Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Im liście jaśniej błyszczą,
tym bardziej pnie podobne zgliszczom,
tym ciemniejsze, niemal czarne;

liście zaś – złote, szkarłatne.
Krwią nabiegłe, fioletowe,
sjeną rdzawo przypalone

zmienia podmuch
w żółte mgnienia prawie białe,
pomarańcze i opale.

Każde drzewo w płaszczu iskier,
na gałęzi ptak ognisty,
każde drzewo jak pochodnia.

To nie liści szum, lecz ognia
- błysk ostatnich zaklęć w lesie.
Oczy kłamią, że to jesień.

Opublikowano

A myślałem, że to jesień. Lubię taki klimat i formę. Zachowam ten wiersz.

Jednak znalazłem pewną małą nieścisłość językową. Otóż - pożar płonie! To coś takiego jak mokra woda. Płonie ogień - i to jest pożar. Chyba, że tu jest taki pożar, że od tego pożaru zapalił się ogień, który trawi las i ten ogień jeszcze tak pali ten las, ze aż zapalił się pożar, który ten las palił ogniem pożaru - czyli od ognia powstał pożar, od którego wzniecił się ogień tak ogromny, że aż powstał pożar, który ten ogień spala ogniem żywym i jest jeszcze większy pożar!!! :)))))

Myślę, że wyczerpująco wyjaśniłem swoje wątpliwości, ale zawsze pozostaje otwarta furtka mojego niezrozumienia sprawy... :)))))

Pozdrawiam :))))) Piast : )))))

Opublikowano

Heh, zdarzają mi się takie śmiszne wpadki dość często:)
Dzięki za uchwycenie tego chochlika i tak ożywioną dyskusję
(aż się boję, że Piast teraz leży przed kompem cały zaplątany
jak supełek i nie może się rozplątać:) "Pożar płonie" zmieniam
z marszu na "wielki"; może to mało orginalne, ale sprawdzi się
jako prowizoryczny opatrunek, również do zmiany:)

Dziękuję wszystkim za odwiedziny!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ja tu siedzę i dumam nad tym pożarem wielkim i myślę, że ten pożar wielki jest tu za prosty i niepasujący do pozostałych zwrotów, podtekstów i wyrażeń poetyckich, które są właśnie poetycko ujęte. Mam już pewne pomysły, ale jeszcze niewyartykuowane, bo nie mogę złapać przyczóka...
Uważam jednak, że pożar wielki obniża poziom utworu, którego wlepiłem już ku pamięci, by nie zapomnieć!
Myślę dalej ...
Pozdro Piast
Opublikowano

Oj Piaście, obsypię cię złotem jak coś jeszcze podpowiesz,
bo co do "wielki" mam takie same odczucia:)

Aniu, jesteś kochana:) Za ach-och kłaniam się nisko, a "hula"...
cóż - to chyba z tej samej półki co "wielki";)

Myśleć, myśleć! Hm...


Dobra, zmieniłem. Jak teraz?
Mam jeszcze taką wersję:

To nie liści szum, lecz ognia
- pożar zjeżył sierść na grzbiecie,
po czym zawył. Przyszła jesień.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



O rany Bartosz! Zmieniłeś cały sens wiersza. Bo o czym on w końcu jest - o pożarze lasu, czy o jesieni?

Pisząc:

To nie liści szum, lecz ognia
- pożar zjeżył sierść na grzbiecie,
oczy kłamią, że to jesień.
- mówisz o pożarze, tym prawdziwym, co to straż potrzebna do gaszenia...

Pisząc natomiast:

To nie liści szum, lecz ognia
- pożar zjeżył sierść na grzbiecie,
po czym zawył. Przyszła jesień.
- piszesz o jesieni w nawiązaniu do pożaru poprzez różnorakie kolory, ogniste barwy liści kołysanych przez wiatr jesienny.

Wprawdzie mówi się, że jesień w lesie to jakby las płonąl, ale to tylko takie porównanie, a tu ja widzę konkretne, opisane wydarzenie. Chyba, że coś mi na oczy padło, pomroka ciemna, czy jasna, cy co tam inszego aby jeszcze...
Sam nie wiem już co... RATUNKU!!! Wyjaśnij, bo ja myślę nad jakąś przenośnią i nie wiem co myśleć>>>
Piast
Opublikowano

Piast i Ewa S.: Macie oczywiście rację, dwa słowa wystarczy zmienić
i już cały sens jest inny:) Ja również zdecydowanie wolę wersję
gdzie pożar jest prawdziwy i zjada las do szczętu. Jeśli więc obecna
wersja wiersza (ta zaznaczona przed chwilą przez Ewę J.) jest już ok,
to zostawiam:) Może być pożar jako dziki zwierz?

Jestem zaszczycony, że tak się interesujecie tym utworkiem, bardzo, bardzo
dziękuję Wam za pomysły i życzliwość:)))

Ewa J.: oddaję z radością, bierz póki ciepłe:)

Pozdrówka dla wszystkich!

Opublikowano

Nie może...
A jakby tak sięgnąć do "wnętrza" lasu, jego ducha - istnienia i bytu. Bo gdy las spłonie, to już nie ma lasu i nie ma tego wszystkiego, co z lasem związane - spokoju, ciszy, czaru, tajemnicy, muzyki... A z pożarem to wszystko ginie...
Ja bym to ujął coś podobnie do - ( ale ty sam to lepiej zrobisz)

To nie liści szum, lecz ognia
- cisza płonie w całym lesie,
oczy kłamią, że to jesień.

Ech, kurde, myślał, myślał i palnął, jak łysy grzywką o beton!!! Już mi dymi z czaszki...
P o z d r o P i a s t

Opublikowano

Interesujący utworek (stan w jakim go zastałem, bo widzę, że jeszcze się rozwija ;)).
Moje wrażenia:
Pierwsza zwrotka - zaciekawiła grą słów i sprawiła, że chciałem czytać dalej.
Trzy następne - przeleciały niczym deszcz przez sito wyobraźni zwilżając je zaledwie (czyli pierwsze wrażenie - nic ciekawego)
Ostatnia zwrotka - po jej przeczytaniu zacząłem czytać od nowa...
Wnioski:
Osobiście z trzech środkowych zwrotek zostwiłbym tą przedostanią, a resztę usunął, lub nad nimi jeszcze popracował.
...ale, to nawet sugestia nie jest.
Ocena:
Pomimo uwag, wiersz zasługuje na uwagę ;) za ciekawy pomysł i realizację (ocena pozytywna).

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @APM Lubię gdy poezja nie zawiera zbyt wiele wielkich słów. I gdy operuje obrazem, gestem, albo bierze konkretne ludzkie doświadczenie i pokazuje mi na jak wiele sposobów można widzieć świat.
    • @hollow man @hollow man dobrze, przekaze  
    • @Deonix_ Dzięki. Podoba mi sie to co napsiałaś: "wiersz, ukazujący przedświąteczną zawieruchę z innej perspektywy,  bez nadmiernego biadolenia ale i bez lukru i "dobro(ś)ci" :) ". Wiersz był bez tytułu, dodałam potem. Czyli można zmienić, albo wytłuścić. Aktualnie wybieram to ostatnie. Nie chcę nic więcej dodać. Zastanawiałam się, czy nie pwinien się kończyć na przedostatim wersie, czyli na "potulne jak baranki", ale chba też nie. A tak ogólnie to faktycznie pasuje na każde święta oraz inne okazje/wydarzenia życiowe być może. Pozdrawiam 
    • "Jedyną rzeczą, która ma jeszcze moc sprawczą w świecie po sensie, jest obsesja."   Noc przełomu. Ostatnia a zarazem pierwsza. Stary rok odszedł przed dwiema godzinami a nowy narodził się  jak zawsze ślepy i w ułudzie nadziei  na poprawę bytu jednostek doczesnych. Jakaż to okrutna  a zarazem prześmiewcza farsa. Święta i nowy rok. Bajeczki dla małych dzieci  o jedności, pokoju, zgodzie i miłości. O cieple ognia rodzinnego i atmosfery wzajemnej godności i szacunku. Ja nie życzę nikomu dobrze, nie życzę jednakże też źle. Ale cóż mi przyjdzie  z czyjegoś szczęścia i sukcesu  nawet jeśli miałby się on  magicznie zyścić pod wpływem  słów, gestów czy guseł tych przeklętych dni? Nic się nie zmieni.     Sukcesy innych nie motywują one ranią i jątrzą  uczucie wstydu, hańby i zawiści. Ludzkiej, podłej i małostkowej zazdrości. A ja najadłem się w życiu  dość hańby i wstydu. A zazdrość. Czego miałbym im zazdrościć? Uciesznych, grzesznych igier, tańców i hulaszczego pijaństwa do odcięcia się od ludzkiej myśli poznawczej? Grania w karty, kuligów  czy zabaw na świeżym śniegu? Czasami widzę przez okno salonu, jak zdać by się mogło  dorosłe i solidnie wykształcone jednostki zachowują się jak dzieci  i to te rozwrzeszczane  i rozpieszczone do granic.     Patrzę jak bałwany  lepią jeszcze większe bałwany. Swoje autobiograficzne pomniki. Mienią się w słońcu i iskrzą dumnie. Scala je mróz i ulotność. A potem idzie wiosna zielona  a z nią ocieplenie. Patrzę z tego samego okna  jak bałwany z każdą godziną marnieją,  topią się aż wreszcie kruszeją  i rozpadają się na części. A potem widzę ich twórców. Jak wracają z pracy lub uniwersytetu. Marni, w rozsypce,  upadku pod ciężarem jestestwa. Widzę jak czas ich kruszy. Żadne z ich życzeń nigdy się nie spełni. Bo życzenia nie są do spełniania  a do pustego karmienia skrzywdzonego ego.     Błędne koło. Cierpią cały rok  by w święta życzyć sobie oddechu. Choć wiedzą że to tylko słowa nie czyny. Bo codzienność wymusza na nich  czyny podłe i niegodne losu  i struktury człowieka. Walka o byt. Człowiek w centrum wszechświata. Człowiek jest kowalem swojego losu. Brednie humanizmu. Wszechświat kręci człowiekiem. I nijak nie ma na to lekarstwa. Jest tylko przekleństwo klatki codzienności.     Część spotkań towarzyskich jeszcze trwała, inne dogasały powoli  a goście na nie sproszeni,  przenieśli się w dużej mierze na zewnątrz. Jedni by zaczerpnąć tchu i odsapnąć, inni by zapalić w spokoju  a jeszcze inni  by dać upust erotycznemu napięciu. Za oknem posłyszałem ściszone głosy  grupki młodych osób najpewniej studentów  lub uczniów gimnazjum. Weszli widać do przedsionka bramy mojej kamienicy a potem do dolnego hallu. Ciężkie dębowe drzwi stuknęły z impetem  a głos kroków  objął stukotem marmurowe schody. Słyszałem przytłumione, lekko podpite głosy. Żegnali się najpewniej,  życząc sobie ostatni raz wszelkiego dobra. Jeszcze tylko odgłos kluczy w zamku drzwi, znów kroki, teraz mniej liczne.  I znów błoga cisza. Koniec tych bachanaliów. Teraz tylko cierpienie i udręka.     A dla mnie czas na zbawczy sen. Na stoliczku leżał kłębek czarnej wełny. Rzuciłem go mojego kotu  by i on miał trochę radości i zabawy tej nocy. Oczywiście momentalnie  wyskoczył spod stołu i rzucił się na ofiarę. Maltretując ją  niemiłosiernie pazurami i zębami. Kominek dogasał z wolna. Sięgnąłem po lampę, podkręciłem płomyk  i ruszyłem do sypialni. Będąc obok drzwi wejściowych dosłyszałem nieopodal odgłos lekkich, kobiecych kroków. Zdziwiłem się bo ostatnie piętro kamienicy, zajmowali raczej samotni i posunięci już znacznie w latach mężczyźni jak ja. Zanim to do mnie otwarcie dotarło,  kroki znalazły się pod moimi drzwiami  a kołatka zasygnalizowała nieśmiałe pukanie. Mam nadzieję, że to nie gość w dom  o tak nie towarzyskiej porze  a to że jakaś pijana latorośl  zmyliła drogę do domu lub piętro. Rad nie rad  zrobiłem kilka kroków i otworzyłem…   Mówią że marzyć to nie grzech. U mnie to proste  bo nie wierzę w marzenia ani grzech. Ale tej nocy nowego roku  odwiedził mnie gość  o którego postaci marzyłem  i życzyłem sobie jego powrotu. A więc czyżby  marzenie może się urzeczywistnić? Dostałem na to namacalny i najlepszy dowód. Choćby przerażający w swej istocie  i metafizycznej głębi.   Otworzyłem drzwi  a w progu zastałem jej postać. Taką o jakiej dziś marzyłem, jakiej pragnąłem. Jaką kochałem i wspominałem co dzień  od dnia jej rychłego zgonu. Była wręcz zwiewna i blada. Ledwie zaróżowione policzki  wygięty się pod wpływem  szerokiego uśmiechu. Jej kasztanowe, ułożone w dorodne fale włosy spływały jak wodospad  na alabastrowe ramiona i piersi. Ubrana była w ukochaną,  malachitową suknię wieczorową. Kolczyki i kolia z pereł oraz makijaż  uczyniły z niej bezsprzeczne  artemidowskie bóstwo pożądania. Zielone oczęta tak niewinne,   miały w sobie niezgłębione pokłady miłości.     Długo syciliśmy się nawzajem tą chwilą. Nie mogąc wydusić słów ani poruszyć zastygłych w nagłym szoku ciał. Wreszcie przemogła się  i mogłem usłyszeć jej głos. Za nim było mi tęskno najbardziej. Polały się łzy. Chciałam przyjść osobiście i życzyć Ci szczęśliwego nowego roku i zapytać czy wszystko u Ciebie w porządku?  To było Twoje życzenie. Czy chciałbyś nadal abym mogła spędzić z Tobą resztę tej nocy Simon? Rzuciłem się na nią  i tuliłem jak największy skarb.  Płakałem jak dziecko i nie mogłem przestać. Wreszcie osunąłem się na kolana przed nią i tuląc się do idealnej talii  wyskomlałem wręcz Tak! Z Tobą chcę być już na wieczność. Och Natalie…   Poddźwignęła mnie z kolan  i ucałowała gorąco. A ja postanowiłem śnić i marzyć  jedynie o niej już do końca swoich dni.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...