Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Z zamyślenia wyrwały Huberta delikatne wstrząsy; zdążył już zapomnieć o tym, że siedzi w czerwonym fotelu w przedziale wagonu osobowego i potrzebował kilku sekund, by uświadomić sobie, że owe wstrząsy były wywołane spojeniami szyn, po których przejeżdżał pociąg. Coraz większa częstotliwość tych zakłóceń płynności jazdy świadczyła niezbicie o tym, że cel podróży był już bliski.
Gdy pociąg zaczął zwalniać, Hubert powoli wstał ze swojego wygodnego miejsca. Czy to wielogodzinne rozmyślania, z których jeszcze nie do końca był się ocknął, czy też po postu ciągłe trwanie w jednej pozycji sprawiło, że całe ciało mrowiło go i z ociąganiem wykonywało jego polecenia. W uszach mu szumiało, a wszelkie dźwięki otoczenia docierały do niego przytłumione, jakby spod wody. W połączeniu z lekkimi zawrotami głowy, zrozumiałymi przy zmianie pozycji, sprawiło to, że Hubert czuł się jak we śnie; jakby sterował swoim ciałem z odległości i nie do końca mógł być pewien własnych ruchów.
Niezdarnym krokiem (wszak od kilkunastu godzin nie korzystał z dobrodziejstw poruszania się w pozycji wyprostowanej na dwóch kończynach, za czym zresztą wcale nie tęsknił) opuścił przedział i wyszedł na wąski korytarz. Nie było ani śladu tłoku, tak charakterystycznego dla takich korytarzyków w chwili, gdy pociąg zwalnia już przed stacją; przeciwnie – Hubert był sam, tak samo jak całą drogę siedział sam w przedziale.
Kiedy dotarł do drzwi wagonu, pociąg stał już w miejscu – zahamował wyjątkowo łagodnie, bez najmniejszych szarpnięć. Jeszcze tylko dwa kroki w dół i już obuta stopa Huberta dotykała ziemi w Vimardzie. Nadal czuł się jeszcze jak we śnie (nie wiedział, że uczucie to nie opuści go aż do końca pobytu), gdy przy wtórze huku towarzyszącego odjazdowi pociągu rozglądał się po okolicy.
Gwoli szczerości zaznaczyć należy, że Vimarda – to mistyczne, wyśnione miejsce – w pierwszej chwili raczej rozczarowała niż olśniła Huberta. Nie oczekiwał oczywiście złotych gór ani podwodnych twierdz; w zasadzie sam nie wiedział do końca, czego tak naprawdę oczekiwał, na pewno jednak nie tego, co zastał. Nie było bowiem nawet chodnika – Hubert wysiadł prosto na wąską ścieżkę wydeptaną wśród bujnej trawy. Przez dłuższą chwilę stał w miejscu („na peronie”, pomyślał cynicznie, bo przecież żadną miarą nie można było nazwać tego peronem), jakby wypatrując jakiegoś niezwykłego znaku, jednak trywialność okolicy była nieubłagana; wsadził więc ręce w kieszenie (było to już u niego odruch – często sprawdzał dla uspokojenia, czy w kieszeni spodni ma portfel – tym razem jednak nie zabrał go ze sobą) i ruszy, dokąd wiodła ścieżka.
Chodził niedbale, nie myśląc o dumnie wyprostowanych plecach i władczo usztywnionym karku; powłóczył nogami, skutkiem czego potykał się często - nie sprawiało mu to jednak wielkich trudności, gdyż do perfekcji doprowadził sztukę odzyskiwania równowagi i nie przewracał się prawie wcale. W połączeniu z niestarannym strojem mogło to sprawiać wrażenie, że Hubert jest człowiekiem niechlujnym - jednak nic bardziej mylnego. Owszem, był leniwy i jakiekolwiek czynności wymagające fizycznego zaangażowania wykonywał z własnej woli niezmiernie rzadko - ilekroć jednak coś już przedsięwziął, wówczas pracował z ogromnym pietyzmem, w pełni zasługującym na miano niebywałego. Ci, którzy znali go na tyle dobrze, by odkryć w nim tę cechę, rozumieli dlaczego Hubert - w rzeczywistości pedant i esteta - nie przywiązuje najmniejszej wagi do tego, jak chodzi. Chodzenie było bowiem dla niego czynnością estetycznie obojętną, a przez to niegodną jakiejkolwiek uwagi. "Chodzi się po to, żeby iść - powiedziałby zapewne, gdyby go kto zapytał - nie po to, żeby delektować się chodem". Jeśli zdaniu temu nadamy kontekst szerszy - "Żyje się po to, żeby żyć, nie po to, żeby delektować się życiem" - wówczas otrzymamy skondensowany, acz kompleksowy obraz jego osoby.
Droga prowadziła z początku przez pola i łąki; Hubert z pewną radością spostrzegł ospałą krowę, leżącą na trawie w pobliżu ścieżki; uśmiechnął się nawet lekko na myśl o tym, że to pierwszy ssak, może nawet pierwsza żywa istota (zdawało mu się, że widział już lecącego wysoko ptaka, ale nie był tego do końca pewien), jaką napotkał od wczoraj.
Słońce było już dość nisko - zapewne było około piętnastej - lecz wciąż jeszcze grzało bardzo intensywnie – najwyraźniej już od wielu dni, gdyż piach polnej ścieżki był suchy jak pieprz, tak, że idąc, Hubert wzbijał tumany pyłu osiadającego nie tylko na butach, ale także na twarzy i włosach. Na widok zbliżającego się rzadkiego lasu doznał zatem pewnej ulgi, liczył bowiem nie tylko na cień, który dałby mu schronienie przed upałem, lecz także na panującą w lesie wilgoć, która poskromiłaby wirujące w powietrzu kłęby pyłu; nie zawiódł się ani na jednym, ani na drugim.
Rzadka brzezina niespodziewanie przeszła w gęsty las sosnowy, ten z kolei skończył się gwałtownie, jak ucięty nożem. Hubert jednak właściwie tego nie zauważył, jego uwagę pochłonęło bowiem coś, co dostrzegł w oddali: człowiek siedzący na wielkim kamieniu, wpatrzony w granatową toń jeziora.

Opublikowano

Wiesz co Pawle? Nie popełniasz błędów (przynajmniej takich nie dostrzegłem) i piszesz dość dobrze. Mnie osobiście (subiektywnie) drażnią te zwolnienia akcji i rozwleczenia. Taki tok retardacyjny służy zapewne obleczeniu tekstu w materię refleksyjna, ale rozwodzenie się przez kilka zdań nad tym, iż Hubert jest estetą i kilka godzin siedział, jest moim zdaniem trochę niedobre. Czekam na fragmenty mocno filozoficzne.
Mam nadzieję, że conieco pomogłem.

Opublikowano

Zdaję sobie sprawę, Sanestisie, że taka właśnie, ujmijmy to w cudzysłów, "retardacja", może drażnić czytelnika; ale wydaje mi się, że tylko wtedy, gdy czyta się tekst w kawałkach, w internecie (gdzie szybkość jest wszak rzeczą najbardziej pożądaną); w rzeczywistości jednak takie zabiegi są w powieściach - przynajmniej w większości - rzeczą zupelnie normalną i w gruncie rzeczy pożądaną. Pomijając jakieś tandetne sensacje i kryminały, gdzie akcja toczy się strasznie szybko, akcja w powieściach na ogół jest właśnie spowalniana. Weź taką "zbrodnię i karę" (pierwsze, co mi przyszło do głowy, może być cokolwiek innego) - i porownaj, czy tam na pięciu stronach (mniej więcej tyle ma do tej pory moja powiastka) jest więcej akcji niż u mnie...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Oczywiście masz rację.
Nie mam nic przeciwko zabiegom opóźniania w powieściach (zwłaszcza tak wybitnych pisarzy). Ja rozpatruje dany fragment w izolacji - mogę sie mylić. Na naszym podwórku - polskim to dobrze potrafił kręcić się wokół jednego: słowa, zagadnienia, zdania - Gombrowicz. Widać to przede wszytkim w "Pornografii" i w "Transatlantyku", ale nie widzę między wami na razie podobieństw, więc raczej ten trop jest niewłaściwy.
Mnie tylko ten akapit, w którym przewija się ta sama kwestia - powtórzona wielokrotnie - znudził. Ja wiem, że tekst prozy jest nastawiony nie tylko na jakość, ale i na ilość.
Ja jednak będę się upierał przy swoim (być może jestem w błędzie) że za wiele takich zabiegów może nie wyjść na dobre twojemu tekstowi.
Nie chcę tutaj wchodzić głębiej w te sprawy bo czasu mi brak na poważniejszy dyskurs. Ja tylko zasygnalizowałem, co mnie indywidualnemu czytelnikowi nie przypadło do gustu. Zrobisz jak uważasz, to jest twój tekst.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiem :P



A który dokładnie to akapit? Ten o chodzeniu, czy te wcześniejsze, o siedzeniu? Nie wiem dokładnie, o który "ten akapit" ci chodzi, ale skoro tylko się dowiem - obiecuję, że poprawię, co będę w stanie.



Oczywiście; stosuję tutaj w ogóle dosyć ciężkawy styl (aż się boję, co by było, gdyby ktoś mi kazał narysować wykres co bardziej pogmatwanych zdań), a także - co zauważyłeś - nastawiam się także na pewną "powieściową" objętość (co oznacza w praktyce co najmniej 100 stron Worda czcionką 10 z odstępami 1 :D). Po to właśnie wkleiłem te teksty do warsztatu i po to prosiłem cię o opinię - żebyś ocenił, czy właśnie w te klocki nie przeginam (w moim odczuciu - przeginam :D).



Mój - i to w zamierzeniu bardziej mój niż którykolwiek inny. Jednak gdybym powiedział, ze nie zależy mi na opiniach odbiorców, wówczas skłamałbym; zależy mi i w wielu kwestiach są one dla mnie wiążące.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Właśnie te wymienione przez ciebie fragmenty (umownie "akapity"). Jeśli jednak na dłuższą metę będziesz tak pisał, ale nieco ciekawiej (tylko się czepiam tego fragm. z siedzeniem), to będzie dobrze. Dla mnie wcale nie piszesz ciężkawo. Skoro ambitnie chcesz stworzyc powieść intelektualną, to nawet wypada abyś utrudnił recepcję.
Sądzę, że sobie poradzisz. Masz pomysł i styl pisania też się krystalizuje, zatem jeśli nie będziesz epigonem, który wstawia koncepcje filozoficzne tylko po to, żeby były, to może być ciekawy utwór. Ale poczekamy

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Płyną łzy (Jak ja i ty)   A noc jest  Pustką    Która niczego  Nie wyjaśni    Nawet chłodu  Twoich i moich rąk    A dzień po nocy  Nigdy nie będzie taki sam    (Już nie wracam tam)
    • @violetta a co do przybysza, to zobaczymy jak sie zbliży do  marsa. wtedy się okaże, co to takiego. na razie pozostańmy przy tym, że to kometa. choć nasuwa się książka arthura c. clarke`a pt. "rama", kiedy to do ziemi zbliżył się ogromny pojazd obcych (z początku też był brany za kometę), lecz bez załogantów. załogę stanowiły roboty, maszyny o nieznanym przeznaczeniu... co innego w opowiadaniu andrzeja trepki pt. "goście z nieba". tam były cztery pojazdy obcych, na początku podobne do gwiazd zaobserwowane w pobliżu dyszla wielkiego wozu, tutaj załogantami okazali się obcy (fizycznie bardzo podobni do ludzi, lecz mentalnie całkowicie odmienni), którzy po wylądowaniu zaczęli zadawać bardzo dziwne pytania np. jak są rozmieszczone przestrzennie atomy w ścianie, z której nie wyodrębniali płótna van Dycka, albo o tangens kąta pod jakim znajdował się środek tarczy słonecznej, niewidocznej przez okno. to znów pytali o ubarwienie skał począwszy od sześciu kilometrów w dół, innym razem pytali o antenaty do pięćdziesiątego pokolenia wstecz. na zadane pytanie jaki tryb życia wiodą u siebie odparli, że uczestniczą w ponadczasowym wymiarze istnienia... ciekawe jakie pytania będą zadawać obcy z 3i atlas... 
    • i jak tu nie być nihilistą kiedy w takiej sytuacji filozofia jest w rozpaczach  pocieszeniem dla rogacza!   dostojewski, de beauvoir piszą o mnie scenariusze czytam, biorę nadgodziny chryste, nie mam już rodziny!   pamiętam pierwszy tego widok wracałem wtedy z biblioteki i jakby wyszli - on i ona spod dłuta michała anioła   ona - olimpia, wenus, gracja i on - hefajstos, neptun, dawid i ja, i za małe mieszkanie i my i biedny schopenhauer   ach, zostałem więc krytykiem by lać na ludzi wiadra żółci chcesz pochwały całą stronę idź - przekonaj moją żonę...
    • San z ej aj esi se jaja z nas
    • Jej świat kusił atrakcyjnością...         Kupiłem go i używałem według jej zaleceń...                                                       Było mi w nim dobrze...                      Erzatz blichtru skutecznie ukrywał pustkę..Świat obok był nieważny... Raził szorstkością prawdy i koniecznością wybierania...                 Nie dawał poczucia wtajemniczenia i wyższości...            Był taki nie...                                              Teraz spłacam dług...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...