Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- Samotność. Naprzeciw kurtyny. Ty, twoje piwo i to jakiś jesteś wspaniały. Nie ma drogi do raju, tylko polityka. Miłość za siedemnaście pięćdziesiąt. Dwóch pijaczków w maju, jeden w kwietniu. Mordercy, czyli prawdziwi mężczyźni, z klasą. Facet gapiący się na jej cycki, jak na sztandar Vietkongu wetknięty niegdyś w jego kolegę. Gapi się tak, gdyż wie, że nie da rady napisać opowiadania o miłości. Ciekawe, czy pamięta Pearl Harbor. Być może jest z Pittsburgha? Nieważne. Nazistowski konował. Pewnie ma na imię Archibald i doczepione jeszcze głupsze nazwisko. A wieczorem w łazience przed lustrem to Chrystus na wrotkach. Z czerwonym nosem i zapijaczoną brodą. Płatny morderca, to on zabił Dylana Thomasa. Stoi w deszczu, bez szyi, zły jak wszyscy diabli na swoją matkę. Zastanawia się, jak kochają umarli i wszystkie odbyty świata. Łącznie z moim. Zboczeniec! Co mnie interesują odchyły faceta tak dalece zbzikowanego, że wpieprza krewetki na śniadanie?!
- Do cholery Henryk spytałem cię tylko, która godzina?
- Wybacz Jegomościu trochę mnie poniosło. Ale strasznie mnie irytuje ten świat – rzekł pstrąg, po czym splunął nie pozostawiając śladu w strugach deszczu.
- Ok. Nic się nie stało. Twoje wywody to dla mnie muzyka gorącej wody. Prawdziwy rarytas. Możemy już iść – spojrzałbym nerwowo na zegarek, gdybym go miał. Nie zmieniało to faktu, iż dosłownie czułem uciekający czas.
- Jasne, w drogę – przybierając wojskową pozę wskazał na południe od nigdzie. Ruszyliśmy.

Niezwykłe było to, czego wcześniej nie dostrzegałem. Mianowicie odległość między nami a zwyczajnym życiem. Facetem siedzącym na zardzewiałym krześle, w samo południe, gdy Słońce niemal zagląda przez podłogę werandy do króliczych nor. Staruszek skręca sobie papierosa wzmacniając potęgę modlitwy, barwę i ambicję Boga. Deszcz wciąż padał. Środa. Co to za dzień. Gdyby nie środa od razu byłby czwartek. Weekend byłby tak blisko. I ten deszcz wcinał się w twarz, w słowa i myśli. Biedna ziemia zbierała go w kałuże, jakby zamiatała potłuczone szkło. Zauważyłem, że w taką pogodę nie tylko internet, ale też myśli działają wolniej. Cykady brzęczą. Trudno nazwać to muzyką. Co najwyżej współczującą symfonią. Chłopięce wspomnienia z czasów, kiedy patrzenie ludziom w oczy nie była pogwałceniem kurtuazji. Aby tylko Bóg nie dzwonił o to z pretensjami. Każdy kiedyś się zestarzeje. Będzie kupował zimne piwko i nadawał mu imię. Każdej wypitej butelce. Byron spyta, o czym chciałbyś zapomnieć, by być w zgodzie ze sobą? Chłopcy nadal przyjeżdżają pod spożywczy, z hukiem rzucają rowery na ziemię i idą na lody. Pytam, gdy widzę i słyszę je bezbarwne, takie jakimi powinny być dzieci, pytam się czego już się nauczyły? Czy są gorsi od szarańczy? Czy krzyczą, kiedy się oparzą? Czy zostaną bandą żigolaków albo wielkimi poetami? Czy w liceum pocałują dziewczynę imieniem Lilly, czy rozpalą swoją kobietę? Parszywy świat. Czterysta kilogramów myśli dziennie ciążących w głowie. Przed schyłkiem i po upadku. Pewnie jeszcze nie czytały Ginsberga. Daremny trud. Ich matka, nie byle jaka matka, jej czczy żal i nie byle jaki kac na starość. Gdzie ich ojciec? Facet, który uwielbiał windy. Siwy pies przysiadł w końcu u stóp staruszka.
- Tam i z powrotem i z głowy...
- Co tam mamroczesz? – spytał Henryk
- Nieważne. Dzisiaj dzień roboczy – papieros w ustach śmierdział już spalonym filtrem.
- Kurde Jegomość nie cierpię historii, w których nie jesteś narratorem!
Spojrzałem na Henryka na tyle groźnie, by zakończyć ten temat. Maszerowaliśmy dalej. Deszcz zaczynał mnie wkurwiać.
Tak, słyszałem o zmianach. Opłaconych trudem i krwią tych bardziej uczciwych. Ale jestem za stary, zbyt zmęczony i zbyt biały by się przejmować. Więc zgadzam się na wszystko z małym uśmieszkiem pod nosem. I zawsze pojawiają się jej oczy bez pola widzenia. Skupiają uwagę na plamie rozlanego oleju, która kładzie mi się cieniem na popołudniu i pozostawia ślad na zapachu magnolii. Kolejne miasto zapach się zmienia. Marzymy o hermafrodytach i szmaragdowych ustach. Święty Krzysztof straszy wiszący na wstecznych lusterkach. Mijamy prostytutki z doczepianymi włosami. Nie lepsza byłaby od razu peruka? Nic już nie jest dziwne. Nic nie zaskakuje. Pomyśleć, że jeszcze wczoraj nieśliśmy sterty pełne czarów i pornografii śmiejąc się przy tym, niczym światła odbite od asfaltu. A dzisiaj? Dzisiaj nikt nie kupiłby nawet naszych nerek. Gdy wynaleźliśmy przyjemność nikt nam o tym nie powiedział. Nazajutrz w naszym mieście pojawili się faceci w spódniczkach i lesbijki tańczący w szklanych sześcianach. Nasze życie zaczęło wirować, jak gorąca woda wokół ekspresowej herbaty. I pękłem. Henryk także, kilka chwil po mnie. Dla niego musiało to być jeszcze gorsze, w końcu nie jest nawet człowiekiem i nie znał tego uczucia. Miłość stała się skrawkiem papieru topniejącym w naszych ustach. W oczach niektórych ludzi staliśmy się gwiazdami rocka. Kotami rozciągniętymi między filarami pragnień. Trendem, poetami płonącymi z braku wierszy. Jutro przestaniemy szukać miłości. Poszukamy czegokolwiek pośród pozostałych wydmuszek zwanych jeszcze kobietami, transwestytów i marzycieli. Nic już nie powinno być dziwne, lecz wszystko powinno być nowe.

- Henryk – spytałem znienacka – czemu nigdy nie śmiejesz się pełnym śmiechem?
- Bo nie mam płuc idioto – burknął.
- No co ty? Dlatego?
- No dobra - wahał się przez chwilę - po prostu, kiedyś wróciłem do domu z pracy wcześniej niż zwykle, tak dla żartu powiedzmy. Otworzyłem drzwi garażu i zobaczyłem siebie, jak popełniam samobójstwo dusząc się spalinami – spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Namyślił się. – Oczywiście to nie byłem ja tylko projekcja mojej psyche. Zgasiłem tylko silnik. Trudno coś powiedzieć w takiej chwili. Możesz jedynie starać się żyć dalej. Takie życie. Zbiór przypadków i plątanina historii – nadal nie rozumiałem ani słowa. Henryk dostrzegł to we mnie. – Raz jakaś historia jest dowcipem, a nazajutrz łamie ci serce. A najbardziej boli to, że nigdy nie zostawi listu, ani notatki. A może powracać tyle razy, że prawie zapomnisz, jak bardzo ją kochałeś – pokiwałem głową żeby go nie męczyć, ale nadal nie miałem pojęcia o czym jest ten wywód.. – Prawie, bo zapomnieć się nie da. Dlatego idziemy, gdzie idziemy.
- Tyle to ja też wiem – w mojej głowie te słowa brzmiały bardziej dobitnie. W rzeczywistości nie zgrały się z resztą rozmowy.
Przed nami, idąc w przeciwnym kierunku, szedł marny sobowtór Charlesa Bukowskiego.
- Spytaj go o drogę, lepie znasz angielski – rzucił pstrąg wyraźnie rozkazującym tonem.
- Kurde ostatnio po angielsku rozmawiam tylko ze sobą. Ty go spytaj – odbiłem piłeczkę – w zeszłym roku byłeś w końcu w Vermont.
- Zasrany oportunista – warknął.
- Poza tym droga idzie prostu, jak z bicza strzelił. Nawet szczupak nie zdołałby zbłądzić.
- Tylko bez wycieczek osobistych proszę – Henryk przyspieszył kroku i wyprzedził mnie o długość pietruszki.
Znowu szliśmy w milczeniu. Kurde Kenneth jaka jest częstotliwość? – myślałem. Tyle razy mi to tłumaczył. Kim teraz będę w moich stronach? Odźwiernym w małpiarni. Jaki jest sens tego wszystkiego? Długi spacer do zawsze. Za dwadzieścia nigdy psia mać! Chodząca pokusa ze mnie. Z potarganymi włosami i pustą paczką fajek. Are you lonesome tonight? Szach i mat królowi. Prosto w twarz. Nawet pies Edisona czyta już nowy słownik, a ja jeszcze nie skończyłem Sześciu postaci scenicznych w poszukiwaniu autora. Żałosne. Mam tylko stary fotel i radio, a za ścianą stylowe wnętrza i francuskie pudelki. Też mógłbym to mieć. Jasne. Kłamstwo na miarę. Pociski przeciwlotnicze. Ciągle tylko jutro i jutro. Daleko jeszcze?

- Mówiłeś coś siuśku zmarznięty? – Henryk często irytuje się bez przyczyny.
- Nie, ale w sumie...daleko jeszcze?
- Tuż za rogiem. Widzisz? – wskazał wzrokiem przed siebie.

Massapequa.

- Myślałem, że to Meksykanie mają najgłupsze nazwy miejscowości – czekałem na śmiech, który nie nadszedł.
- Nie bądź szowinistą.
- Wyluzuj. Przeżywasz, jak Żyd okupację.
- Mówię poważnie - zganił mnie wykrzywionym grymasem na twarzy – przestań!

Pstrąg miał rację. Za rogiem byliśmy już u celu. Niewielki budynek, przypominał stary urząd pocztowy. Wyczerpani, niczym konie po westernie, stawiliśmy się pod drzwiami.

Ron P. Steinberg & Somo.
Detektywi egzystencjalni
od 1996 roku.

Henryk nerwowo szarpnął drzwi. Ani drgnęły.

- Co jest? – Henryk szarpał dalej.
Druga tabliczka informowała:
Czynne w środy. Wyłącznie.

- Henryk, która godzina?
- Znowu zaczynasz? – wyglądał komicznie, uczepiony drzwi z płetwą, niemalże, w klamce.
- Nie, nie, która godzina? – wskazałem tabliczkę.
Nerwowo wyciągnął zegarek wyrzucając z kieszeni gumę do żucia i stary bilet trolejbusowy.
- Trzecia dziewiętnaście – oznajmił.
Wszystko stało się jasne.
- Co? Co jest? – szarpał mnie za rękaw.
- Dwa jelenie w fabryce.
- Że jak? – Henryk już zdążył postrzępić mi mankiet. Poklepałem go po plecach, by moje kolejne słowa nie zabrzmiały aż tak źle.
- Dzisiaj była środa.

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano

Omal się nie zastrzeliłem własną "kulą". A może Ty już wykraczasz możliwościami poza ten portal i powinieneś to wydać?
Tym razem narobiłeś błędów, w kilku zdaniach zmieniłbym nieco szyk.
Jednak jestem fanem Twojego jędrnego wielopoziomwego stylu pisania i tradycyjnie -> otwierałem szeroko paszczę i łykałem (nie wszystko pojmuje) każdą frazę, wyraz, literę.

  • 5 tygodni później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • od krzepnięcia pełni karmić na turlany z kłód rąk debiut od uroku po przeć stan niej kiczem łupki pełniej zlewać od ale ich poprzez zazdrość na myśl kichy pat chudzenia od podłości skroju chaszczy Bogu szyć chcieć mili więcej od momentu po przekrętach nad niziną dzieci grzecznych; od przerwania sakramentów już nie mówi tylko wrzeszczy
    • Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.      
    • Przerażone czekały na śmierć... W barakach okolonych kolczastym drutem...   Choć wielka światowa wojna, Pochłonąwszy miliony niewinnych ofiar, Z wolna dobiegała już końca, A wolnym od nazizmu stawał się świat… Na obrzeżach czeskiego Holýšova, Z dala od teatru wojennych działań, Z dala od osądu cywilizowanego świata, Rozegrać miał się wielki ludzki dramat...   Dla setek niewinnych kobiet, Strasznych dni w obozie zwieńczeniem, W okrutnych męczarniach miała być śmierć, Żywcem bez litości miały być spalone... Podług wszechwładnych SS-manów woli, By istnienia obozu zatrzeć ślady,  Spopielone bezlitosnego ognia płomieniami, Nazajutrz z życiem pożegnać się miały…   Przerażone czekały na śmierć... Utraciwszy już ostatnią, choćby nikłą nadzieję…   W obszernych ciemnych baraków czeluście, Przez wrzeszczących wściekle SS-manów zapędzone, W zatęchłym cuchnącym baraku zamknięte, Wkrótce miały pożegnać się z życiem… Gdy zgrzytnęła żelazna zasuwa, Zwierzęcy niewysłowiony strach, W każdej bez wyjątku pojawił się oczach, By na wychudzonej twarzy się odmalować…   Wszechobecny zaduch w barakach, Nie pozwalał swobodnie zaczerpnąć powietrza, Gwałtownym bólem przeszyta głowa, Nie pozwalała rozproszonych myśli pozbierać… Gwałtownym bólem przeszyte serce, Każdej z  setek bezbronnych kobiet, Łomotało w młodej piersi jak szalone, Każda oblała się zimnym potem…   Przerażone czekały na śmierć... Łkając cicho jedna przy drugiej stłoczone...   W ostatniej życia już chwili, Z wielkim niewysłowionym żalem wspominały, Jak do piekła wzniesionego ludzkimi rękami, Okradzione z młodości przed laty trafiły… Jak przez niemieckie karne ekspedycje, Przemocą z rodzinnych domów wyrywane, Dręczone przez sadystyczne strażniczki obozowe, Drwin i szykan wkrótce stały się celem…   Codziennie bite po twarzy, Przez SS-manów nienawiścią przepełnionych, Doświadczyły nieludzkiej pogardy I zezwierzęcenia ludzkiej natury… Wciąż brutalnie bite i poniżane, Z kobiecej godności bezlitośnie odarte, Odtąd były już tylko numerem W masowej śmierci piekielnej fabryce…   Przerażone czekały na śmierć... Pogodzone z swym okrutnym bezlitosnym losem…   W zadrutowanych barakach, Z wyczerpania słaniając się na nogach, Wycieńczone padały na twarz, Nie mogąc o własnych siłach ustać… Gdy zapłakanym oczom nie starczało łez, Fizycznie i psychicznie wycieńczone, Czekając na swego życia kres, Strwożone już tylko łkały bezgłośnie…   Przeciekające z benzyną kanistry, Ustawione wzdłuż obozowego baraku ściany, Strasznym miały być narzędziem egzekucji, Tylu niewinnych istnień ludzkich… Przez SS-mana rzucona zapałka, Na oblany benzyną obozowy barak, Setki kobiet pozbawić miała życia, W strasznych męczarniach wszystkie miały skonać…   Przerażone czekały na śmierć... Gdy cud prawdziwy ocalił ich życie…   Ich spływające po policzkach łzy, Dostrzegły z niebios wierne Bogu anioły, A Wszechmocnego Stwórcę zaraz ubłagały, By umrzeć w męczarniach im nie pozwolił… I spoglądając z nieba Bóg miłosierny, Ulitowawszy się nad bezbronnymi kobietami, Natchnął serca partyzantów z lasów dalekich, Bohaterskich żołnierzy Świętokrzyskiej Brygady…   I tamtego dnia pamiętnego na czeskiej ziemi, Niezłomni, niepokonani polscy partyzanci, Swe własne życie kładąc na szali, Prawdziwego, wiekopomnego cudu dokonali… Silnie broniony obóz koncentracyjny, Przypuszczając swymi oddziałami szturm zuchwały, Sami bez niczyjej pomocy wyzwolili, Biorąc setki SS-manów do partyzanckiej niewoli…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dla tysięcy kobiet był wolności zarzewiem...   Niebiańskiemu hufcowi aniołów podobna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, By znienawidzonemu wrogowi plany pokrzyżować By wśród hitlerowców paniczny strach zasiać… Tradycji polskiego oręża niewzruszenie oddana, Chlubnym kartom polskiej historii wierna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, Paniczny w obozie wszczynając alarm…   Brawurowe ze wschodu natarcie, Zaskoczyło przerażoną niemiecką załogę, Z zdobycznych partyzanckich rkm-ów serie, Głośnym z oddali niosły się echem… By tę jedną z najpiękniejszych kart, W długiej historii polskiego oręża, Zapisała niezłomnych partyzantów odwaga, Krusząc wieloletniej niewoli pęta…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Przeraził butnych SS-manów załogę…   Odgłosy walki niosące się z oddali, Do uszu udręczonych kobiet dobiegły, W tej strasznej długiej niepewności chwili, Krzesząc w sercach iskierkę nadziei… Na odzyskanie upragnionej wolności, Zrzucenie z siebie pasiaków przeklętych, Wyjście za znienawidzonego obozu bramy, Padnięcie w ramiona wytęsknionym bliskim…   Choć nie śmiały wierzyć w ratunek, Ten niespodziewanie naprawdę nadszedł, Wraz z brawurowym polskich partyzantów szturmem, Gorące ich modlitwy zostały wysłuchane… Wnet łomot partyzanckich karabinów kolb, W ryglującą barak zasuwę żelazną, Zaszklił ich oczy niejedną szczęścia łzą, Wyrwały się radosne szepty wyschniętym wargom…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dnia tego zwieńczonym był wielkim sukcesem…   Wielkie wrota baraków wyważone, Rozwarły się z przeciągłym łoskotem, Odsłaniając widok budzący grozę, Chwytający za twarde żołnierskie serce… Ich brudne, wycieńczone kobiece twarze, Owiało naraz rześkie powietrze, Nikły zarysowując na nich uśmiech, Dostrzeżony sokolim partyzanckim wzrokiem…   I ujrzały swymi załzawionymi oczami Polskich partyzantów niezłomnych, Niepokonanych i strachu nie znających, O sercach anielską dobrocią przepełnionych… Dla setek kobiet przeznaczonych na śmierć, Polscy partyzanci na ziemi czeskiej, Okazali się wyśnionym ratunkiem, Zapisując chlubną w historii świata kartę…   - Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej NSZ i grupa uwolnionych więźniarek z obozu koncentracyjnego w Holýšovie (Źródło fotografii Wikipedia).              
    • @Roma

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       Jeszcze się trzymasz? Powodzenia, bo nerwy jak szwy, łatwo puszczają, szczególnie jak stres trwa długo.    
    • @Domysły Monika cudna jest ta Twoja analiza emocjonalna wiersza  Wiesz czasami relacja matki z córką jest trudna  I tylko od dojrzałości jednej ze stron zależy czy w ogóle będzie możliwe jakiekolwiek pojednanie  Najgorzej jest wtedy kiedy zachowanie matki zaczyna powielać dziecko i przenosić takie patologiczne stany na swoją nową rodzinę  Ten wiersz jest właśnie o tym 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...