Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Upał od rana do wieczora,
spoglądam przez okno na znajomą okolicę. Owoce
dojrzewają szybko, jak dzieci w południowych krajach,

muszę się spieszyć. Zbieram agrest,
nagle wbija mi się kolec w dłoń. Zastanawia mnie,
jak Chrystus czuł się z cierniami. W takiej chwili

najlepiej popatrzeć w innym kierunku
- staw oblepiony rzęsą. Pani Kazia ostatnio mówiła,
że raki nie lubią zimy. Teraz już wiem, dlaczego

umarłeś jesienią.

Opublikowano

Witaj,czytam ten wiersz i przy końcu dostrzegłam bardzo misternie
wpleciony kawałek zycia (rzeczywistości); to sie wydarzyło i bez względu na wszystko -
chodzi mi o to, czy będziesz coś zmieniała, czy nie ja go zabieram taki
jaki jest teraz.:)) Pozdrawiam serdecznie :))) EK

Opublikowano

Czytanie Wojaczka i Siwczyka nie poszło na marne. Wizyta w Augustowie przydała ci weny. Wykreowałaś intuicyjny obraz. Zakończyłaś mocniejszym akcentem - który rodzi pytanie - kto umarł zimą? Wiersz płynie. Całość się doskanale zlewa - czyta się jednym tchem i ma się w głowie wiele różnych skojarzeń: dzieci południa i słońce doskonale ze sobą korespondują, owoce i agrest się dopełniają. Plastyczne przeskoki pomiędzy obrazami artystycznymi - cierń i Jezus - wykonanie elegancko. Jeszcze jedno - przeplatanie się różnych perspektyw. Wlewam respektancję w bak silnika poezji Espeny Sway. tyle (999 koment - prawie jak 666;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Braciszku, dziękuję za wyczerpujący wywód na temat mojego wierszydła :).
Mam nadzieję, iż przeczytana w te wakacje poezja zaowocuje coraz lepszymi tekstami.
Masz rację wakacyjny wypad również w pewnym stopniu odbija się w mojej twórczości, w końcu Augustów to piękne miasto :)

P.S. a mój numer 3444 :P

serdeczności Espena Sway :)
Opublikowano

a no własnie to tutaj go już czytałem, no dalej nie w moim klimacie, ale rózno-rózniste ludzie mają oczekiwania i każdy odbiera jedno mniej drugie bardziej, choć faktycznie ta puenta pozostawia jakiś taki... zastanawia w każdym bądz razie.

Opublikowano

Bardzo obrazowo, wiersz płynie poprostu, niby taki "sielankowy" klimat, ale puenta... piękna choć smutna, zrobiła na mnie wrażenie jak i cały wiersz.
"Owoce
dojrzewają szybko, jak dzieci w południowych krajach" to porównanie tez bardzo mi się spodobało. Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Niewierny Tomaszku, witam Cię po raz pierwszy u mnie :)
mam nadzieję, że będziesz zaglądać częściej :P
dziękuję za wszystkie superlatywy :D

serdecznie Espena Sway :)

Poraz drugi! ale pewnie nie ostatni. :) uśmiechnąłem się jak przeczytałem - Niewierny Tomaszku, rozbroiłaś całą moja powagę:))) Ja też zapraszam do siebie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Niewierny Tomaszku, witam Cię po raz pierwszy u mnie :)
mam nadzieję, że będziesz zaglądać częściej :P
dziękuję za wszystkie superlatywy :D

serdecznie Espena Sway :)

Poraz drugi! ale pewnie nie ostatni. :) uśmiechnąłem się jak przeczytałem - Niewierny Tomaszku, rozbroiłaś całą moja powagę:))) Ja też zapraszam do siebie.

oj to taki poważny jesteś :> może mam per Pan pisać ;)
of caurse, postaram się czytać
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Poraz drugi! ale pewnie nie ostatni. :) uśmiechnąłem się jak przeczytałem - Niewierny Tomaszku, rozbroiłaś całą moja powagę:))) Ja też zapraszam do siebie.

oj to taki poważny jesteś :> może mam per Pan pisać ;)
of caurse, postaram się czytać
no thanks, jeśli chodzi o per pan, Tomaszek wystarczy;) będzie mi miło jak poczytasz
Opublikowano

to będzie piękny wiersz Espenko, gdy zrobisz coś z drugą strofa, traci rytm i źle się czyta, poza tym brzmi jakoś kolokwialnie, treści piękne, ale to chyba ten agrest psuje i jakby bez większego pomysłu ta środkowa strofa i jakby dla mnie pisana żeby tylko napisać, żeby wypełnić lukę między pierwszą a drugą, nie piszę tego złośliwie, żeby nie było :-)) chcę pomóc tylko :)

Zbieram agrest, aż nagle
wbija mi się w dłoń kolec.

to w ogóle nie pasuje do poezji jakoś,nom straszne jest, przepraszam za szczerość, ale przeczytaj to proszę na głos, psuje cały piekny wiersz


Zastanawia mnie,
jak Chrystus musiał się czuć z cierniami.


tutaj też ta stlylistyka jakoś odbiega od pierwszej i trzeciej strofy, zbyt wielka przepaść jak dla mnie

ale to tylko moje subiektywne odczucia, mam w końcu prawo ;)


pozdrawiam cieplutko :*

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena przeczytałem twój wiersz ale wiersza tam nie znalazłem, jest to świetne opowiadanie które aż prosi się pociągnąć dalej. Wspaniałe wprowadzenie bardzo plastyczne przedstawienie kochanków i ich namiętności. Wprowadziłeś senną poświatę z żywym ogniem, ale nie puentą. Tylko doprowadziłeś czytelnika do pozycji rozparcia się w fotelu i przekręcenia strony. No nie nie możliwe na drugiej stronie nie ma cdn. cóż trzeba sobie samemu dopisać, a poważnie masz początek dobrej powieści mnie wciągnęła a co ty zrobisz dalej?
    • @Simon Tracy  Weteranie, głowa w górę!
    • Ciągle w tej samej rzece, z której wyjść mogę — nie chcę. Ciągle w tej samej rzece, płynę po nowe dni — jeszcze.   Dziękuję Panie za brzegi strome, za wyspy, na których chwila kwitnie. Dziękuję Panie za wiarę w Twój nurt, za horyzont meandrów ważnych — wybitnie.   Doceniam słowo, ten splot gęsty, Twoje światło: bez limitu, bez końca. Idę do Ciebie, szukając siebie, a każda z dróg wiedzie do Ojca.   Ile dasz Panie, tyle wezmę, bo szczegół to rok, czy godzina, wobec Ciebie, ja w drobinie drobina, która dalej dzięki Tobie sięgnie.     Za każdą dziękuję Ci pogodę, za miłość, jej skwar i ochłodę, za szczęścia niepewne, ulotne, i usta.. jak zwykle samotne.
    • Po przebudzeniu. Otwieram leniwie, szare jak popiół ze spalonych marzeń oczy. Komendy z wolna dochodzą  do przeboćcowanych uszu,  wyczulonych na krzyk ale i głęboką ciszę. Dzwonki i gwizdki oficerów,  pobrzmiewają ostrym jazgotem.  Czasami zagłuszają nawet jęki, kalekich pobratymców, którzy w kałużach krwi, potu i błota, wykopanych z mozołem okopów.  Drwią ze śmierci. Nie chcą się poddać.  Choć ich skrwawione kikuty  oderwanych kończyn lub strzaskane odłamkami pocisków oblicza, szczernione pożogą wszędobylskiego ognia, dalej tchną, niegasnącym zarzewiem życia. Nienawidzę tego życia. Życie mnie zabija. I tylko dlatego chcę wstać i walczyć. Zawsze na przekór  nawet swojemu rozsądkowi. Muszę cały dzień  błądzić w labiryncie okopów. Mijać tych, którzy są mi obojętni. Ja jestem im obojętny. A może wszyscy jesteśmy ofiarami  wojny z życiem i jego przygnębiającą pustką egzystencjalną. Śmierć wystawia swoją ogołoconą  z włosów i skóry głowę z okopu wroga. Śmieje się  ze swojego najdzielniejszego żołnierza. Wabi i kusi.  Ponagla i błaga.  Droczy się bym bez strachu opuścił bezpieczne schronienie  i puścił się gnany znużeniem bytu  ku liniom kolczastego drutu  z upiętymi na zwojach  co kilkanaście metrów przeciwpiechotnymi minami, wypełnionymi wspomnieniami dawnych dni traumy w postaci ołowianych kulek i ze szkła tłuczonego powstałych szrapneli. Nie jestem już nieobytym młodzikiem. Jestem na wojnie z samym sobą  od kilkunastu lat. Uśmiech śmierci to pułapka. Życie wcelowało w moje schronienie,  lunety karabinków. Wszędzie wokół są snajperzy. Depresja, lęki i nerwica.  Najgorzej jest wreszcie ulec  i wyczołgać się w stronę beznadziei.  Tej ziemi nie mojej ani niczyjej. Z uczuciem pustki.  Nie czuć już kompletnie nic. Nawet tych wchodzących gładko w ciało pocisków. Mam tyle ran, że już nie zwracam uwagi. Wreszcie czyjeś dłonie wciągają mnie za mundur do kolejnego leju po jakiejś uczuciowej, związkowej bombie. Pełno w nim nigdy nie zastygłej krwi. Ona patrzy na mnie martwo. Oparta plecami o nasyp.  Jej włosy w nieładzie. A ręce rozrzucone. Na czole nikły ślad. Przestrzelony na wylot. Chociaż śmierć jest sprawiedliwością. Zdejmuje chwilowo zbędny hełm. Obracam go nerwowo w dłoniach. Żyj by umrzeć. Papieros i as pik. I właśnie dokładnie to robię każdego dnia. A wieczór. Wieczór jest wyczekiwaną ciszą. Sielską i spokojną. Front milknie a do głosu dochodzą  ciche rozmowy  żyjących jeszcze nieszczęśników. Wielu trzyma w brudnych, poranionych dłoniach, białe koraliki różańców. Inni całują srebrne krzyżyki. Nie wiem czy modlą się o życie  czy o szybką, bezbolesną śmierć. Co dzień jest nas tu coraz więcej. Nieważne ile istnień pochłonie życia front. Rakiety sygnalizacyjne ulatują w ciche, bezchmurne niebo.  Zielone, fosforyzujące światło  miesza się z czerwienią rac. A ja kończę pisać przy prawie rozładowanej latarce, pożegnalny list, którego i tak nikt nigdy nie odczyta. Lubię samotność wieczorów. Strzelcy usadowieni w swych kryjówkach są wtedy widać ślepi. A ja czuję radość i euforię, że jutro znów zbudzą mnie bym szturmował bez sensu i celu kolejne transze życiowych kolein. Patrzę na pełny i srebrzysty księżyc. Czasami widzę w nim istotę wyższą. Po cóż to ciągle przechodzić? Nikt mnie i tak nie zrozumie. Nigdy nie będę przez nikogo pokochany.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Nawet nie wiecie jak bardzo Wam dziękuję. Dawno nie poczułam takiej ulgi. Dzięki Wam. Pozdrawiam serdecznie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...