo nie ma takiej formy w naszym języku, żeby słabnąć pracą.

"ukucie" - na mojej ulicy jest zakład kosmetyczny. Na szyldzie (albo na drzwiach - nie pamiętam) jest napisane "PRZEKUWANIE USZU". I od kilkunastu dobrych lat zastanawiam się, na co też oni te uszy przekuwają...? ;D
(dla tych, którzy nie wiedzą, o co mi chodzi - powinno być "ukłucie"...)

"Bezpowrotnie i szansy odwołania" - tu akurat może być (i powinno) "bezpowrotnie i bez szansy odwołania".

Poza tym, masz mnówstwo literówek.

No. Tom się znów nagadała. :) Mam nadzieję, że następne opowiadanie będzie lepsze (w sensie - mniej błędów). :) Czekam na nie z niecierpliwością.

Pozdrawiam, R.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.      
    • Przerażone czekały na śmierć... W barakach okolonych kolczastym drutem...   Choć wielka światowa wojna, Pochłonąwszy miliony niewinnych ofiar, Z wolna dobiegała już końca, A wolnym od nazizmu stawał się świat… Na obrzeżach czeskiego Holýšova, Z dala od teatru wojennych działań, Z dala od osądu cywilizowanego świata, Rozegrać miał się wielki ludzki dramat...   Dla setek niewinnych kobiet, Strasznych dni w obozie zwieńczeniem, W okrutnych męczarniach miała być śmierć, Żywcem bez litości miały być spalone... Podług wszechwładnych SS-manów woli, By istnienia obozu zatrzeć ślady,  Spopielone bezlitosnego ognia płomieniami, Nazajutrz z życiem pożegnać się miały…   Przerażone czekały na śmierć... Utraciwszy już ostatnią, choćby nikłą nadzieję…   W obszernych ciemnych baraków czeluście, Przez wrzeszczących wściekle SS-manów zapędzone, W zatęchłym cuchnącym baraku zamknięte, Wkrótce miały pożegnać się z życiem… Gdy zgrzytnęła żelazna zasuwa, Zwierzęcy niewysłowiony strach, W każdej bez wyjątku pojawił się oczach, By na wychudzonej twarzy się odmalować…   Wszechobecny zaduch w barakach, Nie pozwalał swobodnie zaczerpnąć powietrza, Gwałtownym bólem przeszyta głowa, Nie pozwalała rozproszonych myśli pozbierać… Gwałtownym bólem przeszyte serce, Każdej z  setek bezbronnych kobiet, Łomotało w młodej piersi jak szalone, Każda oblała się zimnym potem…   Przerażone czekały na śmierć... Łkając cicho jedna przy drugiej stłoczone...   W ostatniej życia już chwili, Z wielkim niewysłowionym żalem wspominały, Jak do piekła wzniesionego ludzkimi rękami, Okradzione z młodości przed laty trafiły… Jak przez niemieckie karne ekspedycje, Przemocą z rodzinnych domów wyrywane, Dręczone przez sadystyczne strażniczki obozowe, Drwin i szykan wkrótce stały się celem…   Codziennie bite po twarzy, Przez SS-manów nienawiścią przepełnionych, Doświadczyły nieludzkiej pogardy I zezwierzęcenia ludzkiej natury… Wciąż brutalnie bite i poniżane, Z kobiecej godności bezlitośnie odarte, Odtąd były już tylko numerem W masowej śmierci piekielnej fabryce…   Przerażone czekały na śmierć... Pogodzone z swym okrutnym bezlitosnym losem…   W zadrutowanych barakach, Z wyczerpania słaniając się na nogach, Wycieńczone padały na twarz, Nie mogąc o własnych siłach ustać… Gdy zapłakanym oczom nie starczało łez, Fizycznie i psychicznie wycieńczone, Czekając na swego życia kres, Strwożone już tylko łkały bezgłośnie…   Przeciekające z benzyną kanistry, Ustawione wzdłuż obozowego baraku ściany, Strasznym miały być narzędziem egzekucji, Tylu niewinnych istnień ludzkich… Przez SS-mana rzucona zapałka, Na oblany benzyną obozowy barak, Setki kobiet pozbawić miała życia, W strasznych męczarniach wszystkie miały skonać…   Przerażone czekały na śmierć... Gdy cud prawdziwy ocalił ich życie…   Ich spływające po policzkach łzy, Dostrzegły z niebios wierne Bogu anioły, A Wszechmocnego Stwórcę zaraz ubłagały, By umrzeć w męczarniach im nie pozwolił… I spoglądając z nieba Bóg miłosierny, Ulitowawszy się nad bezbronnymi kobietami, Natchnął serca partyzantów z lasów dalekich, Bohaterskich żołnierzy Świętokrzyskiej Brygady…   I tamtego dnia pamiętnego na czeskiej ziemi, Niezłomni, niepokonani polscy partyzanci, Swe własne życie kładąc na szali, Prawdziwego, wiekopomnego cudu dokonali… Silnie broniony obóz koncentracyjny, Przypuszczając swymi oddziałami szturm zuchwały, Sami bez niczyjej pomocy wyzwolili, Biorąc setki SS-manów do partyzanckiej niewoli…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dla tysięcy kobiet był wolności zarzewiem...   Niebiańskiemu hufcowi aniołów podobna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, By znienawidzonemu wrogowi plany pokrzyżować By wśród hitlerowców paniczny strach zasiać… Tradycji polskiego oręża niewzruszenie oddana, Chlubnym kartom polskiej historii wierna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, Paniczny w obozie wszczynając alarm…   Brawurowe ze wschodu natarcie, Zaskoczyło przerażoną niemiecką załogę, Z zdobycznych partyzanckich rkm-ów serie, Głośnym z oddali niosły się echem… By tę jedną z najpiękniejszych kart, W długiej historii polskiego oręża, Zapisała niezłomnych partyzantów odwaga, Krusząc wieloletniej niewoli pęta…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Przeraził butnych SS-manów załogę…   Odgłosy walki niosące się z oddali, Do uszu udręczonych kobiet dobiegły, W tej strasznej długiej niepewności chwili, Krzesząc w sercach iskierkę nadziei… Na odzyskanie upragnionej wolności, Zrzucenie z siebie pasiaków przeklętych, Wyjście za znienawidzonego obozu bramy, Padnięcie w ramiona wytęsknionym bliskim…   Choć nie śmiały wierzyć w ratunek, Ten niespodziewanie naprawdę nadszedł, Wraz z brawurowym polskich partyzantów szturmem, Gorące ich modlitwy zostały wysłuchane… Wnet łomot partyzanckich karabinów kolb, W ryglującą barak zasuwę żelazną, Zaszklił ich oczy niejedną szczęścia łzą, Wyrwały się radosne szepty wyschniętym wargom…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dnia tego zwieńczonym był wielkim sukcesem…   Wielkie wrota baraków wyważone, Rozwarły się z przeciągłym łoskotem, Odsłaniając widok budzący grozę, Chwytający za twarde żołnierskie serce… Ich brudne, wycieńczone kobiece twarze, Owiało naraz rześkie powietrze, Nikły zarysowując na nich uśmiech, Dostrzeżony sokolim partyzanckim wzrokiem…   I ujrzały swymi załzawionymi oczami Polskich partyzantów niezłomnych, Niepokonanych i strachu nie znających, O sercach anielską dobrocią przepełnionych… Dla setek kobiet przeznaczonych na śmierć, Polscy partyzanci na ziemi czeskiej, Okazali się wyśnionym ratunkiem, Zapisując chlubną w historii świata kartę…   - Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej NSZ i grupa uwolnionych więźniarek z obozu koncentracyjnego w Holýšovie (Źródło fotografii Wikipedia).              
    • @Roma

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       Jeszcze się trzymasz? Powodzenia, bo nerwy jak szwy, łatwo puszczają, szczególnie jak stres trwa długo.    
    • @Domysły Monika cudna jest ta Twoja analiza emocjonalna wiersza  Wiesz czasami relacja matki z córką jest trudna  I tylko od dojrzałości jednej ze stron zależy czy w ogóle będzie możliwe jakiekolwiek pojednanie  Najgorzej jest wtedy kiedy zachowanie matki zaczyna powielać dziecko i przenosić takie patologiczne stany na swoją nową rodzinę  Ten wiersz jest właśnie o tym 
    • @Unapali Nie za dużo entera? Gdyby był dłuższy, szukałabym jedynej kropki na podłodze.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...