Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Maj był wyjątkowo ciepły. Butelki z oranżadą ustawione na stołach w przykładnym szyku, po cztery, opróżniono zanim ktokolwiek zdążył powiedzieć, że pić wolno. Kilku mężczyzn stało przy otwartym oknie. Rozmowa dotyczyła zakończonego kilka dni temu Wyścigu Pokoju.
-Suchoruczenkow to jednak kozak – powiedział Kuryś i smarknął za okno. – Robił z Sujką i Jankiewiczem co chciał. W ogon jeża!
Stojący z boku bracia Gromek zaczęli się śmiać niemal jednocześnie.
Kuryś etatowy pracownik taniej jatki nie lubił gdy ktoś się z niego śmieje.
-No i z czego się śmieją, w mordę jeża? - Czy może się wam radzieccy kolarze nie podobają? – Kuryś stanął w pozycji zaczepnej.
Jeden z Gromków, odważniejszy wskazał palcem za okno.
-Pan smarknął na Nysę.
Kuryś wychylił się i będąc częściowo za oknem zapytał.
-Gdzie? W mordę jeża, gdzie?
Ten sam Gromek pośpieszył z wyjaśnieniem.
-Ta biała plamka, na dachu. Sam widziałem.
Kuryś podwinął rękawy, jakby miał zamiar wykonać cięcie przez żebra. Po chwili przypomniał sobie gdzie się znajduje i kim jest.
-Czy nikt naprawdę nie wie kiedy, ten facet przyjdzie? Czekamy tu już z godzinę…
Mężczyźni na sali nie zareagowali. Ktoś czytał stary numer Trybuny, znaleziony na parapecie. Inny nowozakupionym scyzorykiem czyścił sobie paznokcie. Stary wiarus Pelc zapadł w popołudniową drzemkę.
-To są jakieś kpiny, w mordę jeża – Kuryś nie przestawał jątrzyć. - Z roboty się zwolniłem i siedzę tu jak jakieś głupek, nie mogli powiedzieć, że na piątą, to bym się nie zwalniał.
-Stul dziób! – Pelc przebudził się i spojrzał na Kurysia groźnie.
W tej chwili wszedł do sali niski, wąsaty mężczyzna, zdecydowanym gestem zamknął drzwi. Nie patrząc na nikogo zasiadł przy stoliku i zaczął rozpakowywać paczkę Mocnych. Kuryś usiadł na pierwszym wolnym miejscu i z wyrzutem przyglądał się przybyłemu.
-Nazywam się kapitan Oprządek. Sztab Wojewódzki wyznaczył mnie żeby was przeszkolić.
Kapitan mówił krótkimi zdaniami. Głos miał suchy, lekko świszczący, wszystko wskazywało, że palił trochę za dużo. Kuryś niczym grzeczny pierwszoklasista uniósł dwa palce w górę.
-Mogę o coś zapytać?
-Pytajcie.
-Czy kapitan ma przypadkiem rodzinę w Brańszczyku, znałem kiedyś jednego Oprządka…w mordę jeża, miał chłop zdrowie do picia.
Kapitan zerwał się z miejsca.
-Cisza. Nie zebraliśmy się tu na pogaduszki. Stan jest wyjątkowy. Wszyscy wiedzą co się zbliża, w dodatku wielkimi krokami. Sztab Wojewódzki Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej postanowił utworzyć z was brygadę specjalną.
W tym momencie drzwi otworzyły się. Cycata sekretarka postawiła na stole dwie duże, turystyczne torby. Po czym wyszła kręcąc nieprzyzwoicie pośladkami.
-Przymierzcie to – powiedział Oprządek i podszedł do okna.

Dziesięć minut później kapitan Oprządek miał przed sobą dwunastu mężczyzn w sutannach.
-W mordę jeża! – sapnął Kuryś, pot się ze mnie leje, jak jasna cholera, nie ma dla mnie czegoś innego?
-Co pewnie chciałbyś od razu za biskupa?
Na sali zapanowała ogólna wesołość, która kapitan Oprządek przerwał energicznym uderzeniem w stół.
-Cicho, kurwa! To jest ORMO czy jakiś cyrk? Zamknąć kłapaczki i słuchać.
Kapitan zaczął przechadzać się między stolikami. Lepiej mu się wtedy myślało.
-Chodzicie do kościoła?
-Wyłącznie w celach służbowych – poderwał się Pelc.
-Dobrze, dobrze. Wroga trzeba poznać. Władza ludowa nie jest taka głupia jakby się niektórym wydawało. Powiem wprost. Spotkał was wielki zaszczyt. Zostaliście wybrani z pośród wielu kandydatów, z jednego powodu. Wszyscy pochodzicie, z rodzin katolickich. Znacie zasady wiary, znacie świętych, tą…Matkę Boską znacie, dlatego będziecie dobrymi księżmi. Tak uważa partia.
-O w chuj – wyrwało się Kurysiowi, który zaczynał rozumieć powagę sytuacji.
-Co tam mruczycie? – kapitan stanął z wysoko uniesionymi brwiami i przyglądał się winowajcy.
-Ku chwale ojczyzny, panie kapitanie.
-No – uśmiechnął się Oprządek. – Jak jesteście tacy wygadani, to teraz was posłuchamy. Proszę bardzo „Ojcze Nasz”, raz, dwa!
Kuryś bez wahania wyrecytował modlitwę. Kapitan przyglądał mu się za ironią.
-No proszę. Wzorowo. Nazwisko!
-Kuryś. Wacław. W mordę jeża.
-Siadać.
Kapitan wrócił do biurka, wziął plik kartek, rzucił je siedzącemu z brzegu.
-Rozdaj wszystkim. Macie piętnaście minut, na „Ojcze Nasz”, „Zdrowaś Maryjo” i ten… „Wierzę w Boga”. Ja teraz na chwilę wyjdę.

Kapitan Oprządek podkręcił wąsa i wyszedł. Szczerze powiedziawszy miał w dupie całe to szkolenie. Wolał wypić kawę w towarzystwie sekretarki, której imienia jeszcze nie znał, a czuł, że to musi nadrobić ten błąd. Wszedł do jej pokoju, w chwili gdy próbowała zdjąć segregator z szafy. Podbiegł i delikatnie uniósł ją w górę. Jego ręce mimowolnie spoczęły na jej pośladkach. Kobieta nawet się nie zaczerwieniła. Kapitan czuł, że jest w domu. Chrząknął, podkręcił wąsa.
-Nie przedstawiłem się, to przez to spóźnienie. Kapitan Oprządek jestem.
-Bożena.
-Bożena, cóż za śliczne imię… – kapitan ucałował dłoń i po chwili stanął na baczność. A ja Jacek. Czy może mi Bożenka zrobić kawę? Mam ciasteczka.
-Szkolenie już się skończyło?
-Piszą sprawdzian.
-Pewnie ściągają.
-Och nie, to wykluczone, to ormowcy, ludzie honoru.
Sekretarka uśmiechnęła się mimowolnie. Kapitan udał, że niczego nie zauważył.
-Czy pani lubi tańczyć?
Sekretarka nie zrozumiała pytania.
-A dlaczego pan, to znaczy dlaczego pytasz?
-Bo ja uwielbiam. A jestem sam, w delegacji, tak mi źle…
Gdyby w tym momencie kapitan Oprządek spojrzał w oczy sekretarki dostrzegłby w nich iskrę szaleństwa, może nawet wyuzdania. Tymczasem jako typowy samiec - hedonista patrzył nieco niżej.
-A bo ja wiem, wolę nie. Narzeczony mnie zbije. Może pójdziemy wieczorem na spacer?
-O tak. Doskonały pomysł. Mam resortową odznakę turystyczną „Zasłużony na niwie turystki pieszej”.
Kapitan Oprządek zadowolony, że przynajmniej jedną sprawę załatwił, wrócił do kursantów. Zebrał kartki. Po kilku chwilach czytania rzucił sprawdziany niedbale na stół.
-No ładnie, pięknie. Mnie tu z drugiego końca kraju przysyłają na szkolenie, a tu co, paciorki wypisane, jak spod noża. Trzydzieści lat Polski Ludowej w pizdu poszło się jebać, co? W dupie macie Lenina? Wojtyłę wolicie, da wam Wojtyła chleb? Huty albo stocznie wam zbuduje? Krowy byście wszyscy pasali u księdza plebana, gdyby nie władza ludowa!
Ormowcy pospuszczali głowy.
-Panie kapitanie, my przepraszamy. – Kuryś był bliski płaczu. Jak trzeba będzie, to my, wszystko zapomnimy, teraz, zaraz…
Kapitan Oprządek zaczął się śmiać.
-No co wy, jaj nie macie? Na żartach się nie znacie? Komunista nie komunista pacierz musi znać.
-Tak jest! – krzyknął Kuryś z całych sił.
-To w takim razie na dzisiaj koniec. Jutro spowiedź.
Ormowcy spojrzeli na siebie.
-Spokojnie. Wasze grzechy są bezpieczne. Mnie będziecie spowiadać…

Szkolenie przebiegało bez przeszkód. Ormowcy okazali się w wierze katolickiej biegli, szybko też nabywali nowych umiejętności. W parach ćwiczyli spowiedź ze szczególnym uwzględnieniem rozgrzeszenia. Na koniec każdy po kolei udzielał komunii. Kapitan wymęczony cowieczornymi spacerami z piękną, acz lekkich obyczajów sekretarką patrzył obojętnym wzrokiem na inscenizowane na sali sceny pokutno – eucharystyczne. Nadszedł ostatni dzień szkolenia. Ormowcy zaprzysięgli służbę ludowej ojczyźnie, na biało-czerwony sztandar i bezkoronnego orła. W kopertach otrzymali przydziały: Warszawę, Gniezno, Częstochowę, Kalwarię Zebrzydowską, Wadowice i Kraków.

W sobotę 2 czerwca 1979 o godz. 10.07 samolot z Janem Pawłem II na pokładzie wylądował na lotnisku Okęcie. Tego samego dnia po południu, pośród wiwatującego tłumu, papież przejechał odkrytym samochodem na stołeczny plac Zwycięstwa. Papież mówił: „Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi !”

Nikt nie zwracał uwagi na grubawego księdza, który podczas spowiedzi notował coś pilnie w maleńkim notesie i powtarzał dość dziwne jak na duchownego słowa: W mordę jeża!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Wiesław J.K.  Wiersz ten napisałem po obejrzeniu, ponownie, filmów Katyń i Wołyń.
    • NATURA I CZŁOWIEK   Katyń 1940 i Wołyń 1943 oraz Rwanda 1994   ludobójstwa człowiecze zwyczajnie chaniebne a było ich więcej w kolorze bólu i czerwieni ludzie ludziom skażoną miłością apokalipsę stworzyli   cywilizacja dziczeje nienawiścią zawstydził się Chrystus obiecanym zbawieniem a gwoździe poszarpały nadzieję nawet w błękicie nieba rdzawą w beznadziejności łzawą   dzika przyroda bez miłosierdzia żarłocznie każdy kąsek pożera  życiodajnego narodzenia więc ku pamięci tym wszystkim którym nie dane żyć było strofy te poświęcam
    • @aff Dziękuję za zainteresowanie i lubiejkę. Tak, zapewne brzmią dla dzisiejszego czytelnika anachronicznie i nienaturalnie, bo właściwie nie używamy ich już na co dzień. Niemniej uważam, że w przekładach utworów z XIX wieku mają swoje miejsce. Mógł Mickiewicz pisać: Polały się łzy me czyste, rzęsiste Na me dzieciństwo sielskie, anielskie, Na moją młodość górną i durną,... Pozdrawiam
    • ludzie naprawdę to kupują?   obraz z białym krajobrazem ukradziony z klatki schodowej taka, ot, historia bez pościgów, wycia i rozbijania szkła bez rwania mięsa życia do kości ale z kradzieżą! choć nie mam pewności czy ktoś go nie wystawił na klatkę właśnie żebym go wziął czyż to nie jest życie wielkie nieporozumienie w teorii mógłbym zapukać, zapytać ale nie wiedziałbym gdzie i błądziłbym po mieszkaniach ja to na takiej klatce bym nic nie zostawiał zamek nie działał nie wiem w ogóle czemu ktoś chciałby wyrzucać taki łady obrazek stary, rosyjski jeszcze z leningradu eklektyczny w sensie nie że obraz chciałem się pochwalić słowem eklektyczny dobre, nie? polecę nawet dalej eklektyczna poświata koszernych chodników przeglądam się mrawo w kałużach rozbija się szmaragdem haniebny dżdż nic nie rymuje się z dżdż dziwią mnie wszyscy krytycy i ja wiem że jestem nieudolny że rym bywa częstochowski i że forma mną włada ale w porównaniu do "prawdziwej poezji" czuję się jak jakiś kaleka jakbym stracił jeden z 6 zmysłów jakbym czegoś nie widział czegoś nie słyszał czegoś nie rozumiał przepraszam "prawdziwą poezję" ale z braku laku zacząłbym chyba czytać paragony na parkingu i to by była historia życia! do wydedukowania po nawykach żywieniowych może ktoś ma dziecko? może ktoś ma dietę? to jest niesamowite a nie wasze zasrane tkanki i eklektyczne obrazy przepraszam
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Starzec Ech tam! Złudzenie. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...